10
Kanda odwrócił głowę w stronę Candy, która delikatnie się rumieniła, cierpliwie czekając na odpowiedź. Pytanie przez nią zadane odbijało się niemiłosiernie w jego uszach, powodując, że nawet nie potrafił powiedzieć jaki kolor oczu miała dziewczyna. To były najdziwniejsze słowa, jakie kiedykolwiek usłyszał i nawet nigdy o tym nie pomyślał, że w ogóle może istnieć takie zestawienie wyrazów.
- Nie rozumiem - mruknął.
Miodowowłosa powoli wpuściła i wypuściła z płuc powietrze, aby unormować rozszalałe serce, które ze stresu prawie uciekało z jej klatki piersiowej.
- Bo ja nigdy... Nie mówiłam, no wiesz... - na te słowa szermierz zmarszczył groźnie brwi, na co od razu zaczęła się tłumaczyć - Ale nie dlatego, że mi się nie chciało, ja po prostu jak próbowałam powiedzieć TO słowo, to mnie jakby coś rozszarpawało od środka i... I to tak bardzo bolało, że nie potrafiłam tego znieść...
Ciemnowłosy zdawał się nie zauważyć, że kiedy ona tłumaczyła się z czystego serca i mówiła jak zagubione dziecko, wyglądała tak słodko. Pojedyncze kosmyki włosów opadły na jej twarz, a łzy pojawiły się w kącikach oczu, po chwili spływając jedna po drugiej. To już nie była ta sama beszczelna dziewczyna co wczoraj, to była biedna, samotna i zagubiona maleńka osóbka, potrzebująca powiedzenia tego jednego słowa, którego tak bardzo nie potrafiła wymówić. Powodem nie była duma, ale druga, ciemniejsza osoba, która siedziała w niej niczym kot na drzewie, rozsadzając w niej wszystko, co sobie dotychczas budowała. Ta osoba zawsze tam była, jednak teraz znalazła odpowiedni moment do ukazania się - powoli i boleśnie, torturując każdą część Candy.
- "Przepraszam" często nic nie znaczy dla innych - powiedział poważnooki po dłuższej chwili.
- A dla ciebie coś znaczy? - spytała z nadzieją w głosie, pociągając nosem.
- Tak - westchnął ledwo słyszalnie.
Dziewczyna uśmiechnęła się, szybko podchodząc do niego na czworaka i usiadła po jego przeciwnej stronie, aby siedzieli naprzeciw siebie. Czuła, że jeśli mu nie powie, to źle się to skończy, ale z drugiej strony bała się, że jeśli mu powie, on zacznie ją nienawidzić. Znowu przybrała kamienną twarz, patrząc w granatowe tęczówki z całą swoją odwagą. Wzięła głęboki wdech i wybełkotała:
- W - we mnie k - ktoś jest...
* kilkanaście lat temu*
- Nigdy tu nie wracaj! - mężczyzna wyrzucił brutalnie dziewczynkę z domu, a ta upadając, rozcięła sobie rękę o ostry, wystający kamień.
Drzwi od domu zatrzasnęły się, a w oczach Candy pojawiły się łzy. Ta drewniana powłoka dla niej już nigdy nie miała się otworzyć, a zamiast tego z budynku, stojącego przed nią, powstaną ruiny. Popatrzyła na swoją rozciętą rękę i wstała z ziemi, jecząc z bólu, który sprawiały jej nowe rany i otarcia. Głośno szlochając, szła powolnym krokiem w tylko sobie znaną stronę, czyli przed siebie. Jej ojciec nie pozwoli dziewczynce wrócić, a nie ma żadnych przyjaciół, bo dom, w którym żyła, znajdował się na pustkowiu, a poza tym las rosnący wokół dodatkowo utrudniał dojście jakichkolwiek ludzi na tą polanę. Mama miodowowłosej odeszła z tego świata zaraz po porodzie, więc ojciec dziewczynki był zmuszony się nią zaopiekować, choć trudno to nazwać jakąkolwiek opieką, a raczej pilnowaniem dziewczynki, czy aby wszystko robi sama.
Nieświadoma Candy, że idzie przez środek lasu, znalazła jakieś maleńkie jeziorko i przycupnęła sobie na brzegu. Płakała do zachodu słońca, nie martwiąc się o schronienie lub dzikie zwierzęta, które z wielką chęcią wzięłyby się za polowanie na to bezbronne dziecko.
- Co ty tutaj robisz? - nieskazitelny głos dotarł do uszu miodowowłosej.
- Nie mam domu! - szlochała - Nikt mnie nie chce! Jestem taka bezużyteczna!
Dziewczynka nie miała siły ani chęci żeby się choćby obrócić, aby sprawdzić kto lub co do niej mówi. Bała się, że to jedynie koszmar, ale rozczarowała się gdy stworzenie położyło na jej ramieniu rękę. Candy jak oparzona obróciła się i zobaczyła postać, która budową ciała przypominała ludzką. Miała czarne, długie włosy, szarą skórę oraz piekną, ciemną suknię, siegającą do ziemi, która odsłaniała jedynie ramiona. Na głowie kreatury znajdował się diadem, wypełniony różnokształtnymi, czarnymi jak smoła diamencikami, które pochłaniały ostatnie promyki słońca. Na jednej ręce postać miała namalowanego węża, układającego się w znak nieskończoności i pożerający swój ogon. Cała ta osoba była piękna i dostojna, zarazem ciemna i trochę straszna, ale najbardziej uwagę przykuwały ogromne, czarne skrzydła, przypominające te anielskie.
- K - kim pani jest? - wydukała Candy.
- Nikt mnie jeszcze nie nazwał, ale jestem drogą do potęgi - kreatura uśmiechnęła się delikatnie.
- A podoba się pani imię Rosie?
- Bardzo... W takim razie dla ciebie będę się nazywać Rosie.
Dziewczynka klasnęła z radości w dłonie, unosząc wysoko kąciki ust. Wstała, podskakując lekko i przybliżyła się do postaci.
- Czy chce mnie pani przygarnąć? - spytała z nadzieją w głosie.
- Jeśli ty przygarniesz mnie - odparła Rosie, niemalże od razu.
- W jaki sposób? - zainteresowało się dziecko.
Kreatura zbliżyła się do miodowowłosej, dotykając miejsce na skórze, za którym pykało maleńkie serduszko. Ukucnęła przy dziewczynce, drugą ręką odganiając niepotrzebne kosmyki włosów, które bez żadnych skrupułów opadły na czoło Candy.
- Będę cię traktować jak mamusia córkę, jeśli ty pozwolisz mi wejść w siebie. To nie będzie bolało, ale zaboli, jeśli kiedykolwiek będziesz chciała się mnie wyprzeć, a jeżeli się dogadamy, stanę się tobą, a ty będziesz prawie górować nad wszystkim. Jak pokonasz Milenijnego Earla, będziesz w stanie stworzyć świat bez zła.
"Świat bez zła", te właśnie słowa doszczętnie przekonały dziewczynkę, że chce, aby Rosie stała się jej częścią, z którą nie raz będzie musiała się uporać, żeby osiągnąć cel, ale to co miało być prawdziwym kluczem, było czymś, co od niej samej wymagało.
- Bądź mną - powiedziała zdecydowanie, stając na baczność, niczym żołnierz w gotowości.
Stworzenie również się wyprostowało z zapytaniem w oczach, czy ta mała osóbka jest gotowa wziąść na swoje barki tak ogromną odpowiedzialność, a w odpowiedzi otrzymało pełne determinacji spojrzenie. Nie było w nim ani strachu, ani bólu, choć Candy mogła je odczuwać po stracie domu, ale nawet przez ułamek sekundy się nie zawachała. Postać zamieniła się w czarnego ducha, który zdecydowanym ruchem wszedł w ciało miodowowłosej, dając jej przyjemne uczucie ciepła oraz bezpieczeństwa. Uśmiechnęła się, kiedy poczuła jak przechodzi przez nią milutkie poczucie siły.
- Jesteśmy razem, Rosie.
*wracamy z powrotem do teraźniejszości*
Mugen był centralnie wycelowany między oczy dziewczyny, która nie wiedząc jak wyjaśnić sprawę, po prostu wsłuchała się w pytanie Kandy. Cała drżąc z emocji, próbowała, aby jej serce nie starało się uciec, a pomogło w opanowaniu emocji.
- Kim jesteś? - warknął szermierz, ostatkiem sił powstrzymując się od wbicia katany w głowę Candy.
Zdecydowanie za mało wiedział o tej dziewczynie, a teraz wie zdecydowanie za dużo. Choć tego nie okazywał, to miał zupełny mętlik w głowie, a ręka samodzielnie sięgnęła po katanę, gdy ciemnowłosy poczuł zdecydowane zagrożenie. Bełkot wypowiedziany przez miodowowłosą miał zbyt duży przekaz, jak na tak krótki czas, jednak ona musiała komuś się wyglądać. W końcu.
- Kanda, to... Trudne do wytłumaczenia - powiedziała, ale katana tylko zbliżyła się do niej na niebezpiecznie krótką odległość od jej czoła.
- Więc mi to wytłumacz!
Woląc zostać przy życiu, zrezygnowana, westchnąwszy, zaczęła opowiadać całą historię o Rosie, którą spotkała jednego, pamiętnego dnia. Ciemnowłosy słuchał w skupieniu, powoli opuszczając ostrze, nie zdając sobie do końca z tego sprawy. Szczerze, urzekł go trochę fakt, iż dziewczyna sama nie podjęła wcześniejszej próby ucieczki z domu, ale kiedy zaczęła opowiadać mu o ciemnej kreaturze, kolejne informacje zszokowały go doszczętnie. Domyślił się, że kiedy była młodsza, podświadomie uratowała swoje własne życie, a jej Innocence, to moc, która sama do niej przyszła. Żadnej z tych emocji nie pokazał, ukrywając je za maską gniewu, którą przede wszystkim utwierdzały zmarszczone brwi.
Candy ani razu się nie zająknęła w swej opowieści, a burza rozrywająca jej serce ukazała się w postaci pojedynczych łez, spadających od czasu do czasu po jej gładkim policzku. Opowiadając własną historię, bała się braku zrozumienia ze strony poważnookiego, który, mimo iż położył Mugen na lśniącej trawie, wciąż wydawał się nie mieć do niej zaufania. Cóż, ona sama nie miała do siebie zaufania, ciągle bojąc się jej niekontrolowanych ruchów, spowodowanych interwencją Rosie, która była jej osobistą strażniczką serca i czystej duszy. Tak wiele problemów ją nękało, że sama nie wiedziała co robić, gubiąc się między korytarzami uczuć. Na świecie istniało wiele osób, które znała, ale większość nie lubiła ją jako ją, ale jako piekną i zgrabną. Ludzie często nie rozumieli jej potarganych jak pajęczyna na wietrze uczuć, a smutek przedzierający się przez serce, sprawiał, że rozpadała się na kawałki, nie mogąc znaleźć oparcia w kimś, kto by jej mógł pomóc. Marco był zdecydowanie zbyt młody, aby mógł dzielić z nią jakiekolwiek uczucia i przejmować się ich losem.
- Chyba się z nią nie dogadałam... - dodała smutno na koniec.
- Czemu mówisz to mnie? - westchnął.
Co miała odpowiedzieć, jak nie prawdę, która była dość dziwna? Hayato, którego spotkała, o połowie nie wiedział, a jedynie Yuri, który raczej zginął (choć teraz już niczego nie była pewna), wiedział o jej ogromnym bólu, z którym tułała się tyle lat.
- Bo jesteś jedną z osób, których nie obchodzi mój wygląd - a kolejne wyznanie zbiło go kompletnie z nóg - Wolałabym być brzydka.
Żart? Raczej kiepski, bo nikt by nie uwierzył, że kawał może być wypowiedziany z tak smutną i poważną twarzą. Szczere wyznania dziewczyny były jak tsunami, które docierało do Kandy z coraz większym przekonaniem. Jego maska obojętności i wrogości właśnie spływała po nim jak woda, gdy słuchał kolejnych zmartwień Candy. Właśnie czuł się jakby ktoś przyłożył mu w policzek, dzwoniąc wielkim dzwonem przy uchu. W te kilka chwil jego nastawienie do tej z pozoru zwykłej dziewczyny, obróciło się o trzysta sześćdziesiąt stopni, pukając, a raczej waląc, do jego serca z prośbą o wysłuchanie jej dalszych opowieści. Właśnie zaczął przyjmować do siebie fakt, że życie tej młodej, bezbronnej dziewczyny zaczęło się od piekła, które trwa do dzisiaj i on właśnie dostał przepustkę, aby jej pomóc. Jednak czy to dużo zmieni?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro