3. Zimowi przyjaciele
Dzisiaj trochę rzucimy okiem na to jak wygląda życie magicznej arystokracji. Chcielibyście żyć jak Andromeda czy raczej nie?
********************************************************
Przerwa świąteczna, to zwykle najcudowniejszy okres w roku, oczywiście zaraz po wakacjach. Do tej pory Andromeda lubiła go, ale nie jakoś szczególnie. Godzinne rozmowy z rodziną na temat poglądów i przyszłości ich rodu, słuchanie przechwałek starszej siostry i upominania matki o tym jak źle się prezentuje przy Bellatrix. Zastanawianie się nad swoją przyszłością, o której właściwie nie ma się nic do powiedzenia.
- Nie marudź- upominała ją zawsze matka, gdy wyrażała sprzeciw wobec aranżowanych małżeństw.- Mój ojciec wybrał dla mnie idealnego kandydata, więc i dla was zrobimy to samo- zapewniała ją, uznając rozmowę za zakończoną.
Tego roku Andromeda miała jednak okazję odkryć jak przyjemnych potrafi być tych kilka dni, a wszystko za sprawą pewnego Puchona, który postanowił, że póki nie widzi ich nikt, kto mógłby na nich donieść jej krewnym, to mogą się przyjaźnić.
- Taka zimowa przyjaźń- oznajmił, gdy szli razem na kolację następnego dnia.- Ja ci opowiadam o mitach a ty sprawiasz, że dziękuje losowi, iż wychowałem się wśród dzieciaków uwielbiających bitwy na śnieżki.
Andromeda tego nie skomentowała. Głupio było się jej przyznać, ale bardzo ją cieszyła jego propozycja odnośnie tej krótkotrwałej przyjaźni. Jej wewnętrzna buntowniczka, która miała ochotę krzyczeć ilekroć słyszała swoje rodzinne mott, w końcu była spokojna. Ted był całkowitym przeciwieństwem osób, które otaczały ją, na co dzień.
Owszem, kilkoro Ślizgonów miało poczucie humoru i balansowało na granicy bycia buntownikiem, ale raczej nie pod względem poglądów, a raczej nieakceptowanego zachowania. Gdyby w salonie Slytherinu powiedziała, że lubi mugoli, pewnikiem nikt więcej by się do niej nie odezwał, a jej życie zamieniłoby się w piekło.
Na szczęście była bardzo ostrożna i jedynie Narcyza czasami miała wrażenie, że jej starsza siostra nie popiera idei czystej krwi. Dobrze, że Cyzia nie była jej wrogiem i zachowywała swoje przypuszczenia dla siebie. Nie chciała tracić siostry, a wiedziała, co by się stało gdyby rodzice poznali mroczne sekrety Andromedy. Dopóki w szkole była Bellatrix, środkowa siostra trzymała się w ryzach, ale teraz najmłodsza panna Black obawiała się, że niektóre rzeczy ulegną zmianie.
Właśnie, dlatego napisała do Andromedy list, który dotarł do niej 28 grudnia.
Kochana Siostrzyczko
Mam nadzieję, że święta w Hogwarcie nie okazały się strasznym doświadczeniem. Rodzice żałują, że musieli cię w ten sposób ukarać, jednak wieść o tym, że poświęciłaś czas temu chłopakowi, przeraziła ich. Martwią się o ciebie i mają nadzieję, że to rozumiesz. Podobnie Bellatrix, ona jednak wierzy, że wiesz, co dobre dla rodziny i ciebie samej. Opowiadała mi wczoraj o przyjacielu Rudolfa, ponoć bardzo miły z niego człowiek, a jako, że rodzina wstępnie postanowiła, że to ja poślubię Lucjusza za cztery lata, tobie najprawdopodobniej zostanie przedstawiony młody panicz Crouch. Czy to nie cudowne wieści? Pomyśl, nasi mężowie będą się przyjaźnić, więc i my będziemy się często widywały!
Oczywiście decyzja będzie należała do ciebie, ale ktoś taki jak pan Crouch to wspaniała partia, nie mówiąc już o tym, że to ponoć bardzo inteligentny i wesoły mężczyzna. Rudolf opowiedział nam o nim wiele dobrego, z pewnością chętnie podzieli się tymi informacjami również z tobą. Po twoim ukończeniu szkoły, zorganizujemy przyjęcie, takie jak dla Bellatrix, więc będziesz miała okazję go wypytać, a może i poznać samego kandydata.
Wiem, że wolałabyś na męża kogoś ze szkoły, kogo już znasz, ale niestety w murach Hogwartu nie przebywa akurat nikt wart naszej uwagi, a przecież dobrze wiesz jak ważny jest status krwi. Jestem pewna, że będziemy szczęśliwe w przyszłości. Ty, ja i Bella. Dzięki nam powstanie jedna, wielka, szczęśliwa rodzina.
Jak wrócę do szkoły to opowiem ci o spotkaniu z rodziną Malfoyów, jak pewne pamiętasz, spędzili z nami święta, a ja miałam okazję poznać Lucjusza. Byłam w pierwszej klasie, gdy on kończył szkołę, ale jak twierdzi, pamięta mnie. Och Andromedo jestem tak szczęśliwa, że nie potrafię tego opisać. Opowiem ci, gdy się spotkamy.
Przesyłam uściski
Cyzia
Dziewczyna głośno westchnęła, gdy skończyła czytać, po czym zgniotła list i rzuciła nim w głąb korytarza, którym akurat szedł znudzony Ted. Widząc to podniósł kulkę, lecz jej nie rozwinął a jedynie rzucił Andromedzie, która sprawnie ją pochwyciła.
- Co cię tak rozzłościło?- zapytał, pomagając jej wstać z podłogi, na której do tej pory siedziała.
- Wieści od Narcyzy. Twierdzi, że rodzice żałują, że musiałam tu zostać, ale zrobili to dla mojego dobra, ciekawe, co by powiedzieli gdyby się dowiedzieli, że wśród innych skazańców losu jest aż dwoje mugolaków- Ted się uśmiechnął.
- Prawdziwa ironia losu, ale wątpię żeby to był tak druzgocący cios- Andromeda odgarnęła nerwowo włosy i znów głośno westchnęła.
- Rodzice wybrali męża dla Narcyzy, pewnie go pamiętasz, Lucjusz Malfoy, nie znam większego oszusta i gbura, który kryje się pod arystokratyczną maską manier- Ted musiał przyznać jej rację. Poza tym owy mężczyzna jeszcze bardziej utrudniał mu życie niż Bellatrix, był prawdziwym mistrzem, jeśli chodzi o dręczenie mugolaków
- Mogła trafić lepiej, ale mam wrażenie, że jakoś się im ułoży życie, w końcu oboje lubią ładne rzeczy i wytworne życie- coś w tym było. Narcyza nie odnalazłaby się przy kimś, kto gardzi wytwornością.- A teraz powiedz, co ciebie tak naprawdę dotknęło w tym liście- Andromeda westchnęła, rozkładając list i przyglądając mu się z niechęcią.
- Mi też już kogoś wybrali, jednego z Crouchów- było widać, że nie podoba się jej ta nowina.- Narcyza twierdzi, że decyzja należy do mnie, ale ja dobrze wiem, że to rodzice zadecydują. Jeśli temu Crouchowi jakimś cudem korona nie spadnie z głowy to będę go nazywać mężem za nie więcej niż dwa lata. Wrócę do domu i jak Bellatrix od razu zacznę przygotowywać ślub i wesele.
- A co jeśli wybierzesz kogoś innego, jeśli powiesz im, że jesteś zakochana i nie poślubisz Croucha?
- Jeśli nie będzie to ktoś z bardziej znakomitego rodu to nie ma to znaczenia. Żeby być z kimś o niższym statusie musiałabym porzucić rodzinę i uciec tak daleko żeby mnie nie złapali albo dopuścić się takiego skandalu, który sprawiłby, że sami wykreśliliby mnie z drzewa genealogicznego. W mojej rodzinie, podobnie jak w innych arystokratycznych małżeństwa aranżowane są wręcz wymogiem. Ja mam chociaż tyle szczęścia, że jeszcze decyzja nie została ostatecznie podjęta. Narcyza i Bellatrix znacznie wcześniej dowiedziały się, kto będzie ich mężem. Jedyne, co może nas radować w tej sytuacji to fakt, że żadna z nas nie ma poślubić kuzyna!- złość aż z niej kipiała.- Matka powtarza, że tak jest od wieków i dzięki temu wszystkie moje przodkinie były szczęśliwe.
- I co zrobisz?- Andromeda zatrzymała się i spojrzała na Edwarda, który zdawał się ją rozumieć, chociaż świat arystokracji był mu obcy.
- Poszukam złotego środka albo oszaleję- Ted przytaknął jedynie, czując, że jej życie nie będzie łatwe. Nie wyobrażał sobie żeby jego rodzice mieli za niego decydować, z kim ma spędzić resztę swojego życia.
- Może zawal semestr i zostań rok dłużej w szkole- zaproponował, sprawiając, że na jej twarzy pojawił się uśmiech.- To ci da trochę czasu na wymyślenie jakiejś bezpiecznej drogi ucieczki, no chyba, że chcesz się nazywać Crouch.
- Wolałabym nie- zapewniła go.- Chociaż jakby się zastanowić, to ta rodzina nie jest aż tak uprzedzona, wobec mugoli, pewnie rodzicom chodzi o ich pozycję i majątek.
- Więc mam do ciebie mówić pani Crouch?- dziewczyna dźgnęła go łokciem, sprawiając, że Ted się zaśmiał.- A gdybyś miała prawo wyboru i sama mogła zdecydować o swojej przyszłości, to kogo widziałabyś u swojego boku?
- Co to za głupie pytanie?- Ted wzruszył ramionami.- Skąd mam to wiedzieć? Ty masz już to zaplanowane?
- Nie, ale wiem, kogo bym szukał- dziewczyna zmarszczyła brwi.- Kogoś wesołego, posiadającego swoją własną opinię, potrafiącego się troszczyć o innych. No i dobrze by było gdyby to była blondynka z lokami, nie lubię prostych włosów- Andromeda zaśmiała się głośno.- Co w tym zabawnego?!
- Nic, ale widzę, że masz sprecyzowane kryteria. Jeśli spotkam taką dziewczynę to od razu ci ją wskażę- zapewniła go.
- Teraz twoja kolej. Kto odpowiadałby pannie Black?- dziewczyna nie znała odpowiedzi na to pytanie, nigdy się nad tym nie zastanawiała.
- Sama nie wiem, może ktoś, kto zaakceptuje to, jaka jestem, a już zwłaszcza to, w jaki sposób patrzę na świat- Ted lekko skinął głową.
- To masz proste zadanie, poszukaj sobie męża gdzieś poza Slytherinem, większość męskiej części szkoły, spełniłaby to kryterium. Jeśli chcesz to przyprowadzę ci paru kandydatów.
- Lepiej nie, bo moi rodzice wpadną w szał. Teraz niech myślą o Crouchu, później jakoś im to wyperswaduje. Może pójdę do jakiegoś zakonu- Ted nie wyobrażał sobie Andromedy w habicie, była na to zbyt ładna i o dziwo zbyt wesoła.
- Zostań nauczycielką w Hogwarcie, wtedy nie będziesz miała czasu dla rodziny- o tym Andromeda nie pomyślała, ale faktycznie, prawie nikt z grona pedagogicznego nie miał współmałżonka. Tak to jest, gdy dziesięć miesięcy jest się w pracy.- Idziemy na kolację?
Andromeda przytaknęła i spokojnie skierowali się do wielkiej sali gdzie przy stole siedzieli już wszyscy inni uczniowie, którzy spędzali święta w szkole. Dziewczyna się im przyjrzała, nikt nie zwracał na nich uwagi. Gryfoni zdominowali towarzystwo i wokół nich kręciła się uwaga pozostałych osób. Tylko profesor McGonagall dostrzegła, że jedna z jej ulubienic zaprzyjaźniła z pewnym nader przyjaznym mugolakiem. Nie miała jednak nic przeciwko temu i nawet się cieszyła, że Andromeda ma jakiegoś przyjaciela. Nie było trudno się domyślić, że dziewczyna została sama w szkole, bo tego chcieli jej rodzice, dobrze więc, że miała okazję aby się tak często uśmiechać. A trzeba przyznać, że do tej pory szczery uśmiech gościł na twarzy panny Black jedynie w towarzystwie sióstr.
Kto wie, może tych kilka dni bez nadzoru innych wyznawców idei czystej krwi, wpłynie pozytywnie na Andromedę i sprawi, że będzie miała, co wspominać na starość. Dobrze jest mieć przyjaciela, on zawsze rozwesela nam dni, a szkoła bez niego to jedynie przykre wspomnienie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro