Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

III

Vivien per.

Leżałem wtulony w księcia już którąś godzinę. Obudziłem się w środku nocy i nie mogąc zasnąć po prostu leżałem wdychając jego śliczny zapach. Spojrzałem na zegar który w tym samym momencie wybił godzinę ósmą. Do pokoju weszła, uprzednio pukając, średniej wysokości kobieta. Była ubrana w długą suknie pokojówki z fartuchem, opaską na głowie i okrągłe okulary. Jej jasno bordowe średnie włosy spięte w dwa kucyczki idealnie współgrały z jej mleczną skórą. Była ona betą o lekkim zapachu konwalii. Książe zaczął się przebudzać a kobieta stawiając tackę na stole podeszła do zasłon i je odsłoniła. Mężczyzna rozbudziwszy się już do końca, usiadł co począłem również ja. Kobieta zaczęła rozkładać śniadanie, a ja nie wiedząc co zrobić tylko jej się przyglądałem. Everette jak gdyby nigdy nic wstał i paradując nagością przed damą poszedł do szafy i ubrał luźną koszule, jakieś ciemne spodnie i niskie buty. Książe widząc że nadal nie ruszyłem się z łóżka, podszedł do mnie i wziął na pannę młodą niosąc do krzesła na które mnie posadził.

-Sam mogłem wstać..- Mruknąłem i popatrzyłem na słodko pachnącą przystawkę. Ten jedynie się uśmiechnął i nałożył sobie śniadania oraz nalał sobie i mi herbaty do filiżanek.- Jeśli można..- Powiedziałem a książę przytaknął dając znak że słucha odpuszczając słowa że mogę się pytać o co chce w końcu jestem jego parterem teraz.- Co to?- Spytałem niepewnie patrząc na śniadanie.

-Gotowany łosoś i sałatka z mięty. Do tego herbata Ceylon.- Powiedziała kobieta ścieląc łóżko. Poczułem się lekko nieswojo, w końcu to ja powinienem pościelić łóżko bo ostatni z niego wyszedłem. Popatrzyłem na już pełny talerz, który pewnie zapełnił książę jak się zamyśliłem.

-Chcesz do tego bułeczki scone czy pszenne bułeczki francuskie?- Spytał sięgając do talerza z pieczywem.

-Scone..- Wpatrywałem się w kobietę a ta jakby wiedząc o co mi chodzi podeszła i powiedziała.

-Ścielenie królewicza łoża jest jednym z moich obowiązków, nie przejmuj się tym.- Na jej słowa buchnąłem rumieńcami.- Jestem May-Lin ale mów mi May, opiekuje się księciem o urodzenia.- To by wyjaśniało dlaczego tak rano paradował. Zacząłem jeść powoli śniadanie, które było wręcz niebiańskie!- Książę pośpiesz się za dziesięć minut musisz stawić się u króla.

-Tak, tak.- Ten widząc jak wolno jem odezwał się ponownie.- Jak Vivien zje to przyszykuj mu kąpiel a po tym zaprowadź go do pokoju dziennego. Mama i Lonn pewnie już tam są.- Zaczął dosłownie pochłaniać jedzenie po czym wstał od stolika i podszedł do drzwi.- Widzimy się popołudniu skarbie.- Powiedział z czarującym uśmiechem przez który się zawstydziłem a on wyszedł żegnając się jeszcze z kobietą.

Po mozolnym zjedzeniu śniadania i wypicia herbaty wstałem o stołu. Podszedłem do szafy która była prawie na pół ściany i chyba była moja a kobieta zaczęła sprzątać ze stołu. Kiedy skończyła sprzątać poszła do łazienki przygotować mi prawdopodobnie kąpiel a ja w końcu zdobyłem się na otwarcie szafy. Była ona przestronna w środku więc jedną trzecią zajmowały półki z różnorakimi pantofelkami i szpilkami a resztę zawieszone na wieszakach sukienki. Westchnąłem jak przewertowałem wszystkie ubrania i nie znalazłem żadnych spodni i spodenek. Same suknie, sukienki i tuniki. Patrzyłem każdą po kolei ale żadnej nie potrafiłem, wszystkie były piękne i niektóre znałem z zakładu mamy. 

-Vivien, kąpiel gotowa.- Przestraszyłem się gdy kobieta podeszła do mnie i położyła dłoń na ramieniu.

-Ah-hah, za chwilę pójdę.- Powiedziałem po czym znowu zacząłem patrzeć na sukienki. Westchnąłem cicho po czym kobieta się odezwała.

-To może ty idź się wykąpać a ja ci coś wybiorę.- W sumie racja, ona dłużej siedzi w tym świecie więc wie więcej i to może mi pomóc.

-Dziękuje May..

-Nie ma sprawy.- Po jej słowach udałem się do łazienki. Rozebrałem się i wszedłem do wanny. Woda była przyjemnie gorąca a zapach olejków pozwalał się zrelaksować. Gdy się tak na spokojnie myłem, May weszła z sukienką w ręku oraz jakimiś botkami. Lekko skrępowany wyszedłem z wanny. Kobieta podeszła i zaczęła mnie wycierać po czym pomogła mi z krótkim stelażem pod sukienkę, sukienką oraz butami. Sukienka sięgała mi pod kolana, była ona złożona z głównej prostej długiej białej sukienki, narzuconej na stelaż, z luźnymi bufoniastymi rękawami i koronką oraz czarną zapinaną kokardką przy szyji. Na spód nałożono trochę dłuższą biało pół przeźroczystą tiulową narzutkę po czym jako ostatnia została narzucona czarna lekko falbaniasta spódnica podpięta luźnym materiałowym pół gorsetem. Buty były najzwyklejsze czarne na nieco wyższym koturnie. Mimo że ubranie posiadało kilka warstw to było lekksze niż się spodziewałem. Po całkowitym ogarnięciu się, kobieta wzięła tackę po czym powiedziała że mam się kierować za nią i tak szliśmy aż doszliśmy do pokoju dziennego gdzie May mnie pożegnała wracając do obowiązków. Wszedłem powoli do pomieszczenia po czym zostałem zaatakowany przez Lonnie'go. Wziąłem go na ręce po czym usiadłem koło Leanna'y na jedwabnej kanapie. Mimo że znam chłopca niecały dzień to i tak nie przeszkadza mi jego zachowanie oraz drastyczna zmiana na bliski niemal zerowy dystans. 

-Jak poznałeś się z moim synem?- Wypaliła nagle kobieta przez co trochę się zdziwiłem.

-E-Emm w sumie to uratował mnie przed gwa-.. -Zatrzymałem się przypominając sobie o Lonnie'm.- Gdy wracałem późnym popołudniem sam do domu..

-Widać musiał się już wtedy po uszy zapaść na twoim punkcie. Odkąd wrócił do zamku z wieścią że za równy tydzień przywiezie swojego przeznaczonego, cały czas mówił o tobie jak o najpiękniejszym z aniołów zesłanych na ten okropny świat.- Zarumieniłem się siarczyście na te słowa. Urocze..

-Pa-.. M-mamo może przeszlibyśmy się do ogrodu.. nie zwiedzałem jeszcze całego zamku ani ogrodu. Oczywiście jeśli mi można o to prosić..

-Oczywiście kochany że możemy się przejść do ogrodu. Lonnie, zejdź z niego. Pognieciesz sukienkę Vivien.- Na słowa królowej chłopiec niechętnie zszedł z moich kolan po czym jak wstałem przylepił się do mojego boku. Gdy kobieta otwierała drzwi ja dopiero ruszyłem z miejsca. Szliśmy spokojnym krokiem po labiryncie korytarzy aż doszliśmy do wysokich drzwi. Strażnicy stojący przy drzwiach otworzyli je na oścież po czym jak weszliśmy na przestronny taras zamknęli je. 

Jako że taras był połączony ogrodem bezpośrednio to też był ozdobiony w przeróżnymi roślinkami. W kątach przy barierkach, które były zdominowane pnącymi kwiatami wiciokrzewu, stały subtelnie ostrzyżone drzewka o małych listeczkach. Sam taras został zrobiony z ciemnych kamiennych szorstkich płyt tak samo jak barierki, z kamiennych słupków, które sięgały mi do trochę ponad pasa. W niektórych miejscach stały lub wisiały doniczki z przeróżnymi kwiatami poczynając od innego ubarwienia przechodząc przez unikalny kształt, kończąc na wielkości i zapachu. Podeszliśmy do schodków, które zostały wykonane z marmuru tak samo jak ścieżka w głąb ogrodu. W pierwszej kolejności jak schodzi się z tarasu widać piękny soczysto zielony zadbany trawnik pośród którego rosną typowo polne kwiaty typu mak czy stokrotka lub inne roślinki jak koniczynka. Idąc dalej można dostrzec te same subtelnie ostrzyżone drzewka co na tarasie. Zaczęły się pojawiać się też krzewy Róży, Hibiskusu czy Azalii. Stanąłem na chwile i zacząłem wpatrywać się w zapierający dech w piersiach widok. Ogród wyglądał jakby się nie kończył niczym morze kwiatów. Drzewek zaczęło ubywać i ustępowały kwiatom. Były to polne jak te przy tarasie ale też typowo ogrodowe jak na przykład Aksamitka, Miliony, Niecierpek, Werbena czy Klarkia. Z dala było widać las który był królewskim terenem i wysokie pagórza. Po chwili przechodziliśmy po mostku przez duże jeziorko wypełnione różnymi rybkami poczynając od rejonowych aż po egzotyczne i orientalne. Było ich dużo i każda się od siebie różniła. Po mimo tego że to niby zwykły królewski ogród to i tak robił niesamowite wrażenie przez swoją różnorodność i wielkość terenu. Chwile nam zajęło dojście do niewielkiej fontanny z przejrzyście czystą wodą. Fontanna była biała porośnięta gdzie nie gdzie bluszczem czy pnączami Powojniku. Przedstawiała ona anioła modlącego się a niskie strumyczki wody wypływały z czterech miejsc. Przysiedliśmy na chwilę ponieważ się trochę zmęczyłem ale wiedziałem że nie jesteśmy nawet w połowie. Rozejrzałem się po czym przypatrzyłem zamkowi w którym przyszło mi mieszkać. Wyglądał staro i był porośnięty jak barierki tarasu. Gdy chwile odpocząłem ruszyliśmy dalej. Im dalej szliśmy tym więcej różnych kwiatów można było dostrzec. Zaczęliśmy się zbliżać do drzew a po chwili ujawniła się nie za duża altanka z ciemnego drewna, którą skrupulatnie opina Glicyna. Kobieta zaczęła opowiadać jak król kazał wybudować tą altankę kiedy była w pierwszej ciąży aby miała gzie wygodnie usiąść i nie siedzieć na pełnym słońcu. Postanowiliśmy zostać w tym miejscu, mimo że miałem ochotę aby odkryć więcej tego bajecznego miejsca usłanego dywanem kwiatów i innych roślin byłem ciekawy wyglądu reszty terenu lecz brak sił skutecznie to mi uniemożliwiały. Westchnąłem cicho a Lonnie, który nie puszczał mnie nawet na chwilę, przesiadł się na moje kolana. Królowa się cicho zaśmiała na ten widok.

-Urocze.- Odezwała się.- Lonn jeszcze nigdy nie przylepił się na tak długo do kogokolwiek. Nawet jak ja go tule to po paru minutach zaczyna się wyrywać.- Powiedziała lekko się śmiejąc. Pogłaskałem młodego po głowie a ten na mnie spojrzał i używając swojego dziecięcego uroku, uśmiechnął się na co o mało cukrzycy nie dostałem. Niedaleko altanki zaczęły przebiegać króliczki na co Lonnie się odezwał.

-Chodźmy polować na króliki!- Rozentuzjazmowany zeskoczył z moich kolan i zmienił się w małego czarnego jak węgiel wilka. Popatrzyłem na Leanna'e a ta z uśmiechem ponagliła mnie, więc zeskoczyłem z altanki zmieniając się w karmelowego wilka tak dwa razy większego od Lonnie'go. Młodszy obwąchał mnie i okrążył po czym skacząc w miejscu zawył radośnie i zaczął biec a ja za nim. Oczywiście to polowanie polegało tylko na bieganiu za królikami bez robienia im jakiej kolwiek krzywdy. 

Przez następne kilka godzin aż do popołudnia, bawiłem się z młodszym omegą w postaci wilka. W pewnym monecie podeszła do nas królowa więc zamieniliśmy się w ludzkie postacie. Byłem trochę zmęczony ale zdawało się że młodszy miał jeszcze sporo energii.

-Chodźcie, za niedługo będzie gotowy obiad.- Po słowach kobiety, Lonnie złapał mnie za rękę i zaczął biec do zamku. Moje wołanie aby się zatrzymał na niego nie działały. Za mną usłyszałem perlisty śmiech Leanna'y. Zatrzymaliśmy się dopiero przed drzwiami na tarasie i czekaliśmy na kobietę. Strażnicy znowu nam otworzyli drzwi i z nami zamknęli. Starsza omega zaprowadziła nas o jadalni gdzie już była reszta rodziny. Everette widząc mnie, rozpromieniony wstał podbiegł do mnie i mnie przytulił. Królowa odciągnęła od nas Lonnie'go i zasiadła wraz z nim na krzesłach przy stole. Wtuliłem się w swojego alfę i się o niego oparłem całym swoim ciężarem gdyż moje mięśnie zaprzestały współpracy ze mną.

-Coś się stało?- Spytał zmartwiony.

-Jestem trochę zmęczony.- Odszepnąłem po czym za pomocą Everette, usiadłem przy stole a ten obok mnie.

Jadalnia była duża i przestronna, lecz nadal mniejsza od pokoju dziennego. Była ona w barwie czerwieni z złotymi ozdobami. Był tu też kominek który nadawał przyjemnego klimatu. Nad kominkiem wisiało poroże a pod ozdobą był mały obraz. Na jednej ze ścian  wisiał ogromny portret rodzinny na którym Lonnie był niemowlęciem. Oprawiony był w masywną złotą ramkę z różnymi grawerami. Stół był duży i wykonany z ciemnego drewna tak samo jak krzesła. Na jednej ze ścian znajdowało się okno zajmujące jej prawie całą powierzchnię. Nad stołem wisiał piękny rozłożysty złoty żyrandol z świecami, które też były osadzone w świecznikach na wysokości półtora metra od ziemi. Całe pomieszczenie było wypełnianą aurą spokoju i rodzinnej atmosfery. 

-Pięknie tu.- Mruknąłem zachwycony.

-Cieszę że ci się tu podoba.- Cmoknął mnie w policzek mój alfa na co się zarumieniłem a po chwili służba zaczęła nakładać do stołu. Jedzenia było sporo jakby chcieli nakarmić sekcje wojska. Patrzyłem na dania tam postawione nie wiedząc co sobie nałożyć.

-Dużo tegoo.- Powiedziałem rozmarzony na co król się zaśmiał krótko. Na stole jako danie główne był podany kurczak który pachniał wyśmienicie. Leżały też pół miski z sałatkami czy pojedynczymi warzywami czy nalewki wypełnione różnymi sosami. Wśród tego wszystkiego stał też dzbanek z herbatą, misa z zupą a wraz z nią talerz z pieczywem, misa z tłuczonymi ziemniaczkami i misa z gulaszem.

-Dlaczego nie jesz?- Spytał zdziwiony fiołkowooki gdy skończył sobie nakładać.

-Nie wiem co nałożyć..- Ten tylko uśmiechnął się z politowaniem i nałożył mi ziemniaków, gulaszu oraz ogórków w śmietanie. Popatrzyłem na niego z wdzięcznością i gdy każdy już zażyczył każdemu smacznego, zaczęliśmy jeść.

Całość przeminęła w przyjemnej atmosferze, czasami zaczynano krótkie rozmowy co nikomu nie przeszkadzało. Była nawet malutka kłótnia między Everettem a Lonnie'm. Oczywiście o to kogo jestem. Westchnąłem na to i się odezwałem.

-Z tego co wiem jestem wolnym wilkołakiem a nie czyjąś własnością książę.- Prychnąłem zirytowany memłając widelcem w ziemniakach.- Dziękuje za posiłek.- Odłożyłem sztućce na talerz i oparłem się o oparcie krzesła.- Mogę odejść od stołu Leanna'o?- Spytałem a ta z troską skinęła na tak. Więc wstałem chcąc już iść ale zostałem zatrzymany.

-Poczekaj to pójdziemy razem.

-Nie trzeba, sam trafię a ty zjedz jak jesteś głodny.- Mruknąłem i wyszedłem z pomieszczenia. Pokierowałem się do komnaty księcia lecz jakby różdżką odjęło z zapomniałem jak do niej iść. Rozejrzałem się w o kół i lekko ze stresowany, na szczęście dostrzegłem May-Lin.- May!- Zawołałem do kobiety niezbyt głośno a ta do mnie podeszła.

-Coś się stało?

-Zapomniałem jak iść do komnaty księcia..

-Oh, biedactwo.. Choć.

Szliśmy tak aż ta wzięła mnie pod ramię z zaskoczenia.

-Coś ty taki przybity?

-A nie wiem tak jakoś...

-Co powiesz na kakao?- Popatrzyłem na kobietę z iskierkami w oczach.- Ah, zawsze działa.- Wprowadziła mnie do komnaty, usadziła na futrach przy kominku i okryła kocem.- Poczekaj, zaraz wrócę.- Po tych słowach wyszła z pomieszczenia zostawiając mnie samego ze swoimi myślami. Może za ostro zareagowałem? Nie, nie, nie. W końcu potraktował cię jak przedmiot mówiąc jakbyś był jego własnością Vivien, twoja reakcja była słuszna. Przecież to dorosły facet i kłócił się z dzieckiem a dzieci nie zawsze pojmują znaczenia tego co mówią więc on jako dorosły powinien przemilczeć a nie. Hmpf! W tym momencie kobieta wróciła z tacką na której stała  porcelanowa filiżanka i dzbanek. Usiadła obok mnie kładąc tackę na przeciw mnie.- To teraz mów co cię gryzie.- Powiedziała spokojnie a ja wziąłem do rąk filiżankę.

-N-no bo.. Trochę niezbyt miło zareagowałem na słowa księcia gdy ,,wykłócał,,- Zrobiłem króliczki jedną ręką przy ostatnim słowie.- się z Lonnie'm.

-A o co poszło i co powiedział takiego?

-,,Pokłócili,, się o to kogo jestem i tak jak zrozumiem że Lonnie nie za bardzo jeszcze pojmuje co powiedział to tak kompletnie się zawiodłem jak Everette powiedział że jestem cytuje ,,JEGO omegą,, co brzmi jakbym był przedmiotem i jego własnością. Hmpf. Palant.

-A ty co powiedziałeś?

-Że z tego co wiem jestem wolnym wilkołakiem i że nie jestem niczyją własnością dodając z irytacją jego tytuł księcia..

-E tam, nie martw się takimi rzeczami. Ktoś w końcu musi być z nim szczery i mieć własne zdanie. A następnym razem jak coś podobnego zrobi to zaplanujemy jak go zepchać z wierzy aby to był wypadek.- Szturchnęła mnie łokciem po czym zaśmialiśmy się razem. Kobieta spojrzała na zegar i się znowu odezwała- Już czas na mnie, do zobaczenia.

-Mhmm.- Mruknąłem po czym kobieta opuściła mnie po raz kolejny. 

Delektowałem się kakaokiem i tańczącymi płomieniami w kominku następne pare minut, lecz wszystko co dobre kiedyś się kończy. Do komnaty wszedł książę od siedmiu boleści i przysiadł się koło mnie. Zignorowałem go i nalałem sobie więcej ciepłego napoju niebios który skrupulatnie wyciszał mój organizm. 

-Przepraszam..- Odezwał się z pokorą co było też czuć po jego zapachu. 

-Przynajmniej wiesz że zawiniłeś.- Powiedziałem spokojnie.- A wiesz za co przepraszasz?- Dodałem spoglądając na niego. Dopiłem kakao z filiżanki a ten nadal się nie odezwał. Zbulwersowałem się trochę i wybuchnąłem.- Przepraszasz i nawet nie wiesz za co?!- Krzyknąłem na niego wstając gwałtownie.

-Nie za bardzo.. Może powiesz czym cię uraziłem?

-Co za gbur i palant z ciebie!- Gdy oddaliłem się do łóżka ten znów chciał się odezwać ale ja już wkurwiony rzuciłem w niego filiżanką.- Jesteś po prostu okropny! Wynoś się z tond!

-Ale to moja komnata.

-Won! śpisz za drzwiami!- Powiedziałem warcząc i przymierzając się do ataku książką, lecz ten jej z łatwością uniknął przez co uderzyła w ścianę.- Poszedł albo pójdę do m-mamy.- Mówiłem hardo lecz pod koniec załamał mi się głos a ja się lekko skuliłem i zaskomlałem. Książe natychmiastowo znalazł się przy mnie.

-Kochany, co się dzieje, twój zapach jest mocniejszy.

-Odejdź, dostałem pierwszej rui palancie.- Warknąłem i chciałem go odepchnąć lecz moja wewnętrzna omega mnie powstrzymywała.- Jednak z-zostań.- Po tych słowach pomógł mi usiąść i przebrać się w piżamę. Oczywiście moje ciało za każdym razem jak musnął moją skórę palcami wydawało przygłuszone grzeszne dźwięki.- N-nie jestem jeszcze n-na to gotowy..- Powiedziałem a książę wiedząc o co mi chodzi po prostu nas położył i przytulił mnie do siebie wypuszczając więcej swoich feromonów na co moja odurzona nimi omega zawyła wewnątrz. Mimo mojej wyraźnej niechęci moja wilcza część przejęła nade mną kontrole i zaczęła kusić księcia grzesznymi dźwiękami, zbereźnymi tekstami. Mimo że się też o niego ocierałem i jawnie molestowałem to książę uszanował moje wcześniejsze słowa i nie wykonał żadnego ruchu.


--------------------------------------------------------------------------------

Jak się czujecie po przeczytaniu ponad 2700 słów?? Rozdział liczy dokładnie 2716 słów UnU. Pisałem go bite cztery dni, mam nadzieje że jest git ಥ_ಥ  (psst kocham tych co wyłapali nawiązania do Kurosha shshsh)

Ubranko Vivi:


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro