
>~> 6 <~<
>~>~<~<
"Idziesz niezbadaną ścieżką, kierowaną przez serce i rozum. Jak postąpisz z samym sobą?"
Zgodnie z moją prośbą Tantai zatrzymał się przy pobliskiej jaskini, znajdującej się w nie za dalekiej odległości od miasta. Tym razem obiecał zostać i cierpliwie na mnie czekać. Sylvi wszystko bacznie obserwowała, będąc przy tym spokojną. Cieszył mnie fakt, że nie czuje już strachu względem Tantai'ja. Odprowadziłam smoka wzrokiem, kiedy znikał w ciemnościach jaskini, po czym chwyciłam dziewczynkę za rękę i ruszyłam do miasta. Nie mogłam przestać myśleć o jego słowach, wręcz huczały mi w głowie. Dlaczego świat się niszczy? Dlaczego ludzie tego pragnął? Coraz głębiej zapuszczają się w las, nie z ciekawości, a z mrokiem w sercach. Część z nas czeka śmierć za to kim jesteśmy - odmieńcami...Innych zaś życie w niewoli - ochłapy zamiast normalnego posiłku, brak higieny, bezsenność, choroby od odniesionych, zakażonych ran i na samym końcu także śmierć... Po piętnastu minutach dotarłyśmy na miejsce. Dwójka stojących na straży elfów zmierzyła nas wzrokiem, kiedy przechodziłyśmy przez bramę. "Czujności nigdy nie za wiele". Gvinia..., urocze i ciche miasto wypełnione życiem tych, którzy przetrwali. Przechodząc ulicami ,mogłam ujrzeć przerażone miny elfów. Co raz mniej wychodziło ich na zewnątrz, przez co nie które ulice wyglądały na opuszczone. Nawet dzieci nie bawiły się po za domami, do tego te wszystkie zamknięte okna. Miasto z każdym dniem stawało się coraz bardziej ponure, a panujący kiedyś spokój i radość, zostawiały za sobą tylko niewyraźne ślady cieni. "Dla...dlaczego? Kiedyś było tak ciepło, a teraz czuję jedynie chłód." Z nostalgicznych myśli wyrwała mnie nagła reakcja Sylvi. Dziewczynka stanęła w połowie drogi do zamku, nie mając zamiaru iść dalej. Obróciłam się w moim kierunku i przyciągając za rękę, zbliżyła ku sobie.
- Czy wszystko w porządku ? - wraz z moim pytaniem, pojawił się delikatny uśmiech na jej twarzy. Ciągle zachowywała spokój, tak jakby nic się nie działo. Jak miałam to odebrać ? Tego nie wiem, ale w tej chwili czułam się całkowicie zmieszana.
- Tak, po prostu nie chcę, żebyś dalej za mną szła. - odpowiedziała, przybierając poważny wyraz twarzy. Czyżby martwiła się, że przy mnie nie zyska odwagi do rozmowy z siostrą, a może po prostu nie chciała sprawiać mi kłopotów?
- Jesteś tego pewna?
- Tak, muszę zmierzyć się z moją siostrą sama... - zabrała dłonie i tak po prostu zaczęła odchodzić. Zatrzymała się jeszcze na chwilę, odwracając do mnie jedynie głowę. - Nie martw się, twój sekret jest u mnie bezpieczny, będę milczeć jak grób... - kończąc swoje słowa, uśmiechnęła się. Nie czekając na odpowiedź, odwróciła się i odeszła. Wdziałam jak z każdą chwilą oddalała się w kierunku pałacu. Czy miałam zamiar ją zatrzymać ? Nie, czułam, że wie co robi. Stałam jeszcze chwilę pogrążona ciszą i myślami. "Mała księżniczka dorasta..." Te słowa wywołały we mnie uśmiech, krótki, ale pełny ciepła. "Czas skupić się na tym, co sprowadziło mnie do tego miasta" W końcu ruszyłam w kierunku części miasta, w której poruszała się mniejsza ilość elfów. Działo się tak ze względu na ubogość tej dzielnicy, dlatego też tam wybudowano sierociniec. Ciągle nie potrafiła zrozumieć tego całego systemu, panującego w tym mieście. Uważam każdą część Gvinii za piękną, wyjątkową i równą sobie. Pod czas podróży mijałam kilka miejsc, które pobudzały moje wspomnieniach. To takie miłe kiedy możesz przypomnieć sobie o dobrych, przeżytych chwilach, jednocześnie czując ból, że były też te przez , które masz ochotę płakać. W końcu stanęłam przed starym i popękanym budynkiem, a przy drzwiach jak zwykle leżał szary chodniczek z napisem : "Cieplutko Zapraszamy". Sierociniec...Źródło najgłębszych wspomnień i mojego życia. Wciąż takie samo, wypełnione radością i smutkiem, tak jakby nigdy się nie zmieniało. Ciągle zastanawiałam się, dlaczego nie udało mi się znaleźć rodziny. Byłam i jestem jedynym dzieckiem z taką sytuacją, a przynajmniej tak myślałam. Mimo wszystko pogodziłam się ze swoim losem, a Nirva sprawiła, że sierociniec stał się moim domem. Zawsze kochała mnie, jak własną córkę, a ja ją, jak własną matkę. Nawet kiedy dorosłam, wciąż dawała mi dach nad głową. Miałam już zapukać, kiedy drzwi się otworzyły. Nie wierzyłam, że tak szybko się spotkamy, a jednak... Ujrzawszy mnie, miała wyraz twarzy pełny niedowierzenia. Po chwili uśmiechnęła się, a w oczach pojawiły się łzy. Nic nie mówiąc chwyciłam mnie w ramiona i zaczęła płakać.
- Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę. - odsunęła się i dłońmi otarła łzy. - Co cię sprowadza do sierocińca? Nie miałaś poznawać świata, a może przez tą sytuację zmieniłaś swoje plany? - spytała już uspokojona, ale szczęśliwa z uśmiechem na twarzy.
- Nie zmieniłam swoich planów, wciąż mam zamiar zwiedzać świat i odwiedzać sierociniec. - wiem, że niespecialnie popierałam moje plany, dotyczące mojego dalszego życia. Cieszę się, że ostatecznie pozwoliła mi iść moją własną drogą. - Tak naprawdę, mam do ciebie pewną sprawę.- z poważniała, po czym chwyciłam mnie za rękę i zabrałam do środka. Udałyśmy się do jedynego w sierocińcu pokoju, do którego Nirva nigdy nikogo nie wpuszczała. Pierwszy raz mogłam obejrzeć wnętrze, które było skromne i wypełnione ciepłem świec o zapachu lawendy. "Jej ulubione kwiaty." Usiadłyśmy na małej i wygodnej sofie, a Nirva nagle z pogodniała.
- No dobrze, zatem jak mogę ci pomóc?
- Potrzebuje informacji o wiedźmie z głębi lasu, o której opowiadałaś mi jak byłaś mała. - słysząc to, nagle skrzywiła się. Czyżby nie chciała o tym rozmawiać?
- Czemu nagle się tym interesujesz? Wiesz, że wkraczasz teraz na niebezpieczną drogę w swoim życiu, a mi się całkiem to nie podoba. - "Żebyś wiedziała co do tego czasu zdołałam przeżyć, zmieniła byś zdanie..."
- Pewne sprawy, o których wolałabym nie mówić... Proszę Nirva, muszę wiedzieć gdzie dokładnie znajduje się wiedźma... - chwyciłam jej dłonie, spojrzała na mnie i westchnęła cicho.
- Nie wiem co się wpakowałaś, ale mam nadzieję, że wiesz co robisz... Wiedźma, której szukasz zamieszkuje Moczary Kikabary, szukaj starej chaty i zapachu ziół. - po tych słowach wstała i podeszła do okna. "Co ukrywasz? Czuję, że nie mówisz mi wszystkiego..."
-Dziękuję...- wstałam, ale nawet nie raczyła się odwrócić. Nie chciałam więcej drążyć tego tematu, więc po prostu wyszłam z pokoju, zostawiając opiekunkę samą. "Mam nadzieję, że ta sytuacja nie wpłynie na nasze relację..." To wszystko sprawiło, że ogarnął mnie smutek. Dlaczego nagle, czuję się tak źle? Chwyciłam za klamkę, ale nim wyszłam, obróciłam się. Chciałam jeszcze chwilę powspominać nim opuszczę sierociniec. "Przecież nie wiem, kiedy tu wrócę..." W tym momencie z torby wyszła Piko i otarła się o mój policzek. Wyciągnęłam dłoń, na której spoczęła i wlepiła we mnie swoje słodkie oczka. Praktycznie rozumiałyśmy bez słów, jakbyśmy czytały sobie w myślach. To było, jak dar. Wystarczyły tylko nasze spojrzenia i już wiedziałyśmy wszystko. Piko chciała zostać...Tu, z Nirvą... Nie mogłam się dziwić jej zachowaniu, bo było ono słuszne. Wie, że jest teraz potrzebna komuś innemu... "Smoki wróżkowe to gatunek stworzeń, które nie wiążą się jedynie z jedną osobą na całe życie, są wędrowne. Troszczą się o podopiecznego do pewnego czasu. Kiedy wyczują, że ktoś inny ich potrzebuje, odchodzą..." Piko zrobiła dla mnie dużo i teraz moja kolej, aby się odwdzięcz i pozwolić jej odejść. Skinęłam tylko krótko głową, dając do znak, że wszystko rozumiem. Szczęśliwa podleciała i wtuliła się w moją twarz, po czym odleciała. Wiedziałam, że będę tęsknić, ale nasza więź zostanie z mną na zawsze. Chciałam przerwać te smętne chwile, więc opuściłam sierociniec. Ostatni raz spojrzałam na budynek, w którym się wychowywałam i ruszyłam dalej. Starłam się iść tą samą drogą co wcześniej, ale z jakiegoś powodu elfów było więcej niż zwykle. Chociaż było to niepokojące, z drugiej strony można było poczuć się jak kiedyś. "Lepiej będzie jak się pośpieszę, nie chce wpaść w kłopoty." Unikałam dużych skupisk i starałam się trzymać bliżej cieni. Przyśpieszyłam kroku, po chwili zwolniłam, kiedy więcej osób zaczęło zwracać na mnie uwagę. "Pośpiech najwidoczniej nie przynosi nic dobrego, czas po prostu wtopić się w tłum." Dołączyłam do niewielkiej grupki elfów, a to pomogło mi dotrzeć do bramy. "Uff, udało się" Kiedy tylko zaczęli skręcać, oddaliłam się w swoim kierunku. Przeszłam przez bramę, tym samym opuszczając miasto. Dopiero po chwili zauważyłam, że nie ma wcześniej stojących na straży elfów. "A ich gdzie wywiało? Coraz bardziej zaczyna mi się to nie podobać..." Postanowiłam zachować ostrożność tak na wszelki wypadek i powoli kierowałam się do lasu. Nagle przed moim oczami nastała ciemność, a nieprzyjemny materiał zaciskał na mojej szyi. Wiedziałam, że krzyki na nic się nie przydadzą, więc zaczęłam się miotać. Chwycono mnie mocniej, co uniemożliwiło mi dalszy ruch. Tym razem coś owijano wokół moich nadgarstków...Nie coś, a sznur. Teraz byłam całkiem pozbawiona możliwości ucieczki, pozostało mi tylko posłusznie ich słuchać. Szliśmy dokądś, ale bez wzroku ciężko było zorientować się dokąd. Porywacze milczeli, tak samo jak ja. "Pewnie uważają, że skoro siedzę cicho to nie sprawiam zagrożenia, więc nie muszą nic mówić." Co najdziwniejsze, nie czułam jak wyciągają moją broń. Dlaczego zostawili mnie uzbrojoną i czego chcą ? Bałam się, że czeka mnie teraz najgorsze..."Brawo LuLu, dopiero rozpoczęłaś przygodę i w taki sposób kończysz..." Nagle rozległ się krzyki! "Co się dzieje!?" Nic nie widząc i ledwie słysząc mogłam tylko wpaść w panikę. " Weź się w garść LuLu, nie możesz dać się ponieść strachowi." Brałam kilka wdechów, wyciszając z ten sposób ciało, kiedy ktoś na mnie wpadł i mocno od siebie odepchnął. "Nie...!" Uderzyłam o coś i upadłam nie ziemię, a przez związane ręce nie mogłam się ponieść. Ciągle słyszałam krzyki i panikę..." W tym momencie chciałabym wiedzieć co się dzieje." W końcu wszystko się skończyło i nastała cisza, ale wciąż miałam obawy, że to nie koniec. Ktoś się zbliżał...Zaczęłam miotać się na prawo i lewo, a do tego próbowałam krzyczeć. "Nie chcę tak skończyć, a na pewno nie tak!" Czułam jak strach napływa mi do serca i rośnie z każdą sekundą. Był blisko, bardzo blisko. Czułam delikatne i wręcz przyjemne ciepło na moich nadgarstkach, które po chwili były wolne. "Przeciął sznur!? Nie rozumiem, dlaczego?" Szybko wstałam i zaczęłam rozwiązywać pętle na mojej szyi, w tym też mi pomógł. W końcu pozbyłam się materiału ze swojej głowy i znowu ujrzałam świat, ale to co zobaczyłam szczerze mnie przeraziło. "Chyba, jednak wolałam ten worek na głowie..." Porywacze leżeli martwi i porozrzucani po lesie. "Kto to zrobił!?" Dopiero po chwili zauważyłam stojącego przy mnie smoka. "Tantai! To on mnie uratował... Nie ważne jakim kosztem, ważne, że jestem bezpieczna." Wiedział, że zauważyłam i zbliżył do mnie pysk, a ja bez namysłu go chwyciłam. Wreszcie czułam w pełni bezpieczna, zawsze kiedy był blisko mnie. Otrząsnęłam się po chwili, przypominając sobie o wszystkim. Odsunęłam się i spojrzałam mu oczy. "Czas się dowiedzieć co się do cholery wydarzyło."
- Tantai, co się stało ? - mówiąc to czułam jeszcze w sobie te odrobine strachu, który powoli mnie opuszczał.
- Nie wiem, zmusili mnie do opuszczenia jaskini, a potem zobaczyłem ciebie. Resztę sama możesz wywnioskować. - spojrzałam na niego, to wokół, ale widziałam tylko pełno nie widomych, jak on sam. Postanowiłam bliżej przyjrzeć się porywaczom i przykucnęlam przy jedynym z nich. Na pierwszy rzut oka nie widziałam nic interesującego, ale dostrzegłam naszywkę na kurtce i wszystko stało się jasne. "Łowcy Smoków..." Wręcz od razu wskoczyłam na grzbiet smoka i chwyciłam jego grzywę. - Ruszajmy, powiem po drodze. - ujęłam krótko, chcą jak najszybciej stąd zniknąć. Nic nie mówiąc poderwał się ku górze i już po chwili otaczało nas niebo. "No cóż trzeba w końcu coś powiedzieć..." - Tantai, ja...ja wiem kto to był...Łowcy Smoków...Tacy, jak oni nie zasługują na łaskę...
- Skrzywdzili cię, krzywdzili innych... Taką karę wymierzył im los, nie mamy na to wpływu... - i znowu to samo dziwne uczucie, jakby współczucie...? "Skup się na misji LuLu, to jest teraz najważniejsze."
- Zmieńmy temat... Ruszajmy na Moczary Kikabary, tam znajdziemy wiedźmę.
- Dobrze. - odparł krótko i już więcej nic nie mówił. Miałam tylko nadzieję, że nie odebrał mojej reakcji źle. "Bardzo bym tego nie chciała...Po prostu uważam, że niektóre sprawy lepiej przemilczeć lub zostawić na inny moment." Teraz przed nami był tylko długi i na pewno męczący lot na Moczary Kikabry. Oby Nirva się nie pomyliła i faktycznie mieszkała tam wiedźma." Dalej nie mogę zrozumieć, dlaczego nie chciała poruszać tego tematu? Może, niektórych spraw naprawdę nie powinno się poruszać?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro