2
- Marco... - zmieszana Candy zwróciła się do chłopczyka, którego oczy świeciły się z radości - Idź do swojego pokoiku. Za chwilkę przyjdę i będziesz miał mnie tylko dla siebie - posłała mu delikatny uśmiech.
Delikatnie pogłaskała kciukiem jego policzek, a gdy odsunęła rękę, Marco skinął głową i wrócił schodami na górę. Skierowała głowę w stronę trójki Egzorcystów, groźnym wzrokiem przeszywając ich ciała.
- No więc, po co tu przyleźliście? - parsknęła.
- Ekhem - odchrząknął Allen - Mógłbyś Collin?
- Jasne - mężczyzna wstał i posłał dziewczynie groźne spojrzenie, tym samym dając jej znak, mówiący "Grzecznie, proszę".
- Więc? - miodowowłosa mówiąc obojętnie, uniosła brew.
- Innocence. Mówi ci to coś, skarbie? - Generał uśmiechnął się kokieteryjnie.
- Po pierwsze, skarby, to ty znajdź se w kopalni - warknęła - A po drugie, wiem co to jest, to całe Innocence. I co z tego?
- Skąd to wiesz? - zapytał z ekscytacją Allen.
- Uważaj, bo zaraz z krzesła spadniesz.
- No więc?
- No więc wracajcie do Czarnego Zakonu - burknęła Candy i skierowała się w stronę schodów, zostawiając Egzorcystów samych.
- Ona zawsze była trudna - wtrącił się barman - Jej przeszłość to jak kwiat paproci. Nawet nie wiadomo czy istnieje. Pokoje macie u góry, numery pięć i sześć.
Kanda jako pierwszy zerwał się na równe nogi i odebrał klucz. Szybkim krokiem wszedł na górę, ale przechodząc przez korytarz oberwał drzwiami w tył głowy. Wnerwiony, obrócił się, z myślą ukatrupienia osoby, od której dostał. Widząc Candy, trochę złagodniał, choć wciąż miał zabójcze myśli. Miała ręką zasłonięte usta, a jej oczy były szeroko otwarte. Po chwili, nieoczekiwanie wybuchnęła śmiechem, a zza drzwi ukazała się maleńka rączka, a następnie główka.
- Candy, co się stało? - zapytał zdezorientowany Marco, po czym nie uzyskując odpowiedzi, zwrócił się do Kandy, który nadal miał kamienną twarz - Ostatni laz tak się śmiała jakieś pół loku temu, kiedy Luca wpadł do soku wiśniowego w beczce i nie mógł się z niej wydostać.
Kanda, jakby nie przejmując się słowami chłopca, zwrócił się do dziewczyny, której udało się uspokoić swój napad śmiechu. Jej twarz na nowo przybrała obojętny wyraz. Ciemnowłosy przelustrował ją wzrokiem, a następnie poszedł w swoim kierunku z groźną miną. Otworzył drzwi od swojego pokoju, słysząc głos Candy za plecami:
- Chodź już spać, Marco.
W pokoju numer pięć były dwa łóżka, więc zapewne Kanda będzie musiał któregoś z dwóch pozostałych znosić przez całą noc. Sam nie wiedział co gorsze: kobieciarz czy może ten durny kiełek fasoli. Wyciągnął swoje rzeczy z walizki, gdy nagle przed jego oczami ukazał się obraz rozbawionej dziewczyny, a w głowie zaczął rozbrzmiewać głos chłopczyka: "Ostatni raz śmiała się tak pół roku temu". A kiedy on sam się śmiał?
Do pokoju wparował Generał Cross, oświadczając:
- No, młodzieńcze, dzisiaj będę dzielił z tobą pokój.
Może jednak fasola byłaby lepsza? Kanda tylko przewrócił oczami i poszedł w stronę łazienki. Mijając pokój Candy, usłyszał jakiś śpiew i od razu przyłożył ucho do drzwi. Wsłuchując się dokładnie, mógł stwierdzić, że była to piosenka, opowiadająca o tęsknocie do starych przyjaciół. Mimowolnie prychnął i udał się do łazienki, gdzie nareszcie nie musiał nikogo znosić.
~~~
Candy zeszła na dół razem z Marco i gdy usiadła przy jednym ze stolików, podszedł do niej jasnowłosy chłopak.
- Cześć. Jestem Allen Walker - przedstawił się.
- A ja Malco! - wyszczerzył się malutki brunet.
- Tamten naburmuszony to Kanda, a ostatni to Generał Cross - uśmiechnął się przyjaźnie - Chcemy tylko, abyś ochraniała ludzi przed Akumami.
- Candy, ty uwielbiasz zabijać Akumy! Sama mnie uczyłaś, jak się blonić - zawołał Marco, tym samym zwracając na siebie uwagę pozostałych dwóch Egzorcystów.
Candy czując, że znajduje się w czarnej otchłani, postanowiła wykorzystać asa w rękawie.
- A co będzie z tobą, Marco, jeśli ja pójdę do Czarnego Zakonu? Już nie będę mogła się tobą zajmować i będziemy mogli widywać się może nawet raz na kilka lat - uniosła brwi, wyczekując reakcji chłopca.
- I nie będziesz już mnie przytulać? - zapytał ze łzami w oczach.
- Nie - powiedziała, starając się, aby jej ton był łagodny, a zarazem zdecydowany.
- I nie będziesz mi opowiadać bajek?
- Nie.
- I nie będę mógł słuchać twoich piosenek?
- Nie.
- I nikt już nie będzie mnie tak... - brunet rozpłakał się i obejmując mocno szyję miodowowłosej, zaczął szlochać - Ja... Nie chcę... Abyś odeszła... Zostań... Candy, zostań!
Dziewczyna usadowiła sobie Marco na kolanach i mocno go przytuliła. Chłopczyk wtulił twarz w jej szyję, podczas gdy ona głaskała go po główce i w kółko szeptała mu do uszka: "Dlatego nigdy cię nie zostawię".
Allen spojrzał na swojego Mistrza z zapytaniem w oczach, ale Generał Cross wzruszył tylko ramionami. Chłopak postanowił więc, że zadzowni do kwatery głównej, bo może byłaby taka możliwość, żeby ta dwójka nie musiała się rozdzielać. W przeciwnym razie, podejrzewał, że Candy nigdy w życiu, nie pozwoliłaby mu zostać tutaj samemu, a Marco nie pozwoliłby jej odejść. Mimo wszystko nie byli choćby rodzeństwem, chociaż po ich zachowaniu spokojnie możnabyłoby stwierdzić, że są więzy krwi między tą dwójką. Miało się bowiem wrażenie, że oboje kochali się tak samo mocno, jakby ze wszystkich innych, na których im zależało, zostali tylko oni.
- Halo? - odezwał się głos w słuchawce.
- Komui, mamy tu małą formalność. Znaleźliśmy Candy, ale jest pewien problem...
Podczas gdy Allen dogadywał się z bratem Lenalee, Marco wytarł ostatnie łzy, patrząc ze smutkiem na starszą od niego dziewczynę, niczym na dobrą siostrę, ktora właśnie ratuje mu życie. Candy pogłaskała chłopczyka po główce i uśmiechnęła się tak, aby tylko on mógł to zobaczyć. Odwzajemnił gest, po czym ułożył główkę na jej dekoldzie, przymykając oczy z przyjemności, jaką dawało mu poczucie bezpieczeństwa. Candy w tym czasie muskała opuszkiem palca jego policzek i czekała aż on zaśnie. Nagle nad nią znalazł się Allen z szerokim uśmiechem, oznajmiając jej szeptem:
- Możecie jechać do Zakonu razem.
Dziewczyna spojrzała na niego z nadzieją i starając się nie obudzić dziecka, zaniosła je do pokoju, a następnie spakowała wszystkie ich wspólne rzeczy.
~~~
- Znaleźliście ją! - zawołał uradowany Komui, o mały włos nie tańcząc ze szczęścia.
Candy popatrzyła kamiennym wzrokiem na szefa kwatery głównej, ale jej uwagę przykuła scena za jego plecami. Starszy człowiek, prawdopodobnie będący Bookmanem, uderzył czerwonowłosego chłopaka, który coś przedtem do niego mówił. Zaśmiała się w duchu na tą scenę, ale kiedy dotarł do jej nozdrzy zapach gorącego jedzenia, zaburczał jej brzuch.
- Candy, musisz coś zjeść - oznajmił chłopczyk poważnym tonem.
- Marco, spokojnie to chwilę może poczekać. I chciałabym abyśmy ja i on - skinęła głową na dwulatka - byli w jednym pokoju.
- Dobrze, chociaż i tak planowałem tak zrobić, a teraz czas na obiad. My zajmiemy się waszymi bagażami a wy już idźcie.
Wszyscy z wyjątkiem Komui'ego poszli w stronę jadalni. Miodowowłosa usadowiła Marco przy jednym ze stolików, a sama poszła dla nich po jedzenie. Jej zamówienie szybko zostało zrealizowane i już niedługo potem postawiła talerz przed nosem chłopczyka. Dosiedli się do niej Allen, ten czerwonowłosy chłopak który oberwał od Bookmana oraz jakaś dziewczyna.
- Jestem Lenalee, siostra Komui'ego, a to Lavi - przedstawiła się, a następnie skinęła na jednookiego rudzielca.
- Candy - ucięła krótko przyszła Egzorcystka.
W ciszy zjedli obiad, a po sali dało się słyszeć szepty na temat nowej dziewczyny. Candy czuła się nieswojo, ze względu na to, że dosłownie każdy, oczywiście z wyjątkiem Kandy, gapił się na nią niemiłosiernie. W końcu nie wytrzymała i zapytała z irytacją:
- Czemu oni się tak na mnie gapią?!
- Bo jesteś najsłodszą dziewczyną, jaką ktokolwiek widział - uśmiechnęła się Lenalee.
Dziewczyna westchnęła głośno, po czym skończyła swój posiłek. Popatrzyła na Marco, który miał połowę jedzenia na talerzu i siedział z naburmuszoną miną oraz rękoma skrzyżowanymi na piersi. Kilka brunatnych kosmyków opadło mu na twarz, na co Candy delikatnie włożyła mu je za uszka. Wzięła jego widelec do ręki i nadziała na niego ziemniaka, po czym powiedziała:
- Skrzynka pocztowa się otwiera - chłopczyk otworzył buźkę - List wpada do skrzynki.
I tak za każdym razem, aż całe jedzenie z talerza nie zniknęło. Pozostali Egzorcyści przy stole patrzyli z niedowierzaniem na scenę, która rozgrywała się przed ich oczami. Na koniec miodowowłosa pochwaliła Marco i odniosła ich talerze. Idąc w stronę pokoi, wpadła przypadkiem na kogoś i gdyby on jej nie złapał za ramiona prawdopodobnie wylądowałaby na ziemi. Uniosła oczy i zobaczyła ciemnowłosego chłopaka, który chyba nazywał się Kanda. Z poważnym wyrazem twarzy puścił jej ramiona, a nastepnie burknął:
- Uważaj jak łazisz.
- Wzajemnie - sarknęła, idąc w stronę swojego pokoju.
Odprowadziła chłopczyka, a sama udała się na świeże powietrze, aby jej umysł mógł odpocząć od problemów, których ostatnio miała niemało. Wyszła z budynku, a następnie uśmiechnęła się do siebie.
- Innocence, aktywacja!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro