17
- Mogę? - spytał wyraźnie zirytowany, ponieważ dziewczyna ciągle stała w tym samym niejscu, patrząc się na niego jak na zjawę.
Nie wiedział, że po godzinie dwudziestej trzeciej będzie się fatygował, aby jeszcze zobaczyć się z miodowowłosą. Powód jak najbardziej był, zwłaszcza, iż nie samemu nabił sobie guza na głowie.
Zdezorientowana, wpuściła go do siebie do pokoju, stawiając świeczkę na jednej z półek, żeby przypadkiem jej nie upuścić. Czuła, że coś jest na rzeczy, ale na razie brakowało Candy odwagi, żeby się zapytać. Zamknęła drzwi, gdy Yū wszedł do środka, patrząc się intensywnie na podłogę, która nagle stała się bardzo interesująca. Od razu była w stanie zobaczyć każdą najmniejszą dziurkę w panelach, każdą najdrobniejszą wystającą drzazgę. Zerknęła w stronę szermierza, który wyciągnął coś zza pleców. Dopiero po dłuższej chwili, gdy jej wzrok przyzwyczaił się do niewielkiej ilości światła padającego na przedmiot, zauważyła, że Kanda trzymał w dłoni jakiś dziennik bądź niewielkich rozmiarów książkę.
- Gdzie ty to znalazłeś? - wytrzeszczyła oczy - I co to jest?!
- Sama zobacz.
W jednej sekundzie wyrwała mu przedmiot z ręki, od razu otwerając go na pierwszej stronie. Jedyne, co widziała to niezrozumiałe znaki, pełno niezrozumiałych znaków. Nie przypominały one ani tych japońskich czy chińskich, ani pospolitych liter. Dopiero, gdy przewertlowała kartki, zrozumiała, co tak naprawdę skrywa dziennik.
"Tylko my to będziemy lozumieć, plawda?"
"A telaz ja chcem coś zapisać!"
"Gdzie go uklyjemy?"
"Jaskinia Zmiezchu! Pats na słońce!"
"Zapomnem, dopóki nie zobacem? Cemu?"
Szybko odłożyła dziennik na półkę, przeszukując wszystkie szafy. Nerwowo je otwierała, szukając jedynej, najważniejszej kartki - klucza. Łzy spłynęły jej po policzkach, kiedy zamknęła ostatnią szafkę, a zrezygnowanie dopadło jej serce. Jak mogła zapomnieć?! Co się z tym stało? Gdzie to może być? Zsunęła się po ścianie na podłodze, ukrywając twarz w wolnej przestrzeni między kolanami a klatką piersiową. Głośny szloch przerwał ciszę w środku nocy, a słone łzy wydały ciche pukanie, kapiąc na podłogę.
- Straciłam wszystko - wyszeptała, kiedy poczuła niewielki ciężar na swoim ramieniu - Zapomniałam... Wszystko przepadło...
Klatka piersiowa zaczęła ją boleć od ciagłej pracy w niewygodnej pozycji, ale dziewczyna nie miała ochoty na przywiązywanie do tego zbytniej uwagi, odsuwając to uczucie na bok. Szermierza tknęło coś w środku, kolejny raz widząc ją w tak słabym stanie. Nigdy nikogo nie pocieszał i nie za bardzo wiedział, co ma jej powiedzieć lub zrobić, więc po prostu położył swoje ręce na ramionach miodowowłosej, mając nadzieję, że szybko przestanie płakać. Czuł się niekomfortowo, oglądając jej głębokie szlochanie, które z czasem zaczęło powoli cichnąć. Kiedy uniosła na niego jeszcze zaszklone oczy, po prostu wyprostował się, powoli zabierając dłonie z jej ramion.
- Kanda... - wychrypiała - To koniec. Wracamy do Czarnego Zakonu.
Ciągle jeszcze pojedyncze łzy spływały z jej twarzy, a usta nadal drżały. Mimo tego wstała, rzucając szeptem do ciemnowłosego ciche "dziękuję" i odeszła, powłóczając nogami. Wszystko, co próbowała odbudować, legło właśnie w gruzach, rozpadając się na pojedyncze drobiny. Zostawiając ten dziennik z kluczem tutaj, musiała się z tym liczyć, że kiedyś w końcu ktoś go znajdzie. Czyżby Yuri był równie głupi co ona? Przecież to był tylko pozór, w rzeczywistości jego inteligencja wykraczała poza nie jeden geniusz. Może jednak to tak nie wygląda?
Ach, Yuri. Czemu? Jak mam cię znaleźć, skoro nic nie składa się w jedną całość? Wszystko plącze się ze sobą z każdym kolejnym ruchem na szachownicy. Żadne następne hasło nie pasuje do krzyżowki, a jedynie ją poszerza. Co mam zrobić? Czy ty i Nathaniel w ogóle jeszcze żyjecie?
Jej życie było zbyt krótkie na głupie pomyłki, aby pozwolić sobie na kolejny upadek. Albo pozwoli sobie teraz na śmierć, albo będzie walczyć z nadzieją u boku. Tyle, że już nie ma nadziei. Wszystko się skończyło, razem z urwanym tropem. Nigdy nie uda jej się rozszyfrować tego dziennika bez pomocy klucza. Gdyby tylko znała choć te kilka liter...
Opadła zrezygnowana na łóżko, czekając na dźwięk kroków oraz ciche skrzypniecie drzwi. Nic takiego nie nastąpiło, a po dłuższej chwili ciszy z jej ust wyrwał się kolejny szloch, który próbowała stłumić w miękkiej poduszce. Nie zważając na obecność poważnookiego, mówiła jakby do siebie, nie mogąc dłużej wytrzymać natłoku myśli w swojej głowie.
- Ja... Umrę... Dlaczego...?
Cała się skuliła, nie słysząc nawet kroków rozlegających się po pokoju. W jednej sekundzie ciemnowłosy obrócił ją na plecy, przytrzymując nadgarstki dziewczyny po obu stronach jej głowy. Zszokowana takim zachowaniem Kandy rozszerzyła swoje oczy, patrząc na niego z przerażeniem. Tak bardzo się bała co zrobi, ale nigdy nie spodziewała się takich słów, jakie później usłyszała.
- Tak bardzo chcesz zobaczyć tego swojego Yuri'ego, czy jak mu tam?! - warknął wyraźnie poirytowany z niewiadomych powodów - Tak łatwo chcesz się poddać?! Przyznaj się, ile już go szukasz?! Zależy ci na nim czy nie?!
Jeszcze przez chwilę patrzyła głęboko w jego granatowe tęczówki tryskające wściekłością, a potem tylko powoli przymknęła powieki, uraczając się spokojem, który właśnie wpłynął do jej serca. Kim on jest, że w jednej sekundzie cały przytłaczający ją strach i ból zniknął w parę sekund? Przypomniał jej się Yuri. On też tak zawsze na nią działał: uspokajająco, kiedy nerwy przejmowały kontrolę, pocieszająco, kiedy miała ogromnego doła, a przede wszystkim zawsze dawał jej poczucie bezpieczeństwa i radości. Cała rozpacz zniknęła, jak gdyby bała się słów szermierza, uciekając teraz w popłochu.
Otworzyła oczy, na nowo mając przed sobą obraz wkurzonego Kandy, który ciągle jeszcze gniewnie się w nią wpatrywał. Spuściła wzrok patrząc gdzieś na palącą się ostatkami sił świecę, dającą ostatnie przebłyski światła. Yū wstał z łóżka, na nowo kładąc nogi na zimnej, drewnianej podłodze, której przydałby się choćby jakiś najmniejszy remont. Nim zdążył zrobić trzeci krok, usłyszał za sobą słaby, błagalny głos tłumiony przez materiał poduszki.
- Zostań...
Kiedy odwrócił wzrok w stronę źródła dźwięku, zobaczył parę bladobłękitnych oczu, zaszklonych i spuchniętych od łez. Wpatrywały się w niego z niekrytą nadzieją na zgodę. Serce dziewczyny mocno zaczęło kołotać, wszystkie poprzednie uczucia na nowo w nią uderzały. Jedyne czego teraz potrzebowała to spokojny sen, bez względu na to jak bardzo narazi się na zniewagę. O dziwo poważnooki mruknął niby niezadowolony, mimochodem wracając do miodowowłosej. Położył się obok niej, a ta przykryła go kołdrą, wtulając się w niego. Sen przyszedł do niej od razu, gdy tylko poczuła się bezpiecznie, pierwszy raz od dawna nie musząc się męczyć z własnymi koszmarami.
Miał kiedyś przyjaciela, ale stracił go. Niby miał tak wielu przyjaciół w Czarnym Zakonie, za których był w stanie walczyć, ale nie byli oni dla niego kimś tak bliskim jak Alma. Nagle teraz miał przy sobie Candy, do której właśnie zaczął się przełamywać coraz bardziej. Nie mógł się już dłużej powstrzymywać od stwierdzenia, że chce mieć ją blisko, tak jak swojego poprzedniego przyjaciela. Może i nie znał się z nią zbyt długo, ale nie wiedział czemu, jego codzienna postawa nie miała przy niej żadnego znaczenia, a dziś sam się o tym przekonał. To stało się tak szybko, nawet sam nie do końca był pewien, czy podoła roli przyjaciela. Już dwa razy porównywała go do Yuri'ego, czyżby tak bardzo jej go przypominał?
Spojrzał na miarowo oddychającą miodowowłosą wtuloną w jego tors. Emanowała czystym spokojem, nie wydawała żadnych dźwięków, z wyjątkiem wdychania i wydychania powietrza, nie bała się ani nie płakała. Przez chwilę zastanawiał się, czy nie odejść z powrotem do siebie, ale nie dał rady, nie po tym co jej powiedział. Niepewnie objął ją ramieniem, przyciągając bliżej siebie, co skutkało cichym mamrotem ze strony dziewczyny. Nie przejął się tym zbytnio i zamknął oczy, oddając się w obięcia Morfeusza.
~~~
Nad ranem obudził się, mrużąc oczy od wpadających do pokoju promieni słońca. Przewrócił się na plecy, rozprostowując zesztywniałe mięśnie. Czegoś mu brakowało, ale nie mógł sobie dokładnie przypomnieć, czym mogło być to "coś". Jego mózg jeszcze w połowie spał, niezdolny do jakiegokolwiek trudniejszego wysiłku. Dopiero po dłuższym namyśle szybko przewertlował kartotekę wczorajszych wspomnień, kończąc na błogim śnie z wtuloną w niego Candy. Zdezorientowany podniósł się do siadu, przecierając jedną ręką oczy. Spojrzał na miejsce obok siebie, aby sprawdzić jeszcze, czy jego przypuszczenia są trafne. Kiedy przebiegł mu przez myśl pomysł, iż uciekła, szybko usprawiedliwił to prawdopodobieństwem, że miodowowłosa po prostu się przebiera lub jest gdzieś na dole, pewnie rozmawiając i śmiejąc się z nowo poznanymi ludźmi. Wstał, powoli idąc do swojego pokoju. Nie zauważył nawet paru bardzo istotnych rzeczy, bo gdyby na nie spojrzał, może w przyszłości zaoszczedziłoby mu to chociaż garstkę nerwów. Jak co dzień ubrał się, poprawił swojego kitka i spakował się w dalszą drogę. Zszedł na dół na śniadanie, spodziewając się rozpromienionej przyjaciółki, ale nigdzie nie mógł jej znaleźć. Kelner, zauważając szermierza, podszedł do niego.
- Pańska przyjaciółka prosiła, abym przekazał panu, że zostawiła dla pana kartkę w swoim pokoju.
Zdziwiony wrócił schodami na górę i wszedł do pokoju błękitnookiej. Rozejrzał się wokoło, ale nie zauważył poszukiwanego skrawka papieru. Zaczął szukać, otwierając różne szafki, ale chyba naprawdę oślepł, bo ni w ząb nie mógł tego znaleźć. Dopiero kiedy miał już wychodzić, rzucił mu się w oczy biały prostokąt na komodzie. Wziął list do ręki i nie zważając na uchylone drzwi przeczytał:
Kanda!
Dziękuję ci za wszystko. Może to szybko, ale zrozumiałam, że niezbyt bezpiecznie będzie dla Czarnego Zakonu, jeśli wciągnę go w swoje sprawy. Czuję, że to jest bardziej pogmatwane niż komukolwiek się wydaje, więc proszę, niech nikt nie próbuje mnie szukać. Powiedz Marco, że kiedyś wrócę, niech trzyma się nadziei. Przepraszam za kłopot, którym dla Ciebie byłam. Zdaję sobie doskonale sprawę, że jestem trudna do zniesienia z tą swoją ciagłą dwulicową osobowością. Jeśli przeczytasz już to, spal ten list jak najprędzej, nie chcę mieć niczyich kłopotów na barkach.
Candy.
Czyli co? Ma wracać? Dobre sobie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro