Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17. Lekcja podawania kawy

Gdy Andromeda rano wstała, Tedyego już nie było. Wyszedł o siódmej rano do pracy, którą miał w Londynie. Niby teleportacja wiele ułatwiała, ale on i tak wolał być wcześniej na miejscu i przygotować sklep zoologiczny przed przyjściem czarodziei. Wielu uznałoby, że ta praca nie jest szczytem marzeń, że gdzieś indziej można by zarobić o wiele więcej, ale młody Tonks nie był materialistą i wcale nie narzekał na wynagrodzenie. Poza tym lubił pracę ze zwierzętami, nie bał się ich, a w ich odmienności, widział coś pięknego. Dlatego w Hogwarcie raz na jakiś czas łamał zakaz i wchodził do Zakazanego Lasu.

Co prawda w sklepie zoologicznym nie było zbyt wiele tajemniczych stworzeń, ale i tak wolał tą posadę niż jakąś w ministerstwie magii, przy biurku, na którym czekałaby na niego góra papierów do wypełnienia. Jednak tego dnia, pierwszy raz nie mógł się doczekać powrotu do domu. Niby między nim a Andromedą nie padły żadne wielkie słowa czy czyny, ale i tak tęsknił za nią i nie mógł się doczekać powrotu.

Ona też się dziwnie czuła w domu gdzie go nie było. W pewien sposób to dzięki niemu miała poczucie bezpieczeństwa i teraz, gdy zniknął, czuła się jakoś nieswojo. Miała jednak plan na tamten dzień i zamierzała go zrealizować.

Pan Tonks poprosił ją żeby mu przy okazji kupiła gazetę, co ujawniło kolejny mały problem. Dziewczyna znała inną walutę, ale krótka lekcja pomogła jej w zrozumieniu realiów mugolskiego świata. Mężczyzna dał jej również mały notesik, w którym wpisał dokładny adres domu i numer telefonu gdyby się zgubiła i potrzebowała pomocy.

- Tylko na siebie uważaj i nie podpisuj żadnej umowy. Jak gdzieś cię będą chcieli zatrudnić to powiedz, że rano przyniesiesz podpisane dokumenty, ja sprawdzę czy wszystko z nimi w porządku.

- Dobrze proszę pana, dziękuję- dziwnie się czuła, gdy ktoś okazywał jej tyle troski, ale z drugiej strony, było to bardzo miłe uczucie. Andromeda wątpiła żeby wszyscy mugole tacy byli, ale ci, na których trafiła byli naprawdę cudowni.

Idąc za wskazówkami, których udzielił jej Tedy minionego wieczora, udała się do centrum miasteczka. Chłopak wyjaśnił jej gdzie może znaleźć ogłoszenia o pracę i o zgrozo, pierwsze, jakie znalazła dotyczyło pralni, więc szybko je zignorowała i szukała dalej. Ktoś poszukiwał opiekunki do małego dziecka, a ktoś inny osoby do wyprowadzania psa. Takie zajęcia również zdawały się jej nieodpowiednie, nie miała doświadczenia ani z jednym ani z drugim. W jednym sklepie szukali kasjerki, ale ona dopiero uczyła się o tamtejszej walucie. W jednym z lokali brakowało pomocnika dla szefa kuchni, ale ona ledwo przygotowywała kawę.

Po jakimś czasie była już wykończona chodzeniem po miasteczku i rozglądaniem się za ogłoszeniami. Nie znała tego świata i nie potrafiła się w nim odnaleźć, a wiedziała, że w tym magicznym też nie pójdzie jej zbyt dobrze, zwłaszcza teraz, gdy gniew jej rodziny był świeży.

Z rezygnacją poszła kupić gazetę dla ojca Tedyego, mając wrażenie, że nic więcej tego dnia już nie osiągnie, ale gdy wracała, dostrzegła tabliczkę z napisem, ze szukają pracowników w małej kawiarni, a w końcu tylko ten napój potrafiła tak naprawdę dobrze przygotować.

- Przepraszam, ponoć szukacie pracowników- stojąca za ladą kobieta, przyjrzała się jej dokładnie. Wszyscy dalej plotkowali o uciekającej pannie młodej, więc sprzedawczyni szybko ją rozpoznała.

- Zgadza się, brakuje nam kelnerki, poprzednia złamała nogę, a niedługo i tak wychodzi za mąż, więc pewnie i tak by zrezygnowała. Jej posada jest wolna, a ja już mam serdecznie dość przygotowywania zamówień i biegania po lokalu.

- A co należy do obowiązków takiej kelnerki?- kobieta znów się jej przyjrzała.

- Nic wielkiego, zbieranie zamówień, dostarczanie mi ich, a później zanoszenie do właściwego stolika. Teraz są już pustki, ale zwykle w ciągu dnia mamy pełen komplet. No i musisz być uprzejma, miła i cierpliwa- dodała, znów się jej przyglądając.- Mam rozumieć, że jesteś zainteresowana?

- Jak najbardziej proszę pani- uśmiechnęła się do kobiety.- Kiedy mogę zacząć?

- Jutro przyjdź o ósmej trzydzieści, zobaczymy czy się nadajesz i jak coś podpiszemy umowę. Masz tu nasze menu, naucz się go żebyś jutro sprawniej zapisywała sobie zamówienia. Rano znajdziemy ci uniform, pamiętaj tylko by związać włosy. Jeśli dobrze ci pójdzie to jutro przedstawię ci umowę, więc lepiej się postaraj, jeśli chcesz tu pracować.

- Dziękuję, na pewno dam z siebie wszystko- właścicielka lokalu lekko się uśmiechnęła.

- Tylko się nie spóźnij- Andromeda nigdy się nie spóźniała, więc i tym razem zamierzała być punktualnie.- I przekaż staremu Tonksowi, że dawno go tu nie widziałam.

- Zna go pani?- zdziwiła się.

- Od dziecka, dorastaliśmy razem w tym miasteczku. Później kontakty się rozluźniły, ale w szkole się przyjaźniliśmy- zapewniła ją.- Niech mnie odwiedzi, to dorzucę mu ciastko imbirowe na koszt firmy.

- Z pewnością przekażę- już chciała się pożegnać, ale kobieta ją zatrzymała.

- Czy ty jesteś zaręczona z Edwardem?- Andromeda zamrugała zaskoczona tym pytaniem i nawet się lekko zarumieniał.

- Nie, to mój przyjaciel z czasów szkolnych, pomaga mi stanąć na nogi po tym jak posprzeczałam się z rodziną- kobieta skinęła głową, przyglądając się jej bardzo uważnie.- Czy to problem?

- Ależ skąd, zwykła ciekawość ludzka. Ten urwis też rzadko tu bywa, dlatego się ciekawiła, co u niego słychać, przystojny z niego chłopak, nieprawdaż?- Andromeda zarumieniła się jeszcze bardziej.

- Bardzo- czuła się nieco zażenowana.- Przyjdę jutro o ósmej trzydzieści, z wyuczonym menu- zapewniła ją, po czym się pożegnała i szybko opuściła kawiarnię.

Właśnie dotarło do niej jak duże zainteresowanie wzbudziła, włócząc się po mieście w sukni ślubnej, całe szczęście, że nie napisali o tym w gazecie. Widocznie brakowało tam innych powodów do plotek, ale Andromeda postanowiła się tym nie przejmować. Cieszyła się faktem, że dostała pracę, a to był pierwszy krok żeby sobie udowodnić, że da radę przetrwać bez rodziców i Caspera Croucha. Co prawa gdyby nie Tonksowie to by sobie nie poradziła, ale pełna samodzielność była kolejnym krokiem, od czegoś trzeba było zacząć.

Poza tym, trafiła się jej praca u osoby, którą ojciec Tedyego rzeczywiście znał i uznał, że to nawet dobry wybór na start. Nim chłopak wrócił z pracy, Andromeda zdążyła opanować niemal całe menu, które nie było na szczęście zbyt wielkie. Kilka kaw i herbat, a do tego parę rodzajów ciast i babeczek.

- Niektóre listy składników na eliksir są dłuższe- przypomniała chłopakowi.- Szkoda, że bardziej się nie przyglądałam pracy ludzi w Trzech Miotłach.

- To nic trudnego, na pewno dasz sobie radę, a zaraz to sprawdzimy- dziewczyna patrzyła, co Tedy robi, a ten tym czasem wykopał z dna jakiejś szafki tackę, której kiedyś używała jego matka. Ustawił na niej ich dwie kawy i uśmiechnął się do niej.- Spróbuj to zanieść do pokoju, nie rozlewając nic po drodze.

No i tak oto, to niewielkie wyzwanie, przerodziło się w całe zawiłe szkolenie podawania kawy i herbaty. Andromeda robiła to z takim zapałem, że nawet niektórzy aurorzy okazaliby się przy niej leniami. Nim nastała noc, potrafiła przenieść „zamówienie" i podać je bez rozlewania, chociaż kropelki.

- I jesteś gotowa, nigdzie nie będą mieli lepszej kelnerki- zapewnił ją chłopak. Andromeda usiadła na drugim fotelu, nieco zmęczona tym chodzeniem tam i z powrotem.- Taką ścieżkę kariery wybrałaś?

- To jest zaledwie początek- zapewniła go.- Nie zamierzam już nigdy być od kogoś zależna. Całe życie rodzice zapewniali mi wszystko, a teraz miałabym wyjść za mąż i to Crouch miałby to robić do końca moich dni. Taki układ mi nie pasuje, chce być niezależną, silną kobietą.

- Wyczuwam nutę feminizmu- zauważył, uśmiechając się do niej.- Ale cieszę się, że się nie poddajesz, a dopóki w pełni nie staniesz na nogi możesz na mnie liczyć, później z resztą też- Andromeda spojrzała na niego, uśmiechając się szeroko.

- Jesteś najlepszy, prawdą jest, że Puchoni nigdy cię nie porzucą, nawet w najgorszej chwili.

- Ty za to wyłamujesz się ze stereotypu Ślizgona- zauważył, przyglądając się jej.- Z całą pewnością nie myślisz jak oni i nie jesteś dość przebiegła.

- Ambicją nadrabiam, poza tym, kto wie, może Tiara czasami się myli albo z wiekiem można się tak zmienić, że dzisiaj by mnie przydzieliła gdzieś indziej.

- Marzy ci się bycie Gryfonem?

- Wolałabym zostać Krukonem, oni mieli najlepszy widok, nie to, co biedni Ślizgoni, żyjący w lochach. Salazar musiał być szalony albo bardzo okrutny skoro skazał swoich uczniów na życie w takich warunkach.

- Pewnie, dlatego wszyscy Ślizgoni są tacy wredni i ponurzy- Andromeda spojrzała na niego, unosząc jedną brew.- Znaczy się nie wszyscy, większość.

- Już się wkopałeś, ja to zapamiętam- oznajmiła, posyłając mu groźne spojrzenie.

- Oj tam, takie ogólne spostrzeżenie. Krukoni mieszkają najwyżej i na wszystkich patrzą z góry, a Gryfoni chętnie zadzierają nosa.

- A co z Puchonami?- Tedy zaczął intensywnie myśleć, wiedząc, że musi jakoś wybrnąć.

- My jesteśmy uroczymi istotami, które spajają wszystkich dzięki naszym dobrym sercom- Andromeda parsknęła śmiechem.- No taka prawda. Jako jedyni dogadujemy się ze wszystkimi pozostałymi grupami. Ślizgoni i Gryfoni razem nie wytrzymają chwili.

- Mój kuzyn jest Gryfonem i w całej rodzinie lubię tylko jego- zapewniła go.

- To może Tiara rzeczywiście źle cię przydzieliła. Usłyszała Black i od razu machinalnie powiedziała Slytherin albo bała się twojej siostry i dlatego to zrobiła.

- W sumie bardzo to możliwe- wróciła wspomnieniami do dnia przydziału. Pamiętała, że była pewna, iż trafi do Slytherinu jak wszyscy jej krewni, nawet nie rozważała innej opcji.- Tedy, pożyczysz mi swoją sowę?- chłopak wyglądał na nieco zaskoczonego tym pytaniem.- Napiszę do Syriusza żeby dowiedzieć się, co u niego, wiesz trafił do Gryffindoru, więc pewnie rodzina jest wściekła.

- Jeśli jego rodzice są jak twoi to bardzo współczuje dzieciakowi, pisz do niego ile chcesz.

- Dziękuje, ale spokojnie, Syriusz jest dużo twardszy ode mnie, buntownik od najmłodszych lat, ale wolę się upewnić, że wszystko z nim w porządku.

- Mój Hermes jest do twojej dyspozycji.

Andromeda mu podziękowała i od razu poszła napisać list do kuzyna, w którym zapytała o to jak sobie radzi oraz poinformowała go o zmianach, które zaszły w jej życiu. Zapewniła go również, że jeśli rodzina będzie go dręczyć to jest gotowa mu pomóc na wszelkie sposoby.

Możliwa sytuacja Syriusza była kolejnym czynnikiem, który motywował ją do działania i usamodzielnienia się. Wiedziała, jaki los może go czekać w rodzinnym domu, dlatego chciała do świat uzyskać tyle zasobów żeby w razie potrzeby móc mu jakoś pomóc. Zdobycie pracy było pierwszym, kluczowym elementem.

Właśnie, dlatego pojawiła się w kawiarni przed czasem i uważnie słuchała swojej szefowej Adelajdy, która krok po kroku wszystko jej wyjaśniła, a później dokładnie obserwowała jak sobie radzi. Andromeda z uśmiechem na twarzy podchodziła do klientów i ani razu nie pomyliła zamówień. Co prawda chodzenie z tacą nie wychodziło jej idealnie, ale radziła sobie i nie rozlała żadnego zamówienia. Klienci nie mogli na nią narzekać, więc Adelajda z chęcią zaproponowała jej stałą posadę, a że stary Tonks był na miejscu, bo postanowił wpaść na kawę i obiecane ciastko, to od razu można było podpisać umowę.

- Gratuluje moja droga, właśnie zaczęłaś swoją pierwszą pracę- Andromeda uśmiechnęła się tak szeroko jak to było możliwe i omal nie uściskała mężczyzny.- Zarobki nie są największe, ale powinny ci wystarczyć.

- Tak się cieszę panie, Tonks, to idealny początek życia na własną rękę, jak tylko będę mogła to się odwdzięczę za gościnę i przestanę być ciężarem.

- Nie ma, za co, poza tym, goszczenie ciebie to przyjemność, więc nie musisz niegdzie uciekać- zapewnił ją, gdy razem szli pustą uliczką.- Pokój i tak stał wolny, więc mieszkaj z nami ile będziesz chciała i nie przejmuj się plotkami, ludzie zaraz przestaną się tobą interesować, daj im trochę czasu.

Andromeda nie zamierzała się z nim kłócić. Tamtego dnia była zbyt szczęśliwa żeby się czymś martwić, a list od Syriusza dodatkowo poprawił jej humor.

Droga kuzynko

W Gryffindorze jest niesamowicie! Mam tu już nawet przyjaciół, co pewnie doprowadzi moich kochanych rodziców o zawał. Święta spędziłem w zamku, ale nie byłem sam, Peter ze mną został, to taki niski, okrągły chłopak, z którym mieszkam w dormitorium, z którym się przyjaźnie. Jest jeszcze James i Remus, ale o nich ci, kiedy indziej opowiem. Mogę tylko wspomnieć, że jesteśmy zmorą McGonagall, ale spokojnie, dajemy jej żyć.

Dobrze, że mnie informujesz, teraz przynajmniej będę wiedział, dlaczego Narcyza chodzi tak wściekła, gdy już wróci do zamku. Nie spodziewałem się po tobie tego kuzyneczko, ale cieszę się, ten cały Crouch był beznadziejny, zasługujesz na kogoś lepszego. Mam tylko nadzieję, że wuj niezbyt uprzykrza ci życie, wiem, że potrafi być gorszy od mojego ojca. Teraz jednak nie możesz się już ugiąć, pożyczę ci moją odwagę Gryfona żebyś przetrwała.

Mam nadzieję, że mi też uda się wyrwać w przyszłości z tej przeklętej rodziny i cieszę się, że będę miał kogoś po swojej stronie

Ściskam Syriusz

Dziewczyna cieszyła się, że jej życie i życie jej kuzyna jakoś się układa, chociaż wiedziała, że czekają ich jeszcze różne wyzwania. Ona miała na szczęście Tedyego, a Syriusz znalazł sobie przyjaciół. Dziewczyna miała nadzieję, że chłopak dobrze dobrał sobie towarzystwo i będzie mógł na nich polegać w trudnych chwilach, których przyszłość na pewno wiele dla niego zarezerwowała.

- Czemu się tak uśmiechasz?- zapytał Tedy, przyglądając się jej uważnie.

- Bo dostałam same dobre nowiny, Syriusz radzi sobie w szkole i cieszy się z bycia Gryfonem, a ja dostałam dzisiaj pracę i po prostu wszystko jest idealnie- chłopak się do niej uśmiechnął.- Czemu się tak patrzysz?

- Bo mogę i lubię- odparł. Uśmiechając się szeroko.- Może podasz mi jakaś herbatę?

- Nie przeginaj Tonks, ja tu nóg nie czuje- zapewniła go.- Ty możesz się wykazać i zobaczyć jak to jest być kelnerem.

- Jak sobie pani życzy panno Black.

- Ależ dziękuję panie Tonks- chłopak szybko przygotował im coś do picia i razem posiedzieli w salonie rozmawiając o rzeczach poważnych i o zwykłych pierdołach

Jak przyjemnie minął ten wieczór, chociaż Tedy nie raz łapał się na tym, że chciałby powiedzieć coś więcej, ale jak na razie brakło mu odwagi. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro