Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16

Miała już dość. Kolejne trzaśnięcie drzwiami, kolejny raz te same słowa: "Przykro mi, brak już nam miejsca". Niebo stawało się coraz ciemniejsze, a temperatura powietrza zaczynała coraz bardziej spadać. Już z dobrą godzinę szukali wolnego miejsca w gospodach, w dodatku byli całkowicie wykończeni podróżą. To była już ostatnia gospoda, w której mieli nadzieję na nocleg, ale jednak nic z tego. Wszystko było pozajmowane przez ludzi z pobliskich wiosek uciekających w popłochu na wieść o niebezpiecznych stworach, powszechnie nazywanymi Akumami.

Candy była już tak zrezygnowana, że nawet nie miała ochoty spojrzeć na Kandę. Po prostu przeszła obok niego ze spuszczoną głową, kopiąc maleńki kamyk, który wydając ciche uderzenia o bruk, odleciał w przód. Znaleźli się bez jedzenia, zmuszeni spać pod gołym niebem gdzieś na obrzeszach miasta, ukrywając się wśród dziko rosnącej roślinności obok wszędzie pełzającego robactwa. Na samą myśl o tych wszystkich pająkach, muchach i innych insektach, z którymi będzie zmuszona spać, zrobiło jej się niedobrze. Oprócz szczurów, nic ją bardziej nie obrzydzało tak, jak obślizgłe, wszędzie panoszące się robactwo. Fuj!

Dwójka Egzorcystów szła przez miasto, po prostu starając się zachować resztki sił na dalszą część ich podróży. Byli już blisko bramy wyjściowej, kiedy dziewczynie po prawej stronie mignęło jakieś światło. Cofnęła się kilka kroków w tył, rozpromieniając się na widok jasnego światła wychodzącego z okien gospody. Szybko złapała szermierza za rękę i pociągnęła go w stronę wejścia. Nim jednak weszli, miodowowłosa zauważyła przyklejoną kartkę na szklanym oknie w drzwiach.

JEDNORAZOWO POSZUKUJEMY PIOSENKARKI!
W ZAMIAN OFERUJEMY DARMOWY NOCLEG ORAZ POSIŁKI

W następnym momencie po prostu pchnęła mocno drewnianą powłokę, silnie dociskając klamkę, po czym nieoczekiwanie sprawnym ruchem zerwała papier wraz z taśmą ze szklanej powierzchni. Powolnym krokiem podeszła do baru i po kawałeczku zaczęła drzeć kartkę. Wszystkie spojrzania zatrzymały się na jej pięknej twarzy oraz zgrabnej figurze.

- To gdzie ta garderoba? - zapytała, patrząc się spod jej gęstych rzęs na zszokowanego barmana.

Ciemnowłosy natomiast ciągle stał w progu, niedowierzając temu, co się przed chwilą stało. Wyciągnął z tego bardzo poważny wniosek: z Rosie czy bez, ta dziewczyna jest nie do ogarnięcia i prędzej zniszczy Mugen, niż do końca ją rozszyfruje.

~~~

Ostatnie słowa piosenki wydostały się z aksamitnych ust, rozbrzmiewając po całej sali. Miodowowe włosy jak zwykle zaczesane w warkocza połyskiwały delikatnie, odbijając światła świec, podobnie jak krótka, błękitna sukienka. Gromkie wiwaty i oklaski rozległy się po sali, wprawiając właścicielkę niesamowitego odcienia włosów w ogromne zakłopotanie, jak i rozbawienie. Stojąc na scenie na przeciw tłumu niezliczonych par oczu, miała wrażenie, że udało jej się znaleźć coś, dzięki czemu może się wyrwać od przytłaczającej codzienności oraz nadmiaru obowiązków. Uwielbiała to uczucie pewności siebie, jak tylko mogła stanąć wyżej niż inni, uraczając ich swoim głosem, kiedy to wyśpiewywała swoje pogmatwane uczucia. Każdy najmniejszy dźwięk był doprecyzowany, a żadna fałszywa nuta nie była w stanie zakłócić tej błogiej melodii. Wiwaty nie miały końca, dopóki Candy nie zniknęła za drzwiami od garderoby.

Ciemnowłosy szermierz siedzący gdzieś w bezpiecznym kącie, przypatrywał się jej do samego końca, nawet sam zaczął niezauważalnie klaskać. Nie miał jednak zamiaru się zbłaźniać wesoło wiwatując, choć już i tak przełamał swoją ponurą naturę, przyłapując się na poklaskiwaniu na koniec występu. Gdzieś głęboko sam przed sobą przyznał, że dziewczyna stojąc na podwyższeniu wyglądała niesamowicie. Emanowało wtedy od niej prawdziwe szczęście, tak jak dzisiaj po południu, gdy postanowili zostać przyjaciółmi. Myślami wrócił do tego zdarzenia, mimowolnie przypominając sobie, jak potem zaczęła mu zadawać mnóstwo pytań, tryskając radością, którą możnaby wyczuć na kilometr. Musiało wyglądać to zabawnie, kiedy skakała wokół niego, wypytując o masę rzeczy. Niedługo potem jednak szybko straciła zapał, ponieważ głód i zmęczenie dało jej do myślenia.

- I jak? - zapytała rozpromieniona, siadając obok poważnookiego - Podobało ci się?

Policzki dziewczyny ciągle się jeszcze rumieniły, a iskry w oczach świeciły pełnym blaskiem, nakierowując swoją całą moc w stronę Egzorcysty. Nie oczekiwała po nim jednak zbyt pozytywnej odpowiedzi, podejrzewała bowiem, że Kanda nie jest osobą, która komplementuje innych. Głównym domysłem był ponury charakter szermierza, choć według niej i tak się zmienił bardzo mocno od ich pierwszego spotkania.

- Tak - mruknął. - Ładnie.

Uśmiechnęła się, czując w pełni zadowolenie z siebie, jak i ze swojego występu. Cieszyła się, że Kanda ujął to wszystko w słowie "ładnie", bo trudno byłoby sobie wyobrazić wyskakującego Yū niczym Filip z konopii i wołającego: "To było piękne! Jeszcze raz, jeszcze raz!", bodajże w dodatku w stroju klauna. Wyglądałoby to komicznie, a raczej w jego wykonaniu dziwnie i nienaturalnie. Więc tak czy siak można powiedzieć, że osiągnęła na swój sposób sukces, ale jednak w tej chwili cieszyła się najbardziej z faktu, iż za chwilę kelner przyniesie im jedzenie.

Kiedy nareszcie dwa talerze z ciepłym posiłkiem znalazły się na stole przed podróżnikami, rozsiewając niesamowity zapach, dziewczyna zaklaskała wesoło w dłonie, dziekując kelnerowi. Nawet jeśli byli ogromnie wygłodzeni, nie dali poznać tego po sobie, jedząc z należytym spokojem i kulturą. Barman podszedł do nich, kiedy mieli już ostatnie kęsy na talerzu i usiadł, z uwagą przyglądając się obojgu, zwłaszcza dziewczynie. Trudno się dziwić, w końcu nie co dzień widuje się taką piękność, wpadającą do gospody, w której brakuje kogoś do występu.

- Dobry wieczór - ukłonił się, a Candy odpowiedziała mu tym samym - Jak jedzenie?

- Bardzo dobre - uśmiechnęła się uprzejmie - Mam nadzieję, że nie sprawiłam panu zbytniego kłopotu.

Zdawała sobie sprawę, że jej pierwotne wejście wyglądało naprawdę oszałamiająco, w nie jednym tego słowa znaczeniu. Jej twarz przyozdobił nieśmiały uśmiech, a na policzkach pojawił się jasny, ledwo widoczny rumieniec.

- Ależ skąd! - machnął ręką. - Chciałbym się jedynie zapytać, czy dać państwu dwa pokoje, czy może jeden?

W pierwszej sekundzie miodowowłosą deczko wmurowało w ziemię, ale szybko się opanowała, przybierając poprzednią postawę.

- Dwa byśmy poprosili.

Nie chciała zbytnio narażać się poważnookiemu, który i tak już zapewne miał dość dzielenia z nią pokoi. Za każdym razem, kiedy nie spali pod gołym niebem, oboje byli zmuszeni do spania w jednym pomieszczeniu, co dla każdej ze stron nie było komfortowe.

- Czy mogę skorzystać z telefonu? - zerknęła w stronę napomnianego urządzenia.

Mężczyzna skinął głową, a ona odeszła od stołu, po czym powolnym krokiem podeszła do telefonu. Wykręciła odpowiedni numer, przyłożyła słuchawkę do ucha i zniecierpliwiona wyczekiwała na głos Komui'ego mówiący "Halo". W końcu się doczekała.

- Cześć, Komui - przywitała się wesoło.

Nim zdążyła się zorientować, szef kwatery głównej zaczął ją wypytywać o całe mnóstwo rzeczy. Często ledwo skończyła odpowiedź, a ten już zadawał jej kolejne pytanie. Od czasu do czasu chichotała z zabawnych reakcji mężczyzny, który trajkotał niczym zawodowa baba ze wsi. Dopiero Lenalee ostudziła jego euforię, wyrywając mu słuchawkę z mocnym: "Daj jej też coś powiedzieć!". Przez chwilę możnabyło usłyszeć niewyraźną sprzeczkę rodzeństwa, a gdzieś pośród ich głosów plątały się jeszcze inne, między innymi należące do Lavi'ego i Allena, aż w końcu usłuszała jakiś niezyndifikowany dźwięk, po którym do jej uszu dotarł najbardziej wyczekiwany odgłos.

- Candy! Tęsknię za tobom!

Mimowolnie oczy dziewczyny zaszkliły się, ale w ostatniej chwili powstrzymała się od łez, usmiechając się szeroko.

- Jak tam w Czarnym Zakonie, Marco?

- Dobze. Lenalee, Allen, Lavi i Komui cały cas o mnie dbajom. I poznałem takiego fajnego wampila wies? Nazywa się Kloly i tes zabija Akumy! Jest naplawde miły i ciągle mi pomaga. A jak z Kandom? Lenalee ciągle siem zastanawia, czy dobrze siem dogadujecie.

- To powiedz od razu wszystkim, że wszystko jest w porządku.

- Okay! A kiedy wlacas? Zakon maltwi się o was, bo cały cas siem pytajom Komui'ego, cy macie jakiś ploblem.

To pytanie ukłuło ją mocno w serce. Uśmiech zastąpiła poważna mina, a blask w oczach wygasł. Zastanowiła się poważnie przez chwilę, co mu odpowiedzieć, ale uprzedziło ją pytanie bruneta, którego wesoły nastrój również diametralnie się zmienił.

- Sukas go, plawda?

- To jedyny sposób, Marco - westchnęła - Wrócę, jak tylko wszystko sobie poukładam. Muszę, dobrze o tym wiesz. Tłumaczyłam ci to niedawno, prawda?

- Ale wlócis? - była pewna, że chłopczyk miał teraz łzy w oczach.

Wzięła głęboki wdech, przymykając powieki i z pełną powagą oraz determinacją powiedziała jedno słowo, najważniejsze dla dziecka po drugiej stronie.

- Wrócę.

Jakkolwiek, ale wrócę. Muszę żyć. Dla ciebie.

~~~

Miodowowłosa opadła na łóżko, nie przejmując się już i tak rozczochraną fryzurą. Podkuliła nogi, przewracając się na bok w stronę ściany i spojrzała na jasną pościel. Położyła rękę w miejscu, gdzie właśnie się patrzyła, zaczynając bawić się skrawkiem materiału. Zazwyczaj leżała w takiej pozycji, mocno przytulając bruneta z delikatnym uśmiechem na twarzy. Wpatrywała się wtedy w niego, pilnując, czy aby na pewno jego sen był spokojny, przepełniony kolorowymi postaciami. Cichy, miarowy oddech, maleńkie ciałko wtulające się w nią, ciepło, pojedyncze pomruki... Brakowało jej tego. Czuła się wtedy, jakby była dla niego kimś bliskim, kimś, kto daje mu bezpieczeństwo, wiedzę, radość. Teraz czuła jedynie lekkie zadowolenie, że chociaż nic mu nie jest. Jego głos był taki jak zwykle: tryskała z niego radość, miłość oraz zadowolonie, ale jeszcze jedna rzecz wtryniła się między te uczucia. Tęsknota. Ta sama, którą ona go darzyła właśnie teraz, leżąc na łóżku w gospodzie na północy Danii.

Ciszę, w której układała swoje przemyślenia, przerwało pukanie do drzwi. Wstała, poprawiając koszulę nocną, aby przypadkiem nie podwinęła jej się jeszcze bardziej. Z nadzwyczajną ostrożnością otworzyła drzwi, sięgając po świeczkę ze spodkiem, stojącą na pobliskiej komodzie. Rozświetliła sobie korytarz, z niedowierzaniem wpatrując się na osobę przed nią. Nigdy by się go nie spodziewała o takiej porze, tym bardziej w progu od tymczasowo jej pokoju. Serce dziewczyny zaczęło szybciej bić w klatce piersiowej na myśl o jakiejś nieprzyjemnej sprawie, w której miała szansę brać udział, choć żadne przewinienie nie przychodziło jej do głowy. Dopiero po dłuższej chwili się odezwała, starając się nie zwiększać częstotliwości głosu, gdyż było grubo po dwudziestej drugiej.

- Kanda?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro