Córka złamanej przysięgi. (5)
Podeszłam wolno do jeziora i upadłam przed nim na kolana. Spojrzałam w swoje odbicie.
-Czemu ty mi to robisz? Przyciągasz mnie do siebie, a potem chcesz, żebym umarła. - wyszeptałam w stronę jeziora. Głupia, bo co, odpowie ci? Pokręciłam głową.
Powoli zaczęłam się rozbierać. Rozejrzałam się. Przecież nikt tu nie przyjdzie.
Powoli nago weszłam do wody. Strasznie mnie to odprężyło.
Byłam w wodzie po pas.
Nabrałam trochę wody w dłonie i dokładnie ją obejrzałam.
W moich dłoniach zaczęła powstawać czarna substancja.
Z obrzydzeniem odrzuciłam ją od siebie.
-Valeria! Natychmiast wyłaź z tej wody! - krzyknął Nico, podchodząc do brzegu.
Odwróciłam się do niego, a on wytrzeszczył oczy i zasłonił oczy.
Nie zrozumiałam jego poczynań, dopóki nie spojrzałam na siebie.
No tak.
Z wypiekami na twarzy weszłam głębiej, ukrywając swoje ciało w ciemnej wodzie.
-Czy z łaski swojej powiesz mi, co ty tu odwalasz? - Zapytał zażenowany, niepewnie podnosząc na mnie swój wzrok.
-Nigdzie nie idę. To miejsce jest niesamowite. - Mruknęłam, patrząc na niego. - Bardziej mnie już nie skrzywdzi, prawda?
-Nie wierzę, że mnie do tego zmuszasz. - Czarnowłosy westchnął.
Rozebrał się do bokserek i wskoczył do wody, zbliżając się do mnie.
Księżyc już wisiał na niebie.
Gdy stanął naprzeciwko mnie, nie poczułam dyskomfortu.
Czułam się dobrze.
Dzieliło nas może na oko 5 albo 6 centymetrów.
Zadzierałam wysoko głowę do góry, by patrzeć w te piękne, grafitowe oczy.
Zdziwiłam się, gdy nie patrzył na moje piersi, tylko w oczy.
Przechylił lekko głowę i nachylił się nade mną.
-To idziemy? - Nie odrywał wzroku od moich oczu.
-Nie. Tu jest mi dobrze. - Uśmiechnęłam się rozbawiona.
-Valeria! Jest późno i zimno! Wracaj do domku! Idiotko! - Potrząsnął mną.
Zaśmiałam się krótko i poklepałam go po policzku, jak bachora.
Szarpnął mną, przyciągając do siebie. Stykaliśmy się ciałami.
Zrobiło mi się ciepło, gdy moje piersi dotknęły jego brzucha.
-Wychodzimy stąd. Już. - Dał nacisk na ostatnie słowo i zaczął mnie prowadzić w stronę brzegu.
Westchnęłam krótko i nie stawiałam oporu.
-Odwróć się. - Nakazałam i sięgnęłam po jego ciuchy.
Rzuciłam mu nimi w twarz, a on nie spodziewał się tego ruchu i wylądował na ziemi.
Parsknęłam i zaczęłam się ubierać.
Zostawiłam jednak stanik w dłoni, ponieważ nie opłaca mi się go już zakładać.
Założyłam włosy za uszy i zaczęłam odchodzić w stronę domu Apolla.
Nico dogonił mnie i objął ramieniem rozbawiony.
-No co? - Zapytałam głupio.
-I ty się jeszcze pytasz? Chodziłaś przede mną naga. Nie czułaś się źle? - Podniósł jeden kącik ust do góry.
-Nie. To chyba normalne, że mężczyzna widzi kobietę. Nie wiesz, jak kobieta jest zbudowana? - Podniosłam jedną brew do góry.
-Wiem - zmieszał się i podrapał po karku.
Pokręciłam głową z dezaprobatą.
Gdy zobaczyłam domek Apolla, od razu przyspieszyłam kroku.
-I nikomu nie mów o tym, co tu zaszło! - nie czekając na odpowiedź, zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.
—•—
-... czyli już wiecie, jak się gra w wojnę o sztandar. Jakieś pytania? Nie? Tak myślałem. - Rzekł zadowolony Chejron.
-Właściwie to ja mam. Jakie domy grają przeciwko jakim domom? - Palnęłam.
Wzrok wszystkich tutaj obecnych spoczął na mnie. Chejron posłał mi nieufne i podejrzliwe spojrzenie.
Uśmiechnęłam się lekko skołowana.
Jestem tu nowa. Skąd mam to wiedzieć?
-No dobrze. Hadesa, Aresa, Zeusa, Posejdona, Hekate, Iris, Demeter, Ateny, Afrodyty grają przeciwko Hermesowi, Apollowi, Hefajstosowi, Hestii, Dionizosowi, Erosowi, Nike, Kaliope. Wszystko zrozumiane? Na pozycje! - Krzyknął centaur.
Od razu pobiegłam w głąb lasu. Ukryłam za krzakiem i czekałam na gong.
Trochę się wahałam, ponieważ grałam przeciwko Nico i Percy'emu.
Nagle usłyszałam dźwięk gongu. Ktoś na mnie natarł z lewej strony, więc momentalnie odskoczyłam w prawo.
Jak się okazało, to Clarisse la Rue.
-Zniszczę cię, suko. - Syknęła przez zęby i o mało nie wbiła mi miecza w szyję, ale ja ukucnęłam, padając na pień drzewa.
Chwyciłam za łuk i na oślep strzeliłam. Ta szybko odskoczyła, a strzała wbiła się w drzewo.
-Postaraj się trochę bardziej - uśmiechnęłam się, ale tym razem nie zdążyłam zrobić uniku i dostałam z pięści.
Poczułam, jak czerń spływa mi z wargi. Ona wybałuszyła oczy.
-Przeklęta! - Wrzasnęła, a ja wykorzystując jej zdezorientowanie, drasnęłam mieczem.
Upadła na ziemię, a ja bez zbędnego przedłużania uciekłam od niej.
Około 100 metrów od Clarisse moją drogę zagrodził Nico.
Zmierzył mnie od góry do dołu. Uśmiechnął się zawadiacko.
-Cześć, skarbie - zaczął chodzić wokół mnie, jak wygłodniały wilk obok swojej zwierzyny. Wymachiwał mieczem jakby znudzony, gdy podszedł do mnie i złapał za mój podbródek. Po chwili popchnął mnie na drzewo i zatopił swoje usta na mojej szyi.
Mruknęłam zadowolona, gdy zaczął robić mi tam malinkę. Wszędzie było cicho.
Z przyjemności o mało nie upuściłam miecza, jednak szybko się otrząsnęłam, gdy zamiast ust Nico, poczułam zimne ostrze przy gardle.
Szybko go kopnęłam i wyciągnęłam miecz przed siebie.
Ten osunął się w cień. Zaczęłam się rozglądać, gdy usłyszałam trzask gałęzi za sobą.
Szybko się odwróciłam, a ten w tym samym czasie zamachnął się mieczem na wysokości mojej szyi, ale prędko padłam na ziemię.
-Naprawdę zamierzałeś obciąć mi głowę? - Zapytałam zdziwiona. Obserwowałam każdy jego ruch.
-Spokojnie, złotko, ta buzia jeszcze mi się przyda - uśmiechnął się powalająco, ale ten zszedł mu z twarzy, gdy obok jego głowy przeleciała strzała.
Naciągnęłam kolejną na cięciwę i wymierzyłam w niego. Oboje chodziliśmy w kółko, gdy ten znowu osunął się w cień.
Szybko przełożyłam łuk przez plecy i szukałam go wzrokiem.
Nagle złapał mnie od tyłu w talii, ale szybko mu się wyślizgnęłam. Gdy ten znowu zamachnął się mieczem, ledwo odskoczyłam.
Nico wykorzystując mój unik, złapał mnie w pasie i przyłożył mi ostrze do gardła.
-Wygrałem - wydyszał, uśmiechając się zwycięsko.
Przechyliłam głowę na bok rozbawiona i poklepałam go pocieszająco po policzku.
-Na pewno, kochanie? - nadepnęłam mu na stopę, a on odskoczył.
Wykorzystałam ten moment i podbiegłam do sztandaru.
Już miałam go chwycić, gdy ktoś mnie od niego brutalnie odsunął.
Wycelowałam miecz w blondynkę o szarych, mądrych oczach.
Uśmiechnęłam się miło.
-Jestem Valeria, miło cię poznać. - Jednak ona nie była przyjaźnie nastawiona i przejechała mi mieczem po dłoni.
Syknęłam z bólu i rzuciłam mieczem o ziemię.
Czarna ciecz spływała mi wodospadem z ręki.
Zacisnęłam zęby i spojrzałam w jej oczy.
Szybko chwyciłam za łuk i strzelając, przygniotłam ją do drzewa. Złapałam za sztandar.
-Drużyna Niebieskich wygrała! - Krzyknął ucieszony Will Solace, jeden z dzieci Apolla.
Zadowolona uniosłam sztandar ku górze i powędrowałam z nim do obozowiska.
Moja warga i dłoń nie mają się za dobrze. Krwawią, ale trochę mniej.
Rzuciłam sztandar przed kopytami Chejrona i spojrzałam mu głęboko w oczy, gdy ten się odezwał.
-Nadal cię nie rozumiem, Valerio. Czyją córką jesteś? - Zmrużył oczy zaciekawiony.
-Nie wiem. Ty mi odpowiedz.
Po chwili namysłu powiedział.
-Gratuluję umiejętności. Gdzie się tego wszystkiego nauczyłaś?
-Z mieczem nie radzę sobie dobrze, ale długo chodziłam na łucznictwo.
-Jesteś twardą dziewczyną i na pewno w końcu po - nie dokończył, ponieważ patrzył na coś nade mną ze strachem.
Cofnął się kilka kroków do innych obozowiczów.
-Coś nie tak? - Spojrzałam w górę i zobaczyłam strzałę.
-To niemożliwe. Dziecko Artemidy. Jesteś córką złamanej przysięgi.
—•—
*-Nie wiem czy w takiej kolejności i czy takie domy są, ale to jedyni bogowie jacy mi na myśł przyszli
LittlePsychopath2104
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro