Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Córka złamanej przysięgi. (5)

Podeszłam wolno do jeziora i upadłam przed nim na kolana. Spojrzałam w swoje odbicie.

-Czemu ty mi to robisz? Przyciągasz mnie do siebie, a potem chcesz, żebym umarła. - wyszeptałam w stronę jeziora. Głupia, bo co, odpowie ci? Pokręciłam głową.

Powoli zaczęłam się rozbierać. Rozejrzałam się. Przecież nikt tu nie przyjdzie.

Powoli nago weszłam do wody. Strasznie mnie to odprężyło.

Byłam w wodzie po pas.

Nabrałam trochę wody w dłonie i dokładnie ją obejrzałam.

W moich dłoniach zaczęła powstawać czarna substancja.

Z obrzydzeniem odrzuciłam ją od siebie.

-Valeria! Natychmiast wyłaź z tej wody! - krzyknął Nico, podchodząc do brzegu.

Odwróciłam się do niego, a on wytrzeszczył oczy i zasłonił oczy.

Nie zrozumiałam jego poczynań, dopóki nie spojrzałam na siebie.

No tak.

Z wypiekami na twarzy weszłam głębiej, ukrywając swoje ciało w ciemnej wodzie.

-Czy z łaski swojej powiesz mi, co ty tu odwalasz? - Zapytał zażenowany, niepewnie podnosząc na mnie swój wzrok.

-Nigdzie nie idę. To miejsce jest niesamowite. - Mruknęłam, patrząc na niego. - Bardziej mnie już nie skrzywdzi, prawda?

-Nie wierzę, że mnie do tego zmuszasz. - Czarnowłosy westchnął.

Rozebrał się do bokserek i wskoczył do wody, zbliżając się do mnie.

Księżyc już wisiał na niebie.

Gdy stanął naprzeciwko mnie, nie poczułam dyskomfortu.

Czułam się dobrze.

Dzieliło nas może na oko 5 albo 6 centymetrów.

Zadzierałam wysoko głowę do góry, by patrzeć w te piękne, grafitowe oczy.

Zdziwiłam się, gdy nie patrzył na moje piersi, tylko w oczy.

Przechylił lekko głowę i nachylił się nade mną.

-To idziemy? - Nie odrywał wzroku od moich oczu.

-Nie. Tu jest mi dobrze. - Uśmiechnęłam się rozbawiona.

-Valeria! Jest późno i zimno! Wracaj do domku! Idiotko! - Potrząsnął mną.

Zaśmiałam się krótko i poklepałam go po policzku, jak bachora.

Szarpnął mną, przyciągając do siebie. Stykaliśmy się ciałami.

Zrobiło mi się ciepło, gdy moje piersi dotknęły jego brzucha.

-Wychodzimy stąd. Już. - Dał nacisk na ostatnie słowo i zaczął mnie prowadzić w stronę brzegu.

Westchnęłam krótko i nie stawiałam oporu.

-Odwróć się. - Nakazałam i sięgnęłam po jego ciuchy.

Rzuciłam mu nimi w twarz, a on nie spodziewał się tego ruchu i wylądował na ziemi.

Parsknęłam i zaczęłam się ubierać.

Zostawiłam jednak stanik w dłoni, ponieważ nie opłaca mi się go już zakładać.

Założyłam włosy za uszy i zaczęłam odchodzić w stronę domu Apolla.

Nico dogonił mnie i objął ramieniem rozbawiony.

-No co? - Zapytałam głupio.

-I ty się jeszcze pytasz? Chodziłaś przede mną naga. Nie czułaś się źle? - Podniósł jeden kącik ust do góry.

-Nie. To chyba normalne, że mężczyzna widzi kobietę. Nie wiesz, jak kobieta jest zbudowana? - Podniosłam jedną brew do góry.

-Wiem - zmieszał się i podrapał po karku.

Pokręciłam głową z dezaprobatą.

Gdy zobaczyłam domek Apolla, od razu przyspieszyłam kroku.

-I nikomu nie mów o tym, co tu zaszło! - nie czekając na odpowiedź, zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.

—•—

-... czyli już wiecie, jak się gra w wojnę o sztandar. Jakieś pytania? Nie? Tak myślałem. - Rzekł zadowolony Chejron.

-Właściwie to ja mam. Jakie domy grają przeciwko jakim domom? - Palnęłam.

Wzrok wszystkich tutaj obecnych spoczął na mnie. Chejron posłał mi nieufne i podejrzliwe spojrzenie.

Uśmiechnęłam się lekko skołowana.

Jestem tu nowa. Skąd mam to wiedzieć?

-No dobrze. Hadesa, Aresa, Zeusa, Posejdona, Hekate, Iris, Demeter, Ateny, Afrodyty grają przeciwko Hermesowi, Apollowi, Hefajstosowi, Hestii, Dionizosowi, Erosowi, Nike, Kaliope. Wszystko zrozumiane? Na pozycje! - Krzyknął centaur.

Od razu pobiegłam w głąb lasu. Ukryłam za krzakiem i czekałam na gong.

Trochę się wahałam, ponieważ grałam przeciwko Nico i Percy'emu.

Nagle usłyszałam dźwięk gongu. Ktoś na mnie natarł z lewej strony, więc momentalnie odskoczyłam w prawo.

Jak się okazało, to Clarisse la Rue.

-Zniszczę cię, suko. - Syknęła przez zęby i o mało nie wbiła mi miecza w szyję, ale ja ukucnęłam, padając na pień drzewa.

Chwyciłam za łuk i na oślep strzeliłam. Ta szybko odskoczyła, a strzała wbiła się w drzewo.

-Postaraj się trochę bardziej - uśmiechnęłam się, ale tym razem nie zdążyłam zrobić uniku i dostałam z pięści.

Poczułam, jak czerń spływa mi z wargi. Ona wybałuszyła oczy.

-Przeklęta! - Wrzasnęła, a ja wykorzystując jej zdezorientowanie, drasnęłam mieczem.

Upadła na ziemię, a ja bez zbędnego przedłużania uciekłam od niej.

Około 100 metrów od Clarisse moją drogę zagrodził Nico.

Zmierzył mnie od góry do dołu. Uśmiechnął się zawadiacko.

-Cześć, skarbie - zaczął chodzić wokół mnie, jak wygłodniały wilk obok swojej zwierzyny. Wymachiwał mieczem jakby znudzony, gdy podszedł do mnie i złapał za mój podbródek. Po chwili popchnął mnie na drzewo i zatopił swoje usta na mojej szyi.

Mruknęłam zadowolona, gdy zaczął robić mi tam malinkę. Wszędzie było cicho.

Z przyjemności o mało nie upuściłam miecza, jednak szybko się otrząsnęłam, gdy zamiast ust Nico, poczułam zimne ostrze przy gardle.

Szybko go kopnęłam i wyciągnęłam miecz przed siebie.

Ten osunął się w cień. Zaczęłam się rozglądać, gdy usłyszałam trzask gałęzi za sobą.

Szybko się odwróciłam, a ten w tym samym czasie zamachnął się mieczem na wysokości mojej szyi, ale prędko padłam na ziemię.

-Naprawdę zamierzałeś obciąć mi głowę? - Zapytałam zdziwiona. Obserwowałam każdy jego ruch.

-Spokojnie, złotko, ta buzia jeszcze mi się przyda - uśmiechnął się powalająco, ale ten zszedł mu z twarzy, gdy obok jego głowy przeleciała strzała.

Naciągnęłam kolejną na cięciwę i wymierzyłam w niego. Oboje chodziliśmy w kółko, gdy ten znowu osunął się w cień.

Szybko przełożyłam łuk przez plecy i szukałam go wzrokiem.

Nagle złapał mnie od tyłu w talii, ale szybko mu się wyślizgnęłam. Gdy ten znowu zamachnął się mieczem, ledwo odskoczyłam.

Nico wykorzystując mój unik, złapał mnie w pasie i przyłożył mi ostrze do gardła.

-Wygrałem - wydyszał, uśmiechając się zwycięsko.

Przechyliłam głowę na bok rozbawiona i poklepałam go pocieszająco po policzku.

-Na pewno, kochanie? - nadepnęłam mu na stopę, a on odskoczył.

Wykorzystałam ten moment i podbiegłam do sztandaru.

Już miałam go chwycić, gdy ktoś mnie od niego brutalnie odsunął.

Wycelowałam miecz w blondynkę o szarych, mądrych oczach.

Uśmiechnęłam się miło.

-Jestem Valeria, miło cię poznać. - Jednak ona nie była przyjaźnie nastawiona i przejechała mi mieczem po dłoni.

Syknęłam z bólu i rzuciłam mieczem o ziemię.

Czarna ciecz spływała mi wodospadem z ręki.

Zacisnęłam zęby i spojrzałam w jej oczy.

Szybko chwyciłam za łuk i strzelając, przygniotłam ją do drzewa. Złapałam za sztandar.

-Drużyna Niebieskich wygrała! - Krzyknął ucieszony Will Solace, jeden z dzieci Apolla.

Zadowolona uniosłam sztandar ku górze i powędrowałam z nim do obozowiska.

Moja warga i dłoń nie mają się za dobrze. Krwawią, ale trochę mniej.

Rzuciłam sztandar przed kopytami Chejrona i spojrzałam mu głęboko w oczy, gdy ten się odezwał.

-Nadal cię nie rozumiem, Valerio. Czyją córką jesteś? - Zmrużył oczy zaciekawiony.

-Nie wiem. Ty mi odpowiedz.

Po chwili namysłu powiedział.

-Gratuluję umiejętności. Gdzie się tego wszystkiego nauczyłaś?

-Z mieczem nie radzę sobie dobrze, ale długo chodziłam na łucznictwo.

-Jesteś twardą dziewczyną i na pewno w końcu po - nie dokończył, ponieważ patrzył na coś nade mną ze strachem.

Cofnął się kilka kroków do innych obozowiczów.

-Coś nie tak? - Spojrzałam w górę i zobaczyłam strzałę.

-To niemożliwe. Dziecko Artemidy. Jesteś córką złamanej przysięgi.

—•—

*-Nie wiem czy w takiej kolejności i czy takie domy są, ale to jedyni bogowie jacy mi na myśł przyszli

LittlePsychopath2104

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro