
>~> 3 <~<
>~>~<~<
"Nawet dobrzy dopuszczają się zła, nikt nie jest idealny. Wszystko to gra pozorów"
SALA NARAD
Brązowo-włosa kobieta chodziła zdenerwowana po pokoju z założonymi rękami. Dowódca szwadronu obserwował elfkę w milczeniu i jednie poruszając oczami. Całkowicie poważny, czekał na dalsze rozkazy. Przecież czas w końcu zacząć działać i powstrzymać ludzi przed szerzeniem zła. Kobieta poprawiła włosy, po czym postawiła ręce na stole kompletnie zmieszana. Zbliżył się, nie odrywając od niej wzroku. Dotknął dłoni elfki, przy tym budząc z myśli.
- Wiesz co musimy zrobić. - stanowcze i pewne siebie słowa z jego ust. Czy na pewno wiem co robić? Nie ma już drogi odwrotu, liczy się tu i teraz.
- Tak, wiem, ale nie chce wysyłać połowy naszych na śmierci. Trzeba zacząć od prostych i małych akcji.
- Dlaczego nie zacząć od większych i skomplikowanych?
- Nie będę wysłać połowy naszych, narażając ich przy tym na śmierć. Na początek pokażemy ludziom, że mimo wszystko się ich nie boimy.
- Pokazać? Pokazać, aby bardziej nas szukali?
- Alomer! Dużo nas przeszło na tamten świat, należy dbać o tych co żyją i... - nie skończyła swoich słów widząc siostrę w sali. Przecież nie powinno jej tutaj być? Eh znów będzie musiała pogadać z Gretą, aby lepiej pilnowała Silvy. Dziewczynka stała trzymając w dłoniach małą szmacianą lalkę, która należała do ich matki. Podeszła do siostry, rzucając dowódcy ostre spojrzenie. Przykucnęła i objęła jej dłonie. Utrzymywała uśmiech, który z każdym dniem ciężko było pokazywać. Ostatnimi czasy coraz mniej zajmowała się siostrą. Czuła, że zamiast być blisko, oddalają się od siebie. Młodsza siostra także się uśmiechnęła, odwzajemniając gest.
- Silvy kochanie, co tutaj robisz? Przecież wiesz, że nie wolno ci jeszcze wchodzi do sali narad. - spytała, na co ta speszona, opuściła głowę.
- Tak wiem, ale... - nie dokończyła. Po policzku dziewczynki spływała łza, którą siostra delikatnie ściągnęła palcem. Następnie wzięła ją w objęcia i pogłaskała po głowie.
- Ciśśś, już dobrze. Rozumiem, wszystko rozumiem. - odparła kojącym głosem, po czym dotknęła policzka siostry. - Idź do ogródka w nasze ulubione miejsce, będę za dziesięć minut. - odparła. Dziewczynka uradowana, skoczyła siostrze na szyję i wybiegła z sali. Farah natomiast mogła dokończyć rozmowę z Alomerem. Miała nie całe dziesięć minut i to musiało wystarczyć. Tym razem na poważnie musi spędzić z siostrą czas. Blond-włosa dziewczynka zgodnie z prośbą udała się do ogrodu. Spokojna i radosna podskakiwała w czasie drogi niczym zajączek. Po dotarciu do południowej części parku, zasiadła na ulubionej huśtawce. Obserwowała przelatujące ptaki nasłuchując ich śpiewu. Przebierając nogami wytwarzała wiatr i wprawiała huśtawkę w ruch. W całej tej ciszy można było słyszeć szum, znajdującego się w tej części małego stawiku. Czekała, podekscytowana na wspólne spędzanie czasu z siostrą. Nie wiadomo czemu dziewczynka zaczynała czuć się nie swojo. Miała dziwne wrażenie, że jest obserwowana. Rozglądała się z nerwów wokoło, wypatrują podejrzanych rzeczy, kiedy jasność przed jej oczami znikła. Pozostała jedynie ciemność i strach. Miotała się, chcą się wyrwać, ale na próżno. Przeciwnik był silniejszy, a ona sama zbyt słaba. Poczuła pulsujący ból w okolicy karku, którego się nie spodziewała. Nagle nastała głucha cisza...
>~>~<~<
Obudziłam się wypoczęta, czują pod ręką smoczą skórę. Powitałam nowy dzień z uśmiechem, rozciągając mięśnie. Odwróciłam się za ledwie na chwilę, moje oczy zdążyły ujrzeć pysk zwierzęcia. Wciąż jeszcze spał, tak cicho i spokojnie. Przybliżyłam się, po czym lekko dotknęłam grzywy. Ciekawe o czym śni? Moja dłoń spoczęła na pysku, przejeżdżając wzdłuż aż do nosa. Poczułam delikatny powiew wiatru z nozdrzy, muskający czubki palców. Ciepło mojej dłoni zmieszało się z przyjemnym chłodem jego skóry. "Teraz już nikt cię nie skrzywdzi..." - wyszeptałam. Oparłam głowę o jego szyję i wciąż delikatnie gładząc mu skórę, wpatrywałam się w jego zamknięte oczy. Czy zaczęło mi zależeć? Wiedziałam, że w tym pięknym stworzeniu, musi kryć się coś więcej. Chciałam go chronić i być przy nim, nie zważając jaki będzie los. Czy to właśnie ten smok był brakującym elementem mojego życia? Przy nim miałam wrażenie, że czas stoi w miejscu. Byłam tylko ja i on razem w naszym małym, wspólnym świecie odciętym od panującego chaosu. Nagle otworzył oczy. Przestraszył się i zerwał. Widząc, że to tylko ja, jakby odetchnął z dużą ulgą. Schylił łeb, przybliżając pysk do moje twarzy. Nawet jego gesty nie wywoływały już u mnie strachu. Złote oczy wnikliwie wpatrywały się w moje, jakby starał się dostrzec co przed nim ukryte. Podniósł łeb, ale wzrok ani na chwilę nie zmienił pozycji. Uklęknęłam przed nim, pochylając głowę.
- Wybacz, że cię przestraszyłam. Nie miałam takiego zamiaru. - odparłam, będąc w bezruchu. "Czemu się kłania?"
- Wiem. - krótkie, ale mówiące wszystko słowo. Dotknął głową mojego czoła, a kiedy uniosłam wzrok nasze oczy spotkały się. Ta chwila..ona. zbliżała nas do siebie. Podniósł mnie na nogi i odsunął łeb. - Nie rób tego więcej... - odrzekł podchodząc do małego stawu. Ruszyłam w ślad za nim, dochodząc do brzegu. Wpatrywał się przygnębiony w tafle wody, oczekując, że ta mu odpowie. Zbliżyłam się i wtedy dostrzegłam swoje odbicie stojące tak blisko jego.
- Mówiłeś, że mam nie robić tego więcej.. Co masz na myśli? - spytałam spokojnie, nawet się nie obrócił. Wciąż wpatrywał się wodę, jak w zwierciadło. Czego wyczekujesz?
- Kłaniać, nie kłaniaj się więcej.. Nie jestem tego godzien. - odpowiedział, czując smutek.
- Nie mów tak. - odparłam, przykładając dłoń do jego łapy. - Dla mnie zawsze będziesz wszystkiego godzien. - oznajmiłam, mając wzrok skierowany na jego odbicie w wodzie. Właśnie w tedy obrócił łeb i otulając szyją, przytulił mnie.
- Masz dobre serce, ale jeszcze mało wiesz o istniejącym życiu. - odrzekł, po czym rozluźnił uścisk. Obrócił się kierując w stronę wyjścia. O dziwo robił to powoli, jakby chciał, abym za nim szła. Poruszyłam się i starałam nadążyć. Musiałam oczywiście uważać, aby nie rozgniótł mnie swoim dużymi łapami.
- Dokąd znowu idziesz? - spytałam, łapiąc oddech i w tedy stanął.
- Muszę rozprostować skrzydła. - odparł, patrząc przed siebie.
- Zabierz mnie ze sobą, nie chce siedzieć sama proszę.. - poprosiłam, czekając na odpowiedź. Odwróci łeb w moim kierunku i spojrzał mi w oczy. Zamiast słów, chwycił mnie i uniósł do góry, po czym posadził na grzbiecie. - Czekaj, co ty...!
- Chciałaś iść z mną, a więc niech się elfka mocno trzyma. - odparł, przyśpieszając kroku. Chwyciłam dłońmi szyję smoka mocno, ściskając ze strachu. Zaśmiał się lekko, a kiedy zbliżyliśmy się do wyjścia, zaczął biec. Po chwili rozłożył skrzydła, odbił się od ziemi i... Leciał! Naprawdę unosiliśmy się w powietrzu. To było takie.. Cudowne! Strach szybko minął i dał miejsce adrenalinie. Rozluźniłam uchwyt, wyprostowałam się i wzięłam głęboki wdech. W świetle mogłam lepiej przyjrzeć się jego ciału. Był piękny. Grzywa falowała mu na wietrze, jak i moje włosy. Rozłożyłam ręce, niczym smok skrzydła. Tak w locie staliśmy się jednością.
Zbliżyliśmy się do samych chmur, a moje palce dotknęły delikatnych obłoków. Skierowałam wzrok w dół, aby sprawdzić jak wysoko jesteśmy. Świat stał się taki malutki, ale wciąż rozkwitał w piękno. Nawet zło nie mogło zniszczyć uroku miejsca, w którym żyjemy. Jedyne co można było usłyszeć to delikatny dźwięk wiatru i śpiew przelatujących ptaków. Czułam się wolna i szczęśliwa. Podziwiając widoki, dostrzegłam coś, a bardziej kogoś... Silvy! Od razu chwyciłam za grzywę smoka i przepraszając w głowie, pociągnęłam z całych sił. Rozjuszony, warknął i obrócił łeb w moim kierunku.
- Tam, tam jest Silvy! - odparłam, na co obrócił się we wskazanym kierunku. - Proszę, musimy jej pomóc.
- Pomożemy. - odparł, po czym zaczął lecieć w dół. Starał się jak mógł, aby jak najszybciej znaleźć się na ziemii. Kiedy wylądowaliśmy za drzewami w wysokich krzewach, nie czekając ruszyłam w kierunku dziewczynki. Silvy była siostrą liderki miasta, z którego pochodziłam. Ale dlaczego teraz znajduje się tutaj? Byłam już całkiem blisko, na tyle, aby dobrze się przyjrzeć. Stała przy drzewie osaczona z każdej strony. Wiedziałam, że powinnam poczekać i wymyślić jakiś plan, ale nie mogłam tak patrzeć. Wybiegłam i rzuciłam się na pierwszego. Rozcięłam mu gardło i już miałam brać się za kolejnych kiedy ktoś uderzył mnie w kark. Upadłam na kolana, po czym chwycono mnie za szyję i rzucono w kierunku Silvy. Podniosłam się powoli, obracając w kierunku wroga. Kpił z mnie, a dwójka jego ludzi złapała mnie za ręce. Zbliżył się i podnosząc palcem mój podbródek, uderzył. Wyplułam z buzi krew, nieugięta patrzyłam mu prosto w twarz. Wyciągnął mały nóż i ugodził mnie w bok łytki.
- A to żeby nie wpadło ci do głowy przypadkiem za nami iść. - warknął chwytając mnie za włosy i podnosząc twarz. Puścili mnie, bo nie ja byłam celem. Upadłam na ranną nogę i cicho zasyczałam z bólu. Bez względu na ranny czy utratę połowy sił, wciąż chciałam bronić Silvy. Starałam się podnieść, ale bez skutku. Nagle tuż przed mną zjawił się smok. Silvy zemdlała, ale udało mi się ją złapać. Smok, skrzydłami i ogonem strącał przeciwników, którzy jedno po drugim upadali na ziemi. W końcu owinął się wokół mnie. Z trudem wdrapałam się na jego grzbiet, przy okazji ponosząc Silvy. Od frunęliśmy, zostawiając wrogów. Czułam, że jest na mnie zły. Miał prawo, w końcu źle postąpiłam. Nie odezwał się ani słowem przez całą drogę. Wylądowaliśmy przed jaskinią. Wiedząc, że niekoniecznie mogę iść, wszedł do środka. Podszedł do legowiska i uklękł. Kiedy zeszłam, powoli ściągnęłam także Silvy. Kulejąc zbliżyłam się do gniazda i położyłam dziewczynę opierając o ścianę. Usiadłam obok, po czym wyciągnęłam z torby potrzebne rzeczy. W tym samym momencie wyleciał także Piko, która ułożyła się przy Silvy. Stał i patrzył w pustą ścianę jaskini. "No już, wyduś to z siebie. Wiem, że chcesz to powiedzieć" obrócił głowę jakby czytał mi w myślach. Nic nie mówiąc podszedł bliżej i schyli łeb. Przybliżając pysk do mojej nogi zamknął oczy. Przyglądałam się mu uważnie, nawet nie wiedząc co zamierza. Po chwili zauważyłam jak jedna, mała łza zaczęła spływać po jego policzku w prost na moją nogę. Rana się zmniejszyła tak samo, jak i sam ból. Z powrotem podniósł łeb i odszedł bez słowa. Dlaczego to robisz? Staram się zrozumieć, ale nie ułatwiasz.. Zbliżył się do wody i tak jak wcześniej wpatrywał się w swoje odbicie. Ten staw był dla niego, jak zwierciadło. Oczekiwał odpowiedzi, jakby ono je znało. Maleńka kropla dotknęła wody, wydając delikatny dźwięk. Kolejna łza, kolejna nie wiadoma. Obserwowałam go tak w zupełnym milczeniu, a w głowie pływały miliony pytań. Miliony bez odpowiedzi. Co tak usilnie przed mną ukrywasz? Dlaczego musisz być aż tak tajemniczy?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro