Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XVI

Stresuję się, jak ja się stresuję... Siedzę na moim łóżku i układam fryzurę na mój własny ślub. Zaraz zemdleję... Przebieram się w suknię. Wychodzę z pokoju i chwytam Vincenta za rękę.

Wyszłam na zewnątrz i zaczęłam kroczyć po wybrukowanej ścieżce, prowadzącej do marmurowej kapliczki. Piękna czerwcowa pogoda... Widziałam cały tłum ludzi: Yuney'ów, Dongen-Mjor'ów, Morales'ów, Remusa, Lily, Jamesa, Petera, Minerwę, Andromedę z bliskimi, nie było tylko najbliższej rodziny Syriusza. Odesłali zaproszenie z dopiskiem: Nie jesteś już naszym synem. A związek z tą dziwką możesz sobie zapisać na karb zdrady krwi. Współczułam mu, było widać, że jest mu trudno. Jednak cieszyliśmy się nami.

W pewnym momencie myślałam, że się przewrócę. Szczęśliwie Vince przytrzymał mnie mocno i odzyskałam równowagę. W końcu doszłam na miejsce. Gdy Syriusz mnie zobaczył, zaparło mu dech w piersiach, tak samo, jak mnie na jego widok. Ceremonię ponownie prowadził Jasper Yuney, tym razem przyjechała również jego żona Aliss z dziećmi - Leslie'm i Grace.

— Ja, Rosémary Yuney,
— Ja Syriusz Black,
— ślubuję ci miłość i wierność, oddanie i zaufanie, opiekę w zdrowiu i chorobie, biedzie i bogactwie, obiecuję ci, że cię nigdy nie opuszczę, zawsze z tobą będę, nie zapomnę o tobie ani na chwilę. Będę cię kochać wiecznie. Przysięgą złączeni niech nigdy nie odejdziemy od siebie, czy to z własnej chęci, czy z kaprysu magii.
— Możecie się pocałować.
Złączyliśmy usta w długim pocałunku. Zapomnieliśmy o całym świecie, nadchodzącej wojnie, ludziach wokół. Liczyliśmy się tylko my. Jeszcze mocniej poczułam, że kocham Syriusza i nie opuszczę go nigdy, choćby nie wiem, co się stało.

Całe wesele spędziliśmy razem. W trudnych czasach, gdy Voldemort próbował przejąć władzę nie mieliśmy pewności, jak będzie jutro. Po przyjęciu wyszliśmy. Zaprowadziłam męża w to miejsce, gdzie po raz pierwszy mnie pocałował - nad jezioro, pod altanę. Stanęłam i chwyciłam jego rękę. Opanowałam umiejętność Daru Wspomnień do tego stopnia, że byłam w stanie pokazać historie choćby chwytając za kosmyk włosów.

Pokazałam Syriuszowi każdą chwilę, jaką spędził ze mną. Wzruszył się. Gdy wróciliśmy do rzeczywistości, wyczarował gramofon i płytę. Nie zauważyłam jaką. Poprosił mnie do tańca. Z urządzenia popłynęła piękna melodia, ta sama, którą utworzyłam w szóstej klasie, gdy pierwszy raz zaprowadził mnie do Pokoju Życzeń. Wtedy także tańczyliśmy.

~*~

Na początku wszystko było mniej więcej w porządku. Voldemort działał, Zakon działał, aurorzy działali. Kilka razy zostaliśmy wezwani na misję przeciw śmierciożercom. Marlene i Dorcas zginęły... Nie miałam pojęcia co z Rebeccą, martwiłam się o nią.

My jednak mieszkaliśmy w Yuney Mansion i byliśmy szczęśliwi na tyle na ile było nam dane.

Niestety, nie było dane nam cieszyć się małżeństwem przez dłuższy czas. Wszystko zaczęło się od tego, że pół roku po ślubie Lily i Jamesa (wrzesień) Voldemort próbował ich przeciągnąć na swoją stronę. A właściwie nie on, tylko śmierciożercy, w tym Snape. Po tym zdarzeniu rzucili Fideliusa na swój dom i uczynili Strażnikiem nie Syriusza, lecz Petera. Black sam ich na to namówił. Złożyłam Wieczystą Przysięgę, że tego nie zdradzę, póki nie powiedzą o tym sami zainteresowani. Syriusz przestał ufać Remusowi i poprosił mnie, bym nie mówiła mu o żadnych przedsięwzięciach Zakonu.
— To dla naszego dobra, proszę, zgódź się... — mówił
Z całej naszej grupki tylko Lily i ja utrzymywałyśmy kontakt z wilkołakiem. W końcu wyjechał do Walii i korespondowaliśmy przez sowy.

~*~

W lipcu 1980 roku urodził się mały Harry Potter. Rok później, w Noc Duchów, Lily i James zostali zamordowani przez Voldemorta. Syriusz i ja dowiedzieliśmy się o tym jako pierwsi.
— Rosie. Zostań w domu, ja tam pójdę. Jak będzie bezpiecznie, wyślę patronusa. Nie chcę cię narażać...
— Idę z tobą, nie mogę cię stracić, kochanie...
— Zostań. Petrificus Totalus. — szepnął zaklęcie. — Przepraszam...
Wiem, że zrobił to, by mnie chronić. Jednak gdyby postąpił inaczej, nie zdarzyłaby się ta sytuacja...

Czekałam na Syriusza całą noc. Rankiem przyszedł list.

Szanowna Pani,
Rosémary Yuney Black.
Zawiadamiamy, iż Pani mąż, Syriusz Orion Black został aresztowany pod zarzutem wielokrotnego morderstwa dwunastu mugoli oraz niejakiego Petera Pettigrew i służby Temu, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać. Proszę jak najszybciej stawić się w Ministerstwie.

{Podpis nieczytelny}
Szef Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów.

Nie mogłam uwierzyć... Nie Syriusz... Nie zrobiłby tego...

Zjawiłam się w Ministerstwie. Niestety, było już po wszystkim, Bartemiusz Crouch skazał mojego męża na dożywocie w Azkabanie. Bez procesu... Próbowałam się na szybko odwołać od wyroku, lecz nic nie wskórałam. Dostałam tylko pozwolenie na odwiedzenie go, bez różdżki.

Weszłam do ciasnej tymczasowej celi. Moje kochanie... Stał tyłem do mnie, przykuty, w obdartych szatach. Słysząc skrzypnięcie drzwi, odwrócił się.
— Rosé... — wyszeptał.
Podbiegłam do niego i wtuliłam się w jego ciało.
— Nie zrobiłeś tego...?
— Nie, Peter zdradził... Rosé... — urwał, bo chwyciłam go za rękę. Przenieśliśmy się we wspomnieniach do ogrodu w Yuney Mansion.
— Rosé. Proszę, nie rozpaczaj. Kocham cię, musisz to przeżyć. — mówił coraz szybciej. — Proszę, nie załamuj się kochanie. Nie wolno ci... Ja nie wyjdę...
— Wyjdziesz. Słyszysz?  Wyjdziesz! — teraz zaczęłam płakać. — Zobaczysz! Ja to wiem. Kocham cię! Syriusz! Posłuchaj, gdy uda ci się wyjść z Azkabanu, ja będę czekać. Ty najpierw załatw sprawy z Pettigrew! Potem wracaj! Słyszysz? Nie wcześniej! Kocham cię... — byłam w rozsypce. — Ja bez ciebie nie przeżyję... Syriuszu!
— Rosé... musisz... bądź sobą, udawaj, że jestem winny, niech tylko Vince, Léa i ewentualnie Sofia, jak podrośnie, wiedzą... obiecaj mi...
Szarpnięcie wyrwało nas ze wspomnień. Odwróciłam się. Crouch. Ten bezwzględny kretyn.
— Koniec, Yuney, wychodź.
Widziałam minę Syriusza. Mówiła Udawaj, że mnie nienawidzisz, bo jeszcze ciebie zamkną. Postanowiłam tak zrobić.
—  Jak mogłeś. — uderzyłam ukochanego w pierś. — Zasługujesz na śmierć. — warknęłam w jego stronę, po czym wyszłam na pięcie.
Urzędnik dogonił mnie. Zapytał:
— Dlaczego przez dziesięć minut stałaś, trzymając go za rękę?
— Nie mogłam uwierzyć, że ta kanalia ich zabiła. Już dla mnie nie istnieje. — powiedziałam twardo, jednocześnie czując, jak moje serce pęka na tysiące kawałków.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro