🐺Prolog🐺
-Vivien! Vivien!- Do zakładu krawieckiego wparowała jak burza niska kobieta po czterdziestce, lecz z wyglądu można się pokusić o stwierdzenie wczesnej trzydziestki. Była ubrana w skromną zielono białą suknie po kostki i czarne pantofelki. Po odłożeniu kosza z owocami podeszła do syna i trzymając za jego dłonie zaczęła ich obracać ze szczęścia.- Mam dla ciebie wspaniałe wieści Vivien!
-Cóż takiego się stało matko.
-Jutro ma do nas zawitać książę Everette Monaghan!- Obróciła nim w pirułecie i złapała delikatnie za jego drobne ramiona.- Oprócz tego słyszałam że szuka sobie omegi która razem z nim obejmie tron po królu i jego żonie. To twoja szansa synku!- Przytuliła go po czym zaczęła nimi kołysać na boki nadal będąc uradowana. Młodszy popadł w letarg myśli. Zaczął się zastanawiać czy chciałby w ogóle wiązać z jakąś alfą w tak wczesnym wieku, przecież miał ledwo szesnaście wiosen. Nie widziało mu się zostać już oznaczonym i to przez obcego mu wilka, lecz nie chcąc smucić matki udawał uradowanego tą wieścią.
-To wspaniałe wieści..- Mruknął i wtulił się w rodzicielkę. Ta pocałowała go w czoło i się odezwała.
-Wiedziałam że się ucieszysz! A teraz zmykaj jutro czeka cię wielki dzień, ja jeszcze trochę tu posiedzę i zadbam o to abyś się odpowiednio prezentował.
-Na pewno nie potrzebujesz jeszcze pomocy?
-Nie, nie. Zmykaj kochanieńki do domu.- Powiedziała kobieta po czym zaczęła szperać w materiałach. Westchnąwszy pożegnał się z matką i ruszył główną ulicą do domku który odziedziczył wraz z matką po śmierci ojca. Z letargu wyrwało go mocne szarpnięcie w boczną uliczkę.
-Co takie piękności robią same o tej porze?- Powiedział mężczyzna po, na oko, dwudziestce, zaczynając się dobierać do karmelowowłosego.
-P-proszę mnie z.. zostawić.- Mówił próbując się wyrwać. Starszy alfa jednak nic sobie z tego nie robił i zaczął obmacywać uda wraz z pośladkami młodzieńca. Przerażony zaczął wbijać w swojego oprawcę wysuwające się szpony, lecz na marne. Zaczął łkać aż naglę usłyszał świst po którym jego ciało zostało uwolnione a przepełnione emocjami osunęło się na posadzkę. Do jego nozdrzy dopłyną słony acz odurzający zapach słoneczników w którym zapragnął się zatopić. Spojrzał na swojego wybawcę. Był to dostojny mężczyzna o czarnych krótkich włosach i przeszywających wyblakło fiołkowych oczach. Wymierzał on mieczem w oprawcę omegi.
-Chyba wyraził się jasno że masz go zostawić.- Jego głęboki głos rozbrzmiał niczym melodia w uszach młodzieńca. Czarnowłosy kazał skazać straży napastnika a piegowaty wykorzystując sytuacje przemienił się w wilczą postać i zwiał.- Zaczekaj!!- To było ostatnie co usłyszał zanim oddalił się dostatecznie daleko.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Oto prolog, mam nadzieje że się podoba UnU
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro