Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

XIX

Ciemność. Ból. Lęk. Samotność. Przerażenie. Syriusz? Syriusz!

— SYRIUSZ! — gwałtownie uniosłam się z poduszki. Poduszki? Rozejrzałam się dookoła. Leżałam w swoim łóżku w pokoju w... Yuney Mansion. Obok siedziała Léa. Miała zaczerwienione oczy.
— Nareszcie... obudziłaś się... — rozpłakała się.
— Léonore... —  spróbowałam ją objąć, ale poczułam kłujący ból w klatce piersiowej i syknęłam cicho. — Co się stało? Gdzie Syriusz?
— Jeszcze nieprzytomny, ale żyje... Jego stan jest stabilny. Och, Rosé! — wykrzyknęła. — Myśleliśmy, że nie żyjecie. Było blisko, żeby naprawdę tak się stało...
— Trafiła na Lestrange, chyba jakąś klątwą, prawie wpadliśmy za Zasłonę... ale chyba teleportowałam nas tutaj?
— Tak... byliście w krytycznym stanie, ale Rosé! Nasze naszyjniki z Nocy Kairu! Gdy przybyłaś tu i przenieśliśmy cię do pokoju, ukazał się list... od mamy. Pisała, że mam otworzyć księgę naszej babki Marylis, jedynej spoza Dongen-Mjor'ów, która miała Dary.
— Dar Zdrowia? — nagle zrozumiałam.
— Tak. Syworzyłam wywar, odmłodził was o dziesięć lat i przeżyliście!
Nie mogłam w to uwierzyć... żyjemy...
— A co z innymi?
— Wszyscy żyją, ale też myślą, że wy nie żyjecie... Wybacz, musiałam.
— Jasne... — spojrzałam w okno. — Léa, jaki dzisiaj dzień?
— Piąty marca 1998 roku...

Od razu podeszłam do Syriusza. Wyglądał jak martwy, lecz oddychał. Chwyciłam go za dłoń i zaczęłam śpiewać. Nie wiem, ile czasu minęło, nie przeszkadzano mi, a ja wciąż czuwałam przy ukochanym. Gdy się zmęczyłam, położyłam się obok niego i wtuliłam w jego rozgrzaną pierś. Zasnęłam szybko, najszybciej od wielu tygodni.

~*~

Dwa tygodnie później obudził się Syriusz. Wyjaśniłam mu wszystko. Także nie umiał uwierzyć w to, co usłyszał. Poza tym dowiedzieliśmy się, że Sofia wyjechała do Austrii, pracować w filharmonii wiedeńskiej, Dumbledore został zamordowany przez Snape'a, a Harry poszedł szukać... horkruksów. Jedyną szczęśliwą wiadomością był ślub Remusa i córki kuzynki Syriusza - Nimfadory. Jej matka, Andromeda, była nieślubną córką Druelli Black i któregoś z Delaney'ów, lecz została usynowiona przez Cygnusa.

Nikt nie wiedział, że przeżyliśmy. Nawet Remus... Léonore wytłumaczyła nam, że to konieczne, że jesteśmy jeszcze za słabi i moglibyśmy stać się łatwą ofiarą Voldemorta. Rozumiem intencje, które nią kierowały. Syriusz jednak nie umiał się z tym pogodzić, długo mu tłumaczyłam dlaczego tak musi być. Chciał zaraz pisać do Remusa i Harry'ego, lecz go powstrzymałam. Byliśmy martwi... martwi nie piszą listów.

W końcu nadeszła bitwa o Hogwart. Kazałam Léi z rodziną zostać w domu, a sama z Łapą wyruszyłam do dawnej szkoły. Teleportowaliśmy się do Wrzeszczącej Chaty. Pierwszym, co zobaczyłam, był leżący na podłodze, umierający mężczyzna. Snape... Podeszłam do niego, a on odwrócił z trudem głowę w moją stronę.
— Ty nie żyjesz, Yuney. Czy ja też umarłem? — wycharczał.
Spojrzałam na Syriusza, a on na mnie. Zrozumiałam. Wzięłam jedną z dwóch buteleczek z Nocą Kairu, wziętych z Yuney Mansion i podałam Snape'owi.
— Co to...?
— Noc Kairu. Uleczy cię, Snape. — powiedział twardo Syriusz. Umierający wypił. Momentalnie stał się o dziesięć lat młodszy, lecz zapadł w śpiączkę.
— Syriuszu... skoro go uratowaliśmy, musielibyśmy przenieść go do Yuney Mansion. Zrobiłbyś to?
— Dla ciebie wszystko...
Teleportował się do domu, chwilę później wrócił. Weszliśmy do tunelu i po niedługim czasie wydostaliśmy się spod korzeni Wierzby Bijącej. Przemknęliśmy do zamku, gdzie trwała walka. Gdy zjawiliśmy się w Wielkiej Sali, wszystkie oczy skierowały się na nas. Nie trwało to długo, zaraz znów śmierciożercy zaczęli siać w nas zaklęciami. Walczyłam u boku ukochanego z Dołohow'em. W pewnym momencie dostałam Expeliarmusem od Bellatrix. Moja różdżka upadła kilka metrów ode mnie. Zastanawiałam się tylko ułamek sekundy. Nie pobiegłam po różdżkę, nie przywołałam jej. Użyłam Darów. Stworzyłam promień wodny, machnęłam nim i niczego niespodziewający się Dołohow zamarzł. Zajęłam się Lestrange. Ta broniła się dłużej, na szczęście Syriusz, który zakończył walkę z Amycusem Carrow'em.

W pewnym momencie zauważyłam Remusa. Pojedynkował się z Crabbe'm, w pewnym momencie potknął się i upadł. Śmierciożerca rzucił na niego Avadę. A właściwie nie zdążył. Nimfadora Tonks, w chwili, gdy zielony strumień leciał w stronę Lupina, osłoniła go swoim ciałem. Remis zemdlał. Podbiegliśmy do niego z Syriuszem, podczas gdy Bellatrix zajęła się Molly Weasley. Wyciągnęłam z kieszeni ostatnią buteleczkę Nocy Kairu i wlałam zawartość w usta Lunatyka. Jako że czary chroniące zamek przestały działać, teleportowałam się do Yuney Mansion, gdzie oddałam mężczyznę pod opiekę siostrze. Wiedziała już co i jak, użyła na mnie Daru Myśli.
— Léa, wracam do walki. Zobaczymy się za jakiś czas... Kocham was wszystkich. — teraz dopiero poczułam, jak mocno mi na nich zależy. Jednak nie mogłam zostawić najukochańszej osoby w moim życiu na pastwę śmierciożerców. Wróciłam do Hogwartu. Walczyłam jak mogłam, Syriusz w międzyczasie odnalazł moją różdżkę. W końcu, po wielu trudach i ofiarach wygraliśmy.

Ciągle trudno mi o tym mówić. Noe chcę wdawać się w szczegółu tej walki... Najgorsze było to, że spotkałam Becky... została śmierciożercą... Stoczyłyśmy ciężką walkę, wygrałam. Zamroziłam ją i... oddałam dementorom.

Tyle osób zginęło... Tonks, Fred, najgorszy był widok martwych dzieci - uczniów Hogwartu, którzy jakoś przemknęli, by walczyć w imię dobra i sprawiedliwości...

Zbliżamy się już do końca! ;'(

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro