19. Pamiątka rodzinna
Ponoć, gdy jest się zakochanym, czas przestaje biec w normalny sposób. U niektórych zwalnia, gdy ludzie są osobno by przyśpieszyć, gdy w końcu będą razem. U innych jest na odwrót, co wydaje się znacznie korzystniejszą opcją. Właśnie to drugie rozwiązanie przytrafiło się pewnej uroczej parze, która mieszkała w nadmorskim miasteczku.
Niewiele zmieniło się w relacji Teda i Andromedy, ale przyznanie się do uczuć i spojrzenie na siebie w inny sposób, sprawiło, że jednak stali się nieco inni, chociaż nie wiem czy wcześniej byli mniej szczęśliwi. Oczywiście stary Tonks zauważył jakąś zmianę, chociaż starali się zbytnio nie obnosić z tym, co czuli, ale ten mężczyzna wiedział, że to tylko kwestia czasu nim się odnajdą. Zrozumiał to w pewnym sensie w chwili, gdy przemarznięta stanęła pod ich domem, a jego syn spojrzał na nią w ten szczególny sposób. Pełen radości, niepokoju i niepewności. Każdy kolejny dzień go tylko bardziej w tym upewniał, że to jest właściwa dziewczyna.
- Może zaproś ją w końcu na jakąś prawdziwą randkę- oznajmił mniej więcej w połowie marca, gdy jego syn wpadł do domu tylko na kilka chwil by zaraz pójść po Andromedę do kawiarni.
- Co masz na myśli?- zapytał, starając się uniknąć jego przenikliwego spojrzenia.- Czemu mam ją zaprosić?
- Żebyście przestali się tak kryć po kątach. Też tu mieszkam i ślepy nie jestem- zapewnił go.- Poza tym większość czasu spędzam wśród studentów, więc nauczyłem się rozpoznawać symptomy tej szczególnej sympatii- Ted nie wiedział, co powiedzieć.- Spokojnie, nie przeszkadza mi to o ile nie przekraczacie pewnych granic.
- Nawet przez myśl mi to nie przeszło!- mężczyzna parsknął śmiechem.
- Uznajmy, że ci wierzę- Ted czuł się idiotycznie, musząc rozmawiać z ojcem na takie tematy.- Już tak na mnie nie patrz i pamiętaj, że jak cię coś w końcu popchnie do działania to u mnie czeka coś, co matka na pewno chciałaby ci w takiej chwili przekazać- chłopak aż się wyprostował.- To rodzinna pamiątka Tonksów, przechodziła z pokolenia na pokolenie, więc teraz kolej by trafiła na dłoń twojej żony.
- Nie mógłbym cię o to prosić- Ted wiedział jak jego ojciec cenił pamiątki po zmarłej żonie.- Nie odbiorę ci czegoś, co tak bardzo cenisz.
- Tego by chciała i ja też podzielałbym jej zdanie- zapewnił go.- Wiem jesteście młodzi i pewnie wcale o tym nie myślicie, ale gdy to się zmieni, pierścionek zaręczynowy jest twój i mam wrażenie, że pierwszy raz obejdzie się bez złotnika, który by go musiał dopasować, pewnie magia ma na to swoje sposoby.
Ted nie wiedział, co powiedzieć. Nigdy nawet nie przeszło mu przez myśl żeby prosić ojca o jedną z tak cennych pamiątek po jego matce. Wiedział jak wielkim ciosem była jej nagła śmierć i nie chciał mu odbierać najmniejszego skrawka, który pozostał, ale jak widać stary Tonks miał, co do tego inne zdanie.
Teraz jednak pojawił się inny problem do rozwiązania, a mianowicie, kiedy będzie właściwa chwila żeby poprosić ją o rękę. Spotykali się raptem dwa tygodnie, ale trochę już czasu minęło odkąd uświadomił sobie jak wiele ona dla niego znaczy. Zdążył się już wyzbyć wszelkich wątpliwości, ale skąd miał wiedzieć, co ona o tym wszystkim myśli. Uciekła przed jednym ślubem, niedawno pożegnała swoją rodzinę i rozprawiła się z byłym narzeczonym. Powoli uczyła się samodzielności, nie wahając się przed kolejnymi krokami, ale czy była gotowa na to?
Ted czuł naprawdę duży mętlik w głowie, chociaż sam miał wrażenie, że za dużo o tym wszystkim myśli, w ten sposób nic nie osiągnie. Na szczęście jego ojciec miał rację, byli młodzi i nie musieli gnać na złamanie karku, więc miał trochę czasu by rozwikłać tą zagadkę, szkoda tylko, że czasami pojawiają się dodatkowe elementy, które odwracają uwagę.
- I już po tobie!- Ted nie zdążył zareagować, gdy silne ramie złapało go za kark.- Nadal jesteś beznadziejnie powolny, przyjacielu- Trevor się zaśmiał i go puścił.
- Ile się tu czaiłeś głupku?- uściskał przyjaciela po bratersku.
- Miałem pukać, ale usłyszałem, że ktoś się zbiera do wyjścia, więc się przyczaiłem- oznajmił dumnie.
- A gdyby to był mój ojciec?- Trevor machnął ręką.
- Bardziej bym się przeraził gdyby to była szmaragdowa księżniczka. Ponoć tu teraz pomieszkuje- Ted wiedział, że teraz czeka go sporo wyjaśnień.
- Właśnie po nią idę, jest w pracy- Trevorowi nie przeszkadzała wizja spaceru.- A tak na poważnie to skąd ty bierzesz te wszystkie idiotyczne pseudonimy?
- Wymyślam na bieżąco, a teraz opowiadaj, o czym to nie poinformowałeś przyjaciela, mimo upływu jak mniema przeszło dwóch miesięcy. Wtedy to rozeszła się wieść o jej śmierci, więc zgaduje, że tyle się tu ukrywa.
- Zjawiła się u nas dzień przed świętami...
- Dwudziestego trzeciego grudnia? Ale czy to nie jest przypadkiem...
- Rocznica śmierci mojej matki- potwierdził jego przypuszczenia.- Andromeda o tym nie wiedziała inaczej pewnie by się nie pojawiła- Ted westchnął.
Spojrzenie przyjaciela zdradzało, że czeka na wszystkie informacje, więc mu opowiedział, co się stało od chwili, gdy dziewczyna pojawiła się pod jego domem. Trevor wiedział jak wiele dla Edwarda znaczyła ta dziewczyna w Hogwarcie, w końcu dostał za nią niezłe baty od Ślizgonów, ale nie sądził, że po tym wszystkim się zejdą. Andromeda się wtedy poddała, co bardzo zraniło Teda, ale to nie znaczy, że przestało mu zależeć. Pojawienie się dziewczyny tylko obudziło to, co było dawniej, wzmacniając to.
- Więc teraz mieszkacie razem, lada dzień się pobierzecie i zaraz otoczy nas gromadka małych Tonksów?- Ted pokręcił głową z niedowierzaniem.- Mówiłeś, że jesteście razem.
- Ale od niedawna, nie śpieszę się ze ślubem- było już widać kawiarnię dlatego Ted przystanął. Trevor za dobrze go znał, dlatego wiedział, że coś dręczy jej przyjaciela.
- To dobra wyrzuć to z siebie stary, bo inaczej będziesz tak chodził w kółko aż panna ci ucieknie. Co cię martwi?- Ted westchnął.
- Wyobraź sobie jak będzie wyglądał ten ślub- Trevor nie rozumiał.
- Znając twój gust, który wydaje się zbliżony do gustu Andromedy, będzie raczej prosty, zorganizowany w rodzinnym klimacie- Ted pstryknął palcami.
- A no właśnie. Wyobraź sobie kościół, połowę pana młodego zapełnioną przez krewnych i przyjaciół i stronę panny młodej gdzie nikt nie usiądzie. Rodzina ją wyklęła a przez całe życie nie znalazła przyjaciół, tkwiła w końcu w tych ponurych lochach przez siedem lat, gdzie nikt się z nią nie zgadzał.
- Na pewno się ktoś znajdzie- Trevor nie wierzył, że może być aż tak źle.- Ktoś na pewno ją dobrze wspomina z Hogwartu i nie mam tu na myśli samej kadry pedagogicznej, a teraz chodź, też się stęskniłem za wężową księżniczką.
- Na brodę Merlina, nie nazywaj jej tak- Trevor jedynie coś tam wymamrotał pod nosem i razem dotarli do kawiarni. Przyjaciel Edwarda wszedł, jako pierwszy i szybko się rozejrzał, a widząc znajomą dziewczynę aż zawołał.
- Wężowa Księżniczko, jak ja tęskniłem!- Andromeda zamrugała zaskoczona, po czym szybko się rozejrzała. Na szczęście mieli tylko troje klientów, którymi zajmowała się druga, nowa kelnerka, którą właścicielka zatrudniła żeby panna Black nie padła z wycieńczenia.
- Trevor?- mężczyzna uściskał ją na powitanie, a Ted posłał przepraszające spojrzenie.
- Głowę daję, że nie sądziłem, że kiedyś spotkam cię w takim miejscu, ale ten uniform nawet ci pasuje. Szkoda, że Ted wcześniej nie dał mi znać, że tu jesteś to już dawno bym wpadł.
- Kolejny znajomy ze szkoły?- zapytała Adelajda.
- Tak, przepraszam, już wracam do pracy- kobieta machnęła ręką.
- Daj spokój, niedługo zamykamy, ja i Victoria damy radę, ty idź, rozerwij się trochę, bo nic tylko pracujesz- Andromeda uśmiechnęła się szeroko.- Edwardzie, odpowiadasz za nią.
- Jak zawsze proszę pani- dziewczyna uśmiechnęła się do niego i poszła na zaplecze żeby się przebrać.
Po chwili była gotowa i poszli we troje do niewielkiego pubu, który był niedaleko. Trevor zasypał ich tam informacjami z ostatnich miesięcy, wypominając im przy okazji, że nie dali mu znać o ucieczce dziewczyny. Miał jednak jeszcze jeden cel, który zrealizował, gdy Ted poszedł po dolewkę. Wyjaśnił Andromedzie, że za dwa tygodnie Edward ma urodziny i że szykuje dla niego przyjęcie niespodziankę, a ona musi mu pomóc sprowadzić tam solenizanta. Dziewczyna szybko się zgodziła i obiecała wypatrywać listu ze szczegółami.
Trevor wziął na siebie większość przygotowań, nie codziennie kończy się dwadzieścia lat, dlatego postanowił dać z siebie wszystko. Poza tym bardzo dokładnie wybierał gości, nie tylko pod kątem przyjaciół jubilata z czasów szkolnych. Gdy po tych dwóch tygodniach, Ted się tam pojawił i wyszedł z szoku, że udało się Andromedzie zataić coś takiego, zdziwił się, że nie zna zbyt dobrze sporej części osób.
- Kogo ty zaprosiłeś?- zapytał w końcu przyjaciela.
- Trochę popytałem i znalazłem ludzi, którzy lubili naszą księżniczkę, unikając rzecz jasna Ślizgonów, chociaż o dziwo wśród nich też trafiłem na jedną, która nie ma nic przeciwko Andromedzie i jej wyborom. Najlepszego stary- Ted uściskał przyjaciela.
Spojrzał na Andromedę, która przyszła tam nie pewna, że się tam odnajdzie, a która teraz wesoło rozmawiała z byłą Krukonką, z którą siedziała kiedyś na lekcjach. Trevor sprawił mu niesamowity prezent. Sprawił, że dziewczyna, na której zależało mu najbardziej na świecie, przestała się czuć samotna.
- Wieść o twojej śmierci była tak szokująca, że nie wiedziałam, co się dzieje- zapewniła ją Beth, jedna z Puchonek, która pojawiła się na przyjęciu.- Tak się cieszę, że nic ci nie jest, to okropne, że rozpowiedzieli coś takiego- inne dziewczyny jej przytaknęły.- I to wszystko, dlatego, że lubisz naszego Teda?- Andromeda potaknęła.- Jak ja się cieszę, że mój ojciec to mugol.
- Czarodzieje też bywają normalni- zapewniła ją jedna z dziewczyn.- Ale skoro już się uwolniłaś to wypijmy za to- oznajmiła podnosząc szklankę, w której miała drinka.- Czy Ślizgoni nie imprezują?- zapytała, widząc jak Andromeda krzywi się na sam zapach alkoholu.
- Imprezują, ale jakoś nie chętnie się przyłączałam- zapewniła ją.- A może reszta domów, co chwilę urządza imprezę.
- No my Krukoni niezbyt często to robiliśmy, ale Gryfoni to potrafili z dwa razy w miesiącu jak nie częściej- Andromeda o tym nie wiedziała.- Oj sporo umknęło pani prefekt- zaśmiała się.- Teraz cię nauczymy pić.
Była Ślizgonka nie była przekonana czy to, aby na pewno dobry pomysł, ale się zgodziła. I chociaż okazało się, że ma dość mocną głowę, jak na świeżaka to i tak niedługo była pijana, ale na tyle przytomna by się nie zataczać i z całą pewnością nie paplała głupot.
- Ktoś tu się dobrze bawi- uśmiechnęła się szeroko na widok Teda i niewiele myśląc zarzuciła mu ręce na szyję.
- Wiesz, że cię uwielbiam?- chłopak się zaśmiał, obejmując ją w tali.- Złapałeś mój szalik i zostałeś ze mną na święta, a później stałeś się moim przyjacielem, którym mnie przygarnął z ulicy. Jesteś najlepszy na całym świecie- wtuliła się w niego.- A teraz sprawiłeś, że świat przestał wirować.
- Nie powinnaś już pić- zauważył, bujając nimi lekko. Sam też trochę wypił, ale w przeciwieństwie do Andromedy, miał już jakieś doświadczenie w tej kwestii.- Jak się bawisz?
- Dobrze, sami mili ludzie tu są- zapewniła go.- Szkoda, że nie byłam Krukonem albo Puchonem.
- Teraz możesz być, kim zechcesz- zapewnił ją.
- Ja chce tylko być z tobą- wymamrotała nieco sennym głosem.
Ted uśmiechnął się słysząc to. Wiedział, że to pijackie wyznanie i nie może go jej później wypominać, ale rozumiał również, że właśnie wtedy ludzie mówią najszczerzej. Jej słowa dodatkowo upiększyły ten cudowny wieczór. Objął ją mocniej i dalej się kołysali. Gdyby Andromeda gdzieś usiadła to pewnie by zasnęła, ale w jego ramionach po prostu spokojnie czekała aż ten dziwny stan minie, a że nigdzie się nie śpieszyli, to zostali wręcz ostatnią parą. Zaskakujące, że cały swój świat można zamknąć w czymś tak niewielkim jak objęcia ramion.
- Mógłbyś dać mi ten pierścionek?- poprosił następnego ranka, gdy Andromeda jeszcze spała, odchorowując zabawę. Ojciec chłopaka uśmiechnął się i wręczył mu pudełko.
- Nie zwlekaj zbyt długo, bo ci ucieknie- oznajmił, kładąc mu dłoń na ramieniu.- Taka dziewczyna nie trafia się zbyt często.
- Za nic w świecie nie pozwolę jej odejść- spojrzał na pierścionek, który niegdyś oglądał każdego dnia na dłoni matki.- Dziękuję.
Stary Tonks uśmiechnął się szeroko. Niczego bardziej nie pragnął niż szczęśliwego życia dla swojego syna i wiedział, że ten właśnie wkracza na właściwą ścieżkę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro