14. Karciane święta
Ubrania, które Tedy zdobył, były minimalnie za duże na Andromeda, ale nie było tego praktycznie widać, więc dziewczyna uznała, że nie ma sensu nic z tym robić. Związała jedynie włosy żeby jej nie zakrywały świata i poszła do kuchni gdzie Edward wytłumaczył jej, że tylko jego ojciec zna prawdę o magicznym świecie, a reszta myśli, że chodził do prywatnej szkoły w Szkocji. Andromeda zrozumiała, że jeśli ktoś by zapytał to miała mówić, że włażenie tam się poznali.
- Reakcje mugoli na prawdę o istnieniu magii reagują różnie, więc lepiej się nie wychylać- podsumował.
Dziewczyna to rozumiała i nie zamierzała w żaden sposób ujawniać innym mieszkańcom tego miasteczka prawdy o niej i Tedym. Nie przyniosłoby to nic dobrego, zwłaszcza, że szybko poinformowano by Ministerstwo Magii, a stamtąd informacja trafiłaby bezpośrednio do jej rodziny. Na to nie mogła sobie pozwolić.
- Tylko nie zaczynaj mi tu marudzić- oboje spojrzeli w kierunku salonu. Po chwili w drzwiach kuchni pojawiła się niewysoka kobieta.- Świąt nie obchodzicie, ale macie gościa, więc przydałoby się, chociaż żebyście mieli, co jeść. Witaj kochanieńka- Andromeda zamrugała zaskoczona i szybko spojrzała na Teda.
- Mówiłem ci ciociu, że niczego nam nie brakuje, nie musiałaś się kłopotać...
- Nie pleć głupstw, ja zawsze nagotuje tego za dużo- postawiła garnek na stole.- Ty pewnie jesteś Andromeda, przyjaciółka mojego siostrzeńca.
- Zgadza się proszę pani- niska, blond włosa kobieta uśmiechnęła się szeroko.
- Jak dobrze wychowana, po niej widać, że chodziła do porządnej szkoły, nie to, co po tobie- Tedy zignorował tą uwagę.- Więc zostaniesz tu na trochę dziecino?
- Jeśli pan Tonks mi pozwoli to tak, aktualnie nie wiem co robić- kobieta poklepała ją po ramieniu, uśmiechając się szeroko.
- Nie przejmuj się, mnie też rodzice próbowali na siłę z kimś wyswatać, ale na szczęście udało mi się ich od tego odwieść- zapewniła ją.- Ale kiedy to było, inne czasy, inne problemy- szybko przyjrzała się dziewczynie.- Miałam wrażenie, że nikt nie jest chudszy niż moja córka kiedyś, ale jak widać, myliłam się. Wykorzystaj święta i troszkę przytyj, nikt nie lubi takich patyczków- Andromeda nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć.
- Nie przesadzaj ciociu, wcale źle nie wygląda- spojrzenie kobiety sprawiło, że Edward aż się zarumienił.
- Skoro tak twierdzisz mój drogi- zaśmiała się.- Chodź tu- uściskała go mocno.- Wesołych świąt kochani- oznajmiła obejmując Andromedę, a później swojego byłego szwagra.- Pamiętajcie, że jak coś moje zaproszenie jest dalej aktualne.
Jeszcze coś pomarudziła o braku dekoracji i wyszła, mając jeszcze kilka spraw do zrobienia w domu. Jednak tego roku również inni krewni Tonksów postanowili ofiarować im jakiś przysmak na święta. Co chwile ktoś się pojawiał i zostawiał miskę jakiegoś specyfiku albo talerz wypieków. Wszyscy wykorzystali troskę by zobaczyć, kim jest tajemnicza dziewczyna, która ponoć uciekła z ołtarza dla ich spokojnego i nieco tajemniczego Edwarda.
Goście odnieśli w miarę pozytywne wrażenie. Co prawda Andromeda wyglądała na nieco przestraszoną, ale była miła i kulturalna. Niektórzy dostrzegli, że cały czas trzyma się blisko Teda, a właściwie krok za nim. Jego ciotki i kuzynki ustaliły później, że to dobry znak, zwłaszcza, że dziewczyna nie była brzydka.
- Masz pecha- Andromeda spojrzała na Teda.- Polubili cię, teraz już ci spokoju nie dadzą- zapewnił ją.
- To nie jest nic tragiczne, mogło być gorzej, wyobraź, co by było gdyby tu chodziło o odwiedziny mojej rodziny.
- Wolę sobie nie psuć tego cudownego dnia. Oddawaj tą gazetę i jedz- oznajmił, podając ją talerz ze świątecznymi prezentami od rodziny.
- A nie poczekamy na twojego tatę?- zapytała, robiąc, o co prosił.
- Wątpię żeby dzisiaj wyszedł z gabinetu, ale my nie musimy siedzieć głodni- zapewnił ją, zajmując sąsiedni fotel.- Poza tym połowa moich krewnych stwierdziła, że musisz przytyć, więc jedz- Andromeda parsknęła śmiechem.
- A ponoć nie wyglądam źle- Ted westchnął głośno.- Już dobrze, nie będę cię tym dręczyć.
- To była prawda, nie wyglądasz źle, ale w szkole też tak było, chociaż nie byłaś tak chuda- zapewnił ją.- Więc jedz i opowiadaj, co tam czytałaś.
Andromeda uśmiechnęła się szeroko i zaczęła opowiadać, jedząc przy tym powoli żeby się nie zakrztusić. Ted jeszcze nie czytał gazety, którą ona z takim zapałem przewertowała dokładnie, ale mimo to potrafił się odnaleźć w tematyce. Świat magii nie był jego jedynym zainteresowaniem. Po rodzicach odziedziczył zamiłowanie do historii, które jak widać udzieliło się dziewczynie.
Stary Tonks, mimo tego, że siedział w swoim gabinecie i jak co święta sprawdzał prace studentów, słyszał ich. Rozmawiali tak wesoło, z taką pasją, że miał nadzieję, iż nigdy nie przestaną. Jego wzrok mimowolnie powędrował na olbrzymi regał gdzie stał prezent od jego syna. Przed dwoma laty Tedy podarował mu książkę o historii magii, tylko tej jego ojciec jeszcze nie znał i tamtego wieczora postanowił to zmienić.
On czytał, a młodzi przenieśli się do pokoju Tedyego gdzie chłopak miał mugolskie karty i inne gry. Wojna była na tyle prostą zabawą, że Andromeda od razu zrozumiała, o co chodzi, a że potrafi się ona ciągnąć w nieskończoność, przerwali po godzinie i podliczyli, kto ma więcej kart.
- Dziwne, że te karty się w żaden sposób nie ruszają- zauważyła, oglądając damę kier.
- Tak to już jest w moim świecie, tutaj obrazy są nieruchome- Andromeda o tym wiedział, ale i tak było to nieco dziwne. Odłożyła karty i podeszła do regału, na którym stało kilka ramek ze zdjęciami.
- Pierwsza podróż do Hogwartu?- zapytała wskazując jedno z nich, na którym było widać mniej więcej jedenastoletniego chłopca, stojącego na peronie 9 ¾
- Zgadza się, moja mama kochała uwieczniać właściwie wszelkie chwile z naszego życia- podszedł i również przyjrzał się zdjęciom.
- To ona?- zapytała, wskazując na jedno z najbardziej wysuniętych do przodu zdjęć.- Jesteś do niej bardzo podobny- Ted nie zaprzeczył. Chwycił ramkę i przyjrzał się fotografii.
- Potrącił ją autobus- dziewczyna spojrzał na niego, nie wiedząc, co miałaby powiedzieć.- Tamtego roku wracaliśmy tak późno z Hogwartu i ojciec nie mógł z nią jechać. Kierowca stracił panowanie nad autobusem i wjechał na chodnik koło dworca. Gdyby nie rodzice Trevora... to był koszmarny dzień.
Andromeda patrzyła na niego, czując jak serce jej pęka. Ted był jeszcze dzieckiem, gdy to się stało, ten jeden wypadek sprawił, że całe jego życie obróciło się do góry nogami. Nie wiedząc, czy istnieją jakieś odpowiednie słowa, po prostu objęła go w pasie, wtulając policzek w jego plecy. Chłopak ujął jej drobną dłoń i głośno westchnął, próbując odpędzić tamte wspomnienia.
- Tak mi przykro Tedy- wyszeptała po chwili.
- To było dawno temu- zauważył, próbując udawać obojętność.
- Ale to nie znaczy, że już nie boli- odparła. Chłopak zmusił ja żeby go puściła i szybko się obrócił żeby móc na nią spojrzeć.- Mogę tylko zgadywać, ale raczej nie da się zapomnieć o kimś tak ważnym- Ted głośno przełknął ślinę i gwałtownie odwrócił głowę, chcąc ukryć łzy, które napłynęły mu do oczu.- Ale jeśli twój tata się nie myli to ona nad wami czuwa i ponoć pomogła mi tu trafić, zgaduje, że troski o innych nauczyłeś się właśnie od niej.
- Nie było milszej osoby- zapewnił ją, ocierając szybko łzę, która spłynęła mu po policzku. Widząc to Andromeda znów się w niego wtuliła.
- Przykro mi Tedy- chłopak objął ją. Nie widziała jego twarzy, ale domyśliła się, że zaczął płakać.
Za to, co dla niej zrobił była gotowa pocieszać go do końca swoich dni. Nie wiedziała jedynie jak to właściwie robić, ale okazało się, że intuicyjnie wybrała najlepszy sposób. Tedy szybko odzyskał kontrolę nad emocjami i uśmiechnął się do niej.
- Widziałaś kiedyś morze zimą?- zapytał tasując karty.
- Właściwie widziałam je tylko raz, gdy ciebie szukałam- przyznała, siadając na drugim skraju jego łóżka i przyglądając się jak rozdaje karty przed ich następną partyjką wojny.
- W takim razie jutro ci pokażę jak wygląda morze, gdy nie zamarzasz z zimna- zapewnił ją.
- A ulepimy bałwana?- chłopak się uśmiechnął.- I jakiegoś śnieżnego potwora i zrobimy kilka aniołków i...
- Co tylko zechcesz- obiecał jej.- Jak będzie dość lodu to nawet igloo możemy zbudować- dziewczyna prychnęła pod nosem.
- Wolałabym lodowy zamek, coś w stylu Hogwartu- Ted uśmiechnął się do niej.- Z taką wysoką wieżą, na której będzie strasznie zimno żebyśmy mieli gdzie dyskutować.
- Ja tam wolę salon z kominkiem, ale jak sobie życzysz Królowo Śniegu, a teraz graj, żądam rewanżu.
Spędzili mnóstwo czasu grając w karty, a później planszówki, które Tedy wydobył z pod łóżka. Czasami brakowało innych graczy, ale we dwoje też się doskonale bawili i nawet nie zauważyli, kiedy wybiła północ. Nie mieli okazji kupić prezentów, więc jedynie złożyli sobie życzenia i dziewczyna poszła do swojej sypialni. Może i te święta właściwie nie przypominały prawdziwych świąt, ale i tak były przyjemniejsze od tych, które odbywały się u niej, co roku. Tam zwykle była wytworna kolacja, przy której mówiono głównie o polityce i interesach, wszyscy siedzieli sztywno i nawet dzieci nie mogły się bawić. Wszystko musiało być idealnie.
Wieczór gier wydawał się znacznie lepszym rozwiązaniem, a wyprawa nad morze następnego dnia była idealnym dodatkiem. Fale biły leniwie o brzeg, skuty niewielką ilością lodu, ale Andromeda i Tedy woleli skupić się na lepieniu bałwanów i innych dziwnych stworów. Nikogo innego tam nie było, ale i tak postanowili nie używać magii, nie było sensu ryzykować, a poza tym, tak było zabawniej.
Ileż oni się śmiali tamtego przedpołudnia. Bawiąc się na śniegu, Andromeda wręcz zapomniała o wszelkich innych sprawach, wszystkie problemy zniknęły gdzieś hen daleko. Byli tylko oni i armia biały stworów, które rosły za sprawą wciąż padającego śniegu. I chociaż było im zimno, nie chcieli przerywać tak cudownej zabawy.
Zrezygnowali z niej dopiero, gdy oboje zrobili się głodni. Wracali do domu, zastanawiając się, co by zjeść, a ich dłonie jakoś niespodziewanie się splotły. Nie wywołało to milczenia, śmiechu, czy sprzeciwu. Właściwie oboje tego chcieli i nie przejmowali się niczyją opinią. Kto miałby niby zobaczyć w tym coś złego? Przecież w tym miasteczku nie mieszkali inni czarodzieje. Tam mogli być sobą.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro