V
W sali było bardzo cicho. Chłopcy czekali, aż się odezwę. Jednak bałam się zbłaźnienia, jakiegoś zafałszowania nuty.
W końcu jednak zaczęłam.
— Mam was nauczyć śpiewać. Nie wiem, jak to zrobię i czy wyjdzie, ale proszę, postarajcie się... Nie róbcie sobie z tego żartów... proszę.
— Jeśli tobie na tym zależy, Rosé, potraktujemy to poważnie. — Syriusz? Dlaczego właśnie on?
— No dobrze, dzięki. To na początku niech każdy z was coś zaśpiewa. Muszę wybrać głównego wokalistę.
Najlepiej wypadli Remus i Syriusz, Peter i James mieli być w chórku.
Słowa wzięłam z jednej piosenki (ta na górze w mediach - przyp. aut.), napisanej przez moją matkę i mnie, gdy miałam sześć lat. Tata potem ją przytoczył w swoim bestsellerze „How to catch The Wind".
Książka opowiadała o historii moich rodziców, która jednak była tak nieprawdopodobna, że wydawała się fantastyką. Oczywiście tytułową The Wind była Sofia.
~*~
Był już ranek, gdy skończyliśmy. Wyszło naprawdę świetnie. Gdy Syriusz zaśpiewał drugą zwrotkę, serce prawie mi wyskoczyło z klatki piersiowej. Miał taki wspaniały głos... a na głosach to się akurat znam.
Koło siódmej rano przyszła Minerwa. Kazała nam przedstawić efekty pracy na śniadaniu wśród wszystkich.
Gdy wyszła, zaczęliśmy obmyślać plan. James w zeszłym roku zamontował niewidzialne kubły z jakimś smarem nad każdym stołem i chciał je aktywować podczas naszego występu. Wszyscy oczywiście byliśmy za. W końcowych słowach piosenki Syriusz odpalił różdżką mechanizm i wszyskich oblała lepka ciecz. Uciekliśmy na błonia. Na szczęście tym razem nie zostaliśmy ukarani.
~*~
Miałam dziś mieć pierwsze spotkanie z Lisą, gdzie pomagałam jej akurat w transmutacji. Młoda wyglądała na dziwnie niespokojną. Zaraz jak usiadłyśmy, zapytała czy przyjaźnię się z Remusem Lupinem. Odparlam twierdząco, a ona się zarumieniła. Wtedy zrozumiałam.
— Podoba ci się Remi?
— Tak... — spuściła wzrok. — Ale pewnie jest zajęty?
— Nie, nie jest. I powiem ci, jesteś w jego typie. Pogadam z nim i zobaczymy, co da się zrobić.
— Dziękuję... jesteś kochana! — objęła mnie mocno.
— Och, nie ma za co. Przyjaciółki od tego są. A teraz wróćmy do transmutacji, bo jak się profesor McGonagall dowie...
~*~
Kilka dni później, wieczorem, w pokoju wspólnym zaczęłam delikatnie sugerować Remusowi Lisę. Wydawało się, że jest zainteresowany. Niestety w tym momencie włączył się Syriusz i zaczął rozmawiać o Dorcas. Wyszłam z pokoju i udałam się na polanę. Na szczęście Huncwoci byli do tego przyzwyczajeni, chociaż trochę ich to denerwowało.
Od dłuższego czasu wzbierała we mnie złość na samą siebie i Blacka. Postanowiłam dać jej upust. Można powiedzieć, że uczyniłam wielkie spustoszenie w lesie: powódź, huragan i trzęsienie ziemi to nie przelewki. Na szczęście nie było pożaru, nie chciałam ryzykować. Po tym, jak emocje opadły, wróciłam do pokoju i, nie patrząc na resztę, poszłam spać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro