Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

🐺Prolog🐺

-Vivien! Vivien!- Do zakładu krawieckiego wparowała jak burza niska kobieta po czterdziestce, lecz z wyglądu można się pokusić o stwierdzenie wczesnej trzydziestki. Była ubrana w skromną zielono białą suknie po kostki i czarne pantofelki. Po odłożeniu kosza z owocami podeszła do syna i trzymając za jego dłonie zaczęła ich obracać ze szczęścia.- Mam dla ciebie wspaniałe wieści Vivien!

-Cóż takiego się stało matko.

-Jutro ma do nas zawitać książę Everette Monaghan!- Obróciła nim w pirułecie i złapała delikatnie za jego drobne ramiona.- Oprócz tego słyszałam że szuka sobie omegi która razem z nim obejmie tron po królu i jego żonie. To twoja szansa synku!- Przytuliła go po czym zaczęła nimi kołysać na boki nadal będąc uradowana. Młodszy popadł w letarg myśli. Zaczął się zastanawiać czy chciałby w ogóle wiązać z jakąś alfą w tak wczesnym wieku, przecież miał ledwo szesnaście wiosen. Nie widziało mu się zostać już oznaczonym i to przez obcego mu wilka, lecz nie chcąc smucić matki udawał uradowanego tą wieścią.

-To wspaniałe wieści..- Mruknął i wtulił się w rodzicielkę. Ta pocałowała go w czoło i się odezwała.

-Wiedziałam że się ucieszysz! A teraz zmykaj jutro czeka cię wielki dzień, ja jeszcze trochę tu posiedzę i zadbam o to abyś się odpowiednio prezentował. 

-Na pewno nie potrzebujesz jeszcze pomocy?

-Nie, nie. Zmykaj kochanieńki do domu.- Powiedziała kobieta po czym zaczęła szperać w materiałach. Westchnąwszy pożegnał się z matką i ruszył główną ulicą do domku który odziedziczył wraz z matką po śmierci ojca. Z letargu wyrwało go mocne szarpnięcie w boczną uliczkę.

-Co takie piękności robią same o tej porze?- Powiedział mężczyzna po, na oko, dwudziestce, zaczynając się dobierać do karmelowowłosego.

-P-proszę mnie z.. zostawić.- Mówił próbując się wyrwać. Starszy alfa jednak nic sobie z tego nie robił i zaczął obmacywać uda wraz z pośladkami młodzieńca. Przerażony zaczął wbijać w swojego oprawcę wysuwające się szpony, lecz na marne. Zaczął łkać aż naglę usłyszał świst po którym jego ciało zostało uwolnione a przepełnione emocjami osunęło się na posadzkę. Do jego nozdrzy dopłyną słony acz odurzający zapach słoneczników w którym zapragnął się zatopić. Spojrzał na swojego wybawcę. Był to dostojny mężczyzna o czarnych krótkich włosach i przeszywających wyblakło fiołkowych oczach. Wymierzał on mieczem w oprawcę omegi.

-Chyba wyraził się jasno że masz go zostawić.- Jego głęboki głos rozbrzmiał niczym melodia w uszach młodzieńca. Czarnowłosy kazał skazać straży napastnika a piegowaty wykorzystując sytuacje przemienił się w wilczą postać i zwiał.- Zaczekaj!!- To było ostatnie co usłyszał zanim oddalił się dostatecznie daleko.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Oto prolog, mam nadzieje że się podoba UnU 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro