14
- Aaa! - pisnęła - P... Prze - e - stań!
Diabełek gilgotał dziewczynę po brzuchu, a ta nie mogąc się powstrzymać pokładała się ze śmiechu. Hayato z Kandą podbiegli do Candy, która z trudem odciągała Chana od siebie, ale stworzonko i tak uciekało, na nowo doprowadzając miodowowłosą do śmiechu. Uratował ją jednak zielonowłosy, który miał coś do wyjaśnienia. Nim jednak zdąrzył się odezwać, wyprzedził go poważnooki.
- Co to było? - warknął, doszczętnie wybijając swoje ostatnie resztki spokoju, które jeszcze przed chwilą ledwo trzymały się na swoich miejscach.
Mocno złapał dziewczynę za nadgarstki. Miał dość tej jej tajemniczości i ciągłych załamań, choć często dawało mu to również do myślenia, przez co przechodziła. Teraz jednak miał ochotę należycie jej wyperswadować całą ignorancję do sprawy istotnej, przez którą o mały włos jej nie zabił. Od drugiej strony to, co miało miejsce kilka minut temu wyglądało, jakby coś próbowało opętać dziewczynę. Jej oczy były rozszerzone, usta delikatnie się otworzyły i od czasu do czasu wydobywały się z nich stłumione, urywane dźwięki, przypominające te, kiedy zaciskamy zęby, aby nie wrzasnąć z bólu. Wtedy wyglądała na przerażoną i pełną bólu, jakby nie miała nad tym wszystkim kontroli. Na te kilkanaście sekund jej twarz przybrała odcień szarości, a kąciki tęczówek zaczęły się czerwienić. Cała pozostała trójka przeraziła się wtedy nie na żarty, bo widok był przerażający.
Candy wpatrywała się w granatowe tęczówki, nie mogąc wydusić ani słowa. Głos pogubił się gdzieś w gardle, a język jakby wydawał się nie istnieć. Nie tylko osłabienie dało jej się teraz we znaki, ale też i strach, który sparaliżował ją na tyle, aby nie mogła się ruszać. Emocje, wywołane przez zdarzenie mające miejsce przed chwilą, ciągle gdzieś jeszcze chodziły wokół niej, wznawiając się dzięki nieoczekiwanej reakcji Kandy. Łzy zaszkliły się w kącikach jej oczu, ale nie wypłynęły na zewnątrz. Zamiast tego miodowowłosa mocno się szarpnęła, próbując wydostać się z silnego uścisku szermierza. Ten jednak stał niewzruszony, cały czas groźnie patrząc na jej poczynania, które nie przynosiły żadnego skutku. W końcu nie mając już siły na dalszą szarpaninę, poddała się, a kilka niesfornych kosmyków przysłoniło jej twarz.
- Rosie... Ona...
Dziewczyna zacisnęła zęby, aby nie pozwolić na kontrolę nad sobą. Czuła, jak właśnie teraz monstrum dobiera się do niej, kiedy jest osłabiona. Uczucia siwowłosego diametralnie się zmieniły, przeradzając się ze wściekłości w zatroskanie. Podszedł do Candy i delikatnie założył jej kosmyki za ucho.
- Ona co? - zapytał ze zmartwieniem.
- Ona... Ratunku - wydusiła, opadając całym ciałem na Kandę, który zdążył objąć ją jedną ręką w pasie, a drugą ręką za ramiona.
Próbował nie zacisnąć zbyt mocno palców na delikatnej skórze, zarazem starając się utrzymać ją na tyle, aby nie upadła.
- Nie zginę przez nią... Zginę, kiedy uznam to za słuszne - wyszeptała, owiewając oddechem ciało ciemnowłosego, który w osłupieniu jeszcze przez chwilę patrzył gdzieś w dal, przyswajając do siebie niesamowite słowa miodowowłosej.
Nieświadomie przycisnął ją mocniej do siebie i to ostatecznie pozwoliło jej pozostać przy stanie trzeźwości rozumu. Z na wpół przymkniętymi powiekami spojrzała na Hayato, który z ogromnym przerażeniem i troską wpatrywał się w przyjaciółkę. Uśmiechnęła się do niego słabo.
- Ta istota... - wymusiła - Co to było?
- Nie wiem, ale wolę żebyś odpoczęła - podkreślił zielonooki.
~~~
- Jej siła jest potężna, ale i równie wyczerpująca - mruknął.
Poważnooki wsłuchał się dokładnie w opowieść starszego, gdy ten opowiadał o swoich przeżyciach.
- Nie wiem, czy powinienem ci o tym mówić, choć i tak już zostałeś w to wszystko zamieszany - mruknął niezadowolony - W każdym bądź razie, gdy pierwszy raz zobaczyłem Candy, nie byłem do niej przekonany, nawet jeśli miała wtedy kilka lat. Yuri znalazł ją w lesie przy Kryształowym Jeziorze. Opiekował się nią z taką dokładnością, iż sam jej zazdrościłem. Traktował ją jak własną siostrę, a ona w zamian przysparzała mu radości. Nigdy nie rozumiałem czemu wśród tylu innych dzieci on zwrócił uwagę na nią. Kiedyś Nathaniel spytał się o to Yuri'ego, na co ten powiedział coś, co dopiero teraz zaczynam przyswajać: "Przeciwieństwa się przyciągają, a siła wzrasta". Wiele odkryliśmy na jej temat, między innymi to, iż ma w sobie jakąś drugą osobowość, którą ma w zwyczaju nazywać Rosie. Myślę, że moja wiedza o niej ogranicza się do minimum, bo nie wiem nawet, czym jest przeciwieństwo Rosie. To tak skomplikowane, że nie jestem tego w stanie pojąć. Za każdym razem, gdy tylko o tym wszystkim myślę, nasuwa mi się coraz to więcej pytań. Yuri zna niektóre odpowiedzi, ale nigdy nic nikomu nie wyjawił, nawet tej małej, która teraz szuka go po całym świecie za cenę własnego życia. W sumie ma dwie opcje: zginąć od Rosie lub zaryzykować, poszukując Yuri'ego. To jej ostatnia nadzieja... Jeśli się nie pośpieszy, tak czy siak zginie. Nie pogodzi się z Rosie, dopóki nie wie jak to zrobić.
Z jednej strony ciemnowłosy poczuł, że nareszcie się od czegoś uwolnił, ale z drugiej strony przygniótł go kolejny głaz, jeszcze cięższy niż poprzedni. Odczuł pewną urazę, że nikt nie raczył mu tego wyjaśnić, ale mimo wszystko jakieś uczucie wypychało to pierwsze, zyskując nad nim górę. Cały jego własny mur obojętności zaczął powoli się rozpadać z każdym kolejnym słowem Hayato. Wyraźnie martwił się o dziewczynę, która właśnie z miarowym oddechem wydobywającym się z jej ust spała, nie będąc świadomą, co się wokół niej dzieje. Patrząc teraz na nią, miał jednak mimo wszystko wrażenie, że jej sen nie jest tak spokojny jak mógłby się wydawać. Jej twarz, postawa... To wszystko wyrażało brak czegoś, ale czego?
- A co zrobimy z tą istotą? - zapytał po dłuższej chwili zielonooki.
- To była nimfa - wybełkotała zaspana dziewczyna, trzymając się za głowę.
- Aaa... To TA nimfa - podkreślił Chan, który już od dobrych kilku godzin nie odzywał się ani słowem.
- Tak, dokładnie - wstała do siadu, odruchowo przykładając sobie rękę do skroni i odkleiła sobie kosmyki włosów od czoła - Muszę z nią porozmawiać.
- Dlaczego? Wiesz co ona może ci zrobić? - wytrzeszczył oczy Hayato, nie dowierzając, że jego kumpela ma zamiar się tak mocno poświęcać.
Ta jednak zamiast przybrać poważną postawę, uśmiechnęła się z politowaniem, patrząc na przyjaciela.
- Dla mnie i Akum nie jest ona zagrożeniem.
- Co to za nimfa? - żachnął się szermierz, wstając na równe nogi.
- Nimfa mroku. Jest w stanie przejąć kontrolę nad ciałem napastnika... To znaczy... Większości napastników.
Poważnooki skinął głową, patrząc porozumiewawczo na siwowłosego. Ten odpowiedział mu wyrozumiałym spojrzeniem, a następnie wstał, zbierając się z pozostałości po panelach. Pomógł wstać Candy, ale ta oparła się o ruiny budynku, tłumacząc się silnymi zawrotami głowy. Ni z gruszki, ni z pietruszki Kanda wziął na ręce dziewczynę w stylu panny młodej, na co ta narobiła pełno hałasu.
- Aaa...! Co ty wyrabiasz?! - wrzasnęła.
- Przecież Hayato wyjeżdża - mruknął w odpowiedzi.
Zapomniała. Ostatecznym punktem ich rozstania miało być właśnie to miasteczko. Ze smutkiem w oczach spojrzała na zielonookiego, który zgodnie skinął głową. Zrobił to z zaskakującym spokojem, bowiem zazwyczaj w takich chwilach był bardzo uczuciowy i wszystko mocno przeżywał, płacząc niczym maleńkie dziecko. Teraz jakby chciał jej powiedzieć, że on nie jest już jej potrzebny, a ona sama musi się odnaleźć w bajzlu, w którym ją pozostawiono. Tak też było, więc stwierdziła, iż musi być tak jak jest i lepiej będzie pozwolić na to, aby życie toczyło się dalej.
- W Zakonie znajdziesz chłopaka o imieniu Marco - uśmiechnęła się słabo.
Nic więcej nie musiała mówić. Wszystko było już wiadome, wszystko wyglądało jak zwykłe porozumienie. Jedno nieme spojrzenie dało całą potrzebną wiedzę, aby odnaleźć bruneta w tłumie.
Ostatni jeszcze raz przyjaciele uśmiechnęli się do siebie, po czym Hayato ruszył w odpowiednią stronę, gdzie miał na niego czekać ktoś, kto pomoże mu w dotarciu do Czarnego Zakonu, a on jako zapłatę da mu bezpieczeństwo podczas podróży.
Ciemnowłosy odwrócił głowę w stronę miodowowłosej, która z utęsknieniem patrzyła za znikającymi dwiema postaciami. Głowę miała opartą o jego klatkę piersiową, a jej ręce swobodnie ułożyła na brzuchu. Znowu są sami, tyle, że on już zna ją. Przynajmniej do pewnego stopnia.
~~~
Do pomieszczenia wszedł Pan Tysiąclecia, przeplatając sobie sznurek między palcami. Tykki Mikk stanął obok niego, nie do końca rozumiejąc, po co go tu przyprowadził. Więzień bowiem nigdy nie słuchał, miał tylko swoje racje i jedyne czego mogli się od niego dowiedzieć, to to, co już wiedzieli. Nawet Noah, który miał zdolność do czytania w myślach, nie był w stanie odczytać tych należących do przybysza. Nikt nie rozumiał kim jest ten człowiek, o ile w ogóle nim jest, ani po co Hrabia go tu przetrzymuje. Nawet wizja zdobycia Candy nie miała dla nich żadnego sensu, wszystko było jedną marną krzyżowką, której hasła zniknęły gdzieś między wymiarami.
Milenijny zostawił dwóch mężczyzn samych w pomieszczeniu, co w praktyce miało szansę zaistnieć jako ostra wymiana zdań, a następnie szybkie przejście do rękoczynów. Każdy z nich miał swoje racje i żaden nie zamierzał odpuścić. Tykki był w o tyle lepszej sytuacji, że on ma przy sobie wsparcie, podczas gdy podpora beżowowłosego szuka go gdzieś po świecie.
- Przegrałeś - stwierdził z kpiną ciemnowłosy, kiedy to doszedł do wniosku, że pora przerwać ciszę.
- Daj mi dowód.
- Rosie zaczyna przejmować kontrolę - mruknął z przekąsem.
- W takim razie nikt tu nie przegra i nikt nie wygra - stwierdził brązowooki powoli unosząc brwi - Wam też na niej zależy, czyż nie?
Miał rację. Każda z obu stron walczyła o nią, a jeśli umrze, nikt nie będzie miał szansy. Czy może jednak to Noah są w gorszej sytuacji? Co z tego, że są silniejsi, skoro on ma wiedzę niezbędną do zatrzymania jej przy życiu?
- A dlaczego ona jest taka ważna? - zapytał zirytowany.
- Bo jest czymś, co każda ze stron potrzebuje do wygranej - skwitował więzień.
Tykki zaniemówił na jego słowa, a oczy dziko się rozszerzyły na myśl o "TYM". Czyżby ona była...? Nie, to niemożliwe... Nikt nie jest w stanie...
- Tak, dobrze myślisz. To "TO" i "TO".
O dwa "TO" za dużo w jednym krótkim zdaniu, którego wydźwięk miało tak wielkie znaczenie. Było ono odpowiedzią na wiele pytań, zaledwie jednym rozwiązaniem do tak wielu działań, ale kolejne słowa utwierdziły go w przekonaniu, że beżowowłosy wiedzą jest równy z Zakletą Księgą.
- Więcej ci nie powiem.
Co właściwie znaczy to "więcej"? Za dużo pytań, za mało odpowiedzi. Czy kiedykolwiek znajdą rozwiązanie tej zagadki mającej w sobie tysiące innych zagadek? Czy to w ogóle ma jakiś koniec i początek?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro