II
Vivien per.
Ten tydzień minął strasznie szybko. Z pomocą matki moje rzeczy zostały spakowane. Co prawda były to tylko dwa kufry z czego jeden mały. Pokój nie został całkowicie opustoszony, zostało tu kilka moich drobiazgów czy rzeczy których nie uważam za nie zbędne do wzięcia. Wraz z matką udało się przetransportować kufry do zakładu, lecz i tak ta droga trwała dwa razy dłużej zważając że musieliśmy się co jakiś czas zatrzymywać aby odpocząć. Bądź co bądź jesteśmy tylko omegami które nie słyną z dużej siły fizycznej. Po dotarciu na miejsce położyliśmy mój bagaż przed ladą. Chwilę później otworzyłem wraz z mamą zakład. Moje ubranie było takie samo co wczoraj więc aby się niezabić stałem za ladą albo pomagałem przekładać jakieś drobne rzeczy. Co jakiś czas trafił się klient po odbiór albo ktoś z nowym zamówieniem. W pewnym momencie poczułem ten zapach, odwracając się do drzwi zobaczyłem jak on przez nie przechodzi. Spojrzałem na zegar. Przyszedł nawet w tym samym czasie w którym zadeklarował że po mnie przyjedzie za równy tydzień!
-Dzień dobry.- Skłonił się w moim kierunku a ja jak słup soli się nawet o milimetr nie poruszyłem. Poszedł do mnie i ucałował moją dłoń na co się zarumieniłem.- Pożegnaj się z matką bo zaraz wyjeżdżamy.- Powiedział po czym kazał strażnikom zabrać moje bagaże. W moich oczach pojawiły się łezki i niewiele myśląc wtuliłem się w matkę z całej siły.
-Będę za tobą tęsknić skarbie.- Powiedziała po czym pocałowała mnie w głowę.
-J-ja za tobą t-też.- Powiedziałem bliski płaczu. Kobieta widząc to złapała moje policzki w dłonie i kciukami zaczęła ścierać moje łzy. Odsunęła mnie na chwilę od siebie i na moje ramiona nałożyła zielono białą chustę którą na co dzień nosiła. Wtuliłem się w nią po raz kolejny. Ta tylko mnie poklepała po plecach.
-Odwiedź mnie czasem.- Przytaknąłem jej a ta po raz ostatni otarła moje łzy i uśmiechnęła się promiennie.- No już leć za nim i ja się rozkleję.- Pocałowała mnie w czoło i puściła. Podszedłem do mężczyzny i po raz ostatni pożegnałem się z matką. Niepewnie złapałem alfę za dłoń lecz jego uśmiech i uspokajający zapach pozwolił czuć się pewniej. Pomógł mi wsiąść do bogato wyglądającego powozu po czym zasiadł przy mnie. Popatrzyłem na budynek ze smutkiem w oczach po czym ruszyliśmy. To będzie dłuuuuuga podróż.. Pomyślałem po czym oparłem się o ścianę wozu i odpłynąłem.
[TIME SKIP// CHWILE PRZED DOJECHANIEM NA DWOREK KRÓLEWSKI]
Przebudziłem się tuląc do czegoś przyjemnie pachnącego. Wtuliłem w to twarz i zaciągnąłem się zapachem, lecz po chwili usłyszałem cichy śmiech i jak poparzony odsunąłem się od ramienia księcia aż pod samą ściankę. Popatrzyłem przez okienko i zauważyłem że stanęliśmy na ogromnym i pięknie ozdobionym roślinami dziedzińcu tuż przy schodach do zamku. Książę wyszedł po czym otworzył mi drzwiczki. Łapiąc mnie pod pachy, pomógł mi wyjść z wozu. Ja rozumiem że jestem niski bo tylko 160cm, no może w tych butach 166cm, ale nie jestem dzieckiem. hmpf!
-Dziękuje ale s-sam mogłem wysiąść..- Powiedziałem cicho.
-Moja księżniczka nie może się przemęczać i narażać się na niebezpieczeństwo. A co gdybyś upadł schodząc?- Spytał zniżając się twarzą na mój poziom, co było lekko trudne bo on jednak ma ponad 190cm wzrostu, i złapał swoimi dłońmi moje. Musnął delikatnie moje usta na co się siarczyście zarumieniłem. On tylko się wyprostował a moje ciało wypuściło wilcze uszka i ogon gdy przypomniałem sobie jak mnie nazwał. Złapał mnie za dłoń po czym zaczął prowadzić mnie po schodach. Oczywiście mistrz łamaga, musiałem się o mało nie wywalić na pierwszych schodkach gdzie ogólnie schodków jest koło sześćdziesięciu jak nie więcej. Książe to widząc podniósł mnie i wniósł na styl panny młodej. Mój ogon za sprawą mojej wewnętrznej omegi zaczął merdać szczęśliwy a uszka oklapły na płask. Zakryłem dłońmi twarz i tak trwałem póki nie poczułem gruntu pod nogami. Mój alfa wypuścił kojące dla mnie feromony dzięki którym się uspokoiłem a wilcze defekty się schowały. Strażnicy otworzyli masywne drzwi po czym książę łapiąc mnie w tali zaczął mnie prowadzić gdzieś. Warknąłem a ten tylko spojrzał.
-Książe, czy mógłbyś zabrać ręke z mojej tali.- Mruknąłem zirytowany co widocznie zdziwiło księcia lecz dla niepoznaki się odezwał spokojnie.
-Teraz jesteśmy parą, mów mi po imieniu kochany.- Powiedział łapiąc mnie za dłoń.
-Gdzie idziemy k- Everette?
-Idziemy do sali dziennej w której powiedziałem rodzinie aby czekali.
-D- Chciałem się odezwać, lecz książę mi przeszkodził otwierając ogromne drzwi. Złapał mnie ponownie za ręke i wprowadził w głąb pomieszczenia. Dojrzałem na kanapach rodzinę królewską. Król był wysokim dobrze zbudowanym alfą o zielonych oczach i blond włosach, był bardzo bogato ubrany co tylko dodawało mu dostojności. Jego żona była średniej wysokości urodziwą omegą o długich falowanych czarnych włosach i tych samych oczach co Everette. Ich córka była starszą siostrą mojego alfy i była betą. Miała równie długie co matka włosy lecz o blond ubarwieniu z czarnymi paskami. Miała ona wyblakłe fiołkowe oczy i porcelanową cerę po królowej. Najmłodszym członkiem rodziny był chłopiec na oko dziesięć lat, po zapachu wiedziałem że to omega. Miał on czarne przydługawe włosy spięte spinką na grzywce i heterochromię gdzie jedno oko miał zielone a drugie wyblakło fiołkowe. Gdy nas zauważyli, pokłoniłem się niezgrabnie zaczynając panikować.
-Matko, ojcze to jest Vivien. Mój przeznaczony.
-Czyli to jest twoja wybranka o której mówiłeś przez ostatni tydzień.- Powiedziała królowa po czym podeszła i mnie przytuliła.- Witaj w rodzinie skarbie.
-Dzi-dziekuje prze pani..- Powiedziałem cicho na co się zaśmiała.
-Mów mi po imieniu Leanna albo mamo, kochanieńki.- Po wy przytulaniu mnie na śmierć poszedł do mnie król i wystawił w moją stronę dłoń którą przyjąłem.
-Witaj w rodzinie młodzieńcze, mów mi po imieniu, Raymond.
-D-dobrze..- Po nim podeszła do mnie siostra mojego alfy. Przytuliła mnie lekko po czym się odsuneła.
-Możesz się zwracać do mnie Ottilia.- Po przedstawieniu się wyłonił się zza niej najmłodszy książę.
-Lonnie.- Powiedział cicho.- M-mogę tuli?- Spytał prawie że szeptem ja tylko ukucnąłem i rozłożyłem ramiona. Młodszy od razu się we mnie wtulił a ja objąłem go ramionami. Gdy nie chciał mnie puścić, podniosłem go trzymając go jedną ręką pod tyłek a drugą plecy. Ten tylko owinął mnie nogami i jeszcze bardziej się wtulił. Popatrzyłem na Everetta, który był widocznie zazdrosny o młodszego. Zaśmiałem się cicho na ten widok a on spojrzał na mnie obrażony. Zaczęło mi się robić ciężko przez co usiadłem na wolnym fotelu. Reszta już siedziała na swoim miejscu oprócz księcia który stał przy moim siedzeniu.
-Lonn, może odczepił byś się od MOJEGO omegi i poszedł się bawić.
-Teraz jest mój!- Powiedział książątko po czym wystawił język w stronę alfy.
-Ty mały-.
-Zazdrosny o dziecko? Co będzie jak będziemy mieć swoje szczenię.- Powiedziałem z ironią co najwidoczniej uszczęśliwiło Everetta pod tym względem że czuje się w jego towarzystwie coraz pewniej. Zacząłem głaskać heretochromika na co mój alfa położył głowę na moim ramieniu i zaskomlał domagając się uwagi. Pogłaskałem go po głowie a temu gdyby mógł to merdał by ogon ze szczęścia.
-Pewnie jesteś zmęczony i głodny po podróży, zaraz poproszę sługę aby przygotowano dla ciebie posiłek.
-Nie trzeba prz- Mamo.. ?- Za wahałem się lecz widząc szczęście na jej twarzy uspokoiłem się. Lecz pomimo to kobieta nie posłuchała i posłała sługę.
-Więc kochanieńki ile masz lat?
-Szesnaście..
-Twoi rodzice to?- Dopytywała kobieta.
-Krawcowa Loetta McLayeren i zmarły polowniczy Bradley McLayeren..
-Och tak mi przykro..
-Nic się niestało.- Powiedziałem ze smutkiem na wspominkę o zmarłym ojcu.
-Zajmujesz się czymś?
-Pomagałem matce w domu i w zakładzie krawieckim. Niezbyt dużo obowiązków miałem lecz i tak uwielbiałem mamie pomagać nawet w noszeniu zakupów.
-Ahh, czym ten gburowaty imbecyl zasłużył na tak dobrą omegę.- Powiedziała z przekąsem beta na co poprawił mi się humor. Po chwili przyszedł sługa z tacką napełnioną jedzeniem i piciem. Niezadowolony Lonnie zszedł mi z kolan dając zjeść. Dostałem gulasz na gniecionych ziemniakach i do tego filiżanka herbaty. Lekko skrępowany zacząłem jeść, za uważając że reszta zajęła się rozmową miedzy sobą swobodnie zjadłem posiłek po czym dopijając herbatę oddałem tackę służącemu. Ziewnąłem na co mój alfa zareagował od razu. Wziął mnie na pannę młodą i na odchodne się odezwał.
-Ja wraz z Vivienem pójdziemy się położyć, miłego wieczoru.- Po chwili szliśmy korytarzem najpewniej do komnaty księcia. I tak jak się nie myliłem po paru minutach weszliśmy do środka. Jego komnata była w odcieniach beżu, bieli i czarnego. Po środku, między ogromnymi oknami z czarnymi zasłonami, stało ogromne łóżko, pomieszczające całą rodzinę królewską, z ciemnego drewna i beżowo białą pościelą. Pod jedną ścianą stało biurko i dwie szafy także z ciemnego drewna. A po drugiej stronie znajdował się kominek z różnymi trofeami i bibelotami oraz kilka kufri i drzwi prowadzące najprawdopodobniej do łazienki księcia. Ściany były beżowe wraz z białymi wykończeniami i trofeami w postaci zwierzęcych głów czy poroża. Podłoga również z ciemnego drewna była obłożona dywanami z futra niedźwiedzi lub innych dużych stworzeń. Książę posadził mnie na łóżku po czym przeszukał jedną z szaf. Podał mi koszulę nocną i kazał się w nią przebrać.
-O-odwrócisz się?- Powiedziałem zawstydzony lecz książę uszanował moją prośbę. Po chwili byłem już opatulony jedwabną koszulę. Za to alfa rozebrał się do naga i ułożył po jednej stronie łóżka. Poklepał miejsce obok. Ułożyłem się w zdystansowanej odległości lecz książę miał inne plany i przysunął mnie bliżej siebie, wtulając mnie w swój nagi tors. Wtuliłem się w niego niepewnie po czym odurzony jego kojącym i usypiającym zapachem udałem się do krainy snu i błogości.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro