Chapter 2
Jako ostatnia wyszłam z szatni na boisko. Tam czekał już nauczyciel - a nawet dwóch z czego jeden uczył dziewczyny, a drugi chłopców, którzy również mieli z nami lekcje.
- Cztery kółka - krzyknął nauczyciel do dziewczyn.
Każda z jękiem zaczęła biec. Nie mam za najlepszej kondycji, dlatego już przy drugim kółku wyglądałam jak spocona małpa.
- Biegnij nowa - przy moim boku pojawił się chłopak.
- Nie mam siły.
Wzięłam głęboki wdech.
- Trzeba popracować nad kondycją.
Powiedział to z takim chytrym i pedofilskim uśmiechem. Zboczeniec.
Wrócił do biegania, jednak zanim to zrobił uderzył mnie w tyłek. Jeszcze większy zboczeniec.
- Będziecie grać w piłkę nożną. Podzielcie się.
Gra przebiegła niestety na tym, że chłopcy podawali piłkę tylko do siebie, zlewając dziewczyny. Faceci.
Po skończonych zajęciach poszłam na autobus. Spóźniał się już dwadzieścia minut. W momencie, gdy miałam odchodzić od przystanku przede mną zatrzymał się czarny samochód.
Okno otworzył Calum z głupkowatym uśmieszkiem.
- Autobusy nie jeżdżą. Wypadek był w centrum.
- Oh, dzięki za info.
- Wskakuj, podwiozę cię.
Z lekkim wahaniem wsiadłam do auta. Cisze zakłócało radio, w którym leciał jakiś rockowy zespół.
- Pamiętasz, że jutro do mnie przychodzisz?
- Aż tak ci śpieszno do nauki? - zażartowałam, bo wiedziałam, że taki nastolatek jak on wolałby iść na imprezę niż siedzieć z książką.
- Skoro mam zostać sam na sam z mega laską to ja mógłbym już dzisiaj zacząć się "uczyć".
Zarumieniłam się lekko. Podałam mu adres, gdzie ma jechać. Przez mały korek w centrum musiał jechać objazdem co oczywiście dłużej trwało.
- Chcesz jutro iść na imprezę? - zaproponował.
- Nie.
- Czemu? Przecież to sobota.
- Gdybym co sobotę chodziła na imprezę i upijała się to w niedziele bym miała kaca co oznacza, że weekend mam zmarnowany.
Wytłumaczyłam.
- Jesteś tutaj tydzień, powinnaś iść na tą domówkę. Ludzie pomyślą, że jesteś nudziarą. Takich źle traktują.
Mówił to z taką powagą, jakby od tego zależało życie. Parsknęłam śmiechem czym zaskoczyłam chłopaka.
- Przyjedź o szesnastej.
Pomachałam mu jeszcze po czym weszłam do swojego domu. Matka siedziała w kuchni przy wysepce z kawą i papierami. Przywitałam się i zobaczyłam co jest na obiad. Makaron z serem.
- Jutro jadę w delegacje. Wrócę w niedziele późnym wieczorem.
Straciłam ochotę na jedzenie. Nie mieszkamy tutaj długo, a jej już prawie w ogóle w domu nie ma. Z torbą wyszłam do swojego pokoju zamykając się na klucz. Potrzebowałam teraz jedynie schować się pod kołdrą.
Amber jak typowa szesnastolatka siedziała z telefonem w dłoni i plotkowała ze swoją przyjaciółką z Francji. Za godzinę pewnie skończy i zadzwoni do Lissy z Ameryki - od samego początku tam mieszkałyśmy.
- Wychodzę - poinformowałam ją i nie czekając na jej odpowiedź wyszłam. Szykuje sie ciężka nauka , trudnego nastolatka.
Dzisiaj mega krótki
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro