3
Właśnie jadłem sobie spokojnie siano, aż przyszła po mnie jakaś dziewczyna, której jeszcze nigdy nie widziałem.
- Cześć. - Uśmiechnęła się zręcznie zakładając mi czarny kantar ze złotymi sprzączkami podpinając do niego biały uwiąz.
Wyprowadziła mnie z boksu i skierowaliśmy się w stronę padoku przydzielonego na 2 części. Widziałem na nim Verbum'a i kilka jeszcze nieznanych mi koni.
- Do zobaczenia. - Powiedziała odpinając mi uwiąz. Pokłusowałem do innych koni. Jakoś tak wypadło, że skierowałem się w stronę siwego konia.
- Cześć. - Parsknąłem przez ogrodzenie.
- Hej.
- Jak masz na imię? - Ciągnąłem dalej.
- White Diamond, a ty?
Popatrzyłem w jej stronę.
- Ja jeszcze nie mam imienia, jestem tutaj nowy.
- Nie martw się, na pewno w końcu jakieś dostaniesz. - Pocieszyła mnie.
*
Chodziłem właśnie na karuzeli. Była całkiem fajna, ale dlaczego nie mogła przyspieszyć? Wlokła się niemiłosiernie wolno od 10 minut.
- Za chwilę przyspieszy, nie pchaj tak. - Usłyszałem z tyłu roześmiany głos Diamond.
Zrezygnowany zwolniłem. Zniżyłem głowę prawie dotykając chrapami miękkiego piasku. Nagle karuzela przyspieszyła. Szczęśliwy zacząłem żwawo kłusować zarzucając przy tym głową. Nie mogłem już się doczekać treningu, a co dopiero debiutu. Spróbowałem zagalopować, ale bezowocnie. Tempo karuzeli było tak nudne, że wystarczyło, aby szedł zabójczym stępem.
*
- Myślałeś już jak mu dasz na imię? - Zapytała Matt'a Sara.
- Tak. Black Sabbath. - Mówiąc to wysłał propozycję do związku jeździeckiego.
200 słów.
Wybaczcie, następny będzie ciekawszy ;p
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro