12
Chan podał miodowowłosej przedmiot, który ledwo trzymał w obu rączkach, przez co uginał się od ciężaru. Delikatnie wzięła diament w dłonie, po czym uśmiechnęła się do siebie, oglądając go z każdej strony, aby upewnić się, czy to faktycznie jest to, o co jej chodziło. Przedmiot był w kształcie rąbu i wyglądał jak zwykły naszyjnik wykonany ze złota z czarnym diamentem w środku. Candy pochwaliła diabełka za dobrze wykonaną robotę, a następnie skierowała się w stronę reszty z uradowaną miną. Nim jednak zdążyła schować znalezisko, Mugen był już wycelowany w jej serce. Spodziewała się takiej reakcji ze strony Kandy, wiedziała, że on tak łatwo nie puści jej tych wszystkich incydentów płazem.
- To jest klucz do Zakazanej Księgi, więc spokojnie - westchnęła kątem oka zerkając na Hayato, który był gotowy użyć swojego Innocence w razie, gdyby szermierz zaatakował jego przyjaciółkę.
- Po co ci ta Księga? - warknął, delikatnie dociskając katanę.
- To strategia. Wszystkie informacje o Egzorcystach, Akumach, Noah i Milenijnym są zawarte w Zakazanej Księdze. Nikt nie ma o niej pojęcia oprócz kilku osób na tej planecie.
- A Earl wie? - wtrącił Dennis, przez co poważnooki jeszcze bardziej zainteresował się tematem.
- Wie, ale nie tyle, aby ją zdobyć przed nami - burknął szarowłosy - Jeśli się nie pośpieszymy, Księga może zniknąć, a my będziemy ciągle na tym samym etapie wiedzy.
- Jeśli ci tak bardzo zależy, to mogę odesłać Hayato do Zakonu, a wtedy będziesz miał szansę w razie czego mnie pokonać - powiedziała na jednym wdechu, czując jak ostrze coraz mocniej wciska się jej w skórę.
Ciemnowłosy w tym momencie troszeczkę się pogubił, bo z początku wyglądało to na zdradę, a teraz nagle dziewczyna się poddaje, mówiąc, że bez problemu może pozbyć się swojego towarzysza. Z jego strony nic nie wyglądało na takie proste, jak w rzeczywistości było. Wszystko, co dwójka przyjaciół powiedziała było czystą prawdą, w której szczegóły nie mogli się zagłębiać przy innych, ale każde z nich zdawało sobie z faktu, że jeżeli nie powiedzą Kandzie prawdy, on powybija ich jak kaczki, a do tego nie mogli za wszelką cenę dopuścić.
Mugen opadł powoli w dół, wracając na swoje pierwotne miejsce. Szermierz powoli się wycofał, osatni raz zerkając jedynie na miodowowłosą, która spojrzała głęboko w jego granatowe oczy. Nie mogąc od nich oderwać wzroku, wpatrywała się w nie dopóki nie zniknęły z jej pola widzenia, odchodząc wraz z właścicielem w tylko sobie znaną stronę. W tym czasie blondyn zaoferował, że przygotuje im pokoje, po czym uciekł na górę. Zielonooki również gdzieś wyszedł ze swoim zwierzątkiem i tylko Candy została na swoim miejscu, ale nie trwało to długo, gdyż poszła śladami poważnookiego.
- Kanda! - krzyknęła za nim, gdy ten wchodził na przypadkowo znaleziony balkon - Kanda, zaczekaj!
Ten jednak cały czas ją ignorował, ani myśląc, żeby choć przez chwilę porozmawiać z dziewczyną. Sam nie wiedział co z tym wszystkim zrobić. Próbował wszystko poukładać w jednolitą całość, ale tu żaden puzzel z żadnej strony nie chciał pasować do drugiego. Chciał jeszcze raz wszystko przeanalizować, ale jakieś upierdliwe coś nie dawało mu spokoju.
Miodowowłosa złapała go za ramię, próbując nie wypowiedzieć tego co miała na myśli na głos, ale jednak przegrała bitwę z samą sobą.
- To moja wina.
Zszokowany, obrócił się natychmiast, patrząc wrogimi oczami na dziewczynę, której łzy właśnie cisnęły się na zewnątrz. Nie otrzymał jednak dokładnego wyjaśnienia jej słów, a przynajmniej niezbyt dla niego zrozumiałego.
- Nie rozwikłasz tej zagadki, bo nawet ja nie jestem w stanie do końca tego poskładać... - mruknęła, a potem chwilę się zastanowiła nad tym, co ma zamiar powiedzieć, starając się, aby odpowiednio dobierać słowa - Jest ktoś, na kim mi zależy tak, jak na rodzinie. Muszę go odnaleźć, bo oprócz tego, że jest kim jest dla mnie, wie coś, czego nikt nie zapisał. Miał mi kiedyś o tym powiedzieć, ale nie zdążył, bo Earl nam przeszkodził. Księga jest moją ostatnią nadzieją... I... Jeśli...
Nie wytrzymała i wtuliła się w ciemnowłosego, który przez dobre pół minuty nie mógł zrozumieć co się stało. Ręce trzymał w górze, nie wiedząc do końca, co ma zrobić: odsunąć ją od siebie, czy może odwzajemnić gest i poczekać, aż się wypłacze. Palce dziewczyny zacisnęły się na mundurze ciemnowłosego, podczas kolejnego szlochu, ale nawet chwila zawachania nie odebrała mu resztek rozumu. Złapał dziewczynę za ramiona i odsunął ją na bezpieczną dla siebie odległość, ale ledwo zdąrzył coś do niej powiedzieć, a ta opadła bezsilnie w dół. Szybkim ruchem złapał ją, podchodząc o krok bliżej. Tylko jej ręce nie opadły w dół, którymi ciągle zasłaniała sobie twarz, nie dopuszczając nikogo do widoku jej twarzy w chwili słabości.
Szermierz przypomniał sobie te wszystkie razy kiedy płakała i się śmiała. Było tego tak wiele, na tak krótki czas, iż sam nie mógł pojąć, co kierowało dziewczyną, nawet jeśli znał prawdę. Nagle, sam do końca nie wiedział czemu, podniósł ją tak, aby jej głowa znalazła się na jego ramieniu. Pewnym krokiem przeszedł przez korytarz, wracając z powrotem do salonu, gdzie czekał na niego gospodarz domu. Złotooki mocno się zdziwił na widok wtulonej w ciemnowłosego Candy, z której ust raz po raz wydobywał się głęboki szloch.
- Gdzie mamy pokoje? - burknął poważnooki.
- Prosto, schodami na górę i trzecie oraz czwarte drzwi na lewo.
Ledwo skończył wypowiedź, a Kanda już szedł w stronę schodów. Sprawnym krokiem przemierzył korytarz, zgodnie z instrukcją wszedł na górę i otworzył trzecie drzwi po lewej stronie. W pokoju znajdowały się dwa wyściełane łóżka, a przy każdym z nich znajdowała się szafka nocna z lampką. Po obu stronach drzwi były dwie szafy a po prawej stronie, przy jednym z łóżek, stała półka z książkami. Było ciemno, bo słońce dawno już zaszło, a w pomieszczeniu nie paliło się żadne światło, jedynie promienie światła księżyca przebijały się przez okno, zostawiając ogromny, jasny ślad na środku pokoju.
Ciemnowłosy położył dziewczynę na jednym z łóżek, ale ta zamiast się od niego odczepić, owinęła swoje smukłe rączki wokół jego szyi, przez co był zmuszony usiąść na krawędzi łóżka. Wtuliła się w jego ramię, zatapiając swoją twarz w materiał munduru, który po chwili przesiąkł od łez miodowowłosej. Znowu miał przed sobą trudny wybór i znowu nie wiedział do końca, co zrobić. Zdecydował jednak, że ona nie da mu spokoju, dopóki nie zaśnie, a zaśnie na pewno, bo widać było zmęczenie, chodzące jej po oczach. Nie wiedział do końca, czy odpowiednie będzie przytulenie Candy, ale zaryzykował. Jednak jej to nie przeszkadzało, a wręcz pozwoliło na łatwiejsze pozbycie się mieszanki dzisiejszych uczuć z całego dnia. Poczuła jak poważnooki delikatnie oplata swoimi rękami jej brzuch, przybliżając ją do siebie o zaledwie centymetr. Szermierz nie był do końca pewien, czy to co robi jest dobre i odpowiednie, ale zdawał sobie sprawę, że właśnie przez tą małą istotę wypłakującą się w jego mundur, opadła jego obojętność. Nie wiedział czemu to tak wszystko szybko się stało ani dlaczego nagle jego uczucia kierowały się do niej, zmuszając go do łamania własnych typowych zachowań.
- Przepraszam... - wyszeptała, gdy jej płacz zelżał, a powieki stały się ciężkie.
Kanda nie odpowiedział, tylko dalej wpatrywał się w ścianę na przeciwko, próbując unormować rozszalałe uczucia. Zdecydowanie za szybko się to wszystko stało i zdecydowanie za bardzo zaczynał ją lubić. Za łatwo pozwolił, aby cała jego obojętność i wrogość poszły poszukać jednorożców. Na początku ta dziewczyna była mu obojętna i jemu to nie przeszkadzało, gdy inni w Czarnym Zakonie tak dużo o niej opowiadali. Wydawała się być wtedy szczęśliwa z Marco, który wszędzie za nią chodził i traktował ją niemal jak własną matkę. Kiedy jednak wyjechali stała się krucha, jakby wszystko waliło się jej na głowę. Czyżby tak bardzo brakowało jej kogoś do pomocy? A może to Marco?
Nie zauważył nawet, kiedy zasnęła, owiewając jego szyję ciepłym, miarowym oddechem, który wskazywał na jej oddanie się w krainę Morfeusza. Zdając sobie sprawę z faktu, iż dziewczyna śpi, najdelikatniej jak tylko mógł, zdjął jej ręce ze swojej szyi i ułożył ją na miekkim materacu, a następnie przykrył puchową kołdrą. Wymruczała coś niezromiałego pod nosem podczas przekręnia się na lewy bok i zatapiła nos w miękkiej poduszce.
~~~
- Ach, miłość... - westchnął teatralnie Hrabia - To będzie bardzo nieudany krok dla nich.
- Nie powiedziałbym - wtrącił się beżowowłosy mężczyzna. Był uwiazany łańcuchami do krzesła, ale nie miał żadnych zadrapań. Jego ciemnobrązowe oczy groźnie patrzyły na stojącego przed nim Earla, który bawił się kamykiem.
- Lero, nie słuchaj go, lero! - zaskrzeczała parasolka, stając przed oczami swojego pana, ale nikt nie zwrócił na nią uwagi.
- Poczekaj, aż dowiedzą się prawdy. Może wtedy zrozumiesz, że przegraliście.
Z ust beżowowłosego wydobył się głośny śmiech, odbijając się od marmurowych ścian i przeszywając wilgotne powietrze.
- Ona się nigdy nie dowie, już prędzej cię zabije - uśmiechnął się z triumfem - Jest silniejsza niż ci się zdaje. Zamiast znikać, stanie się potęgą.
- Niby jak, lero? - wrzasnęła dynia, poirytowana, według niej, głupimi słowami więźnia.
- Zobaczycie - mruknął zadowolony.
Milenijny nie chcąc marnować dłużej czasu wyszedł z pomieszczenia, uprzednio zabierając Lero, która miała ochotę na jeszcze dalszą dyskusję. Jednak on wolał przełożyć ją na dalszy plan. Teraz liczyła się tylko ona, Księga oraz chęć wygranej. Wszystko już sobie zaplanował, przewidując każdy ruch dziewczyny, która niczego do końca nieświadoma, chodziła sobie po świecie. Nawet Allen nie będzie w stanie jej pomóc, gdy prawda wyjdzie na jaw, a ona będzie przybita do ściany. Do ściany jego własnej osoby, z której nikt ani nic nie będzie mogło jej odkleić.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro