35
Miłe dni minęły tak szybko, jak się pojawiły - Sabbath zyskiwał coraz gorsze czasy na treningach.
- 59.72, co się z nim dzieje? - zadziwił się Jim.
- Nie mam pojęcia, znowu wydaje się jakiś zamyślony. - powiedział John zgrabnie zeskakując z gniadosza.
- Nie wiem, jak on pobiegnie w Foutain of Youth Stakes...
*
- Black...
Ogier poczuł znajome dotknięcie pyska na jego łopatce. Gwałtownie odskoczył.
- Co ty sobie wyobrażasz!? Myślisz, że Rice nic nie widzi?...
Klacz zwiesiła łeb tak, że prawie dotykał trawy.
- Ja...przepraszam.... - szepnął Sabbath.
- Po prostu...ja już...nie wytrzymuję. - parsknęła cicho. - Widzę jak Dark cię traktuje i to jest nie fair.
Gniadosz pokiwał głową.
- Rozumiem, że go "znielubiłaś". Ja go niecierpię.
- Czy wszystko może być tak jak dawniej? Czy możemy być najlepszymi przyjaciółmi?
- A co z Rice'm?
- On...oh...zerwaliśmy 3 dni temu.
*
W ciągu ostatniego tygodnia Sabbath wrócił do formy. Pobijał własne rekordy coraz częściej.
Rozdział krótki, nudny i bez sensu. Chociaż dzisiaj sobota, więc łapcie drugi dzisiaj :3
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro