13. Morze łez- również tych szczęśliwych
Andromeda obudziła się gwałtownie rano, z przeświadczeniem, że to wszystko było tylko snem, a ona tak naprawdę nie odważyła się uciec. Jednak widok żółtych zasłon w kwiaty, sprawił, że od razu porzuciła tą myśl. W jej ponurym domu, a już na pewno w jej pokoju, nigdy coś takiego nie wisiało. Nie było to dość poważne i eleganckie, ale w tamtej chwili, Andromeda wręcz zakochała się w tej starej zasłonie. Aż podeszła i złapała ją swoimi drobnymi dłońmi.
W tej chwili po raz pierwszy miała okazję wyjrzeć przez okno w domu Tonksów. Morze nie było blisko, ale je widziała. Falowało groźnie, a nad nim tańczyły płatki śniegu. Na myśl o wieczornej wędrówce w śnieżycy, przebiegł po jej ciele lodowaty dreszcz, ale nie zmieniało to faktu, że widok był przepiękny. Miała ochotę nakrzyczeć na samą siebie, że nie użyła magii minionego wieczora, żeby dostosować swój strój albo, chociaż same buty do tej wędrówki. Zbytnio jednak myślała wtedy o odnalezieniu Tedyego.
Spojrzała na posłanie, ale go tam nie było. Ostrożnie wyjrzała z pokoju, ale drzwi do innych pomieszczeń były zamknięte. Nie wiedziała, kiedy Tedy od niej wyszedł ani który był jego pokój. Przez chwilę zastanawiała się czy powinna poczekać aż chłopak wróci czy może zejść na dół. Wygrała druga opcja, zwłaszcza, że doskwierało jej pragnienie i głód. Głupio jej było o coś prosić, wiedział, że robi sobie olbrzymi dług u tej rodziny, ale nie miała gdzie pójść. Nie miała krewnych, którzy by ją popierali, po za Syriuszem, który wbrew woli rodziny trafił do Gryffindoru. Był to jednak zaledwie jedenastoletni chłopiec, który raczej będzie potrzebował jej wsparcia. Brakowało jej też przyjaciół spoza kręgu Ślizgonów. Miała tylko Tedyego.
I jego dziwnie spokojnego ojca. Gdy zeszła na dół, jego wzrok od razu ją wypatrzył. Niepewnie skubała skraj za dużej bluzki, która pożyczył jej chłopak, nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić.
- Chodź tu, powinnaś coś zjeść, wątpię żeby wszystkie siły już ci wróciły- dziewczyna weszła do kuchni i usiadła na jednym z trzech krzeseł przy stole. Gdy poczuła zapach jedzenia, jej brzuch wydał głośny dźwięk, przez który aż zarumieniła się ze wstydu.- A myślałem, że tylko z Teda taki głodomór- postawił przed nią talerz gęstej owsianki i szklankę gorącej herbaty.- Jedz, to ci dobrze zrobi.
- Dziękuję- wzięła łyżkę i przemieszała zawartość talerza.- Tedy jeszcze śpi?
- A gdzie tam, bladym świtem poszedł do swojej ciotki zapytać czy nie ma jakichś ubrań dla ciebie, spacerowanie w sukni ślubnej wydaje się mało wygodnym pomysłem, a nie wiemy ile ci zajmie staniecie na nogi.
- Jak najszybciej zniknę, nie chcę wam robić kłopotu...
- I gdzie pójdziesz?- Andromeda nie potrafiła odpowiedzieć.- Jedz i się tym nie martw, później coś wymyślimy.
Dziewczyna czuła się głupia, ale zrobiła, co kazał i dość szybko opróżniła cały talerz owsianki, popijając ją herbatą. Niezbyt wiedziała jak się poruszać po kuchni, ale drogą dedukcji ustaliła, co zrobić z naczyniami, można powiedzieć, że umyła je bardzo dokładnie. Nie wiedząc, co ze sobą dalej zrobić, poszła do salonu, gdzie pan domu siedział, czytając jakąś gazetę.
- Naprawdę nie chcę robić kłopotu- mężczyzna na nią spojrzał.- Nie wiem czy Edward panu coś mówił, ale dość mocno go zraniłam w szkole i to ja powinnam mu teraz pomagać, a nie on mi. Nie powinnam była tu wczoraj przychodzić- ojciec chłopaka jedynie skinął głową.
- Opowiedział mi wczoraj, co się stało w szkole i z jego perspektywy, zrobiłaś to żeby go chronić przed swoją rodzinę- dziewczyna przygryzła dolną wargę.- Wiesz, dlaczego nie obchodzimy świąt?
- Z powodu śmierci pańskiej żony- odparła niepewnie.
- Wczoraj była szósta rocznica jej śmierci- słysząc to, Andromeda miała ochotę cofnąć czas i nigdy tam nie trafić. Jak mogła być aż tak głupia? Mężczyzna dostrzegł pani w jej oczach i lekko się uśmiechnął.- Minęło sześć lat i nagle przed moim domem pojawiła się dziewczyna w sukni ślubnej, wiedziałem, że ona nad nami czuwa, ale teraz mam dowód, pewnie specjalnie cię tu przyprowadziła.
- Ja...ja...
- Dzisiaj rano, po raz pierwszy od tamtego dnia widziałem mojego syna naprawdę szczęśliwego. To straszne dla rodzica, zapomnieć jak śmieje się jego dziecko. Dzięki tobie, sobie to przypomniałem. Cieszę się, że nam upiększyłaś ten okrutny dzień- Andromeda nie wiedziała, co ma powiedzieć.- Usiądź, poczytaj sobie, jeśli masz ochotę. Tedy niedługo powinien wrócić.
Dziewczyna niepewnie zajęła drugi fotel i chwyciła starszy egzemplarze magazynu historycznego, czytanego przez pana domu. Próbowała skupić się na tekście, ale utrudniły jej to łzy, które zaczęły napływać do jej oczu. Jej rodzice nigdy nie martwili się o jej szczęście. Tym czasem ona pojawiła się w domu Tonksów w najgorszym możliwym dniu, a mimo to, sprawiła, że ktoś był szczęśliwy. Marzyła o tym żeby ktoś troszczył się o nią tak jak pan Tonks o syna. Teraz wiedziała, od kogo Tedy się nauczył tak dbać o innych.
Mężczyzna widząc łzy, które ciekły jej po policzkach, dał jej chusteczkę i poklepał po ramieniu, uśmiechając się do niej, a wtedy ona rozpłakała się na dobre.
- Co się stało?- zapytał nieco zaniepokojony tą sytuacją. Andromeda potrzebowała chwili by zapanować nad płaczem.
- Nikt nigdy nie dbał żebym była szczęśliwa... nikt- znów zaczęła łkać. Przerwała tylko na chwilę żeby głośno wysmarkać nos.- Przepraszam...
- A płacz, ponoć to pomaga- podał jej kolejną chusteczkę.
W takim stanie zastał ich Tedy. Jego ojciec lekko się uśmiechał, a dziewczyna płakała w niebogłosy, wylewając całe morze łez. Mężczyzna wstał w końcu z fotela i poklepawszy syna po ramieniu, wyszedł. Andromeda spojrzała na niego, na sekundę zamilkła i zaczęła dalej płakać. Tedy przykucnął przed nią, chcąc ją jakoś pocieszyć i zrozumieć, co się stało, ale ona jedynie mocno się w niego wtuliła i płakała dalej.
Czemu właściwie obcy ludzie okazali jej więcej życzliwości w jeden dzień niż jej cała rodzina przez wszystkie minione lata? Jakże cudowne a za razem okrutne było to uczucie. Jak można za coś takiego podziękować, nie wiedziała. W tamtej chwili właściwie wszystko, co miało nadejść było dla niej jedną wielką tajemnicą. Nie miała żadnego planu czy celu. Pierwszy raz naprawdę nie wiedziała, co dalej. Jednak, gdy spojrzał w ciepłe, błękitne oczy Tedyego, wiedziała, że da radę i o dziwo naprawdę nie jest z tym sama.
- Co tu się stało?- zapytał ponownie, gdy udało się jej w końcu uspokoić.
- Nic- chłopak zmarszczył czoło.- Po prostu, chyba musiałam się wypłakać, trochę się tego wszystkiego we mnie nazbierało przez te ostatnie miesiące.
- Kiedy ostatnio tak płakałaś?- Andromeda przygryzła dolną wargę, głupio było się jej do tego przyznać, zwłaszcza, że wtedy sprawa łączyła się bezpośrednio z nim. Jednak po tym wszystkim, co zrobiła i co on dla niej zrobił, zasługiwał na uczciwość.
- Gdy Narcyza nas przyłapał- przyznała, bojąc się na niego spojrzeć.- Wtedy pomogła mi McGonagall, chyba było ze mną nawet odrobinę gorzej.
- Czemu mi nie powiedziałaś, gdybym tylko wiedział to jakoś bym ci pomógł?- Andromeda spojrzała na niego, wiedząc, że w tamtej konkretnej chwili nie marzyła o bliskości nikogo innego poza nim.
- Bo przysięgłam, że zerwę z tobą wszelki kontakt, a w zamian za to Narcyza miała nie mówić rodzicom. Zapomniałam ją ubłagać żeby nie wspominała również Bellatrix, która nasłała tamtych Ślizgonów na ciebie. Musiałam im udowodnić, że jestem wierna rodzicom inaczej nie daliby ci spokoju, a ty nie zasłużyłeś sobie w żaden sposób na takie traktowanie.
- Ogólnie to dziękuję, ale poza tym to jesteś strasznie głupia- słysząc to, Andromeda aż zamrugała zaskoczona.- Może i byłem Puchonem, i w pewnym sensie dalej nim jestem, ale potrafię o siebie zadbać, nie potrzebuje obrońcy, a nawet, jeśli to miałem w szkole przyjaciół, którzy byli gotowi mi pomóc. Najbardziej ty na tym ucierpiałaś i nie chciałaś mi nawet dać szansy żeby ci z tym pomóc- Andromeda poczuła się naprawdę idiotycznie. On w przeciwieństwie do niej nie był samotnikiem, miał znajomych, którzy przecież mu pomagali i stali za nim murem. Ona jednak zbytnio się o niego martwiła i nie mogła pozwolić żeby sprawy zaszły za daleko.
- Przepraszam, chciałam dobrze, nikt nie zna mojej rodziny lepiej niż ja. Wiem też, że niedługo mnie tu znajdą. Narcyza już pewnie im o wszystkim powiedziała i...
- Niech przyjdą i spróbują cię zabrać, nie pozwolę im na to. Jesteś moim gościem i możesz zostać tak długo jak zechcesz. Nie pozwolę żeby cię siła wydali za jakiegoś arystokratycznego dupka- dziewczyna uśmiechnęła się, słysząc to, a później jej oczy ponownie się zaszkliły.- Merlinie tylko już mi tu nie płacz- poprosił.- Nie ma, co się smucić.
- To nie są łzy smutku- zapewniła go, ocierając policzki.- To wyraz radości- ujęła jego ciepła dłoń.- Nikt się o mnie tak nie troszczył jak ty- Ted odwrócił lekko głowę, chcąc ukryć rumieniec, który pojawił się na jego twarzy.
- Niech ci będzie, że to radość, ale i tak nie płacz- poprosił.- Nie lubię patrzeć jak płaczesz- Andromeda uśmiechnęła się do niego.- Ciocia znalazł trochę ubrań, które należały do mojej kuzynki, powinny na ciebie pasować- oznajmił, chcąc zmienić temat.- Wszyscy już plotkują, o ciekającej pannie młodej, więc musiałem jej wytłumaczyć, co nieco na twój temat.
- Nie chciałam wywoływać zmieszania, nie miałam czasu żeby się przebrać, gdybym to zrobiła, Bellatrix zdążyłaby mnie zatrzymać- Tedy to rozumiał.- Ale teraz nie mam jak się odwdzięczyć za te rzeczy.
- Daj spokój, to moja rodzina, poprosiłem o pomoc, więc mi jej udzielili. Trochę ich zaskoczyłem i się nasłuchałem o tym, co myślą na temat sprowadzania do domu dziewczyny, ale to nie szkodzi. Ważne żebyś już nie chodziła po śniegu w tak nieodpowiednim stroju jak wczoraj, ale przysięgam, że jeśli zaraz znowu się rozpłaczesz to będziesz skazana na to idiotyczne ubranie- zagroził jej. Andromeda się zaśmiała i kilka razy zamrugała żeby rozgonić łzy.- Od razu lepiej.- A teraz idź się przebierz, dochodzi południe, nie wypada paradować przez cały dzień w piżamie.
- Mi tam się ona bardzo podoba, jest tak duża, że bluzka to za sukienkę może mi robić- oboje się zaśmiali, gdy wstała i dygnęła niczym prawdziwa dama.- I jak panie Tonks, naprawdę nie mogę pokazać się w tak uroczej kreacji?
- Zdecydowanie nie, widać, że to strój pożyczony ode mnie, zaraz moja ciotka by się dowiedziała i mi kolejną pogawędkę zgotowała, panno Black- znów się zaśmiali.- Łazienka jest do twojej dyspozycji.
- Dziękuję- spojrzała na sporych rozmiarów torbę.
- Zaniosę ci to najpierw do pokoju i sprawdzisz, co się nada- zaproponował, chwytając olbrzymi pakunek, który przygotowała mu ciocia.- A jeśli chcesz to tą kreację zostawię ci do spania, idealnie się do tego nadaje- Andromeda się uśmiechnęła i poszła za nim.
Stary Tonks siedział w kuchni i się im przysłuchiwał. Może i jego syn śmiał się sporo przez minione lata w szkole, ale od śmierci żony, nie był tego świadkiem. To było miłe uczucie, wiedzieć, że twoje dziecko może jeszcze być naprawdę szczęśliwe. Nie znał zbytnio przyjaciół syna z czasów szkolnych, kojarzył jedynie Trevora, ale było widać jak wiele dla Edwarda znaczyła ta dziewczyna. Nie sądził, że jeszcze kiedyś, w okresie świątecznym, zagości w ich domu radość, ale ona, mimo ciężkiego, przepełnionego smutkiem bagażu, przyniosła do nich szczęście. Mimo bólu związanego z rocznicą śmierci, nawet on się uśmiechał dzięki Andromedzie, bo ona sprawiała, że jego syn się śmiał. Miał za to u niej olbrzymi dług wdzięczności, który na szczęście mógł spłacić od razu, pozwalając jej tam zostać.
Nie znał się na magii, właściwie wiedział o magicznym świecie tyle, co kot napłakał, bo nigdy się nim zbytnio nie przejmował. To jego żona wypytywała Edwarda o wszystko, co związane z Hogwartem, on trzymał dystans. Teraz jednak kolejny skrawek tego świata pojawił się w jego życiu i chyba musiał się temu dokładniej przyjrzeć.
- Czemu tak patrzysz?- zapytał go syn, gdy wszedł do kuchni i spotkał się z badawczym spojrzeniem ojca.- Coś się stało?
- Nie skąd, to urocza dziewczyna- zapewnił go.- Co powiedziałeś ciotce?
- Że to moja koleżanka ze szkoły, wyjaśnię później Andromedzie historyjkę, którą ułożyliśmy o prywatnej szkole z internatem w Szkocji. Oczywiście ciotka dopytywała się o wszystko, zwłaszcza, że plotki już się rozeszły po całym miasteczku. Powiedziałem jej wprost, że Andromeda uciekła z domu przed aranżowanym ślubem, na który nalegają jej rodzice, a że przyjaźniła się ze mną w szkole, to pozwoliliśmy się jej tu zatrzymać aż nie stanie na nogi. Mam wrażenie, że niedługo przyjdzie tu żeby poznać Andromedę- jego ojciec potaknął.
- Musisz, więc jej chyba opowiedzieć o tym, co wie siostra twojej matki i jak wygląda tutaj życie czarodzieja.
- Zrobię to jak tylko się ubierze- zapewnił go.- Dziękuję, że się nią zająłeś, myślałem, że wrócę nim wstanie.
- Nic nie szkodzi, jak mówiłem, to urocza dziewczyna. Jestem tylko ciekaw, co z tego wyniknie- Ted przełknął głośno ślinę i odwrócił wzrok, chcąc umknąć przed spojrzeniem ojca.- Mówiłeś, że ci na niej zależy, że dalej ją kochasz. Masz już plan, co zrobić dalej?
- Nie, aktualnie pomogę jej stanąć na nogi i dopilnuje żeby na dobre uwolniła się od wpływów rodziny...
- A później się z nią ożenisz?- Tedy poczuł palący rumieniec na twarzy.- Nie chce być ojcem, który czepia się i ingeruje w twoje życie, zwłaszcza, że jesteś dorosły i zarabiasz na siebie- chłopak czekał na jakieś „ale", wiedział, jak ta sytuacja musi wyglądać.- Jeśli jednak zależy ci na niej, tak jak mi się wydaje, że ci zależy, to lepiej nie zwlekaj. Lepiej wziąć ślub za młodu niż czekać zbyt długo i stracić szansę. Ja poślubiłem twoją matkę, na pierwszym roku studiów, było ciężko, ale byliśmy szczęśliwi.
- Ja nic takiego aktualnie nie planuje, są ważniejsze sprawy, które trzeba najpierw rozwiązać- mężczyzna przytaknął, chociaż widział, że jego syn się nad czymś zastanawia.- A co do tego tematu, to jeszcze zobaczę, czy warto go poruszać.
- Tylko uważaj żeby nie przegapić chwili. Idę, mam sporo prac do sprawdzenia, a ty zajmij się naszym gościem.
Ted westchnął jedynie i patrzył jak jego ojciec opuszcza kuchnie. Czy chciał ożenić się z Andromedą? Bardzo prawdopodobne, że tak. Czy ona chciała poślubić jego? Miał wrażenie, że w tamtej chwili jakakolwiek wzmianka o ślubie byłaby dla niej jedynie koszmarnym wspomnieniem ucieczki w śnieżycy przed aranżowanym małżeństwem.
Chciał żeby dziewczyna była szczęśliwa już każdego następnego dnia i cieszył się, że ze wszystkich osób na tym świecie wybrała i zaufała właśnie jemu. Wiedział jednak, w jakiej jest sytuacji i że to jeszcze nie jest koniec jej problemów. Prawdopodobnie czekało ich jeszcze sporo kłopotów, które lada dzień zapukają do domu z żółtą skrzynką na listy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro