9. Coś tragicznego a za razem pięknego
Andromeda pędziła za siostrą i na szczęście udało się jej ją złapać nim ta dotarła do lochów. Zagrodziła Narcyzie drogę i przyjrzała się jego zaczerwienionej twarzy i błyszczącym od łez oczom. Wiedziała, jaki musiał to być dla niej szok.
- Błagam cię, nie mów rodzicom- blondynka odtrąciła ją, ale Andromeda nie pozwoliła jej odejść.- Błagam!
- Jak śmiesz, jak śmiesz!- zaczęła w nią uderzać piąsteczkami.- To szlama, nic nie warta szlama! Nie miał prawa się do ciebie zbliżyć!!!
- Błagam cię Narcyzo uspokój się i pozwól mi wyjaśnić...
- Ty mnie okłamałaś! Pewnie cały czas się z nim spotykałaś, drwiłaś z nas, z idei czystej krwi, z własnej rodziny!!!
- Wcale nie!- Narcyza znów spróbowała ją wyminąć, ale Andromeda była silniejsza. Złapała ją za ramiona i zmusiła żeby stała w jednym miejscu.- Nie robiłam tego żeby was zranić, błagam zrozum mnie siostro. Ja byłam tak samotna, nie miałam przyjaciół, nikogo, komu mogłam zaufać, a zostało jeszcze tyle miesięcy, które muszę tu spędzić.
- Więc wybrałaś sobie szlamę na przyjaciela!? O nie jest wart nawet naszego spojrzenia- przypomniała jej słowa, które Bellatrix wypowiadała tak często, gdy chodziła z nimi do szkoły.- Chcesz zniszczyć wszystko!
- Nie prawda, siostrzyczko, błagam cię nie mów o tym rodzicom, a przysięgam na samego Salazara Slytherina, że to zakończę, Edward stanie mi się obcy. Przysięgam nie rozmawiać z nim, nie spędzać czasu. Zapomnieć- te słowa sprawiały jej ból, ale wiedziała, co się stanie, jeśli rodzice się dowiedzą. Ją ukarzą, a jego doszczętnie zniszczą. Nie mogła na to pozwolić.
- Nie pomogę ci ukrywać tego obrzydlistwa...
- Błagam cię Narcyzo, nie mów im!- po jej policzkach zaczęły płynąć łzy.- Błagam nie mów matce i ojcu, to zniszczy nie tylko jego, ale i mnie. Wiem, że popełniłam błąd, wiem o tym siostrzyczko.
- Błąd!? Szukałam cię, bo się martwiłam, usłyszałam jak grasz i zobaczyłam... zobaczyłam was razem! Moją siostrę i tego przeklętego Puchona bez pochodzenia czy przyszłości w naszym świecie.
- Postąpiłam okropnie, niewybaczalnie, ale błagam cię, nie mów o tym rodzicom, nie rób tego, a zrobię wszystko, co zechcesz. Stanę się taka jak chcesz...
- Chcę odzyskać moją siostrę- w końcu udało się jej ją odtrącić. Narcyza wiedziała, jaką ma w tamtej chwili władze nad Andromedą, rozumiała, co się stanie, gdy rodzice poznają prawdę o tym, co się stało w tamtej wieży.
- Błagam cię- patrząc w jej zaszklone oczy, w końcu poczuła coś poza nienawiścią i odrazą.
- Nie będziesz z nim rozmawiać ani na niego patrzeć. Przestaniecie się widywać, a gdyby spróbował nawiązać kontakt, potraktujesz go jak przystało na szlamę- Andromeda patrzyła na nią z zapartym tchem.- Zerwiesz wszelki kontakt z tym nic nie wartym chłopakiem i już nigdy nie przyniesiesz rodzinie takiego wstydu, będziesz wierna naszym przekonaniom. Zdasz egzaminy i wrócimy do domu na ślub Bellatrix, a później zgodzisz się z wolą rodziców, jakakolwiek ona będzie. Zaczniesz być przykładną córką rodu Blacków- Andromeda słuchała jej czując jak świat wymyka się jej z rąk, a ona trafia do jakiegoś ciemnego, zimnego lochu, w którym nie ma nawet okien.- Przysięgnij mi to siostro, a wtedy nie powiem rodzicom. Jeśli postąpisz inaczej, wezwę ich tu i sama będziesz się tłumaczyć. Decyduj- patrzyła w oczy Narcyzy, zastanawiając się gdzie znikła kochana siostrzyczka, którą się opiekowała przez lata, gdzie była jej Cyzia.
- Przysięgam- powiedziała, czując rozdzierający ją ból.
Blondynka uniosła dumnie głowę i odeszła, zostawiając załamaną Andromedę. Dziewczyna ledwo złapała się ściany i czując jak pęka jej serce, osunęła się na ziemię i zaczęła płakać jak nigdy przedtem. Wręcz czułą, że rozpacz uniemożliwia jej oddychanie. Łzy lały się po jej twarzy, sprawiając, że nic nie widziała, serce raz biło szybciej by po chwili zamrzeć na kilka sekund, sprawiając, że czuła się jakby tonęła. Kolejne fale bólu rozdzierały jej ciało, a ona nie mogła nic zrobić. Siedziała na ziemi, łkając i trzęsąc się jakby właśnie dowiedziała się o czyjejś śmierci, chociaż tak właściwie to właśnie umierała jedyna cześć jej życia, za którą będzie tęsknić.
Znalazł ją w takim stanie Irytek, który od razu zaczął wydzierać się w niebogłosy, jaka z niej żałosna uczennica, ale Andromeda zdawała się tego nie słyszeć. Słyszała tylko słowa siostry, które odebrały jej całą radość z życia, skazały ją na samotność i cierpienie. Miała już nigdy więcej nie spotkać się z Tedym, a tylko on sprawiał, że była szczęśliwa. Jego zniknięcie było niczym utrata wszystkiego, co się dla niej liczyło, ale nie mogła postąpić inaczej, jeśli chciała żeby nic mu się nie stało. Gdyby zrobiła inaczej, bała się nawet pomyśleć jak postąpią z nim jej rodzice. Tylko tak mogła go ochronić, ale kto zaopiekuje się nią? Ten wrzeszczący duch?
Raczej nie, ale na szczęście jego pieśń zwabiła jedną z nauczycielek, idącą na kolację. McGonagall aż przyśpieszyła, widząc łkającą uczennicę i szybko przepędziła Irytka. Pomogła wstać Andromedzie, ale widząc, w jakim jest stanie, wiedziała, że dziewczyna i tak nie zrozumie, co kobieta do niej mówi. Otoczyła ją jedynie ramieniem i zaprowadziła do swojego gabinetu, nie chcąc żeby ktoś inny oglądał ją w takim stanie. Zrobiła jej herbaty na uspokojenie, która szybko zadziałała i sprawiła, że dziewczynie udało się, chociaż trochę opanować szarpiące nią emocje.
- Co tam się stało?- zapytała nauczycielka, przyglądając się jej z troską. Po twarzy Andromedy spłynęły kolejne łzy.
Cichym, zachrypniętym głosem opowiedziała o tym, że Narcyza się o nich dowiedziała i zmusiła ją złożenia okropnej przysięgi. McGonagall jej słuchała, czując współczucie dla dziewczyny. Wiedziała, że nic nie może uczynić by zmienić jej rodziców, ale chciała jakoś pomóc tej uczennicy.
- Przepraszam cię, to moja wina, gdybym nie dała wam tamtego szlabanu to zakończyłoby się to nim się na dobre zaprzyjaźniliście- Andromeda pokręciła gwałtownie głową.
- To nie prawda, dzięki pani, byłam szczęśliwa, a to da mi siłę by przetrwać wszystko, co nadejdzie. Niedługo i tak zaczną się egzaminy, a później będę musiała wrócić do rodziny. Tak, chociaż przez trzy miesiące byłam sobą- po jej twarzy błąkał się jakiś dziwny uśmiech pełen rozpaczy.
- Nie musisz wyrzekać się siebie by uszczęśliwiać innych- Andromeda skinęła głową, wiedząc, że nauczycielka ma radę.- Możesz z tego zrezygnować.
- Obie wiemy, co wtedy się stanie. Moja rodzina nie pogodzi się z takim ciosem, zniszczą Tedyego, sprawią, że oboje będziemy cierpieć- pokręciła głową.- Wiedziałam, że będę musiała zakończyć tą przyjaźń, myślałam tylko, że będziemy mieć nieco więcej czasu.
McGonagall patrzyła na nią, czując jak pęka jej serce. Nikt nie powinien tak traktować swoich dzieci. Andromeda wyglądała jakby ktoś pozbawił jej całej woli życia. By ochronić Edwarda przed rodzicami, była gotowa się wyrzec ich przyjaźni i wszelkich uczuć, które między nimi wzrastały przez cały czas. Było w tym coś tragicznego, a za razem pięknego.
- Za trzy miesiące stąd zniknę, a we wrześniu pojawi się tu Syriusz, mój kuzyn, jestem pewna, że on pani bardziej uprzykrzy życie niż my trzy razem.
- Ten urwis będzie zmartwieniem Horacego- oznajmiła, idąc za próbą dziewczyny by uciec od bolesnego tematu.
- Ja bym nie była tego taka pewno. W mojej rodzinie jest jeden buntownik i nie zdziwię się, jeśli on wywinie jakiś numer już w chwili, gdy przekroczy próg zamku.
- W takim razie, chroń nas Merlinie- uśmiechnęła się lekko do dziewczyny.- Będę miała na niego oko żeby nic mu się tu nie stało- zapewniła ją.
- Dziękuję, Syriusz z całą pewnością wpakuje się w nie jedne tarapaty, taki już niestety jest- McGonagall skinęła głową.- Już dawno po kolacji, nic pani przeze mnie nie zjadła.
- Nic nie szkodzi, poproszę skrzaty żeby coś mi przygotowały. Ty też pewnie jesteś głodna- Andromeda pokręciła głową.
- Niespecjalnie, wrócę lepiej do siebie, muszę powtórzyć jeszcze, co nieco na jutro. Dziękuję pani za pomoc- ostrożnie wstała i opuściła jej gabinet.
Zgarbiona, pozbawiona woli życia dotarła do lochów i zauważona jedynie przez siostrę zniknęła w swoim dormitorium. Skuliła się na posłaniu, zaciągając zasłony i znów zaczęła płakać. Nic już nie mogła zrobić, mogła się cieszyć, że udało się jej, chociaż ochronić Tedyego.
Nie wiedziała jednak, że niedawno ze szkoły wyleciała sowa z listem, nie był on jednak zaadresowany do jej rodziców tylko do kogoś może nawet gorszego, kto miał zażegnać problem raz na zawsze.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro