Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Akt XIII

Oczami bohaterki

Cóż może zaczne od początku....

Miałam w planach udać się do pewnej znajomej, która miała mi pomóc w przedostaniu się do Gotham czyli alternatywnego uniwersum.
Chciałam się tam dostać gdyż jest NÓW Ziemi. Jest to bardzo rzadkie zjawisko kiedy Ziemia "styka" się z innymi wersjami rzeczywistości czyli po ludzki innymi wymiarami.

Była to idealna okazja aby odwiedzić Renesme.... Boję się, że mogę już jej nie zobaczyć, a jest moją przyjaciółką.
Wracając do tematu...
Wyobraźćie sobie bazę Avengers'ów tylko nad morzem i przypominające stację badawczą lub jakieś ogromne labolatorium. Właśnie w takim miejscu mieszkała moja znajoma.
Kiedy przenosiła mnie za pomocą wytworzonego przez siebie tunelu czasoprzestrzennego sprawa się pokomplikowała...

Przenosząc się między światami wypadłam z tunelu i zostałam przerzucana między moim, a innymi wymiarami. Przez straszne "turbulencje" straciłam przytomność.
Obudziłam się leżąc na stercie śmieci.
Podniosłam się i chwiejnym krokiem skierowałam się w stronę miasta.
Okazało się, że trafiłam na Sakaar.

Czemu tutaj?
Tylko Bóg zna odpowiedź.

Także zgarneli mnie złomiarze. Oddali Arcymistrzowi i zostałam Gladiatorką.
To tak w skrócie.
Siedze tu 4 tydzień. Nudziło mi się w domu , a na Sakaar'rze przynajmniej umiem się zabawić.
Ludzie kochają moje poczucie chumory kiedy rozrywam ofiarę na strzępy lub zatapiam w niej kły albo kiedy bije się z nią jak Thor i Hulk.
Dali mi nawet ksywke Niedźwiedzica.
Kiedy pierwszy raz wyszłam na arenę to trafiłam na jakiegoś niebieskiego kosmite przypominającego z wyglądu Venoma tylko o proporcjach Logana i regeneracji jak u Deadpool'a.
Pokonałam go bo przegryzłam mu krtań jako niedźwiedź i rzuciłam nim w loże VIP. Także ludzie mnie pokochali.

***

Biało włosa dziewczyna usiadła na dużym łóżku wykonanym z czaszki jakiegoś potwora.
Jej pokój był dość spory jak na jedną osobę,posiadał nawet mini bar choć ten mini bar trzeba by nazwać duży bar. Dominowały w pokoju kolory czerwieni.

Miała widok centralnie na miasto. Ubrana była w czerwono berzową zbroję gladiatora i buty wykonane z mocnego, wytrzymałego metalu.

- Wiesz co Kris?
- Hm? - Szaro włosa bawiła się kosmykiem włosów siedząc na fotelu ze skóry innego potwora.
- Powinnyśmy wracać....
- Acha, okej. - Zmiennokształtna spojrzała na Kris. Cały czas bawiła się włosami. Ta czynność trwała bezkońca od kilku dni. Nie zmieniało się nic.
Choć?
Wilczyca zauważyła jedną, jedyną rzecz, która zmieniła się w jej przyjaciółce, a były to..... Oczy.
Zwykle szare oczy szare oczy były pełne, blasku, życia, a teraz nic.
Nie wyrażały nic, żadnej emocji tylko pustka, głęboka pustka.
Gladiatorka wstała i złapała za topór leżący obok niej. Prawy policzek pomalowała na biało i wyszła na arenę.
Była to jej ostatnia walka.

- Niedźwiedzica! Niedźwiedzica! Niedźwiedzica!

Zebrany tłum wokół areny krzyczał determinujące do walki swoją ulubieniec, która wyszła na środek.
Po chwili wszyscy ucichli kiedy na arenę wyskoczył potwór o paszczy lwa z ogromnym, umięśnionym ciałem człowieka. W lewej ręce dźwigał topór, a w drugiej młot.

Rozpoczęła się walka.

Kosmita ruszył z przeraźliwym rykiem na dziewczynkę. Kiedy zamachnął się w toporem połamać ofiarę ta odskoczyła w bok. Potwór uderzył w ścianę zostawiając na niej duże wgłębienie.
Kiedy zauważył dziewczynę obok siebie po raz kolejny się za machnął .
Ona jednak zablokowała bez problemu atak swoją bronią i odepchnęła potwora. Jej broń wypadła z jej rąk. Rzuciła się na monstrum i zaczęła obijać go pięściami. Stwór ryknął przeraźliwie. Zablokował atak wroga i rzucił nim o ścianę po czym wbił w ziemię. Skoczył do góry by młotem rozstrzaskać z dużą prędkością, młodą kobietę. Kiedy z hukiem spadł na ziemię, pył pod wpływem wstrząsu uniósł się z gołej ziemi tak, że zasłonił arenę.

Ludzie wytęrzali wzrok by zobaczyć co się dzieje. Kiedy dym opadł ludzie zamarli przez widowiskowy obraz.
Dziewczyna z kamiennym wyrazem twarzy trzymała w ręce młot wielkoluda utrzymując go przy okazji w powietrzu. Cały czas trzymając ofiarę w ten sposób wstała, drugą ręką się otrzepała po czym wzrokiem śmierci spojrzała na ofiarę. Lwio głowy drżał lekko. Biało włosa zmieniła się w niedźwiedzia ( w tym czasie tłum zaczął wiwatować w niebo głosy ) po czym zaczęła bardzo szybko obkręcać się.
Stwór trzymający młot wrzeszczał prubójąc się zatrzymać, ale na darmo.
Niedźwiedzica w końcu wypuściła z łapy młot, który z prędkością światła wleciał w ścianę z takim hukiem, że cała budowla i miasto zadrżało.
Kiedy kosmita wbity w budynek lekko puszczał z bólu, niedźwiedzica wydała z siebie ryk na znak, że wygrała. Tłum oszalał z zadowolenia.

Po zakończeniu walki nowy Arcymistrz ( ten stary został obalony przez ludzi kiedy Thor, Hulk i Walkiria uciekli ) wezwał zwyciężczynie do swojego "gabinetu".

- A więc niedźwiedzico... - Rzekł.- Wezwałem cię byś zadecydowała jaką chcesz nagrodę. - Futrzasta przekręciła łeb w geście iż nie rozumie co ma na myśli.
- Stary Arcymistrz kazał walczyć aż do śmierci i nie mówię o tej na ringu.
Ja jako nowy postanowiłem dawać nagrody, a ty pokonałaś 56 gladiatorów także chcę byś wybrała nagrodę.
- ... Powrót.
- Powrót? - Pokiwała głową.
- Chcę wrócić do domu.
- Rozumiem... - Arcymistrz machnął ręką w kierunku służby. Po kilku minutach służące wróciły z czymś na kształt laski, ale takiej na 4 metry długości laski, która była zakończona białym klejnotem. Arcymistrz wziął ją do rąk i wypowiedział pod nosem jakieś słowa.
Nagle z kamienia woodobył się biały, błyszczący dym. Zaczął oplatać niedźwiedzicę. Dym zmienił się po chwili i niczym wąż zacisnął się na dziewczynkę, ta zacisnęła oczy z powodu bólu. Po chwili zniknęła.

Kiedy ból minął otworzyła oczy. Zamiast Arcymistrza i jego świty ujrzała..... No właśnie co ujrzała?
Ciężko było stwierdzić gdyż dookoła otaczało ją niebo i chmury, a wiatr chłodny muskał jej skórę.
Spojrzała w dół. Okazało się, że znajdowała się w Nowym Yorku, a dokładniej na dawnej wierzy Tony'ego Starka.
- Hehehe.....? Ehhh... Nieźle co Kris?





- ...











- .......











- Ups.

Okazało się, że Kris została ( 0_0 ).
Po zleceniu jako ptak dziewczyna niezabarco wiedziała co zrobić i gdzie pójść. Szła po prostu w stronę wody.
Po drodze ludzie patrzyli się na nią.
Niektórzy ze zdziwieniem, inny z zaciekawieniem, a jeszcze inni z obrzydzeniem.
W sumie co się dziwić.
Biało włosa była umorusana bfudem, kurzem, ziemią, krwią, itp.
Do tego była ubrana w prawdziwą zbroję gladiatora. Jej włosy były poczochrane i ukurzone. Jej prawa stopa była podrapana i lekko zakrwawiona, a na lewej były pozostałości po bucie, raczej resztka buta.
- Aż tak źle wyglądam? - Zaśmiała się do siebieno pod nosem. Nagle przejrzyste niebo stało się ciemne, silny wiatr się zerwał.
Niektórzy zaczęli uciekać, a inni krzyczeli. Dziewczyna spojrzała w górę. Jakiś statek lub coś takiego zaczęło zbliżać się ku Nowemu Yorku.
Gdy wylądował ziemia się zatrzęsła i uniósł się kurz i pył.
Ze statku zaczęły wyłazić jakieś potwory.
- Cco to? - ze statku wylazła jeszcze jedna rzecz. Ogromne monstrum z kształtu wyglądające jak potwór z roku 2012 kiedy Nowy York został zaatakowany.
Kosmita wydał przeraźliwy ryk poczym zaczął lecieć w kierunku Starł Tower. Ryk zwołał też mniejszych kosmitów. Ze straszliwom szybkością zbliżały się w kierunku Stark Tower.
Dziewczyna szybko zmieniła się w smoka i zaczęła wymachiwać ogonem gruchocząc kości kosmitów, którzy byli w jego zasięgu. Potem wzleciała do góry i zionęła ogniem. Starała się zarazem odciągnąć stwory jak najdalej od uciekających ludzi.
" Szlak! Gdzie są Avengersi i inni!? Kris zabije cię!!!" mówiła w myślach kiedy leciała odciągając uwagę kosmitów od cywilów. Zatrzymał ją gigantyczny potwór, który staranował ją po czym odleciał w przeciwnym kierunku by pokierować kosmiczną armię.
Smok przebił się przez trzy wieżowce po czym szybko zmienił się w człowieka. Dziewczyna odbiła się od ulicy i wpadła do apteki stojącej obok.
- Uhh! - Spróbowała wstać, ale upadła jej wcześniejsze rany otworzyły się i spowodowały krwawienie. Potparła się na łokciach i z wielkim trudem wstała. Chwiejącym się krokiem podeszła do jednej z niezniszczonych pułek na, której leżały strzykawki.
Zabrała jedną z nich i zdjęła swój kolczyk. Biżuteria wyglądała jak mały fioletowy kamyk choć tak naprawdę nie był to kolczyk tylko antidotum z wibranium. Shuri dała jej kiedyś kilka sztuk tak na wszelki wypadek.

Położyła wibranium na podłodze. Prawą rękę zmieniła w kopyto i z całą siłą uderzyła w wibranium. Antidotum było pokryte maluteńkom warstwą metalu przez co dziewczyna łatwo zniszczyła osłonę. Antidotum dodała do strzykawki. Zdjęła swoją "obrożę" od Shuri gdzie w małym, złotym krysztale w kształcie księżyca znajdował się jakiś lek uspokajający wymieszany z wibranium. Dodała i to do strzykawki i wszystko wymieszała.
Robiła to szybko by ocalić ilu ludzi się tylko da. Substancja miała kolor fioletowy.
Wyszła z apteki na środek ulicy. Uniosła do góry lewą rękę gdzie trzymała lekarstwo i wbiła w prawe ramie. Zrobiła to tak mocno, że z pod strzykawki zaczęła sączyć się krew.
Syknęła z bólu. Kiedy cały płyn znalazł się w jej ciele, wyrzuciła strzykawkę, która rozstrzaskała się na miliony kawałków.
- *Huff* *Puff* Hehe.... - Dysząc zaśmiała się ironicznie.
- Teraz pozwala ci się pobawić! - Upadła na ziemię łapiąc się za brzuch.
Zaczęła się kulić na kolanach w pozycji embrionu z powodu bólu jaki przeszywał jej ciało. Po chwili zwymiotowała krwią. Nagle z jej pleców z pod jej skóry przebił się kręgosłup, który przybierał kształt kolców. Wstała, a jej nogi zaczęły się wydłużać, jej palce u stóp pokryły łuski i szpony. Dłonie dziewczyny też ( jak i reszta ciała ) zostały pokryte Szaro-czarnymi łuskami, palce jaki i dłonie się wydłużyły, a paznokcie zmieniły się w ostre pazury. Nos i usta zmieniły się w jaszczurzy pysk, który zaczął się wydłużać, zęby stawały się kłami. Oczy straciły swój blask, który został zastąpiony przez rządzę mordu i rozlewu krwi. Źrenica zmieniła kształt z okrągłego na poziomą kreskę
( chodzi o takie kocie oczy tylko groźniejsze i straszniejsze). Tęczówki przybrały kolor czerwono-pomarańczowy. Dziewczyna stawała się coraz większa, zczęła przybierać wysokość drapaczy chmur. Z jej gardła wydobył się ryk, który uniósł się echem po mieście.

***

Kosmici zatrzymali się i obsjrzi w kierunku , z którego pochodził dźwięk. Gigant, który nimi przewodził podleciał bliżej, lecz nie za blisko. Przed nim rozpościerała się chmura kurzu i dymu. Nie widział nic. Ujrzał jedynie, że lekko wystająca część jakiegoś wieżowca przewróciła się.
Potem zaczęto słyszeć dudnienie, niczym ogromne kroki, ogromnego stworzenia.
Z pyłu wyłoniła się sylwetka łuskowatego ogona pokrytego kolcami na górze.
Nagle COŚ zaczęło się zbliżać w kierunku kosmity.
Chmura kurzu zniknęła, a zamiast tego wyłoniła się sylwetka idącego w stronę kosmity potwora.
Potwora wysokości sięgającej 110 m.
Kosmita cofnął się lekko i ryknął niczym wyzywając potwora na pojedynek. Kosmita jednak pożałował tego. Potworzyca wyglądająca jak czarna, łuskowata jaszczurka z kolcami na grzbiecie przystanęła. Wyglądała jakby w ogromne płuca nabierała powietrza, po czym wysunął głowę do przodu i wydała z siebie okropny, przerażający, ogłuszający długi, bardzo długi ryk.
Jaszczurka zrobiła lekki obrót i ogonem pogruchotała kości i ciało kosmity.
W tym samym czasie ze statku kosmicznego wyleciało jeszcze 10 takich kosmitów. Jaszczurzyca ogonem zaatakowała pierwszego, a drugiego łapami i pyskiem. Kiedy została w ten sposób "zablokowana" 8 pozostały stworów zaatakowało ją.
Atakowano ją tak dłogo dopóki na klatce piersiowej nie powstała ogromna rana. Potworzyca wkurzyła się. Spróbowała ogłuszyć przeciwników rynkiem, ale jedna z latających maszkarad była szybsza i staranowała jej pysk na tyle mocno, że z nozdrzy jaszurki wydobyła się krew. Kolejny z kosmitów wgryzł się w jej kolce na grzbiecie, a reszta stworów odleciała do tyłu na odległość około 120 m.
Jaszczurzyca lekko się schyliła. Wtedy nastąpiła niespodziewana rzecz. Kolce na końcu ogona zaczęły świecić na złoto, później kolejne kolce na ogonie też przybrały ten kolor, potem kolce przy miednicy, na plecach i na samym końcu na karku. Kolor rzarzył się niczym ogień. Maszkara wgryziona w kolce usmażyła się od temperatury kolców.
Po czym po raz drugi nabrała powietrze w płuca i wysunęła łeb w przód. Z jej gardła wydobył się złoty płomień, który poleciał w kierunku kosmitów. Potwory zaczęły ryczeć i skrzeczeć kiedy były palone żywcem.
Potem ognisty oddech został skierowany w kosmiczną armię, która przyglądała się całemu przedstawieniu. Po kosmitach został tylko głuchy krzyk, po armii został tylko powoli znikający płomień i przerażenie.

- Dzięki, że w końcu mogłam troszeczkę się zabawić. - Potworzyca rzekła i skierowała się ociężałym krokiem w stronę wody.
Kiedy jej jaszczurze łapy znalazły się w głębokiej wodzie sięgając do ud, "upadła" na taflę wody i cała się zanurzyła udając się w kierunku Afryki by odwiedzić jedną z osób, które mogą wiedzieć co się dzieje.
Płynęła z prędkością 500 km\h.

***

Po kilku godzinach płynięcia w stronę Afryki, wyszła na ląd i powolnym krokiem skierowała się do Wakandy.
Postać potwora zaczęła się zmniejszać.
Po minucie potwór przeistoczył się w szybko cwałującego pstrokatego mustanga.
Mijała wspaniałe widoki, góry, pagórki. Nie mogła się jednak zatrzymać nawet z powodu palącego ją słońca. Bała się, że atak nie nastąpił tylko w Nowym Yorku. Wolała ustalić całą sytuację z T'Challą. Pojedyncze łzy zebrały jej się w oczach uniemożliwiając widzenie czego kolejek na jej drodze. Nie zauważyła sporego kamienia przed sobą przez co potknęła się o niego i przeleciał kilka metrów zostawiając na ziemi duże ślady.
Kiedy się ocknęła ujrzała przed sobą ogromny las. Powoli wstała i kulejąc na jedną nogę poszła w stronę lasu.
Kiedy tylko lekko przekroczyła jego granicę las znikł, a na jego miejscu pojawiło się wspaniałe miasto. Wakanda.
Ucieszyła się, że widząc miejsce, które było dla niej niczym dom. Łzy radości stanęły jej w oczach. Niedługo jednak to trwało bo przybiegł i do niej strażnicy.
- Kim jesteś?- Nie rozpoznali dziewczyny. Ciężko się dziwić.
Ona zdjęła swój naszyjnik i pokazała go. Znajdowały się na nim znaki Wakandy, które ludzie misja na dolnej wardze. Przywódca podszedł bliżej by zobaczyć znaki.
Zrozumiał, że ona jest przyjaciółką więc zabrali ją do pałacu.
W tym czasie straciła przytomność.
Gdy się obudziła zobaczyła obok siebie jakiegoś czerwonego człowiek, który miał jakiś pomarańczowy kamyczek w czole. Obok tego leżącego stała rudowłosa kobieta. Trochę dalej przez szybę wyglądali T'Challa i jakiś brodaty mężczyzna.
Biało włosa usiadła na stole, przy okazji zauważyła, że nie ma już łachmanów tylko czarną bluzkę i białe spodnie. Wszyscy się na nią spojrzeli.
- Oh! Nareszcie się obudziłaś! - Powiedziała Shuri podchodząc do niej i dając jej, JEJ naszyjnik. Po czym podeszła do czerwonego.
W tym czasie król i ten mężczyzna oraz reszta spojrzała się w kierunku dziewczynki.
- To dziecko ma nam pomóc? - Spytała rudowłosa. Zmiennokształtna teraz ją rozpoznała. Była to Scarlet the Witch.
- N.J.D. - Odpowiedziała. Scarlet spojrzała na nią pytająco.
- Nie.Jestem.Dzieckiem.
- Ma rację, ale nie pora na spór o głupstwa tylko musimy szykować się do wojny. - rzekł T'Challa.
- Każda para rąk nam się przyda nawet ty... - Biało włosa spojrzała na brodatego. Zrozumiała, że to nie jakiś randomowy super bohater tylko Steve Rogers czyli Kapitan Ameryka.
" Lepiej mu w brodzie . " Pomyślała przyglądając mu się.
- A gdzie reszta Avengers'ów? - Spytała nie widząc nigdzie Tony'ego, doktora Bannera i innych. O Spiderman'ie to już nawet nie wspominała.
- Jesteśmy my, oni gdzie indziej pomagają. - Sam odrzekł. Pokiwała powoli głową na znak, że chyba rozumie.
- Czy panienka chce herbatki? - Zdziwiona spojrzała w stronę skąd pochodził głos. Ujrzała obok siebie siwego, białego mężczyznę ze śmiesznym wąsikiem i okularami. Miał chyba ze 96 lat. W rękach trzymał kubek z naparem. Podziękowała i wzięła kubek do rąk.

Był to jakiś nowy służący. Był biały gdyż Shuri sobie zażyczyła takiego.
Ale wracając do tematu.
- Możesz wyjąć mu to z głowy? - Scarlet spojrzała na Vision'a.
- Tak, ale tu jest tryliard połączeń i to zajmie trochę czasu.
- Jak długo? - Podszedł król.
- Tyle ile czasu mi dasz bracie.

Usłyszeli nagle huk. Ziemia się zatrzęsła. Bohaterowie przez okno ujrzeli statki lądujące niedaleko Wakandy.
- A więc jednak te statki i tu dotarły? - Spojrzeli na dziewczynkę.
- Nowy York znów został zaatakowany, choć go obroniłam to boję się, że za wiele z niego nie zostało.
- Okoye. - Rzekł do dowódczyni straży.
- Zbierz Dora Milaje, Plemie Strażników oraz M'Baku. - Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, zrobiła ukłon i odeszła.
- Weź to. - T'Challa podszedł do dziewczynki i dał jej naszyjnik. Nie była ro obroża tylko naszyjnik podobny do jego, ale zamiast kłów miał on jeden złoty księżyc. Założyła go.
-Ewakuujcie miasto. Ogłoście alarm dla wszystkich I znajdźcie mu jakąś tarczę.- Rzekł król Wakandy.
Tak oto zaczęły się przygotowania do wojny.

***

Dora Milaje, Plemię Strażników oraz Jabari stali  niedaleko pola siłowego strzegącego miasta.
- To bęcie koniec Wakandy. - Rzekł M'Baku.
- Najpiękniejszy koniec w historii. - Rzekła Okoye.
Kosmici próbowali wejść od tyłu miasta. Jednak, że tam w labolatorium leżał Vision i Shuri to T'Challa zdecydował się otworzyć kawałek pola siłowego przed Wakandą. Król skrzyżował ręce na klatce piersiowej i krzyknął:
- Wakanda Forever!!!
- WAKANDA FOREVER!!! - Armią Wakandy i Jabari ruszyła do walki z kosmitami. U boku Czarnej Pantery stała także Black Wolf oraz Bucky, którego się nie spodziewała. Wolf zmieniła się w ogromną 2 metrową czarną panterę i szybko pobiegła w stronę najeźdźców. Rozgrywała ich ciała jedno po drugim.
Kiedy zadwptywała też, niektórych z kosmitów inni zaczęli atakować jej pysk i łapy przez co została zatrzymana w miejscu. Kapitan Ameryka ze swoją nową tarczą zabijał wrogów jednego po drugim.
Banner w kostiumie prawie, że Iron Man'a pomagał Jabari.
Czarna Wdowa i Okoye walczyły razem.
Dziewczyna wyrwała się w końcu kosmitom i odcięgnęła kilkudziesięciu z nich kawałek dalej od pola bitwy.
Szybko się nimi zajęła zostawiając litry ich krwi ba ziemi.
Usłyszała, że do laboratorium Shuri przedostało się dwóch główno dowodzących kosmitów.
Ona szybko ruszyła w stronę laboratorium, ale drogę agrodzoła jej rogata kobieta.
- Dokądś się wybierasz? - Zaśmiała się pod nosem i rzuciła panterą o ziemię.
Szybko wstała i zaatakowała kobietę, zaciskając ją z trudem w pazurach rzuciła nią w stronę Czarnej Wdowy by się z nią rozprawiła.
- Leć i pomóż Shuri! - Przez małą słuchaweczkę usłyszała głos T'Challi.
Nie zastanawiając się ani chwili dłużej pobiegła w postaci pantery w wyznaczonym kierunku.
Zmieniwszy się wcześniej w ptaka wleciała do środka zastając pustkę.
To znaczy była tam nieprzytomna Shuri i wojowniczka, ale Vision'a nigdzie nie było. Wzięła na ręce księżniczkę i jedną z Dora Milaje.
Schowała je tak by stwory nie zabiły ich. Po tej czynności wybiegła z budynku i ruszyła w stronę kończącego się małego lasu obok laboratorium.
Tam, ujrzała coś, a właściwie kogoś kto odpowiadał za te wszystkie kataklizmy.
Ogromny, fioletowy mężczyzna walczyła z Kapitanem Ameryką, który nie wiadomo skąd się wziął. Na lewej ręce miał on złotą rękawicę z kamieniami nieskończoności.
Kiedy i Rogers upadł jak reszta bohaterów, dziewczyna z krzykiem rzuciła się na Thanos'a.
- Oh, mała dziecinko. - Wygiął jej ręce tak, że nie mogła, ani się wyrwać z jego uścisku, ani go znowu zaatakować.
- I po co to? - Dziewczyna krzyknęła z bólu czując jak jej kość prawej ręki została złamana. Mężczyzna rzuciła ją w stronę dalej stojących kilku kosmitów. Nie mogła zrobić nic. Pierwszy raz nie mogła poruszyć się, nawet palcem u nogi czy ręki.
Nie wiedziała czy to z przerażenia, bólu, słabości. Wiedziała jednak, że nie ma szans z 20 kosmitami, którzy ją okrążyli.

Kiedy pierwszy rzucił się w jej stronę z pazurami i zębami, srebrna poświata go okrążyła i zmiażdżyła jego ciało.
- Witam. - Była to Kris. Biało włosa nie mogła uwierzyć. W końcu zostawiła ją przypadkiem gdzieś pi drugiej stronie galaktyki.
Szaro oka złapała dwóch kolejnych, zamachnęła się i rzuciła kosmitami w pole siłowe. Kiedy reszta rzuciła się w stronę zagrożenie Kris stworzyła ze srebrnej poświaty łuk i strzały pi czym zaczęła strzelać w pierwszą falę potworów. Później poświata przybrała kształt młota, którym dziewczynka bez emocjonalnie pozbywała się po koleji i wszystkich.
Kiedy biało włosa uznała, że to już koniec całe mrowie rzuciło się w ich stronę. Armia musiała zauważyć jak inni walczyli na oślep i bez powodu ginęli. Kris wytworzyła ogromną kosę. Lewitując uniosła się lekko do góry i zrobiwszy 3 piruety poodcinała głowy potworom.
- Nie ma za co. - Odrzekł a pomagając wstać przyjaciółce.
- Ale...ty..
- Wiem, wiem. Dziwisz się bo jak to możliwe, że wróciłam, ale to twoja wina, że tam zostałam. Ołowiem ci wszystko w domu. - Po tych zdaniach  portal na niebie się otworzył i wyleciał z niego Thor. W prawej ręce trzymał jakiś topór, którym uderzył o ziemię i wybił połowę wrogów. Potem poleciał do lasu i całą swoją siłą cisnął toporem w Thanos'a. Ogromna rana powstała na ciele fioletowego.
- Ty..... - Powiedział z trudem.
- Ty...powinieneś.....powinieneś celować w głowę! - Po czym pstrzyknął palcami na lewej ręce gdzie była rękawica.

- Co się dzieje? - Spytała szaro okiem gdy dotarły do krawędzi lasu. Zauważyły straszną rzecz. Niektórzy zaczęli zamieniać się w... W pył.
Dziewczyna usłyszała niedaleko Czarną Panterę, który powiedział.
- Wstawaj! To nie miejsce do umierania.... - Po tych słowach zmienił się w pył.
Scarlet leżąca obok Vision'a reż zmieniła się w proch.
To było straszne.
- Serio? - Biało włosa spojrzała na Kris.
- Kris...? - Szaro włosej nogi i dłonie idąc w górę zaczęły się zmieniać w popiół.
- To mogą druga śmierć...Myślałam, że nie muszę już tego powtarzać.... - Powiedziała uśmiechając się smutno.
- Nie, nie .....nie ty.... - Spojrzała w jej oczy. Szare oczy zawsze miały w sobie blask życia, ale i uporu. Kris była typem, który mówi jakim jest twardzielem, ale jest to tylko maska. Była silna, ale nie w tamtej chwili.
Jej oczy przepełnione były strachem, cierpieniem i łzami.
- Nie chcę umierać po raz drugi, ale jak zawsze nie mam wyboru.... - Po policzkach Szaro okiej spłynęły łzy.
Dziewczyna złapała znikającą za policzki i jej czoło dotknęła do swojego po czym znów spojrzała jej w oczy. Jej ciało zmieniło się w pył i został tylko kawałek twarzy.
- Boję się...Mora...- Po tej krótkiej wypowiedzi biało włosa upadła na kolana trzymając w rękach pył.
Nie rozumiała czemu to się stało.
Nie rozumiała czemu nie może uznać Thanos'a za krwiożerczego potwora.
























Black Wolf
Powróci w
Avengers:End Game

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro