Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

001. TERAZ ALBO NIGDY


                Liceum jest zmorą każdego, ale nawet po śmierci wydaje się, że nie mogę od niego uciec. Jestem jedną z tych, którzy mieli szczęście: niewiele osób może powiedzieć, że umarło i przeżyło, by o tym opowiedzieć. Jednak to, że nie pamiętałam nic o mojej poprzedniej szkole, dawało mi możliwość, bym zaczęła od nowa w liceum. Dobrze mnie usłyszeliście. Znowu mogę być w dziewiątej klasie.

— Okej, skarbie, wyniki twoich testów pokazały, że masz wystarczającą wiedzę, by chodzić na lekcje dziewiątej i dziesiątej klasy, ale jeśli będą dla ciebie zbyt trudne, to zawsze możesz zwrócić się do nauczycieli, a oni zmienią ci program nauczania — powiedziała moja matka zastępcza. — Z pewnością szkoła będzie bardzo wyrozumiała. Przeszłaś przez naprawdę wiele.

Odetchnęłam z ulgą. Bycie w dziesiątej lub jedenastej klasie nie było aż takie złe. Do tej pory powiedziano mi jedynie, że nie mogę uczęszczać do dwunastej klasy. Nie było żadnych dowodów mojej edukacji, gdyż nikt nie mógł ustalić mojej tożsamości.

— Dziękuję — odparłam, biorąc od niej plan lekcji.

Skołowani? Ja też.

Mam amnezję dysocjacyjną, więc często jestem skołowana. Jest to typ zwany amnezją wsteczną, co oznacza, że mogę tworzyć nowe wspomnienia, jednak nie pamiętam nic sprzed wypadku. W jakiś sposób jestem w stanie przypomnieć sobie podstawowe rzeczy związane z nauką, jak przykładowo matematyka, czytanie, nauki ścisłe i poszczególne fakty historyczne. Wszelkie osobiste wspomnienia oraz świadomość mojej tożsamości zniknęły podczas mojego doświadczenia prawdziwej śmierci.

Nawet nie pamiętałam swojego własnego imienia. Tatuaż ponad moim sercem mówił „Lila", więc podobno właśnie tak się nazywałam. Postanowiłam mieć podwójne imię, wybierając Mae na cześć miesiąca, w którym uratowali mi życie. Zapis tego słowa to moje własne urozmaicenie.

— Gotowa? — zapytał pan Williams.

Pani Williams musiała zawieźć swoje biologiczne dzieci do szkoły, ale chciała porozmawiać ze mną, nim zacznę mój pierwszy dzień. Nie chcieli tego przyznać, lecz obawiali się, że będę miała kolejny atak.

— Bardziej gotowa nie będę — stwierdziłam i wymusiłam uśmiech.

— Właśnie tak! — zawołał, rozumiejąc, że mój entuzjazm był udawany, ale mimo wszystko próbował poprawić mi humor.

To właśnie pan Williams.

Jego samochód był zabałaganiony zabawkami, gdyż ich dzieci były w wieku od sześciu do dwunastu lat. Podniosłam kilka klocków Lego z podłogi miejsca pasażera, nim wsiadłam do środka. Stanęłam na nich zbyt wiele razy, by ponownie popełnić ten błąd. Pan Williams odpalił pojazd, a ja poczułam nutę nadziei, gdy przez chwilę panowała cisza.

Czy to się już naprawiło?

Czy moje uszy w końcu mogą zaznać spokoju?

Okazało się, że była to złudna nadzieja.

W radiu zaczął grać zespół, to była ta sama piosenka, która leciała, nim wyłączył urządzenie. Ktokolwiek był właścicielem tego auta przed rodziną Williams, uwielbiał ten stary zespół, jednak ja go znienawidziłam przez to, że każdego dnia słuchałam, jak śpiewają.

— Znowu?! — jęknęłam, zasłaniając uszy dłońmi. — Jeśli kiedykolwiek dowiem się, kto śpiewa tę piosenkę, to własnoręcznie ich zamorduję.

— Dramatycznie — zauważył mój ojciec zastępczy i uniósł brew. — Czy to naprawdę konieczne?

— Tak, to dzięki mnie melo znajduje się w słowie „melodramatyczne" — wypaliłam żartobliwie.

To jest rewolucja, którą w deszczu słyszysz sam. Nie patrz w dół, wciąż idziemy wzwyż. Wyżej wciąż, choćbyśmy byli na glebie. Lot wciąż trwa. Śnij dalej, bo żyć będziesz wiecznie. Żyjmy chwilą, tu i teraz. Tu i teraz! — zaśpiewał wokalista.

— Nie są tacy źli! — zauważył pan Williams, nucąc i śpiewając razem z nimi. Kiedy piosenka dobiegła końca, natychmiast zaczęła się ponownie.

Ugh, Ugh, UGH!

Miał rację. Musiałam przyznać, że kimkolwiek był ten zespół, miał talent. Talent do sprawiania, że chcę wyrwać sobie włosy i krzyczeć. Tak szczerze... Nie są okropni.

Zaparkowaliśmy na parkingu szkolnym, więc wysiadłam.

— Miłego dnia, Lilo Mae! — zawołał, gdy wyskakiwałam z samochodu.

— Nawzajem, panie Williams — odparłam, tym razem przybierając na twarz szczery uśmiech.

Pomimo tego, że prawdopodobnie zbliżałam się do przedwczesnego upadku społeczności, to przynajmniej w końcu uwolniłam się od tej nigdy niekończącej się muzyki.

Sam budynek liceum Los Feliz nie było onieśmielający. Bardziej bałam się uczniów. Mogą roznieść się plotki, że chodzi tam martwa dziewczyna, a nie chciałam mieć takiej etykietki.

Układ budynku był na tyle dziwny, że zaczęłam żałować, iż nie zabrałam ze sobą mapy. Przed rozpoczęciem lekcji wszyscy rozmawiali w swoich niewielkich grupkach, a bez moich wspomnień nie wiedziałam, na jakim poziomie są moje umiejętności społeczne. Z kim powinnam rozmawiać?

Zauważyłam dwie dziewczyny, które stały przy swoich szafkach pogrążone w konwersacji. Zawsze łatwiej podejść do dwóch osób niż do całej grupy, więc zaczęłam zmierzać w ich stronę. Dość szybko usłyszałam dźwięk stukania obcasów o podłogę. Jakaś blondynka z krzywą miną podeszła do dwójki, do której się kierowałam.

— Proszę. Moja grupa jutro występuje na apelu — odezwała się ta popularna, wpychając im do rąk ulotki. — Na pewno nie macie nic lepszego do roboty.

Moje wargi wygięły się w grymasie z powodu jej zachowania.

— O mój Boże, Carrie. Dzięki! — odpowiedziała sarkastycznie dziewczyna z ładnymi długimi warkoczami.

Już ją lubię.

— O mój Boże, Flynn. Nie musisz przychodzić! — stwierdziła Carrie tym samym tonem. Odwróciła się na pięcie i udała się torturować swoją kolejną ofiarę.

Kiedy odeszła, Flynn i jej przyjaciółka zaczęły rozmawiać o jakimś chłopaku, przez co się speszyłam i odwróciłam. Może powinnam podejść do nich później, gdy temat ich pogawędki nie będzie taki osobisty? Nie chciałam zawstydzić jej znajomej i zrobić złego pierwszego wrażenia.

Po trzydziestu minutach spędzonych w szkole nadal nie mogłam znaleźć sali, w której miała odbyć się moja pierwsza lekcja. Nie wiedziałam, czy było to spowodowane moimi problemami z mózgiem, ale bez względu na wszelkie wskazówki, które mi dano, nigdzie nie widziałam sali muzycznej. Westchnęłam, decydując, że może powinnam po prostu tam nie iść. Może szkoła wybaczy mi nieobecność z powodu zgubienia się w budynku?

Usłyszałam melodię wygrywaną na gitarze, więc podążyłam za jej dźwiękiem.

To właśnie dzięki muzyce doszłam do siebie. Po tym, jak umarłam i zmartwychwstałam, mój układ nerwowy był kompletnie zniszczony. Lekarze myśleli, że już nigdy nie będzie chodzić ani poruszać się samodzielnie, nie mogli znaleźć moich rodziców ani żadnej rodziny. Pewnego dnia w szpitalu zagrał muzykoterapeuta. Moje ciało powoli zaczęło wracać do pełnej sprawności. Od czasu do czasu nadal doświadczałam skurczy, ale w większości wyszłam bez szwanku.

Ponownie usiadłam, kładąc nogi na zimnych płytkach. Gdy zajrzałam przed drzwi, dostrzegłam znajome twarze. Chłopak, o którym wcześniej wspominały dziewczyny, właśnie grał na gitarze. Flynn i jej przyjaciółka siedziały w pierwszym rzędzie obok Carrie. Kiedy skończył swoją piosenkę, wszyscy zaczęli klaskać, a blondynka rzuciła złośliwy komentarz, gdy dziewczyna z korytarza wstała.

— Przyszła kolej na Julie Molinę — oznajmiła nauczycielka. Szepnęła coś do brunetki, która wydawała się mieć atak paniki. Coś o tym wiedziałam.

— Nie dam rady. — Wyczytałam z ruchu jej ust.

Julie wstała i wybiegła z klasy, przesuwając swoją czapkę, by zasłaniała jej twarz. Flynn naskoczyła na Carrie, która powiedziała kolejny okrutny żart, jednak nie dobiegł on do moich uszu. Po ich twarzach dało się zauważyć efekt, jaki spowodowały te słowa.

— Julie, poczekaj! — zawołałam, wychodząc naprzód, by ją zatrzymać. Nie miałam pojęcia, co się działo, ale wiedziałam, że muszę znaleźć sobie przyjaciół. Ona również potrzebowała pocieszenia.

— Tak, poczekaj! — krzyknęła Flynn, która również rzuciła się w pogoń za nią.

Zatrzymałyśmy się przy szafkach. Wzięłam głęboki oddech, próbując uspokoić moje ciało. Nie przywykłam do tego. Lekarze zabronili mi się przemęczać, ale nie spodziewałam się, że będę taka zmęczona po truchcie korytarzem.

— Julie, nie możesz tak po prostu się poddać! — powiedziała Flynn, próbując przykuć jej uwagę. — To była twoja ostatnia szansa na lekcji muzyki. Jesteś zbyt utalentowana, by ją zmarnować!

— Wiem, ale po prostu nie mogę zrobić! Nie po tym, jak mama... — wydusiła, ale wtedy jej wzrok padł na mnie i otarła policzki z łez. — Kim jesteś?

Wzięłam głęboki oddech, podając jej rękę.

— Jestem Lila Mae Williams. To mój pierwszy dzień w szkole i się zgubiłam. Pomyślałam, że zerwanie się z pierwszej lekcji nie jest takie okropne.

Flynn na mnie zerknęła.

— Zerwałaś się? To wymaga odwagi. Lubię tę dziewczynę, zatrzymajmy ją.

— Okej, ale teraz chciałabym po prostu wrócić do domu — wymamrotała Julie, spuszczając wzrok. — Nie mogę wrócić do tej klasy. To było upokarzające!

— Możemy wejść razem — zaproponowałam. — Całą trójką.

— Masz tę lekcję z nami? — spytała Flynn.

— Chyba tak. Nauczycielka nazywa się pani Harrison? — Wbiłam wzrok w mój plan lekcji, uświadamiając sobie, że odpowiednia sala była tuż przed moim nosem. To było głupie.

— Tak. Julie, możemy wrócić, jeśli jesteś gotowa?

Dziewczyna niepewnie kiwnęła głową, a Flynn szeroko się uśmiechnęła.

— Podacie mi swoje numery? Wydajecie się fajne i zastanawiałam się, czy może chciałybyście się później spotkać? — Zaczęłam bujać się na piętach ze zdenerwowania.

— Jasne!

Podałam im swój telefon, a one wprowadziły do niego ciągi liczb. Poczekałyśmy, aż zadzwoni dzwonek, nim weszłyśmy do klasy, by porozmawiać z nauczycielką.

— Dzień dobry! Jestem Lila Mae Williams — przedstawiłam się, podając jej rękę. Kobieta ją uścisnęła.

— Nazywam się pani Harrison. Właśnie się zastanawiałam, dlaczego opuściłaś lekcję — odparła.

— Przepraszam. — Spuściłam głowę, ale po chwili wysoko podniosłam podbródek, nawiązując z nią kontakt wzrokowy. — Zgubiłam się i nie wiedziałam, co zrobić, ale wtedy zobaczyłam Julie i Flynn. Teraz już wiem, gdzie jest klasa, więc to się nie powtórzy.

— Mam taką nadzieję. Pamiętaj, że musisz mieć przygotowany jakiś utwór, by dalej uczęszczać na lekcje. Przegapiłaś tę możliwość. I Julie, chyba już rozmawiałyśmy na ten temat. Dzisiaj była twoja ostatnia szansa.

Zwróciłyśmy uwagę na nastolatkę z kręconymi włosami.

— Przepraszam, po prostu nie mogłam — wymamrotała. — Nie mogę śpiewać przed wszystkimi.

Poczułam ukłucie współczucia w mojej klatce piersiowej. Ledwo wiedziałam o niej coś oprócz imienia i nazwiska, ale czułam, że musiało przytrafić się jej coś traumatycznego. Mam przeczucie, że zostaniemy dobrymi koleżankami.

— Czy mogłaby pani dać im kolejną szansę? Proszę? — wtrąciła Flynn, a w jej oczach pojawiła się determinacja. — Wie pani o mamie Julie, a dodatkowo to był pierwszy dzień Lili Mae.

— Zasady to zasady. Nie mogę ich naginać — wytłumaczyła pani Harrison. — Musicie poczekać do przyszłego semestru.

Moje ciało zalało rozczarowanie. Muzyka była jedynym powodem, dla którego chciałam chodzić do tej szkoły. Miny dziewczyn były podobne do tej mojej. Wyszłyśmy z klasy przygnębione.

— Przynajmniej nie musimy czekać całego roku. — Przerwałam ciszę.

— Tak, ale nie będziemy mieć żadnych wspólnych lekcji! — wykrzyknęła Flynn. — Nie chcę stracić mojej najlepszej przyjaciółki i nowej przyjaciółki, której nawet jeszcze nie zdążyłam poznać!

— Nadal możemy się spotykać — zauważyła Julie.

— Nie będzie tak samo. Będziemy mieć zupełnie różne przedmioty. Ugh!

Flynn odeszła od nas nieszczęśliwa.

— Powinnam się martwić? — spytałam moją towarzyszkę i uniosłam brew.

— Właśnie taka jest Flynn — odparła, wzruszając ramionami. — Daj jej trochę czasu.

— Okej.

Jak mam zawrzeć jakieś przyjaźnie i się wpasować, kiedy dwie pierwsze osoby, jakie poznałam, się sprzeczają?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro