13 - It's been too long
Mam zamiar powrócić do stanu, w jakim przybyłem, czerń
To lato, gdy ty i ja byliśmy rozpaleni, minęło już za dużo czasu
Słyszę wołanie, to moja mama. Nie ruszam się jednak, nie mam siły. Wiem, że gdy wstanę, od razu się przewrócę. Potem następują kroki na schodach, trzask drzwi.
- Kochanie?
Głos jej drży, ale podchodzi do mnie i kładzie dłoń na głowie, przeczesując moje włosy.
- Ktoś do ciebie.
Marszczę brwi, nie wiem o co chodzi. Kogo mógłby interesować mój stan? Moja osoba? A może zwariowałem i są to moje wyobrażenia?
Mama odchodzi, ale jej miejsce zastępuje ktoś inny. Ktoś kogo znałem, ale teraz ledwo cię rozpoznaję.
- Co się z tobą stało?
Westchnienie. Ciche, ale takie jakie pamiętam.
Spoglądam na ciebie. Ty również na mnie patrzysz. W twoich oczach widzę, jak bardzo jestem żałosny, jak się stoczyłem. Na samo dno.
Chyba już nigdy nie wypłynę.
- Skarbie...
Marszczę brwi, o czym ty mówisz? Czemu zachowujesz się, jabyśmy nadal byli parą, skoro to ty to zakończyłeś?
- O czym ty...
Mój glos jest słaby, a gardło zbyt bardzo pali. Nie mogę dodać nic więcej, ale wiem, że rozumiesz. Zawsze rozumiałeś.
- Cicho, kochanie. Już jest dobrze. Jestem przy tobie.
Chciałbym w to wierzyć, te słowa dają nadzieję, ale wiem, że to wszystko tylko złudzenia.
I mimo że siedzę w twoich objęciach, to cieszę się, bo nikt inny nie widzi moich łez, wsiąkających w twoją koszulę, zasłużyłeś.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro