24
- Cześć Sabbath! - Blacka dobiegł znajomy głos, którego prawie zapomniał.
- Verbum!! Czemu cię tak długo nie było? - spytał.
Verbum nadstawił swoje szare uszy i skierował swój wzrok w stronę gniadosza.
- Byłem na zawodach, i takie tam.
Sabbath pokiwał głową.
- Co z tobą i Golden?
- Nie lubi mnie. - mruknął odwracając głowę.
- Czemu? - wytrzeszczył oczy.
- Dark Rice jej naściemniał, że jestem jakimś napuszonym ogierem, dla którego liczą się tylko wygrane. - przewrócił oczami.
Verbum zrobił smutną minę. (o ile konie tak umieją xd)
- Oo, ja już muszę iść, idą po mnie. - rzucił na odchodne, kiedy jego dżokej przyszedł z ekwipunkiem po Verbuma.
Sabbath znudzony zaczął gryźć drzwi od bosku. Zaczął się zastanawiać, czy może zagada do Golden. Tak też zrobił.
- Cześć. - westchnął cicho.
- Cześć.
Brzmiało to bardziej jak jakieś burknięcie niż cześć, ale Black nalegał na rozmowę.
- Proszę, wróćmy do siebie. - jęknął.
Golden odwróciła się do niego i popatrzyła na niego z obrzydzeniem.
- Po pierwsze, nawet nie byliśmy parą, a po drugie już kogoś mam! - fuknęła wracając do przeżuwania owsa.
Black'owi zrobiło się bardzo przykro z tego powodu. Nie chodziło mu o to, żeby byli parą - chociaż się w niej podkochiwał - ale chociaż przyjaciółmi.
- Kogo? - spytał Sabbath, chociaż bał się odpowiedzi.
Jednak Golden nawet nie zwlekała z odpowiedzią.
- Z Dark Rice'm. - posłała mu szeroki uśmiech.
Sabbath'a tak bardzo to przeraziło, że aż zrobił krok w tył.
222 słowa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro