XIII
Nathan właśnie podbiegł do Alexa, chwytając go za ramię. Już na samym wstępie zaczął się uśmiechać. Jednak blondyn zareagował dezaprobatą:
- Zdejmij tę brudną łapę z mojego ramienia albo zaraz wylecisz z tego budynku - warknął groźnie, choć spokojnie.
- Nie możemy się bić, Alex - zaśmiał się brunet.
- A chcesz się przekonać? - odwrócił się do niego z lekko szaleńczym uśmiechem.
Bez skrupułów chwycił kołnierz chłopaka, po czym przycisnął go do ściany. Nathan o dziwo wyglądał pewnie i nie bał się ani trochę, chociaż jego serce rzeczywiście biło szybciej. To na myśl, że Alex go dotyka i patrzy mu w oczy tymi zielonymi tęczówkami uwodziciela. Jego malinowe usta były tak blisko marnych warg bruneta...
Blondyn kipił złością z bliżej nieokreślonego powodu. Bezwład Lee hamował go i jego rozwój, a szczególnie chęć dominacji. Przecież on już wygrał, a to nie było przyjemne. Zdobywanie o wiele bardziej go podniecało.
Za chwilę Alex zbliżył wargi do ucha ciemnookiego, układając dłoń w pięść blisko jego policzka. Następnie wyszeptał, uśmiechając się zuchwale:
- Za chwilę okaże się, że nie ma ani sekretareczki, ani dyrektor. Wtedy z czystą przyjemnością przywalę ci w ryj, rozumiesz?
- Obawiam się - również uśmiechnął się, jednak delikatniej. Przy okazji chwycił nadgarstek blondyna, po czym odsunął jego dłoń od swojej twarzy - że możesz się mylić.
Zdziwiony Rawson zmarszczył brwi, patrząc pytająco na chłopaka. Ten wskazał mu brodą, aby spojrzał obok. Wtedy blondyn zamarł, widząc idącą w ich stronę panią dyrektor. Natychmiast odskoczył od bruneta. Całe szczęście kobieta nie miała idealnego wzroku, więc może nie zwróciła uwagi na próbę bójki. Szczególnie, że prowodyrem jak zwykle był Alexander, ten najlepiej uczący się chłopak. Za chwilę kobieta podeszła do dwójki:
- Dzień dobry, chłopcy. Mam nadzieję, że jesteście przygotowani. Dostaliście o wiele więcej czasu, więc powinniście być.
- Oczywiście, pani dyrektor - zawołał życzliwie Nathan.
- Świetnie. Na dzisiejszej lekcji wf-u przedstawicie klasie prezentację. Oczywiście przyjdę zobaczyć, jak wam idzie. Miłego dnia, chłopcy - wygłosiła krótko, po czym odeszła.
Teraz obydwaj zamarli. Nie było mowy o występowaniu przed klasą. Przecież to upokarzające być w parze ze swoim wrogiem... To akurat było bardziej zmartwienie Alexandra, który już był dość wściekły na Nathana. Za to brunet po prostu nie miał ochoty tego robić. Nie bał się publiczności, przecież uwielbiał być w centrum uwagi i cały czas był na nie narażony. Zwyczajnie bardziej interesowało go błyszczeć na boisku, a nie przy przedstawianiu prezentacji. Szczególnie, że całą robotę odwalił Alex, a wspólnikowi nie pozwolił nawet dołożyć najmniejszej cegiełki. W końcu ten zniszczyłby kompletnie całą prezentację.
Po jakimś czasie nadszedł moment, w którym dwójka miała przedstawiać swoją pracę. Oczywiście było to zamiast lekcji, co większość zachwyciło, bowiem niewielu uczniów przepada za wf-em. Jednak każdego przerażał fakt, że ta wybuchowa dwójka ma razem coś pokazywać. Przecież oni nie potrafili ze sobą wytrzymać nawet pięciu minut bez najdrobniejszej zaczepki. Aktualnie jednak Nathan nie czuł żadnej potrzeby dokopania Alexowi, było wręcz odwrotnie. Jednak teraz nie było mowy o żadnej bójce, przecież to ich zaliczenie z zachowania.
Cała klasa usiadła na trybunach na hali, a słynny duet już przygotowywał, co trzeba. Wkrótce obaj stanęli przed publicznością. Nathan kątem oka zauważył lekkie nerwy u blondyna, więc chciał go chwycić za rękę dla otuchy. Ten jednak pewnie odtrącił jego ciepłą dłoń, po czym wziął głęboki oddech. Już za chwilę wyglądał niczym bardziej niż pewny siebie chłopak, on był handlową bestią. Wprawdzie nie chodziło o sprzedaż, jednak miał coś do przekazania zbiorowiska, a ci mieli go posłuchać. Alex płynnie przedstawiał coraz to kolejny slajd swojego autorstwa, nie dając dojść do głosu brunetowi. Nathan czuł narastającą frustrację, choć z drugiej strony nie ukrywał swojego poczucia szczęścia. Widział zaangażowanie Rawsona, co wyglądało imponująco. Lee cieszył się faktem, iż jego wybranek serca realizuje plan i to go nakręca do dalszej pracy. W tym momencie czuł prawdziwe szczęście płynące z jego serca... Mimowolnie na twarzy wyższego pojawił się szczery uśmiech.
Gdy skończyli, a raczej Alex skończył, klasa podsumowała prezentację tradycyjnymi oklaskami. Za chwilę zadzwonił dzwonek, więc koniec lekcji. Wszyscy zaczęli opuszczać trybuny, a wtedy do dwójki podeszła pani dyrektor:
- Dobrze sobie poradziliście - uznała.
- Dziękujemy - Nathan pokiwał skromnie głową, uśmiechając się życzliwie.
- Tylko dlaczego jedynie Alex mówił?
- Nathan za bardzo był zawstydzony - blondyn uśmiechnął się wrednie.
- Nieprawda! To dlatego, że... - Alex dyskretnie szturchnął go w ramię, patrząc mu w oczy znacząco - Po prostu ja się na tym nie znam...
- Mam nadzieję, że współpracowaliście... - spojrzała podejrzliwie na dwójkę, a szczególnie na blondyna. Doskonale znała jego zamiłowanie do samodzielnej pracy.
Po męczących lekcjach Alexander chciał jak najszybciej wyjść ze szkoły. Głównie przez natarczywego Nathana, który bez problemu wciąż kierował zaloty w stronę blondyna. Nic nie robił sobie z tych wszystkich gróźb, tylko się uśmiechał. Rawsona doprowadzało go to do szału i już nie umiał tego znieść. Nagle znów poczuł na ramieniu te silną dłoń kapitana drużyny piłkarskiej.
- Odwal się, pijawko - westchnął blondyn.
- Może pójdziemy gdzieś? - uśmiechał się niewinnie.
- Co? - wybuchł śmiechem - Chyba żartujesz... Poza tym, dzisiaj to ja idę się spotkać z Amber - uśmiechnął się pewnie - Zobacz, właśnie idzie! To nara!
Za chwilę chłopak odszedł od wyższego, po czym dołączył do atrakcyjnej blondynki. Szarmancko objął ją ramieniem, przez co Nathan zmarszczył brwi. Zupełnie nie ogarniał, dlaczego Alex jest taki miły i uprzejmy dla jakiejkolwiek dziewczyny. Fakt, że akurat tę kochała cała drużyna piłkarska i oni chcieliby być na miejscu blondyna... Ale sam zielonooki przecież jest gejem i zawsze o tym przypomina. Nie afiszuje się swoją orientacją, ale jej nie neguje. Po chwili zamyślenia brunet wybuchnął śmiechem, patrząc na komiczne dla niego zachowanie Alexandra. Za to sam wyśmiewany spojrzał na swojego rywala, po czym zrobił gest dający do zrozumienia, że Nathan zwariował.
Gdy Alex wraz z niebieskooką dziewczyną oddalili się już dość daleko, wreszcie odetchnął. Teraz mógł spokojnie zająć się spotkaniem, które był winny Amber. Uderzył kobietę, nie mógł sobie tego wybaczyć. Ta przysługa miała być dla niego potwierdzeniem, że naprawił swój błąd. Blondynka sprawiała wrażenie zachwyconej swoim przyjacielem, a to wszystko za sprawą nieświadomego uroku Alexa. Dla niego to był zwykły, życzliwy uśmiech, ale dla wielu ludzi chłopak nosił na twarzy dzieło sztuki. Cała jego smukła twarz, a szczególnie rysy były arcydziełem. Głównie z tego względu, że posiadał naturalnie dojrzały wyraz twarzy. Zero chłopca w tym.
- Amber - zaczął - W czym właściwie miałbym ci pomóc?
- Muszę kupić lek dla taty, ale sprzedają go tylko w tej niebezpiecznej dzielnicy. Boję się tam sama iść, szczególnie, że zaraz będzie ciemno... Jeśli nie możesz, zrozumiem to - niepewnie rzekła.
- W porządku, zrobię to - bez wahania podjął decyzję.
To byłoby jeszcze bardziej nie w porządku, gdyby odmówił czegoś takiego. Doskonale rozumiał powagę i niebezpieczeństwo sytuacji, lecz on był mężczyzną. Sam miał o wiele większe szanse obronić siebie niż miałaby obronić się drobna Amber. Oczywistym faktem było, że Alexander weźmie na siebie ochronę dziewczyny, nawet kosztem własnego zdrowia. Tak po prostu trzeba było zrobić.
Blondynka uśmiechnęła się rozpromieniona, tuląc chłopaka. Ten odwzajemnił, głaszcząc ją po włosach. W końcu była o wiele niższa i tak było mu najłatwiej.
Gdy dwójka wkraczała na mniej spokojne tereny, niebo powoli ciemniało. Niebieskooka w lęku chwyciła większą dłoń Alexa, a ten zwiększył uścisk. Mimo własnego strachu, chciał dziewczynie dodać choć odrobinę odwagi. Sam blondyn szedł wyprostowany z kamienną twarzą, przez co ani trochę nie wyglądał na przerażonego. Nawet, pomimo mrocznego i tajemniczego wyglądu tych wszystkich ulic. Każda kamienica czy blok wyglądały obskurnie i ohydnie. To były miejsca, od których stroniłby szanujący się pedant. Jednak Alex nie miał wyjścia, po prostu próbował ignorować wszystko wokół. I właśnie ta odważna, dojrzała postawa imponowała Amber. Czuła, że jej serce znów bije szybciej na myśl, że właśnie jest pod ochroną swojego wymarzonego chłopaka. Był przystojny, mądry, a do tego zachowywał zimną krew w trudnych sytuacjach. Blondynka była niemal przekonana o pełnym luzie w chłopaku, choć ten naprawdę odczuwał lęk.
Droga do apteki była w miarę spokojna, gorzej z powrotem. Dwójka szła tak jak wcześniej, gdy nagle ktoś rzucił potłuczoną butelką w blondyna. Los chciał tak, że zielone szkło trafiło w jego wolną rękę, a on od razu zasyczał z bólu. W dodatku serce chłopaka zabiło tysiąc razy szybciej na uczucie podnoszącej się adrenaliny w jego organiźmie. Za chwilę usłyszał też niecenzuralne słowa pod jego adresem, co normalnie rozwścieczyło go. Teraz jednak był z blondynką, nie mógł sobie pozwolić na zbyt duże ryzyko, musiał jej bronić. Przerażona i drżąca ze strachu Amber od razu wskoczyła za Alexandra. Jej oczy zaczęły lśnić od łez, co nie umknęło łobuzom.
- Ładną masz dziewczynę. Może sobie ją wezmę, co? - śmiał się jeden z nich - Dobra byłaby z niej dziwka. Może wziąłbym ją tylko dla siebie...
- Może trochę szacunku do kobiet? - rzekł drwiąco blondyn - Własną matkę też tak traktujesz?
Mężczyzna zamarł, a wraz z nim dwoje kolegów stojących po jego obydwu stronach. Wszyscy trzej wyglądali groźnie, prawdopodobnie mieli przy sobie bronie. Mogli im zrobić coś w każdej chwili...
- Moja matka była dziwką! Nienawidzę jej i każdej innej kobiety! - śmiał się szaleńczo - Ale tacy bogaci gówniarze tego nie pojmą! - zamachnął się na chłopaka.
Alexander miał doświadczenie w bójkach, co pozwoliło mu podszkolić refleks. Tuż przed uderzeniem, zdążył chwycić pewnie pięść łobuza:
- Nic o mnie nie wiesz, biedaku z ulicy - powiedział obojętnie, lecz pełen pogardy.
Następnie wymierzył kolano w brzuch mężczyzny, uderzając go z całej siły. Przy okazji przygryzał mocno wargę, hamując złość. Próbował nakierować ją na samo uderzenie, choć spodziewał się konieczności ponownego użycia przemocy. Gdy zdezorientowany i obolały mężczyzna upadł, niemal od razu do ataku ruszyło dwóch pozostałych łobuzów. Byli wściekli, a to znaczy nieobliczalni i iracjonalni. Dzięki temu Alex przy odrobinie szczęścia ponownie wycelował mocne uderzenie w brzuch jednego z nich. Gdy noga chłopaka miała wracać do pierwotnego stanu, ten pokierował ją dalej gdzieś na kolano trzeciego. Gdy wszyscy leżeli pokonani, blondyn natychmiast złapał zszokowaną Amber za rękę. Natychmiast zaczął uciekać, ciągnąc za sobą dziewczynę. Zupełnie nie zwracał uwagi na swój stan, chciał jak najszybciej wydostać się z tego okropnego miejsca. Wreszcie dobiegli do dróżki, gdzie było już blisko do przystanku autobusowego.
Alex gwałtownie puścił rękę Amber, po czym mocno ją przytulił, samemu dysząc i z zakrwawioną dłonią. Domyślał się, że dziewczyna wciąż przeżywa to, co musiała zobaczyć. W dodatku została obrażona przez jakiś margines społeczny... Chłopak czuł, że blondynka drży ze strachu oraz to, że wtula się w niego jak najmocniej.
- Już dobrze, Amber... - wysapał, próbując zachować spokój. Chciał okazać niebieskookiej jak najwięcej opieki. Teraz jej potrzebowała.
- Prze...przepraszam, że ci..cię.... tu przyprowadziłam... - jąkała się.
- Dobrze, że byłem z tobą... Mogli ci coś zrobić...
Nagle dziewczyna oderwała się od niego, po czym spojrzała na dłoń blondyna. Ten lekko zawstydzony od razu schował ją za siebie:
- Nie patrz na to - powiedział odpowiedzialnie na jednym oddechu. Potem wciąż dyszał ze zmęczenia oraz ze spadku adrenaliny.
- Musisz... być... opatrzony...
- Spokojnie... - uśmiechnął się delikatnie, chowając cierpienie - To lekkie zadrapanie. W domu zdezynfekuję i będzie dobrze... A teraz chodźmy na autobus...
- Tak... Nie chcę już tu być...
Alex opiekuńczo objął ramieniem Amber, po czym zaczął prowadzić ją na przystanek.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro