7. Ach ta przyjaźń
Nadszedł luty, lecz śniegu nadal nie ubywało, wręcz przeciwnie, co noc nowa biała warstwa pokrywała cały świat. Andromeda niechętnie wychodziła z zamku. Wystarczał jej chłód, będący nierozłącznym elementem lochów, w których mieszkali Ślizgoni. Często, gdy tam wracała, miała ochotę zapytać Slytherina dlaczego postanowił aż tak uprzykrzyć życie swoim przyszłym uczniom. W dormitoriach nie mieli światła słonecznego ani ciepła, które wypełniało inne salony i pokoje uczniów w Hogwarcie.
Musząc się mierzyć z tymi niewygodnościami, nie wystawiała stopy poza budynek. Był jednak drobny wyjątek. Z niecierpliwością czekała na pewne spotkanie, które miało się odbyć właśnie na zewnątrz i to wieczorem, co oznaczało jeszcze większy chłód. Jednak, czego nie robi się dla przyjaciół.
- Dokąd tak pędzisz siostrzyczko?- zapytała Narcyza, widząc Andromedę w płaszczu zimowy.
- Do biblioteki- blondynka spojrzała niepewnie na jej strój.- Chyba trochę przemarzłam ostatnio i kiepsko się czuje, a na korytarzach jest chłodno. Przed pójściem do biblioteki wstąpię do pielęgniarki, może da mi coś na wzmocnienie.
- Poradzisz sobie?- szatynka jedynie skinęła głową i szybko opuściła salon wspólny Ślizgonów.
- Czasami mam wrażenie, że twoja siostra to prawdziwy dziwak- zauważyła jedna z przyjaciółek Narcyzy.- Wiesz, że ostatnio chciała wlepić Peterowi i Samowi szlaban za to, że przekomarzali się z mugolakami?
- Nie, ale przecież nie dostali szlabanu. Andromeda bardzo na poważnie bierze sobie obowiązki prefekta, a poza tym jest w pełni jedną z nas- powiedziała z przekonaniem, uznając rozmowę za zakończoną.
Gdyby widziała w tamtej chwili swoją siostrę to musiałaby się gryźć w język. Ta nie poszła do pielęgniarki ani biblioteki, lecz na wieżę astronomiczną, spotkać się z pewnym Puchonem. Bellatrix pewnie rzuciłaby uwagę, że można by go tam odpowiednio mocno popchnąć, ale Andromeda wolała się do niego uśmiechnąć przyjaźnie.
- Już się bałem, że mnie wystawisz- oznajmił, uśmiechając się do niej.
- Ja mam zdecydowanie dłuższa drogę do pokonania żeby tutaj dotrzeć- przypomniała mu, otulając się dokładniej płaszczem.- Padam ze zmęczenia, daj mi odetchnąć- oparła się murek i rozejrzała, ale rzeczywiście nikogo tam nie było. Poza tym echo niesione schodami, uprzedziłoby ich na czas o tym, że ktoś nadchodzi.- Wolałam nasz szlaban.
- Ja też, ale tak nie jest źle- Andromeda dostrzegła w jego oczach jakąś radość, chociaż starał się zachować powagę.
- Czemu tak na mnie patrzysz?- zapytała
- Bo ty tak na mnie patrzysz- blondyn się zaśmiał, kierując wzrok na niebo, ale po chwili znów na nią spojrzał.- Po to mam oczy żeby się patrzeć- przypomniał jej, na co dziewczyna wywróciła oczami.- Już nie marudź, lepiej dziękuj losowi za takiego przyjaciela jak ja. Takich jak ja jest niewielu na tym świecie.
- Przyjaciel na czas szkoły- podeszła do skraju i wyjrzała z wieży.
- Wiesz jakbyś się u mnie pojawiła za pięć lat to bym cię nie przepędził tylko zaprosił na kawę- zapewnił ją, stając tuż koło niej. Andromeda uśmiechnęła się do niego.
- U mnie lepiej się nie pojawiaj, bo ani moi rodzice ani pewnie przyszły mąż nie, wpuszczą cię do domu. Lepiej złap mnie gdzieś na mieście.
- Będę pamiętał- spojrzał jej w oczy.- A teraz opowiadaj, co tam wyczytałaś ciekawego, może się czegoś od ciebie nauczę o Skandynawach.
Andromeda odwróciła wzrok, czując, że z niezrozumiałego powodu, lekko się zarumieniła i zaczęła opowiadać o przeczytanych historiach. Musiała ukrywać przed innymi, co czyta wieczorami, ale było warto, uwielbiała mugolskie mity, od razu poprawiały jej humor, a możliwość porozmawiania o nich z kimś, dodatkowo sprawiała, że na jej twarzy pojawiał się uśmiech.
Wiedziała, że sama szykuje na siebie bat oraz, że sprowadza na siebie cierpienie, jakie będzie jej towarzyszyć po zakończeniu szkoły, ale za nic w świecie nie chciała tracić tych cennych chwil z Edwardem. Tylko on sprawiał, że tak szczerzę się uśmiechała. Dzięki niemu Hogwart stał źródłem miłych wspomnień, a nie tylko murami pełnymi nauki.
Trudno jednak ukrywać, radość. Ted był w tym znacznie gorszy od Andromedy. Ona była cicha i spokojna, nigdy nie zwracała uwagi wiec nikt nie dostrzegał błąkającego się po jej twarzy uśmiechu. On miał jednak przyjaciół, którzy w końcu zauważyli, że coś jest z nim nie tak.
- Stawiam pięć galeonów, że chodzi o dziewczynę!- oznajmił jeden z jego współlokatorów, gdy Ted zaczął się szczerzyć wieczorem do jednej z książek.- Co to za jedna?
- A kto powiedział, że masz rację i istnieje „jakaś dziewczyna"?- zapytał Ted, odkładając książkę.
- Twoje wyszczerzone zęby- odparł drugi z jego przyjaciół.- Opowiadaj, bo i tak się dowiemy.
- Nie macie jak- zapewnił ich, ale wiedział, że w ten sposób rzuca im wyzwanie.- Jedna ze Ślizgonek, więc siedźcie cicho żeby mnie nie zabili, znacie ich i wiecie, co by zrobili, gdyby się dowiedzieli o mugolaku rozmawiającym z jedną z nich.
- Zakazana miłość?- słysząc to, Ted poczuł, że się rumieni.
- Od razu miłość! Przyjaźnimy się tylko i lepiej skończcie drążyć temat, bo i tak nic więcej wam nie powiem- jego współlokatorzy spojrzeli po sobie, po czym jednocześnie rzucili się na Teda.
- Mów, która to albo nie zejdziemy- zagroził jeden z nich. Ted z trudem mógł oddychać, przygnieciony przez cztery osoby.- Nam nie powiesz?
- Przecież nie doniesiemy i nie będziemy jej dręczyć skoro to ma być tajemnica- zauważył ten leżący najbliżej jego głowy.- Komu zanosisz te wszystkie nudne książki?
- Mów, bo przy śniadaniu wstanę i zapytam Ślizgonów, która się z tobą spotyka, znasz mnie, zrobię to- Ted wiedział, że jego przyjaciele bywają nieprzewidywalnie, ale w tamtej chwili nie mógł oddychać, więc i z mówieniem był problem.
- Udusicie mnie- wyjąkał w końcu. Jego współlokatorzy się podnieśli, lecz nie cofnęli nawet o krok.- Andromeda.
- Że Black!!!?- Ted posłał mordercze spojrzenie przyjacielowi, a później zerknął na drzwi.- Ta czysto krwista księżniczka?
- Wężowa dama?
- Skąd bierzecie te głupie tytuły?- zapytał wstając.- Ale tak, właśnie ona, więc rozumiecie, że macie siedzieć cicho albo marnie skończę. Jak jej rodzina się dowie, a w szkole jest pełno osób, które chętnie ich poinformują to oboje będziemy mieć kłopoty, więc gęba na kłódkę!
- Czyli co, będziecie się przyjaźnić w sekrecie, a później uciekniecie i się pobierzecie?- zapytał Trevor, siadając swoim łóżku.
- Skończymy szkołę, a ona poślubi wybranka rodziców- zapewnił ich.- W święta ją ponoć wyswatali z którymś Crouche, ale jeszcze go nie widziała.
- No to masz chłopie problem, ktoś ukradł ci księżniczkę z przed nosa i to już na starcie. Więc właściwie, czemu się dalej z nią męczysz?
- Bo ją lubię ty głupku, jesteśmy przyjaciółmi, ale wy będziecie doskonale udawać, że o tym nie wiecie i nie będziecie mnie więcej zadręczać. Ja się w to wpakowałem i nie potrzebuje pomocy takich dziwaków jak wy.
- Zmienisz zdanie jak Ślizgoni się dowiedzą i będą chcieli cię skrócić o głowę- Ted westchnął, wiedział, że jego przyjaciel ma rację.- Ale tak właściwie to ona brzydka nie jest tylko trochę... dziwna.
- A ty za to wyglądasz jak żaba- odparł Ted, siadając ponownie na swoim łóżku.- A teraz się przymknijcie, muszę to doczytać na jutro.
Jego współlokatorzy spojrzeli po sobie, ale nic nie powiedzieli. Wiedzieli, że Ted postępuje bardzo ryzykownie, zadając się z panną Black, ale najwidoczniej nie bał się ewentualnych konsekwencji. Jako mugolak, wiedział, do czego banda z lochów jest zdolna, ale to go nie zatrzymało. Mógł mówić, że się jedynie przyjaźni z Andromedą, ale jego współlokatorzy znali go lepiej niż mu się wydawało. Wystarczyło mu się przyjrzeć żeby zrozumieć, że czuje coś do tej Ślizgonki i najwidoczniej nie zamierzał z tego rezygnować.
Ted nie wiedział, co się zadziało w jego głowie, ale mimo to, podobało mu się to. Co to za lata spędzone w szkole bez wspomnień złamanego serca? Trzeba być szalonym żeby stawiać na przegraną kartę, ale to była jego decyzja. Był przyjacielem Andromedy, a co mu tam grało w głowie, nie musiał nikomu mówić, nawet jej. To był jego problem i nie chciał jej nim zamartwiać. Wolał patrzeć na jej uśmiech, a wiedział, co się stanie, jeśli dziewczyna dowie się, że on pragnie czegoś więcej niż zwykłej przyjaźni.
Musiało mu wystarczyć to, co miał w tamtej chwili, a przyjaźń to nie tak mało.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro