Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Odznaczenie

  Niski dźwięk kontrabasu przemieszcza się po pustej, zgniłej przestrzeni. Wszystko w tym wymiarze traci swoje kolory i swój sens, jakby samo Życie przestało tam egzystować, istnieć. Mały, delikatny chłopiec ledwo utrzymuje ciężar instrumentu, ale nadal na nim gra, ignorując, że jedyną jego widownią jest ślepy starzec, który siedzi tutaj od kilku tysięcy lat. 

  Przymyka czarne oczy, jego dłonie zaczynają drżeć i wkłada w smętną melodię całą swoją pasję, wszystkie emocje. Kiedy kończy, starzec zaczyna klaskać, a widoczne kości palców uderzają o siebie, tworząc pusty i szorstki dźwięk. Chłopiec kłania się we wszystkie strony i spogląda na mężczyznę.

   – Czy teraz mi odpowiesz, gdzie ukryłeś trzeci fragment? Pierwszy znajduje się u przyjaciela. Drugi w domu Człowieka. A trzeci? 

  Starzec zaczyna się głośno śmiać, kiwa swoim pustym, zniszczonym ciałem do przodu i do tyłu, ponownie zaczyna klaskać i potrząsa swoją głową. Wiedza tylko delikatnie się uśmiecha i próbuje sobie wyobrazić, jak potężny musi być ten przedmiot. Powoduje szaleństwo. Szaleństwo po śmierci, w trakcie życia, a nawet w całkowitej pustce. 

   – Jeszcze! – krzyczy. – Jeszcze!

   – Oczywiście – mruży dzikie, rdzawe oczy i hamuje wielki uśmiech – Arnorenie. 

  Ten ponownie się śmieje i zaczyna klaskać, jakby już dziękował za kolejny występ. 

  A Wiedza ponownie wszystko zaczyna. 




  W ludzkim ciele, nie licząc Serca Many, znajdują się trzy Czakry. W umyśle, krtani i pod sercem. To właśnie w tych miejscach gromadzi się cała mana z otoczenia. Nie ma na świecie osoby, która by bez tego się urodziła. Jednak Czakry nie zostały szybko odkryte. Dopiero trzysta lat temu pojawiły się o nich pierwsze wzmianki, a tych, którzy głosili prawdę, mordowano. Świątynie surowo zabroniły krzywdzenia ludzi innej wiary, ale pasjonaci i, zazwyczaj ludzie chorzy psychicznie, nie mogli znieść tego, że podważano ingerencję bogów w nasz świat. Nienawiść zrodziła najpaskudniejszy rodzaj magii. Krwi i nekromancję. 

  Sprawa wydawałaby się prosta. Ten, kto posiada większe, bardziej pojemne Czakry, jest potężnym magiem. Potrafi wydobyć ze swojego ciała ogromne pokłady magii. 

  Urodziłam się z małymi Czakrami. Na dodatek bez Serca Many. I z najbardziej bezużyteczną zdolnością Pustki. Potrafię stawać się całkowicie niewidzialna i nieodczuwalna. Czasami przenieść przedmioty do innego, równoległego wymiaru. To wszystko. Mój brat Michael jest szczęśliwym posiadaczem niebiańskiej magii. Też chciałabym rzucać na prawo i lewo śmiercionośne pioruny i patrzeć, jak moi wrogowie się smażą. 

  Pierwsi, a także kolejni nauczyciele uważali, że mój brak... zdolności i talentu jest nadrabiany wiedzą i spostrzegawczością. Bardzo się mylili.

   – Dobrze. Kto mógłby mi powiedzieć, czym się różni magia od zaklęć? – Kobieta spogląda na mnie porozumiewawczo i delikatnie się uśmiecha, kiedy dostrzega wysuniętą do góry dłoń. – Lorelei?

   – Magia to odrobinę osobista sprawa. Istnieje wiele kręgów czarów, do których może klasyfikować się dana osoba. Na przykład magia wody, ognia, umysłu, czy siły. Natomiast zaklęciami może posługiwać się każdy. 

   – A jak to się dzieje?

   – Istnieją trzy sposoby. Kręgi, werbalna i niewerbalna. Kręgi to zaklęcia rysowane na ziemi, papierze, rzeczach, czy nawet skórze. Są to znaki, które pokazali nam bogowie, przez co mana w otoczeniu reaguje w ten, a nie w inny sposób. Werbalna to skomplikowany układ lub ciąg układów palców. Pocieranie lub wprawianie w ruch many w powietrzu powoduje pojawienie się tego skutków. Oczywiście niewerbalna to po prostu słowa.

  Brzmiało mądrze, nie? Siedmioletnie dziecko z takim zasobem słów i nieprzeciętną wiedzą musi być naprawdę inteligentne. 

  Nie. To kłamstwo.

  Od naprawdę dawna widzę manę w całkowicie inny sposób. Dostrzegam więcej, wyraźniej, doskonalej. Jestem kucharzem, który wyczuwa brak jednego składniku w potrawie, ogrodnikiem, który nie odnajduje woni ulubionego kwiatu w ogromnym ogrodzie. 

  Już wtedy rozumiałam podstawę zaklęć. A najbardziej fascynowały mnie zaklęcia czasu.

  Zazwyczaj te zaklęcia rozrywają człowieka na pół nim zdąża chociażby narysować Krąg. Ci, którzy rozumieją czas nie dzielą się swoimi sekretami.

  Właśnie. Rozumieją.

  Ofiary nigdy nie próbowały tego pojąć. Wszystko co istnieje, przedmioty, ludzie, zwierzęta czy nawet pogoda, ma swój Zegar. Nawet Wszechświat. Nie pamiętam, aby w książkach było kiedykolwiek napisane, aby jakiś bóg użył Zegara Wszechświata. A zwykli ludzie właśnie popełniają ten błąd. I później umierają.

  Gdy miałam siedem lat, cofałam swój Zegar i zapamiętywałam wszystkie odpowiedzi nauczycielki. Uważałam to za całkowicie normalną rzecz. Dopiero później dowiedziałam się, że to nie jest normalne. Przez chwilę wierzyłam, że to naprawdę talent. Ja, dziecko porażki, potrafiłam coś zrobić.

  Zaklęcie czasu stało się moim przekleństwem, kiedy nie mogłam uratować swojej rodziny. Nie potrafiłam cofnąć Zegara. Zrozumiałam, że jest to moja kolejna klątwa. 

  Dlaczego teraz to wszystko wspominam? Popełniłam jeden, wielki błąd. Chciałam cofnąć swój Zegar, powstrzymać Nicolasa i dostać kupę kasy. Spędziłam całą cholerną noc na rysowaniu jednego, dużego Kręgu na ziemi. Dopiero później się zorientowałam, że stworzyłam go w odbiciu lustrzanym i pojawiłam się w przyszłości. Nie złapałam mordercy. Cholerny burmistrz miasta dał nam tylko dziesięć tysięcy ornów, z czego połowa poszła na bilety do Edno.

  Wkurzona uderzam kilka razy głową o szybę. Przez wojnę wszystko podrożało. Pociągi potrzebują eskorty, więc trzeba zapłacić kilkanaście, jak nie kilkadziesiąt, razy drożej.

   – Dobrze zrobiłem – zaczyna Eston, kiwa kilka razy głową i uważnie przypatruje się biletom. – Widzisz? Zwykły kosztuje tysiąc trzysta, a ekstremalny dwa tysiące dwieście. No i nigdy takim nie podróżowałem, nie mogę się do... – prawdopodobnie tory są wadliwe, ponieważ całym pociągiem zarzuca na bok, a Eston rozlewa na siebie gorącą herbatę. – Kur... Dlaczego zawsze ja? 

  Jego nieszczęście zdecydowanie poprawia mi humor. 

  Drzwi od przedziału otwierają się z cichym hukiem, a po chwili przede mną siada starszy mężczyzna. Od razu go rozpoznaję. To ten brodacz, którego spotkałam na przesłuchaniu. Jedyny mi uwierzył i nakłonił resztę do natychmiastowego przeszukania miasta. 

   – No co tam dzieciaki? – zaczyna radośnie i szczerzy się do nas szeroko. – Jestem Krol. Eston, Lorelei, miło mi.

  Całkowicie mnie zatyka. Z przerażeniem obserwuję niewinnego, pulchnego mężczyznę, który otwiera dużą torbę i wyciąga zapakowane kanapki. Eston od razu tworzy miecz z żelaza, ale powstrzymuje go krótki śmiech staruszka.

   – Spokojnie! I tak wiem, że nie potrafisz się tym posługiwać!

  Na twarzy Estona od razu pojawia się krótkie zawstydzenie i zażenowanie, ale szybko poważnieje, wstaje i przykłada ostrze do klatki piersiowej Krola.

   – Ale wiem, gdzie trzeba celować, aby zabić.

  W oczach staruszka pojawia się nieznana mi siła i potęga. Nawet Eston zostaje przez nią pochłonięty i bez żadnego sprzeciwu pozwala, aby Krol odsunął od siebie miecz. Mój towarzysz siada, a jego magia rozpływa się w powietrzu.

   – Wiem. Obiecałeś Elizabeth, że poświecisz życie dla jej dzieci. To co robisz jest naprawdę hojne i godne podziwu, ale na bogów, zaraz zejdę na zawał, jeśli jeszcze raz zaczniesz mi tym wymachiwać przed twarzą! Czy to właśnie jest cywilizacja? 

  Przez całe moje ciało przechodzi deszcz dreszczy, kiedy słyszę imię swojej mamy. Od wielu lat nikt nigdy o niej nie wspominał, nie mówił i chyba tak było dobrze. Sam dźwięk tego imienia powoduje u mnie skurcz w brzuchu i niechciane, bolesne wspomnienia. Pomimo cisnącej guli w gardle, jestem w stanie wyszeptać:

   – Znałeś moją mamę? 

  On niczym nie wydaje się być przejęty. Bierze ogromny kęs kanapki i tylko kręci kilka razy głową. 

   – Nie. Ale inny Wiedzący ją znał. 

  Ani ja, ani Eston nie jesteśmy na tyle odważni, aby zadać kolejne pytanie. Ten człowiek mnie przeraża, ale także intryguje. Przywołuje niechciane, bolesne wspomnienia, ale jednocześnie przez niego pragnę być dociekliwą. Pragnę dowiedzieć się wszystkiego, nawet gdybym później mogła tego żałować. Próbuję odpędzić natarczywe pieczenie nosa.

  Krol oblizuje swoje palce, wyciąga termos i ponownie szeroko się uśmiecha.

   – Mój przyjaciel powtarza, że herbata to droga do zbawienia. Na początku jego nie rozumiałem, ale chyba każdy w swojej głowie ma inną definicję tego słowa. I wiecie co? Także zaczynam myśleć tak jak on!

  Wybucham.

   – Najpierw wspominasz moją mamę, znasz moje prawdziwe imię, a teraz gadasz głupoty o herbacie?! – Biorę kilka głębokich wdechów, aby uspokoić pędzące serce. Mężczyzna uważnie mi się przygląda, bez żadnego uśmiechu, czy kpiny. – Czego od nas chcesz? – Wręcz do wycedzam. 

   – Od was? Niczego. Po prostu jadę pociągiem, tak jak wy. Lub małżeństwo z sąsiedniego przedziału. Szkoda tylko, że on nie wie o mroczniejszej stronie swojej żony... Bycie Wiedzącym naprawdę może się stać katuszą...

   – Nasz przyjaciel jest jednym z was – mówi Eston. – Nikt, oprócz nas, nie wie, kim on jest.

   – I dobrze – Krol wskazuje na białowłosego termosem – tak ma być. W tych czasach Wiedzący są na wagę złota. Wiecie dlaczego? Bo ciągle nas ubywa. Od samego początku świata było nas dwustu. Teraz liczba przekracza mniej niż setkę. Straszne, straszne czasy... Ale pewnie panna obrażalska pragnie wiedzy, prawda? Nie bez powodu wybrał cię ten bóg.

  Krzyżuję ręce na klatce piersiowej i mocno zaciskam szczękę. Nawet nie pytam, skąd wie o Wiedzy. Szkoda mi na to czasu.

   – I nagle rozpoczniesz smętną historię o swoim życiu? Podzielisz się nią z nieznajomymi ludźmi? 

   – No co? Lubię o sobie opowiadać.

  Nie potrafię powstrzymać delikatnego uśmiechu. Krol rozpoczyna kolejną kanapkę. 

   – Jesteśmy umysłem zbiorowym. To, o czym dowie się jeden Wiedzący, przejdzie na resztę. Jestem w stanie wskazać dokładną lokalizację wszystkich moich ludzi. Dlatego znam twoją matkę, ciebie, Estona czy nawet Alwinę. Twój dziadek, Samuel Darius jest jednym z nas. Choć cwany ciągle się maskuje... Nasza wiedza nie jest jednak ograniczona do jednego ciała. Zachodzi u nas reinkarnacja. Pamiętam każde swoje wcześniejsze wcielenie. 

    – Tristan nic nam o tym nie mówił...

   – Może jest jeszcze zbyt młody. Nie odczuwam z nim żadnej więzi. Ale – macha kanapką przed moją twarzą – musicie go chronić. Jeśli jakiś Wiedzący zginie przed ustalonym przez świat czasem, albo spłodzi dziecko, jego moc znika. I już nigdy się nie odrodzi. 

    – Dlatego jest was tak mało? – pyta Eston. – Wiele dzieci straciło życie na początku wojny. A to oznacza przerwanie cyklu.

   – Zaskoczyłeś mnie! A Darius wspomina cię jako idiotę. 

  Eston tylko mruży oczy i niezadowolony odpowiada:

    – Tak, to zdecydowanie są jego słowa. 

  Przez ten cały czas wpatrywałam się na pola za oknem, na ciemne chmury i delikatny, ale wzmagający się deszcz. Tylko od czasu do czasu na nich zerkałam. Dopiero teraz nasuwa mi się ważne pytanie, przed którym Krol po prostu nie może uciec.

   – Wtedy stanąłeś w mojej obronie. Potwierdziłeś moją wersję wydarzeń. Ale... w lesie byłam tylko ja i Nicolas. Nikt więcej. Więc... nie miałeś zielonego pojęcia, kto jest prawdziwym mordercą i czy mówię prawdę.

   – Taa... Ale czy ci strażnicy o tym wiedzieli? – pyta i uśmiecha się zadowolony. Niepokój ciągle się wzmaga i powoduje skurcz żołądka. Próbuję się uspokoić, ale nadal coś mnie wewnętrznie gryzie. Używam oczu boga, ale nie dostrzegam w nim żadnej negatywnej energii, magii, czy najmniejszego kłamstwa.

   – Wybacz, ale dla mnie nadal jest to dziwne i niepokojące. Postaw się w mojej sytuacji. Pomagasz mi wyjść z aresztu, jakby... tobie zależało, abym dalej ruszyła. Nie jesteś pewien, kto zamordował tych wszystkich ludzi i na pewno masz na uwadze to, że ja mogę być tym zabójcą. I nagle pojawiasz się w tym samym pociągu, przedziale i bez problemu nam wszystko opowiadasz. Coś mi tu śmierdzi. I to nie jest Eston.

   – Czasami mogłabyś być dla mnie miła...

  Potem go nie słucham. Uważnie obserwuję Krola, który także nie odrywa ode mnie wzorku. Uśmiecha się on tajemniczo, ale nadal łagodnie i wszystko mi tłumaczy.

   – Lorelei, widziałem koronowanie pierwszego Cesarza Alvaron, rewolucję w Kearuchi, upadek Retuon, wiele zamachów na władców. Widziałem śmierć moich rodziców. – Słysząc to, przełykam głośno ślinę. – Uwierz mi, potrafię rozpoznać prawdziwego mordercę. Jadę do Edno, ponieważ jest tam mój syn. Znalazłem go na ulicy i zająłem się nim, gdy miał dziesięć lat. Teraz walczy na wojnie i został uhonorowany przez generała. Chcę osobiście mu pogratulować i zobaczyć po kilku latach rozłąki. To wszystko.

  Czuję się paskudnie. Cholernie paskudnie, aż czuję rosnące rumieńce zażenowania. 

    – To wszystko tłumaczy. Wybacz za moje podejrzenia.

  Kilka razy klepie moje ramię, jakby chciał pokazać, że naprawdę nic się nie stało. Przez kolejne dwie godziny Krol opowiada nam przezabawne historie.

   – Gdy pierwszy raz jechałem pociągiem, poszedłem z moim synem do toalety. Dzieciak czekał na mnie na zewnątrz, a ja zamknąłem na zamek drzwi. Po załatwieniu spraw, chciałem je otworzyć. Próbowałem, ale nie mogłem. Przekręciłem zamek kilka razy, ale to nic nie dało. Zdenerwowany zacząłem uderzać w te drzwi, wyobrażając sobie, jak pasażerowie ratują jednego starca przed ohydnym smrodem. Zrobiło mi się też słabo, kiedy dotarło do mnie, że będę musiał odkupować drzwi. Wtedy mój syn je otworzył, popatrzył na mnie jak na ostatniego idiotę i powiedział: otwierałeś w złą stronę. Myślałem, że umrę tam ze śmiechu! 

  Szybko to wyłapuję. Wszystkie jego dobre wspomnienia łączą się z jego synem. Tak bardzo mu zazdroszczę.

   – Ale wy chyba chcecie zobaczyć Koniec Świata, prawda? Zbliżamy się.

  Podekscytowana otwieram okno i wychylam głowę. Pędzimy po pustkowiu, nawet najmniejsze rośliny nie chcą tutaj żyć. Od razu dociera do mnie skwar i nieprzyjemne gorąco. Przed nami kończą się tory. Pociąg jednak nie zwalnia, wręcz przeciwnie, przyspiesza, jakby chciał nas wszystkich pozabijać. Zafascynowana obserwuję załamanie przestrzeni przez silne natężenie many. Kiedy kończą się tory, mana otwiera przed nami niewidzialny tunel. Przez dobre dziesięć sekund panuje tutaj absolutna cisza i absolutny mrok. Załamanie się kończy, a my ponownie pędzimy po torach.

   – Witajcie w Edno, dzieciaki. 

  Edno to bród, smród, bezdomni, płonące rzeczy i plakaty porozwieszane na gruzach. Kiedy pociąg zwalnia, mogę dostrzec hasła nowo stworzonej Rady, którą nazwano Uzdrowicielami. Na twarzach przedstawionych polityków cywile domalowali czarne maski z krwistym uśmiechem. 

   – Co to ma być?

  Krol odwraca od tego wzrok i odpowiada:

   – Strach. To jest strach.  




   – Pójdę drogą, ah, pójdę drogą. Drogą pełną miłości, czułości, pójdę drogą, tam gdzie ty mnie prowadzisz. Nie... nie zaznam samotności, tej, z której mnie uwolniłeś. Nie – gardło mocno się zaciska, ale kontynuuje pieśń – poddam się, nie zboczę ze szlaku, którą mi pokazałeś. Tylko nie pozwól, aby nogi były szybsze od serca. Abyś mi na tej drodze uciekł i mnie prześcignął. Ja idę pierwszy, ah, ja idę pierwszy, nie ty. A jeśli... a jeśli stracę cię z oczu, proszę – nie potrafi już hamować płaczu, drżenia całego ciała i swojej słabości – poczekaj tam na mnie. Nie idź dalej, proszę nie idź dalej, bo... zapomnisz o mnie. Tak, zapomnisz o mnie. A ja.. a ja... nigdy o tobie. 

  Całuje przedmiot i kładzie pod drzewem. Ledwo udaje mu się wstać. Spogląda na swojego przyjaciela i mówi:

   – Czy... czy, według ciebie, śmierć jest drogą do... zbawienia? 

   – Tylko dla ludzi dobrych.

   – Więc – zamyka oczy – mój syn został zbawiony.

Bardzo dziękuję za wyłapanie najmniejszego błędu!

Koniec wakacji, co?

W tym roku nie dla mnie, hehe

Wasza Irlenna

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro