Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

40

Black Sabbath zaczął głośno chrupać swoją dzisiejszą porcję śniadaniową. Pozytywnie przyjął to, że ma przerwę od treningów - wczorajsze zawody doszczętnie go zmęczyły.

- I co, znowu 1 miejsce? Może w końcu byś odpuścił, co? - w stajni rozległ się rechot śmiechu Dark Rice'a.

Gniadosz przewrócił oczami. Doskonale wiedział, do kogo są skierowane te słowa. Niby się już pogodzili, ale Black mu nie wybaczył.

- W końcu przyznałeś się, że jesteś gorszy? Daj mi spokój. - kłapnął zębami powietrze.

- Ty się nie znasz na żartach, a i tak nie chciałem się z tobą godzić. To wszystko było jedną wielką ściemą. Aww, jaka szkoda, że nasz kochany Sabb...

- Zostaw go. - syknął Amethyst, jasnogniady folblut, ''przywódca''?

Ogier skulił uszy i schował głowę w boksie. Nie chciał, aby to wyglądało tak, że Amethyst go broni.

- Cześć Black...

*

- Właśnie idę na trening, będę się ścigać z Silent Heart. - parsknęła zadowolona Golden.

- Łatwo z nim wygrasz, dasz radę. - gniady miał nadzieję, że przyjaciel tego nie usłyszał.

Klacz zastrzygła uszami na jego słowa.

- Gdzie następnie startujesz?

- Słyszałem, że za miesiąc w Santa Anita Derby, a później... - zająknął się, kiedy dotarła do niego straszna świadomość. Niby się nie bał, ale jeśli przegra, Rice go zniszczy.

- Co potem? - zarżała jelenia klacz, już odchodząc w stronę toru.

- Kentucky Derby... - Sabbath zastygł w bezruchu.

*

Obydwa konie wystrzeliły ze startboksów w tej samej chwili, no, może gniady z większym opóźnieniem. Parły do przodu, a grzywa i ogon powiewały na wietrze. Celownik zbliżał się z każdą chwilą. Na zakręcie złota klacz przyspieszyła, zostawiając tamtego w tyle.

- Bardzo dobrze jej idzie, robi znaczne postępy. - Peter ujął stoper w dłonie. - 46.42, jak tak dalej pójdzie, to ścignie się z Jadeitem.

Matt pokiwał głową klepiąc Silenta.

- On też dobrze biega, prawda? - pogładził go po czole. - Dobry koń. - szepnął wręczając mu marchewkę, na co ogier wesoło parsknął i ją schrupał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro