15
- Puszczaj!
Kolejny dziewczęcy krzyk rozniósł się w kotlinie, odbijając się między skałami. Od kilku dobrych minut Kanda z niewiadomych powodów nie chciał postawić jej na ziemi, podczas gdy ona miała się już naprawdę świetnie. Ignorował próby wyrwania się miodowowłosej oraz jej głośne wrzaski, od których niejednemu bębenki w uszach mogłyby pęknąć. W końcu poważnooki puścił Candy, a ta pisnęła zaskoczona i twardo wylądowała na ziemi. Warknęła coś obraźliwego pod nosem na ciemnowłosego, po czym wstała, pocierając obolałe miejsca. Zadowolona jednak, że nareszcie może iść sama, sprawnym krokiem dogoniła szermierza, bacznie mu się przyglądając.
- Coś nie tak? - spytała, widząc jak odwraca twarz w drugą stronę.
Nie podobało jej się takie zachowanie, w szczególności, że nigdy nie widziała czegoś takiego u niego. Widziała go raczej jako wiecznie ponurego, który traktował ją z obojętnością. Może faktycznie zdarzyło się raz czy dwa, że przejął się nią, choć nie potrafiła sobie przypomnieć, aby nawet wtedy był w stanie jej to pokazać. Czy coś się zdarzyło, kiedy spała? Czy on również się dowiedział i teraz cała relacja, którą starała się zbudować, pofrunęła niczym domek z kart? Przeraziła się, myśląc o tym, jak teraz będzie traktowana. Spuściła głowę, ukrywając łzy cisnące się do jej oczu.
Nie teraz, nie mogę. Nie myśl. Po prostu idź.
Zagryzła mocno dolną wargę, a następnie uniosła głowę, ukrywając smutek za nikłym uśmiechem. Jej zachowanie nie uszło jednak uwadze starszego.
- Może to ja powinienem o to zapytać - mruknął, niby niezadowolony.
Coś się zmieniło, a ona wyczuwała to niemalże od dłuższego czasu, a właściwie od jej snu. Gdy tylko się przebudziła nastawienie poważnookiego do niej samej uległo poważnej zmianie. Czyżby on wiedział o czymś o czym ona nie wie? Co takiego Hayato mu tam nadukał, że szermierz jest dla niej wyczuwalnie milszy? Jeśli mu jakiś bajek naopowiadał to osobiście napisze mu własną biografię i zacznie mu czytać na tyle głośno i wyraźnie, aby wkuł sobie raz w życiu do łba, jaka jest prawda. Nie cierpiała ludzi, którzy podają fałszywe informacje, zwłaszcza o jej bliskich, czy niej samej.
Mocno zacisnęła pięści, na nowo spuszczając głowę, przez co pojedyncze kosmyki włosów opadły na twarz dziewczyny. Przełamując się w środku, wydukała pod nosem, aż ledwo ciemnowłosy zrozumiał:
- Co ci Hayato mówił o mnie?
Łzy na nowo zebrały się w kacikach bladoniebieskich oczu. Przystanęła, wyczekując odpowiedzi, a jej serce biło w szaleńczym tempie, jakby miało zamiar uciec poza jakikolwiek zasięg. Miała złe przeczucia, co do słów, jakie wypowie mężczyzna. Stał on właśnie kilka metrów od niej odwrócony plecami, wiatr rozwiewał jego długie, prawie że czarne włosy, a oczy miał utkwione gdzieś między wspomnieniami. Wzrok, który zazwyczaj był ostry i pełen powagi, teraz stał się tak łagodny, że jeżeli ktokolwiek zobaczyłby go w tym stanie, nie uwierzyłby w to, co widzi. Delikatny uśmiech przyozdobił jego twarz, a brama zamurowana przez obojętność, właśnie zaskrzypiała pod wpływem silnych emocji. Długo szukał odpowiednich słów na odpowiedź, bo miał wrażenie, że przez własne uczucia język gdzieś mu się zaplątał. To zbyt skomplikowane, aby dokładnie wyjaśnić co czuł, albo może za bardzo się tak wszystkim przejął? W końcu to tylko Candy.
Tak, faktycznie, to tylko osoba, która z każdą nową wiadomością coraz łatwiej przełamuje ciebie samego.
- Masz szansę - wybrnął w końcu, ale i tak zabrzmiało to spokojniej niż sam się tego spodziewał - i niewiele czasu.
Chwilę po tym usłyszał ciche pociąganie nosem. Odwrócił się i zobaczył uśmiechającą się miodowowłosą, która wycierała łzy rękawem żakietu płynące po obu stronach jej zaróżowionych policzków. Niepewnym krokiem podeszła do niego, patrząc głęboko w jego oczy, z jeszcze mokrymi ścieżkami wyznaczonymi przez słone krople, które ostatkami gdzieniegdzie spływały po aksamitnej skórze dziewczyny.
- Ty i Yuri... Tak samo pogmatwani - zaśmiała się nieoczekiwanie - Przyjaciele?
Na jej policzek wpłynął maleńki rumieniec, a jej oczy patrzyły się z szerokim uśmiechem na te ciemnogranatowe, w których dostrzegła niewielką iskierkę.
- Przyjaciele - uniósł kąciki ust.
W tamtej chwili zrozumiała czemu szermierz nigdy się nie uśmiecha. Dla niej wyglądało to tak niesamowicie, jakby zobaczyła spadającą gwiazdę. Jej oczy nie rozszerzyły się jedynie z powodu szokującego słowa, ale też z piękna jakie od niego emitowało. Wszystko jakby się złożyło: podmuch wiatru, spadające liście, słońce wyłaniające się zza pojedynczej chmury, a co najpiękniejsze - jego uśmiech. Od teraz wszystko się zmieniło. Dla nich obojga.
~~~
- O nie, nie, nie... Czy ty myślisz, że ja naprawdę przez to przejdę?! Za Chiny ludowe! - warknęła obracając się w jego stronę.
Ostatni raz zerknęła na stary most, który wisiał przed nią. W niektórych miejscach brakowało belek, a pozostałe były już widocznie spróchniałe. Liny po obu stronach zarosły mchem, prawdopodobnie od rzadkiego urzydkowania. Przerażała ją wizja, iż miałaby przejść przez tak niebezpieczny most, więc właśnie teraz gapiła się gniewnie na Yū (to, że udało jej się namówić poważnookiego do wyjawienia swojego pierwszego imienia nie oznacza, iż mogła go nim nazywać), który obojętnie złapał ją za ramiona, obracając w stronę mostu, a raczej tego, co z niego zostało. Popatrzyła w dół, stwierdzając, że gdyby coś się jej stało, nie miałaby ani szansy na przeżycie, ani czasu na aktywowanie swojego Innocence. Właśnie, Innocence...
- Aktywacja!
Szeroki uśmiech pojawił się na jej twarzy, gdy wzbiła się powietrze i spokojnym lotem, przefrunęła na drugą stronę. Zadowolona z siebie oparła się o skałę, wpatrując się na zostawionego po drugiej stronie przyjaciela. Zacisnął zęby i tłumiąc gniew (choć niezbyt mu to wychodziło), postawił nogę na pierwszej belce.
Miodowowłosa z rozbawieniem przyglądała się ciemnowłosemu, który z trudem pokonywał kolejne fragmenty mostu. Wyglądał jak wnerwiony baletmistrz, naśladujący hip - hopowe ruchy, a sama Candy ledwo powstrzymywała się od parsknięcia śmiechem. Wyglądał przezabawnie, w dodatku ta mina czystego gniewu sprawiała, że stał się jeszcze zabawniejszy. Wykończony dotarł na koniec przeszkody i minął dziewczynę, bełkocząc coś pod nosem. Ta zachichotała tylko, przysłaniając ręką usta, a następnie ruszyła za szermierzem. Zeszli w dół, przez co znaleźli się w niezbyt szerokim wąwozie - nie zmieściłoby by się tu więcej niż trzy osoby w jednej lini. Gdzieniegdzie między skałami można było dostrzec maleńkie roślinki, między innymi mchy lub kwiaty. Echo ich kroków roznosiło się, niewyraźnie powtarzając rytm przez nastepną godzinę.
- Kanda... Masz coś do jedzenia?
Szermierz zerknął na Candy idącą za nim, która z nadzieją patrzyła się w jego kierunku. Niestety, był zmuszony zaprzeczyć. Miał naprawdę ogromną nadzieję, że znajdą gdzieś jakąś wioskę czy miasto, byleby mogli się napić i coś zjeść, przy okazji zdobywając jakąś nową informację. Nie byli zbytnio przemęczeni, ale fakt faktem, że byli głodni. Żadne z nich nie jadło nic od śniadania, a do wieczora było coraz mniej czasu. Walka z Akumami najwięcej kłopotu przysporzyła właśnie dziewczynie, która nie odwarzyła się spytać o posiłek aż do teraz, kiedy to naprawdę musiała mieć pusto w żołądku. Sen nie do końca pomógł jej wyniszczyć zmęczenie, w dodatku głód nie upraszczał sprawy, jedynie odbierając siły do dalszej drogi. Nic ją jednak nie bolało, czuła tylko, że zjadłaby teraz choćby konia z kopytami.
- Daleko jeszcze do miasta? - jęknęła zrezygnowana.
Sam miał dosyć, lecz nigdy by się do tego nie przyznał. Nie dość, że wcześniej musiał się przeprawić przez ten felerny most, który chyba pamięta jeszcze początki powstawania królestw, to teraz przypomniał sobie o głodzie torturującym go od środka. Wyciągnął więc mapę i dokładnie wszystko przeanalizował.
- Trzy kilometry - mruknął, chowając złożony arkusz papieru, który zaczynał się już powoli drzeć na liniach zgięć od długiego urzydkowania.
Skinęła głową, mamrocząc z niezadowoleniem kilka niezrozumiałych słów pod nosem. Zdecydowanie lepiej by było gdyby teraz siedziała sobie z Marco i Hayato, popijając przy tym gorącą herbatkę z cytryną. Na pewno dużo by rozmawiali i się śmiali. Była pewna, że szarowłosemu spodoba się chłopczyk, gdy tylko się zobaczą. Z resztą już dawno sobie obiecała, że zadzwoni do Czarnego Zakonu, kiedy tylko będzie w stanie. Musiała powiedzieć Komui'emu o zielonookim, ale najbardziej liczyło się dla niej to, aby dowiedzieć się, czy wszystko jest w porządku z Marco. O drogę Hayato nie martwiła się zbytnio, zdając sobie doskonale sprawę, na ile go stać, gdy czuje się zagrożony. Nie raz w dzieciństwie była przekonana, że ten nie żyje po ataku Akum, aż do pewnego razu. Czekała na całą trójkę przez dobre pół roku, ale nikt się nie pojawił. Wmówiła sobie wtedy, że nie żyją, bo nie znała prawdy. Jednak każda z tych myśli rozpadła się, kiedy zobaczyła swojego przyjaciela pierwszy raz od bardzo dawna. Ta cała rozłąka wydawała się być dla niej wiecznością, zwłaszcza teraz, gdy nareszcie znowu miała z nim styczność, chociaż te kilka dni. Dało jej to również nadzieję, że może gdzieś na tej planecie znajduje się jeszcze jej dwóch pozostałych przyjaciół ze wspomnień. Znajdując Nathaniela, zwiększy szansę na znalezienie Yuri'ego, a kiedy w końcu go odnajdzie, rozwikła całą zagadkę, cały dylemat.
Pochłonięta własnymi myślami nie zauważyła nawet, kiedy wyszli z wąwozu. Po prostu cały czas patrzyła się na plecy ciemnowłosego, obierając je za cel do utkwienia w nich wzroku na czas głębokich rozmyślań. Otrząsnęła się dopiero, gdy o mały włos nie wpadła na poważnookiego, zatrzymując się zaledwie kilka centymetrów od jego płaszcza. Niezauważalnie cofnęła się na bezpieczną odległość, po czym stanęła na równi z Kandą, żeby sprawdzić czemu się zatrzymał. Widząc ulice pełne ludzi zwijających powoli swoje stragany, uśmiechnęła się zadowolona z nieukrywaną ulgą. Podeszła do jednego z kupców, który dopiero co zaczynał się zbierać i kupiła od niego dwa jabłka oraz dwie bułki. Uśmiechnęła się przyjaźnie, dziekując sprzedawcy. Wróciła do szermierza, a następnie uprzejmie podała mu połowę swoich zakupów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro