Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III

Nathan szybko otworzył oczy, mając przed sobą widok zwykłego białego sufitu. Leniwie przejechał po twarzy dłonią, zgarniając ciemną grzywkę z czoła oraz cicho wzdychając. Był realistą, więc nawet nie wypierał tego, co zrobił poprzedniego dnia. Po prostu wciąż nie mógł przeżyć faktu, że dotykał swojego rywala. Przecież to głównie on się ruszał, mógł to przerwać w każdej chwili. Jednak nie do końca mógł, jego ego mu nie pozwalało. Wcale nie poczuł się lepiej, gdy po akcie współżycia zdążył jedynie spojrzeć w te zmęczone oczy na codzień upartego kujona, po czym podciągnął bokserki i spodnie. Następnie zapiął te czarne dżinsy i chwytając bluzę wraz z koszulką oraz butami wybiegł z mieszkania. Dopiero w windzie założył resztę ubrań jak i buty. Zupełnie nie myślał o tym, że ktoś mógłby wejść zanim się ubierze i uznać go za pomyleńca. Gdy zjechał na parter od razu wybiegł z klatki, zanim drzwi otworzyły się do końca. Zupełnie zapomniał o kurtce i plecaku, ale nie chciał już tam wracać. Nawet, jeśli było trochę zimno i w dodatku miał pracę domową. Uznał, że woli dostać jedynkę lub uwagę, bądź pouczenie zamiast wyjaśniać z Alexandrem, co się tam wydarzyło. Nathan nie chciał nawet myśleć o tym, bo wiedział, że za bardzo się w to zaangażował. W dodatku... doszedł w chłopaku. On robił to z chłopakiem. Pierwszy raz w życiu. Jednak wolałby z każdym, tylko nie z Alexem... 

Dzisiaj już po prostu machał na to ręką, choć wciąż świadomość lekko przygniatała. Jednak to gdzieś z tyłu głowy, bo chłopak przyjmował przeżycie na klatę. Nawet nie o to chodzi. Po prostu to przeszłość, nawet taka najbliższa, to jednak przeszłość. Dzisiaj już nic takiego nie miało miejsca. Dzisiaj liczyła się Monica, jego dziewczyna. Akurat miała urodziny, lecz Nathan zapomniał jej kupić prezent. Dlaczego, on sam dobrze wiedział. Nagle leniwie wstał do siadu, łapiąc się za głowę. Nie wiedział, co w tej sytuacji zrobić i liczył na cud. Nagle do pokoju weszła blondwłosa kobieta, której usta zdobiła głęboka czerwień. Lekko zdziwiony brunet spojrzał na rodzicielkę, która z uśmiechem usiadła gdzieś z boku łóżka: 

- Dzień dobry, Nathanku. Dobrze dzisiaj spałeś? 
- Ee... Mamo, ale co ty tu robisz? Gdzie Stefania? 
- Jest na dole - zaśmiała się. - Szykuje śniadanie specjalnie dla ciebie, mój mały sportowcu - pogładziła go po policzku, znów oślepiając swoim uśmiechem. 

Chłopak mimowolnie odwzajemnił uśmiech, czując ciepłą dłoń swojej matki. Była mu tak bliska, że bez niej, bez jej troski i stanowczej opieki, dzisiaj nie mógłby się pochwalić żadnym swoim osiągnięciem. Zawsze najbardziej pragnął, żeby jego matka była z niego dumna. Można by też rzec, że zawsze pragnął więcej uwagi niż typowe dziecko. Nie tylko od matki, od wszystkich ludzi. Jednak bez zainteresowania rodzicielki, już nic nie miało sensu. Na szczęście nigdy nie odczuł braku rodzica, choć własnego ojca bardziej słyszał niż widział...

Mimo to, gdy Nathan usłyszał, jak jasnoskóra kobieta do niego powiedziała, poczuł szybsze bicie serca. To dlatego, że jego tytuł kapitana wisi na włosku i sam nie wie, co dalej będzie. Przecież nie przygotował prezentacji. W dodatku wielu faktów nie wyjaśnił mamie np. o swoim odwiecznym rywalu... 

- Nathan - zawołała kojąco.
- E? - nagle oprzytomniał. - Przepraszam, zamyśliłem się. To dlatego, że... - szybko przeszedł oczami po ścianach, szukając wytłumaczenia - Monica ma urodziny! A ja zapomniałem jej kupić prezentu! 
- Nic nie dawaj tej dziewczynie - nagle zniknął uśmiech z jej twarzy. Wstała i zaczęła spacerować po pokoju. 
- Żartujesz, mamo? Obrazi się na mnie...
- W takim razie zostaw ją. A zamiast jej, sobie kup coś nowego - uśmiechnęła się życzliwie.
- Mamo...
- Synku... doskonale wiesz, że nie mam zamiaru dobierać ci towarzystwa. Wiem, że masz dobrych przyjaciół. Jednak twoje serduszko jeszcze nie rozumie niektórych rzeczy... 

Blondynka uśmiechnęła się jeszcze życzliwiej, a brunet pokręcił głową z lekkim przerażeniem. Doskonale wiedział, co rodzicielka zaraz mu powie. Nie miał zamiaru tego słuchać już setny raz. 

- Wiesz, Nathan... - zaczęła, siadając. 
- Nie mów o ojcu! - zrobił błagalną minę. 
- Hah, Nathanku... Ten człowiek wciąż nie potrafi dorosnąć... Wiesz co jest zabawne? Twój ojciec zawsze wolał brunetki i rude. To zupełnie tak jak ty, synku... Tylko, że zawsze wybierał jakieś lale z nadmuchanymi cyckami...
- No, tylko ty jesteś naturalna! - zaśmiał się. - Ale mamo, rozwiedliście się... Chyba może się spotykać z kim chce...
- Tak, tak... Tylko ja nie chcę, żebyś popełnił ten sam błąd. Dobra dziewczyna sama ciebie znajdzie.
- Wszystkie dziewczyny znajdują mnie wszędzie, mamo - zaśmiał się znów. - Może dla odmiany będę z taką, która potrafi tylko zdobywać dobre oceny... - tutaj złapał się za usta. Coś mu to przypominało. 

Kobieta już nie odpowiedziała, tylko lustrowała szary pokój syna. Zaczęła mrużyć oczy, a chłopak wiedział, że to nie wróży dobrze. Jeśli tak robiła to oznaczało, że jest bardzo skupiona na wyłapaniu błędu lub niezgodności. Nathan modlił się, żeby jego matka nie zauważyła braku pewnego ważnego elementu. Nagle drobna kobieta uśmiechnęła się. Niedobrze.

- Nathanku, powiedz mi, gdzie jest twój plecak? - spytała przesłodzonym i przerysowanym tonem.
- U kolegi - odpowiedział niczym uroczy syn. Myślał, że schowa za tym treść.
- Nathan...
- Właściwie kurtkę też zostawiłem... 
- Nathan. Jesteś niepoważny... Jak można zostawić swoje rzeczy u kogoś... - położyła dłoń na czole w geście lekkiego załamania. 

To wyglądało tak, ponieważ pani Alice Lee nie lubiła zostawiać swoich rzeczy nigdzie. Zawsze miała z tym problem, więc wpadła w obsesję pamiętania o niezapominaniu. W każdym razie zamierzała to jak najszybciej zdobyć, wszak nie traciła czasu: 

- W ogóle co to za kolega, synu? 
- Ym... - ciężko mu przechodziło przez gardło, że jego rywal to "kolega". - Alex Rawson... 
- Co? - spojrzała na niego lekko zdziwiona, ale szybko spoważniała - Dobrze, Nathan. Ty się szykuj i idź na śniadanie. Ja to załatwię - powiedziała, po czym szybko wyszła z pokoju. 

Tymczasem w domu u Rawsonów również trwało śniadanie. Tutaj jednak żadnej służby nie było, ponieważ nikt nie czuł takiej potrzeby. Owszem, gdy mieszkali w domu, mieli pomoc domową, ale teraz nie musieli jej mieć. Czasem przychodziła sprzątaczka, jednak to nie była pełna służba. 
Alex siedział spokojnie, chrupiąc tosta z dżemem truskawkowym. To był jego ulubiony, tak samo jak po prostu smak truskawkowy. Same truskawki też uwielbiał. W każdym razie, chłopak wyglądał na bardzo skupionego i lekko zamyślonego, patrząc gdzieś w dal. Zupełnie, jakby coś planował. Rzeczywiście myślał, co zrobić z rzeczami Nathana. Bez namysłu uznał go za tchórza, który nie bierze odpowiedzialności na swoje czyny. Owszem, to blondyn zaczął, jednak Lee nie powinien tak po prostu go zostawiać bez wyjaśnienia i rozmowy. Z drugiej strony wzruszał ramionami, ponieważ i tak przegrał. Zakład to zakład, dzisiaj ich seks nie miał już znaczenia. Nagle do pana Rawsona zadzwonił telefon, dlatego mężczyzna przeprosił syna na chwilę i poszedł odebrać. Blondyn tylko kiwnął głową, ale śledził ojca spojrzeniem. Starał się jak najbardziej podsłuchać, o czym rozmawia z tą osobą przez telefon. Dowiedział się, że "przekaże mu"... Chłopak nie miał pojęcia, o co chodzi. Od razu pomyślał, że to chodzi o któregoś z pracowników. Jakie było zdziwienie, gdy mężczyzna stanowczo usiadł przy stole, na przeciwko syna, następnie spojrzał prosto na niego: 

- Alexandrze - zaczął. Chłopak otworzył szerzej oczy, nie rozumiejąc jeszcze sytuacji. - Dzwoniła matka twojego kolegi, który wczoraj zostawił u nas rzeczy. Prosiła, żebyś zaniósł je dzisiaj do szkoły i mu oddał. 
- Co? - zszokowany nie wiedział co odpowiedzieć. Następnie zmarszczył brwi w złości. Przecież nie będzie nosił temu idiocie rzeczy - Tato, ale... Nasze plecaki są ciężkie... 
- Podwiozę cię dzisiaj. 

Blondyn pokiwał głową bez sprzeciwu. Jednak za chwilę dostał olśnienia, uświadamiając sobie coś: 

- Tato, skąd masz numer do mamy tego kolegi? 
- To... - zmieszał się lekko, ale wybrnął - Podpisywaliśmy umowę, pracujemy razem. 
- Aha... - chwilę patrzył podejrzliwie na opiekuna, po czym kiwnął głową. Szybko zjadł, po czym poszedł się szykować. 

Dwie godziny później Nathan był już w jakże czystej od nienawiści szkole. Już ściany oraz podłoga była jaśniejsza niż niektóre dusze wśród uczniów. Chłopak właśnie zdejmował z siebie zamienną czarną kurtkę, spod której wystawała ciemnozielona bluza z kapturem dość mocno przylegająca do ciała bruneta. Była prawie jak na styk, nie opinała się jeszcze. Oprócz tego ponownie założył czarne spodnie oraz klasyczne czarne vansy. Już chwytał worek ze strojem na trening, kiedy nagle ktoś zasłonił mu oczy. Dłonie nie były duże, w dodatku pachniały bardzo słodko, był to brzoskwiniowy aromat. Stąd Nathan od razu wiedział, kto go zaatakował. 

- Dzień dobry, kochanie - uśmiechnął się delikatnie. 
- Ah! Znowu zgadłeś! - lekko zapiszczała z wrażenia, ściągając dłonie z twarzy chłopaka. 

Wtedy ciepłoskóry odwrócił się, a następnie pocałował krótko Monicę, łapiąc ją w talii. 

- Nathaan, wiesz co dzisiaj jest? - uśmiechała się uroczo, oplątując ręce wokół boków bruneta. Przy tym patrzyła na niego tymi wielkimi, karmelowymi oczami. 
- Nie mam pojęcia, zdaje się, że... Twoje urodziny! 
- Tak!! - zaklaskała. - To co dla mnie masz? 
- Słuchaj... - tutaj podrapał się po głowie, szukając odpowiedzi. - Dostaniesz prezent dzisiaj na kolacji. To niespodzianka - udał poważnego. 
- No nieee - posmutniała. - Wiesz, że nie lubię czekać! - zabrzmiała księżniczkowato. 
- Na ten prezent warto - wyszeptał jej do ucha, uśmiechając się przy tym pewnie. 

Dziewczyna poczuła na skórze ciarki, szczególnie przez naturalne ciepło Nathana. On miał coś takiego, że zastępował promienie słoneczne, po prostu. W dodatku jego ciało zawsze było ciepłe. Jeśli już szeptał, robił to nienajgorzej. Jego sposób mówienia uwodził, pobudzał. Sam chłopak to wiedział, ale nie miał pojęcia, jak to kontrolować. Dlatego zaakceptował tę cechę, jakby miała mu w ogóle przeszkadzać... 

Zaraz po tym rudowłosa pożegnała się z chłopakiem, po czym poszła do swoich koleżanek. 

Nie minęło pięć minut, a kapitan drużyny piłkarskiej usłyszał za plecami pełne nienawiści: TCHÓRZ. Odruchowo uśmiechnął się, słysząc ten prowokacyjny głos. Od razu wiedział kto to, więc obrócił ciało z pełną zuchwałością. Wtedy dostał na klatę rzut kurtką, bardzo podobną do tej dzisiejszej. Za chwilę nie było mu już tak przyjemnie, kiedy na jego stopie wylądował plecak z nieodrobioną pracą domową, ale to w ogóle nie było ważne. Brunet momentalnie krzyknął, łapiąc się za dokładne miejsce uderzenia, bardziej przez materiał buta. Już miał zamiar oddać Alexowi, ale ten zdążył odejść. 

Przez pierwsze trzy lekcje obydwaj wzajemnie się gnębili, głównie spojrzeniami. Jednemu chodziło o zrzucenie mu na stopę ciężkiego plecaka, a drugiemu o przegraną i ucieczkę po wszystkim. Alex niby miał to gdzieś, a jednak nie mógł znieść takiego upokorzenia i zlekceważenia go. Innym sposobem na odgrywanie się było strzelanie do siebie kulkami z rurek. Oczywiście Nathan musiał zostać zauważony, przez co dostał ostatnie upomnienie, później już byłaby uwaga. Przez to był zmuszony zaprzestać swoich dziecinnych czynów, gdzie Alex dalej swobodnie w niego strzelał. Właśnie za to Nathan odegrał się, podstawiając blondynowi nogę, gdy ten wychodził. Gdy tylko Rawson upadł, brunet odszedł wielce zadowolony z siebie. Zupełnie, jakby nic się nie stało. Wtedy wściekły blondyn wstał, po czym obrał tylko jeden cel - Nathan. Wyszedł z sali drgającym z nerwów chodem, budząc w sobie nieobliczalnego potwora pragnącego zemsty. 

Przemierzając korytarz, nagle zauważył niespodziewającego się niczego rywala. Złowieszczo uniósł kąciki ust ku górze, po czym pobiegł, popychając bruneta na podłogę. Ciemnooki szybko obrócił się na plecy, znając doskonale dalszą akcję. Klęczący nad jego biodrami Alex celował pięścią prosto w dość mocno zarysowaną żuchwę wyższego chłopaka, lecz ten złapał jego dłoń tuż przed uderzeniem. Przy czym uśmiechał się zadziornie, udowadniając swoją przewagę: 

- Ale z ciebie idiota - pokręcił głową, po czym podniósł się do siadu. Następnie bez żadnych skrupułów trzepnął zielonookiego w głowę, przez co Alexowi nóż w kieszeni się otwierał - Jakby nas teraz zobaczyła dyrektor, bylibyśmy skończeni... 
- Gdybyś nie uciekł, moglibyśmy zrobić prezentację. Sam nas wkopałeś, dezerterze - wstał, po czym spojrzał na brązowowłosego z góry - Teraz się będziesz tłumaczył, a spróbuj spieprzyć... - kopnął go w ramię. 

Już odchodził z dłońmi w kieszeniach mglisto-niebieskich dżinsów odsłaniających kostki, kiedy poczuł na sobie poważny, urzędowy wzrok jakiejś kobiety. Właściwie sekretarka patrzyła mu prosto w oczy, co go z lekka przeraziło. Za chwilę przybrał pewniejszą minę, unosząc wyżej brodę, choć po prostu próbował ukryć lęk przed niższą od siebie brunetką.

- Ma pani do mnie jakąś sprawę? - spytał poważnie. Nathana rozbawiło to zachowanie, choć starał się ukryć śmiech ze względu na okoliczności. 
- Jesteście Alexander Rawson i Nathan Lee, prawda? - blondyn chciał odpowiedzieć, lecz zdążył jedynie otworzyć usta. Brunet wstał, przyłączajac się do rozmowy. 
- Tak, jestem NATHAN LEE, a to Alexander Rawson! - specjalnie zmienił kolejność oraz swoje nazwisko wypowiedział głośniej i entuzjastyczniej, za to nazwisko wroga ciszej i obojętnie. Kolejna próba dominacji. 
- Widziałam waszą bójkę, więc uznałam, że to wy. 

Chłopcy spojrzeli na siebie z niepokojem. Człowiek pani dyrektor czy co... Właściwie cała szkoła znała tę dwójkę, jednak nikt nigdy nie mówił głośno o ich konfliktach. Bali się dopingować którejś ze stron, narażając się tej przeciwnej. 

- W każdym razie - kontynuowała. - Pani dyrektor nie będzie w szkole w tym tygodniu, ponieważ jej wnuczka zachorowała i musi się nią zająć. W związku z tym macie cały tydzień na przygotowanie prezentacji. Oczywiście zakaz bójki dalej was obowiązuje.
- Czy to znaczy, że... - zaczął Nathan. 
- Udam, że nie widziałam tego przed chwilą. Teraz macie się pilnować. 
- Dziękujemy pani! - dodał brunet. 

Gdy kobieta odeszła, Nathan pokazał język blondynowi. Alex tylko westchnął, machając ręką. Jednak odchodząc, podniósł rękę do góry, a wtedy posłał Nathanowi środkowy palec. Brunet zaczął się śmiać, widząc ten dziecinny gest. Zapomniał, że sam przed chwilą udowodnił swoją dojrzałość na poziomie przedszkola. 

W trakcie kolejnych lekcji Nathan dostał jedynkę za brak pracy domowej z matematyki. Nauczyciel był zaskoczony, bo to jeden z lepszych przedmiotów dla bruneta. Jednak Alexandrowi nie umknął ten fakt, bo zaczął go wyśmiewać. Żarty się skończyły, gdy dostała za to uwagę. Wtedy to Nathan nie powstrzymał śmiechu i jemu również przypadł ten zaszczyt. 

Na ostatniej lekcji był w-f, ulubiona lekcja Nathana. Nic dziwnego, skoro sport miał we krwi i to on wyznaczał mu przyszłość. Gorzej z trenerem, który nie zadawał zbyt wymagających ćwiczeń. Uważał, że nie każdy jest w stanie udźwignąć to, co robią potem na treningach z piłki nożnej. Chłopak właśnie się przebierał przodem do ściany tak z przyzwyczajenia, chociaż wszyscy już zdążyli się przebrać i wyszli. To dlatego, że Nathanowi w szatnii włączał się tryb pajaca. Jednak teraz wyjątkowo czuł na sobie czyjś wzrok, nie mógł tego wytrzymać. Gdy skończył ściągać białą podkoszulkę, spojrzał przez ramię. Tam stał zamyślony Alex patrzący w konkretny punkt. Gdy zauważył, że wyższy na niego spogląda, od razu zmrużył oczy gniewnie. Przypominał trochę Chińczyka, stąd sytuacja wyglądała zabawnie. Jednak Nathan uśmiechnął się pewnie, próbując dosięgnąć wzrokiem swoich zadrapań na plecach. Nie były głębokie, a jednak widoczne: 

- Ojej, patrzysz na dowód swojej przegranej? - zaśmiał się, odwracając do niego. - Nic nie szkodzi, przynajmniej raz w życiu - to wyszeptał mu do ucha, łapiąc go za ramię - ktoś cię dobrze wyruchał. Doceń to, bo już nigdy nie będzie ci tak dobrze. 
- Udawałem - z braku laku nic lepszego nie mógł wymyślić. 
- Co. - Na moment go zatkało, po czym jego śmiech odbił się echem. - Proszę cię... Podałeś mi wszystko jak na tacy. To jest jeszcze bardziej widoczne niż u laski. Nie pamiętasz, że zanim... 
- Zanim uciekłeś, tchórzu? - cynicznie uniósł kąciki ust ku górze. 
- Ym... - zawahał się, ale musiał pokazał swoją przewagę - Tak! Zanim uciekłem, wytarłem klatę i brzuch z twojej spermy, geniuszu! 
- To nic nie znaczy... - odwracał wzrok w bok. Dobrze wiedział, że przegrał, a ten debil musiał mu przypominać. 

Po chwili ciszy Alex nie wytrzymał: 

- I tak nie jesteś lepszy! 
- Jestem i wszyscy się dowiedzą! 
- Nie dowiedzą - powiedział poważnie. 
- Niby dlaczego? 
- Bo też się dowiedzą, że zaliczyłeś faceta. Ba! Typa, którym niby gardzisz... Poza tym - zbliżył wargi do jego ucha, po czym wyszeptał podstępnie i pewny siebie - Przypominam ci, że jesteś w związku. Twoja laska dowie się, że ją zdradziłeś. Z facetem! - zaśmiał się zuchwale, odsuwając od bruneta. - Twoje fanki też nie będą zadowolone, że ich ukochany Nathanek jest pedałem! Swoją drogą, może trener chciałby się dowiedzieć, że kapitan jego ukochanej drużyny piłkarskiej lubi sobie zapalić czasem? 
- Co? - wyśmiał go. - Skąd takie informacje? Poza tym... Nie jestem pedałem! 
- Widziałem cię raz z jakimś typem. Nie pasował do ciebie. 
- Co... - próbował sobie przypomnieć. - Aaa! To był typ z innej klasy. Miałem do niego sprawę, a on na poważnie bierze tylko ludzi palących. Musiałem udawać przed nim. 
- Zaciągałeś się, jakbyś palił już kilka lat. Nie wierzę ci... W każdym razie, mam zdjęcia. Mógłbym nawet teraz podejść do trenera. Twoja kariera jako kapitan, piłkarz i sportowiec w tej szkole byłaby skończona - spojrzał mu w oczy zadziornie, po czym uśmiechnął się pewnie. 

Nathan już miał ochotę coś zrobić temu głupiemu blondynowi, ale się powstrzymał. W końcu dostali ostatnią, ostateczną szansę. Jednak w trakcie zajęć zostali przydzieleni do jednej pary. Wtedy Nathan specjalnie rzucał w Alexa zamiast do niego. Jego rzuty były na tyle silne, że parę razy niższy krzyknął z bólu. Ale na tyle cicho, że trener nie zwracał uwagi. Żeby nie było tak przyjemnie, Alexander również rzucał w Nathana. Finalnie obydwaj nabawili się siniaków. 

Gdy obolały Nathan wrócił do domu, szybko poszedł wziąć prysznic. Myślał, że to ostatnia lekcja i trening tak go wymęczyły. Jednak po kąpieli wcale nie było lepiej, a nawet gorzej. Chłopak w samym ręczniku szybko pobiegł do swojego pokoju, gdzie od razu założył piżamę. Nic szczególnego, biała luźna koszulka oraz szare długie spodnie w kratę. Dodatkowo miał szare kapcie, żeby nie zmarzły mu stopy. Czuł, że mu zimno i że słabnie coraz bardziej. Najlepszym wyjściem było pójść do Stefanii, ona zawsze wiedziała wszystko. 

Także osłabiony i obolały Nathan zszedł na dół, gdzie w kuchni siedziała Stefania. Gotowała dla chłopaka jego ulubione danie - mięso i ziemniaki, do tego jakaś sałatka. To nie przesada, jemu naprawdę było obojętne, co dokładnie jest, byleby było na pewno mięso. Wyjątkiem był indyk, którego po prostu nie znosił. Tak samo jak ryb, ale to już kwestia sporna, czy to mięso. W każdym razie brunet podszedł do starszej kobiety: 

- Stefanio, źle się czuję... - wyznał chłopak, siadając przy stole do dań i ich przygotowywania. Od razu się rozłożył na większości przestrzeni.
- Rzeczywiście, Nathanku... Wyglądasz słabo - przyłożyła dłoń do jego czoła, po czym stanowczo stwierdziła - Maszeruj szybko do łóżka. Masz gorączkę. Słyszę po głosie, że pewnie z gardłem też coś ci się dzieje. Nie mówiąc już o katarze... 
- Może trochę... - wymamrotał z przymkniętymi oczami. 

Szarowłosa szybko wygoniła chłopaka z kuchni i kazała mu iść do łóżka odpoczywać, dodając, że zaraz mu przyniesie coś na zbicie gorączki i termimetr, żeby się upewnić. Następnie umówiła wizytę lekarza na dzisiejszy wieczór. Po tym wszystkim kobieta usiadła na chwilę, łapiąc się za głowę. Wiedziała, że chory Nathan to jak opieka nad małym marudnym dzieckiem. Ciemnooki w takim stanie cały czas albo spał z przerwami na toaletę, albo nic nie chciał jeść. Jedynym pokarmem, który kochał tylko w czasie choroby i nigdy się na nim nie zawodził to lody pistacjowe. Jednak Lee nie mógł żywić się samymi lodami. Nawet, jeśli przy jego sylwetce kilka dni diety lodowej nic by mu nie zrobiło to i tak nie mógł jeść tylko tego. Wszak to nie dostarczało mu żadnych witamin, dzięki którym odzyskiwał siły. Do tego był strasznie marudny i cały czas było mu zimno, nieważne jak bardzo byłby opatulony. 

Tymczasem Nathan, którego rozkładała choroba, przypomniał sobie, że miał dzisiaj zaprosić Monicę na kolację i dać jej prezent. Przecież w takim stanie nie mógł, a zresztą i tak nie miał ochoty. Wolałby dłużej zostać na treningu niż udawać ciekawego podczas rozmowy z rudowłosą. Chłopak zwyczajnie do niej zadzwonił i odwołał spotkanie. Oczywiście był uroczy podczas rozmowy i obiecał, że później jej to wynagrodzi. Po męczących wyjaśnieniach wtulił się mocno w kołdrę i poszedł spać. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro