Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

I

Vivien per.

Obudziłem się przez rażące moje powieki słońce. Sądząc po jego układzie jest już późny poranek. Zacząłem się rozglądać po pokoju, po krótce zauważając kartkę a obok ułożone w kostkę ubrania. Podszedłem do skrawka papieru zawierającego zgrabne pismo mojej matki i go przeczytałem.

,,Jeśli już się obudziłeś to się uszykuj i przybądź do mojego zakładu krawieckiego. Obok masz przyszykowane ciuchy a na stole w kuchni masz już gotowe śniadanie.

Mama.~"

Po przeczytaniu spojrzałem na ubrania. Wziąłem je i ruszyłem do łazienki. Położyłem je na półce po czym zacząłem szykować sobie szybką kąpiel. Po pół godziny wyszedłem z wanny po czym się osuszyłem ręcznikiem. Wziąłem ubrania i się w nie ubrałem. Strój składał się z brudno zielonej koszuli na krótki rękaw do połowy przedramienia. Miała ona króciutki krawat i po całości czarne zdobienia. Do tego czarne spodenki do kolan z przyszytym wysokim stanem imitującym gorset i materiałem który przypominał jakby te spodenki od połowy były spódniczką. Miała też dwa łańcuszki zakończone spinkami na środku ,,gorsetu,,. Po uszykowaniu się, poszedłem do kuchni. Na stole leżał talerz z kanapkami i gliniany kubek z najpewniej kompotem. Obok krzesła na którym zasiadłem leżało kwadratowe pudełko. Przy talerzu zauważyłem kolejną kartkę.

,,Mam nadzieje że te buty ci się spodobają, zamówiłam je wczoraj u sąsiada z zakładu krawieckiego.

Mama.~"

Stwierdziłem że w pierwszej kolejności zjem a potem otworzę tajemnicze pudełko. Po dziesięciu minutach wstałem i zmyłem naczynia po czym z powrotem usiadłem na krześle. Wziąłem pudełko i kładąc je na swoje kolana, otworzyłem je. Znajdujące się w środku buty były krótkimi brudno zielonymi kozakami na niewysokim koturnie i z czarnymi zdobieniami które dominowały w dolnej części i na górnym końcu buta. Sznurowadła były długie i czarne. Przyglądałem się dłuższy czas tym butom i westchnąwszy założyłem je.

-Robię to tylko aby matki nie zasmucić..- Powiedziałem cicho po czym z niemałym zdziwieniem odkryłem że te buty są wygodne od środka przez wypełnienie go przyjemnym materiałem.- Może nie będzie tak źle..- Mruknąłem sam do siebie po czym wyszedłem z domu i ruszyłem do zakładu krawieckiego mamy. Szedłem szybkim tempem ale nie na tyle szybkim aby połamać sobie nogi w tych kozakach. Widziałem te obleśne spojrzenia nawet żonatych alf. Skuliłem ramiona i skrzyżowałem ręce na piersi chcąc jak najszybciej dotrzeć do miejsca docelowego. Widać że ktoś u góry czuwa nade mną bo już po dwóch minutach byłem na miejscu. Zanim wszedłem znowu poczułem ten odurzający zapach słoneczników. Otworzyłem drzwi przez co dzwonek nad nimi wydał dźwięk a wszystkie oczy skierowały się na mnie. W pomieszczeniu była moja matka, ten sam mężczyzna co wczoraj i jakiś prawdopodobnie lokaj tego alfy wraz z dwoma strażnikami. Napięty jak struna podszedłem do matki i stanąłem obok niej. Po ogarnięciu że przede mną stoi książę ukłoniłem się mu niezgrabnie po czym się odezwałem.

-Dziękuje za wczorajszy ratunek.- Powiedziałem cicho po czym chcąc jakoś przestać być w centrum uwagi schowałem się delikatnie za mamą i złapałem ją za dłoń. Gdy książę chciał się odezwać uprzedziła go moja mama.

-Przepraszam za niego, jest strasznie nieśmiały.- Uśmiechnęła się szeroko po czym chwyciła mnie za ramiona i wystawiła przed siebie.- Pójdę zrobić dla nas herbaty, zaraz wrócę.

-Nie trzeba pani McLayeren.- Powiedział, lecz kobiety już niebyło w pomieszczeniu. Westchnął zrezygnowany a mnie ogarnął stres przez który w kącikach moich oczu pojawiły się łezki. Starszy wyczuwając to wypuścił kojące feromony dzięki którym uspokoiłem się. Moja wewnętrzna omega zaczęła krzyczeć że to jest nasz przeznaczony, wpadając po uszy w uczuciu miłości darząc nim księcia. Zarumieniłem się delikatnie na jej słowa.

-Pięknie wyglądasz.- Powiedział podchodząc do mnie bliżej. Zarumieniłem się siarczyście a mój zapach z zawstydzenia się nasilił. Moje ciało z za dużych emocji wypuścił wilcze uszy i ogon przez co zawstydziłem się jeszcze bardziej. Usłyszałem cichy śmiech na co popatrzyłem złowrogo na jego właściciela. Nadal czerwony na twarzy udałem obrażonego i w tej sytuacji zawitała do nas mama z tacą herbaty i ciasteczek. Od razu schowałem się za kobietą i się w nią wtuliłem.- Wprawdzie uroczego ma pani syna, pani Loetto. 

-Dziękuje za tak szczere słowa książę.- Powiedziała po czym odstawiła tacę na blat biurka. 

 Everette per.

Patrzyłem na chowającego się za swoją matką chłopca. Już wczoraj przy naszym pierwszym spotkaniu wiedziałem że jesteśmy sobie przeznaczeni. Jego słodki zapach bułki cynamonowej nie mógł by przebić nawet najlepszy piekarz na świecie. Był on wręcz idealny, drobne smukłe porcelanowe ciało ozdobione piegami, puszyste kręcone karmelowe włosy, o tym samym kolorze uszka i ogon, duże ciemne oczy i zniewalający zapach. Zapragnąłem aby był u mego boku.

-Mam pytanie do pani.- Ta przytaknęła dając znak że słucha.- Czy dałaby mi pani zaszczyt związania się z pani synem? Jako jego przeznaczony chciałbym mieć go u swego boku.

-Ja nie mam nic przeciwko, lecz ostateczna decyzja należy do mojego syna.- Przytaknąłem i zwróciłem się do chłopca który już nie miał wilczych uszu i ogona.

-Jak ci na imię?- Spytałem spokojnie.

-Vivien..- Powiedział cicho na mnie spoglądając zza matki.

-A więc Vivien.- Podszedłem bliżej na co jego mama się odsunęła w bok za co jestem jej wdzięczny. Uklęknąłem na jedno kolano przed nim.- Czy dasz mi ten zaszczyt i uczynisz mnie najszczęśliwszym alfą na ziemi, wiążąc się ze mną?

-J-ja.. n-nie chce zostawiać m-mamy tutaj samej..- Powiedział płochliwie po czym wtulił się w kobietę. Zdeterminowany do dalszego działania odezwałem się.

-Możemy twoją matkę ulokować w domku bliżej zamku tak samo jej zakład.

-Nie powinniście się mną przejmować i dziękuję za taką propozycje, lecz odmówię mam tu swój dom po mężu a zakład tu stoi od czasów mojej pra pra babki.

-Nie chcę cię zostawiać..- Powiedział bliski płaczu a moje serce zaczęło się krajać.

-Przecież nie zostawiasz mnie na zawszę, będziesz mógł mnie odwiedzać. Zamek jest dzień drogi wozem z tond.

-A-Ale..

-Wybierz słusznie nie patrząc na mnie tylko na swoje szczęście.- Powiedziała kojącym głosem i go przytuliła.

-Dobrze..- Szepnął po czym trwał tak przez dłuższą chwilę. W końcu odlepił się od swojej rodzicielki i przetarł oczy stając prosto.-Podjąłem decyzję. Zgadzam się związać się z tobą książę, lecz potrzebuje czasu..

-Ile tylko zapragniesz.

-Daj mi tydzień.

-Dobrze, równo za tydzień wrócę po ciebie. Mógłbym cię przytulić na pożegnanie?- Spytałem niepewnie a ten kiwnął twierdząco głową. Podszedłem bliżej niego i go otuliłem ramionami a przez to że był dosyć niższy ode mnie musiał stanąć na palcach. Poczułem jak lekko mnie otula swymi drobnymi rączkami. Po chwili odsunąłem się od niego i ucałowałem go z wierzchu dłoni po czym żegnając się wyszedłem. Pokierowałem się do powozu. Po usadzeniu się w jego środku, ruszył w stronę zamku.

Vivien per.

Buchnąłem rumieńcem gdy tylko książę wyszedł. Moja omega skakała ze szczęścia a ja tylko popatrzyłem na matkę która była równie uradowana co on. Uścisnęła mnie i obróciła nami.

-Tak się cieszę kochanie! Ojciec był by z ciebie dumny- Powiedziała szczęśliwa.- Pomogę ci pakować kufry jak wrócimy do domu.

-Nie ma co się śpieszyć, mamy tydzień a i tak nie mam za dużo rzeczy.- Wtuliłem się w kobietę po czym oboje usiedliśmy na ławeczce i zaczęliśmy pić herbatę przeplataną luźną rozmową czy plotkami które mama słyszała na targu. Resztę dnia spędziłem na pomaganiu jej w zamówieniach lub obsługiwaniu klientów czasem przeprowadzając z nimi jakieś mniej znaczące rozmowy i tak aż do późnego wieczora. Wracaliśmy oświetlaną przez lampy główną ulicą aż doszliśmy do domu w którym pomogłem mamie z kolacją po której obydwoje życzyliśmy sobie dobrej nocy i po wykonaniu wieczornej rutyny poszliśmy spać w swoich pokojach, lecz przez dłuższy czas nie mogłem zmrużyć oczu. Zacząłem rozmyślać co przyniesie nowy tydzień który będzie początkiem nowego rozdziału w moim życiu. Męczony przeróżnymi myślami w końcu zasnąłem.

------------------------------------------------------------------------------------------

Ubiór naszego Viviena:

Uznajmy że to ten sam odcień zieleni. 

~Good bye

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro