Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20. Jak z bajki

 Na wstępie przepraszam za to opóźnienie i zapraszam do czytania, mam nadzieję, że się wam spodoba 

***************************************************

Jednak od przekonania do właściwego kroku, droga czasami jest zaskakująco długa. Gdy syn poprosił go o pierścionek, stary Tonks myślał, że oświadczyny nastąpią lada dzień, ale nic takiego się nie stało.

- Coś chyba dręczy Tedyego- zauważyła Andromeda po tygodniu od urodzin chłopaka, szykując się do wyjścia do pracy.- Stał się jakiś... inny. Chyba zbytnio wykorzystuje waszą gościnność...

- To nie o to chodzi!- zapewnił ja szybko, bojąc się, że dziewczyna zechce się wynieść.- Tedy cieszy się, że tu jesteś, więc się tym nie martw, on musi tylko trochę poukładać sobie w głowie.

- Na jaki temat?- zapytała, stojąc już w drzwiach wyjściowych. Mężczyzna spojrzał na nią, szukając racjonalnego wytłumaczenia.

- Nad życiem, wiesz niedługo minie rok odkąd skończyliście Hogwart, więc pewnie porównuje to, co było do tego, co jest obecnie- Andromeda niezbyt to rozumiała.- Ale ty się tym nie martw, znasz Tedyego, to dobry chłopak.

- Najlepszy- poprawiła go.

- Najlepszy- powtórzył za nią nieco ciszej.- A teraz biegnij do pracy, bo się spóźnisz- dziewczyna jedynie uśmiechnęła się do niego i opuściła dom.

Stary Tonks czasami zastanawiał się, po kim ten jego syn jest taki niezdecydowany. Jego matka był pewna siebie jak żadna inna znana mu kobieta, a i on nigdy nie owijał w bawełnę. Zawsze myślał, że Edward był taki sam, ale jak widać, przy Andromedzie tracił odwagę i nie wiedział, co ze sobą zrobić.

A skoro dziewczyna dostrzegła, że coś dzieje, to Tedy musiał się wziąć w garść żeby jej nie stracić, zwłaszcza, że odkąd była wolna od rodziny, wypiękniała. Ciągły uśmiech na twarzy zdziałał cuda i teraz wielu kawalerów widziało w niej piękną kobietę i chociaż ona była oczarowana młodym Tonksem, kilku odważyło się zagadnąć, gdy wpadali do kawiarni, w której pracowała. Andromeda nie zwracała na nich uwagi, naprawdę cieszyła się tym, co ma i jedynie trochę się martwiła dziwnym zachowaniem Tedyego, który jakby jej unikał.

Zastanawiała się czy coś zrobiła źle, ale nie odnalazła żadnego wspomnienia, które mogłoby ich poróżnić, bała się jednak go o to zapytać i jedynie starała się zachowywać jak wcześniej, ale Tedy i tak był nieobecny duchem.

- Co ty robisz synu?- zaskoczony spojrzał na ojca.- Unikasz Andromedy jak tylko możesz- zauważył, upewniając się, że dziewczyna jest poza zasięgiem słuchu.

- Nie prawda, ona jest dla mnie najważniejsza...

- To, dlaczego nawet ona widzi, że coś jest nie tak?! Miałem wrażenie, że jesteś pewny tego, co do niej czujesz, gdy poprosiłeś o pierścionek.

- Bo jestem i wkrótce to zrobię! Po prostu... po prostu musze coś jeszcze zrobić- ojciec zacisnął usta i machnął ręką, powstrzymując się od komentarza.

Tedy nie wiedział, że Andromeda coś zauważyła, ale skoro tak było to nie mógł zbytnio tego odwlekać, zwłaszcza, że naprawdę był pewny tego, co do niej czuje. Bał się jedynie jej reakcji, nigdy nie można było być czegoś w stu procentach pewnym.

- Czemu wyszłaś tak wcześnie z pracy?- zapytał, widząc ją idącą chodnikiem.

- To ty się spóźniłeś Tedy- zapewniła go, uśmiechając się szeroko.- Ale nic nie szkodzi, tylko już przestań tyle myśleć i chodźmy nad morze.

- Dwa dni temu mówiłaś, że jest za zimno na takie spacery- przypomniał jej, ale mimo to pozwolił żeby pociągnęła go w kierunku wybrzeża.

- Ale to było dwa dni temu, a dzisiaj jest zupełnie inna pogoda. Poza tym mam wrażenie, że taki spacer dobrze ci zrobi. Odpędzimy te czarne chmury z nad twojego czoła.

- To ty jesteś za wesoła- dziewczyna wywróciła oczami i złapała jego ciepłą dłoń.

- Dlatego trochę ci użyczą tej „magii"- uśmiechnęła się do niego tak promiennie, że zapomniał o wszystkim innym.

Po plaży dalej chodziło niewiele osób, chociaż zaczynał się już kwiecień i powietrze, które docierało tam z falami, nie było aż tak lodowatej jak w środku zimy. Andromeda bardzo polubiła szum, którym było przepełnione to miejsce. Nawet, gdy morze nie było wzburzone, dało się go słyszeć, ale na szczęście tamtego dnia wielkie fale rozbijały się o brzeg.

Ted patrzył na jej uśmiechniętą twarz, gdy zbierała muszelki leżące na wilgotnym piasku. Po chwili miała ich całą masę i nie miała, co z nimi zrobić, więc mu je podała i zbierała dalej, a on się z niej jedynie zaśmiał i szedł posłusznie krok w krok za nią, obserwując dalej każdy jej krok. Miał wrażenie, że w tamtej chwili nikt z jej rodziny by jej nie rozpoznał. Była tak inną dziewczyną niż tak, której szalik kiedyś złapał. Teraz była wesoła i pełna nadziei oraz ciepła, którym zarażała wszystkich w koło, a na dodatek trochę nieostrożna.

Ted upuścił wszystkie muszelki i wziął Andromedę na ręce, a wtedy fala rozbiła się jedynie o jego buty. Zachwiał się, czując jak woda zabiera pisach z pod jego stóp, ale nie upadł.

- I po co to robiłeś, teraz masz mokre buty.

- Gdybym tego nie zrobił, ty byś zmokła- zauważył.

- Jedno krótkie zaklęcie i byłoby po problemie- Ted westchnął głośno.- Ale i tak dziękuję- uśmiechnęła się do niego i podstawiła mu niemal przed sam nos sporych rozmiarów muszelkę.- Było wart, zobacz, jaka śliczna.

- Przepiękna- odparł, chociaż jego wzrok jedynie przemknął po przedmiocie, który trzymała w dłoni.

- Zapomniałeś się dzisiaj ogolić?- zapytała, przyglądając się mu z bliska.- Nigdy nie widziałam u ciebie zarostu.

- Zaspałem do pracy- odparł, stawiając ją z dala od zasięgu fal.- A ty przytyłaś- dziewczyna uderzyła go w ramię.- To miał być komplement?

- Doprawdy? To beznadziejnie zabrzmiał!- zauważyła nieco oburzona.

- Chodziło mi o to, że nie masz już tak kościstej twarzy jak kilka miesięcy temu, a nie, że jesteś gruba- oznajmił rozmasowując obolałe miejsce.- Merlinie skąd ty masz tyle siły?

- Te wszystkie tace z kawą nie są lekkie- odparła, a grymas zniknął z jej twarzy. Upewniła się, że nikt ich nie obserwuje i szybko osuszyła mu buty.- Chodź sprawdzimy, kto szybciej ucieka przed falami.

- To niedorzeczne, dzieci się tak bawią...

- Więc panie starszy, pora trochę odmłodnieć- oznajmiła, uśmiechając się złośliwie.

- Kim ty dzisiaj jesteś i gdzie się podziała moja Andromeda?

- Twoja?- Ted poczuł jakiś dziwny uścisk w gardle, ale później dziewczyna się uśmiechnęła i od razu poczuł się lepiej.- A złapiesz mnie?

Odskoczyła od niego i szybko znalazła się na skraju łączącym morze z lądem. Ted nie wiedział, czy Andromeda miała po prostu dobry dzień w pracy czy może najadła się przy okazji zbyt wiele słodyczy, ale jej dobry humor był tak zaraźliwy, że nie mógł mu się oprzeć. Skończyło się na tym, że ścigali się z falami, śmiejąc się głośno.

Ci, którzy ich widzieli, uśmiechali się delikatnie, taki przyjemny obrazek był rzadkością i chociaż wyglądał dziecinnie, poprawiał wszystkim nastrój, chociaż odwzorowanie tego, co czuła tamta dwójka było bardzo trudne.

Po jakimś czasie Ted w końcu mocno złapał Andromedę i zamknął ją w swoich objęciach. Dziewczyna się zaśmiała i spojrzała w radosne, niebieskie oczy, które wręcz promieniały szczęściem. Niewiele myśląc, stanęła na palcach i złożyła na jego ustach szybki pocałunek, po czym się roześmiała głośno i melodyjnie. Ted spojrzał w jej śliczne oczy i miał wrażenie, że wszystko inne przestało istnieć. Twarz Andromedy jakby nieco spoważniała, gdy dostrzegła coś znajomego a za razem obcego w jego spojrzeniu, które tak przyjemnie ją otaczało. Jego ramiona otoczyły ją mocniej i już miała zapytać, co się stało, ale on był pierwszy.

- Wyjdź za mnie- ta prośba była tak niespodziewana, że dziewczyna zwątpiła czy aby na pewno dobrze słyszy.- Wyjdź za mnie Andromedo Black, zostań moją żoną i już zawsze bądź tak szczęśliwa jak dzisiaj- dziewczyna patrzyła w jego oczy, nie wiedząc, co powiedzieć.- Wiem, że to trwa od niedawna, ale nie wyobrażam sobie życia bez ciebie i chociaż nie wiem, co nadejdzie jutro, jednego jestem pewny, chcę żebyś towarzyszyła przy wszystkich wesołych i smutnych chwilach, jakie przygotowało dla mnie życie. Dlatego proszę cię abyś za mnie wyszła.

Dziewczyna patrzyła w jego przyjazne oczy, które sprawiały, że zawsze, gdy je widziała, czuła się lepiej. Otaczające ją ramiona zdawały się być idealnie wpasowywać w jej ciało, a błąkający się po jego twarzy uśmiech był idealnym odwzorowaniem tego, co sama czuła. Czy gdzieś indziej mogłaby być szczęśliwsza? Na pewno nie bez niego.

- Dobrze, wyjdę za ciebie- Ted zamrugał gwałtownie, a później uśmiechnął się szeroko i mocno ją przytulił, czując jak serce szaleje mu z radości. Po chwili pocałował ją, a później aż krzyknął z radości, a ona się zaśmiała.

- Oto stoi przed tobą najszczęśliwszy człowiek na świecie!!!- Andromeda zaśmiała się wesoło, a wtedy on znów ją pocałował.- Gdzie ja go mam?- zaczął szybko sprawdzać wszystkie kieszenie.- Na pewno go mam- w końcu sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki i wyjął z niej pudełeczko. Na jego widok, Andromeda nieco spoważniała, a później się lekko uśmiechnęła, gdy ujął jej dłoń i ostrożnie wsunął na jej palec pierścionek zaręczynowy.- Zrobię wszystko byś była najszczęśliwszą kobietą na świecie- zapewnił ją.

- Już taka jestem- odparła, zarzucając mu ręce na szyję.- Jestem szczęśliwa odkąd pierwszy raz przekroczyłam próg twojego domu- zapewniła go.- I już zawsze będę czuła tą radość i miłość- Ted objął ją czule i pocałował delikatnie.- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że wiatr porwał mi tamten szal.

- Coś wiem na ten temat- zapewnił ją.

Znów ją pocałował, czując jak radość wręcz rozrywa go od środka. Znał wiele zaklęć, lecz żadne nie było silniejsze od miłości. Ktoś mógłby powiedzieć, że są nieodpowiedzialni i naiwni skoro tak łatwo dali się porwać wyobrażeniu o wspólnym życiu, ale oni wiedzieli, co gra w ich sercach i nic a nic nie mogło tego zmienić. Gdy czuje się do kogoś coś tak potężnego, wszystko inne traci na znaczeniu. Taką radością można się tylko dzielić, nie da się jej zamknąć, nawet, gdy wszystko inne jest przeciwne takiej miłości, chociaż tym razem znalazło się kilku sprzymierzeńców.

Trzy dni później, do Hogwartu dotarł list, który sprawił, że pewien Gryfon aż krzyknął z radości. Syriusz stanął na krześle i szybko odnalazł kuzynkę swoim bystrym wzrokiem.

- Cyzia, gratuluje przyszłego szwagra! Tej rodzinie dobrze zrobi trochę mugolskiej krwi- Ślizgonka zrobiła się cała czerwona na twarzy, ale nim zdążyła coś odpowiedzieć, przed chłopakiem stanęła nauczycielka.

- Panie Black, co to za zachowanie?!- chłopiec zeskoczył z krzesła i uśmiechnął się do McGonagall, jakby wcale się jej nie naraził.

- Andromeda i ten cały Tonks się zaręczyli- oznajmił dumnie, podając jej listy, który tak starannie napisała jego kuzynka.- Ślub będzie nie wcześniej niż na początku czerwca, ale to naprawdę się dzieje- kobieta szybko odczytała wiadomość od swojej byłej, ulubionej uczennicy i mimowolnie się uśmiechnęła.

- I pomyśleć, że po części się do tego przyczyniłam- kobieta zignorowała ciekawskie spojrzenie swojego ucznia i oddała mu list.- Proszę nie skakać więcej po meblach i nie przeszkadzać innym w jedzeniu, a w liście do Andromedy, proszę jej ode mnie pogratulować.

Syriusz zamrugał nieco zaskoczony, patrząc za odchodząca nauczycielką. Dzięki chłopakowi, McGonagall wiedziała, że dziewczyna tak naprawdę nie umarła, co już samo w sobie było dobrą wiadomością, ale te wieści sprawiły, że przymknęła oko na występki uczniów tego dnia. Dobrze wiedzieć, że życie niektórych układa się niczym w bajce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro