rozdział piętnasty; nostalgia
Nostalgią określa się tęsknotę za czymś odległym, przeszłym. Więc, czy mogę tęsknić za wydarzeniami sprzed paru godzin? Czy nostalgią mogę darzyć uczucie ust na wyrysowanej krawędzi swoich warg? Poczuciem ciepła, bezpieczeństwa? Tego, że cały świat może być niestraszny, gdy jego ramiona działają tak chroniąco, jak ukojenie na największą ranę w miejscu serca będącym jak pole bitwy.
Z drugiej strony melancholia. Ona raczej kojarzy się z czymś smutnym, jak zasmucenie związane ze wspomnieniami, stan lekkiego przygnębienia. Lecz, czy jestem smutny? Do tego raczej mi daleko, nie mógłbym pozwolić sobie na smutek po przeżyciu czegoś tak wprost perfekcyjnego, po spędzeniu długich chwil w cieple obu ciał, po zapewnionych niemo i niewerbalnie obietnicach, po pocałunkach i wspólnym nuceniu piosenek.
Więc uczucie to nie może być nazywane melancholią. Więc czym jest?
Te myśli... wydawały się mi towarzyszyć podczas powrotu do domu, na tę szarą część miasta, która ani trochę się do mnie nie uśmiechała, ale była moją własną codziennością. Właściwie jest.
Tyle myśli zaprzątało jednocześnie moją głowę; pytania, które wydawały się nie mieć odpowiedzi, lub posiadające ją w bardzo skrytej postaci. Mętlik toczył się tak samo w moim skołotanym sercu, chociaż ta część szczerze jakby odżyła odkąd tylko dopuściłem do siebie mężczyznę, w którym jestem zakochany. Wiem, że Louis o mnie dba, cholera, przecież on aż zanadto się o mnie martwi, co jest zupełnie uroczym elementem całej tej sytuacji. Wciąż nie potrafiłem uwierzyć, że w prosty sposób mógłbym zasługiwać na jego dobro i jakkolwiek mu to wynagrodzić. Miałem jednak jeden pomysł, musiałem po prostu dać mu szansę, pozwolić się zbliżyć i to... wiązało się z ogromem zaufania. To oni jest przecież fundamentem całej konstrukcji związku, czymś na czym każda relacja powinna się opierać, zwłaszcza ta wiążąca ze sobą dwoje ludzi. To jak droga do kreowania wizji wspólnego świata. Wiem, że teraz problem tkwi tylko i wyłącznie we mnie, ponieważ mimo ciągłych zapewnień i starań Louisa nie umiałem w zupełności poddać się barierom, które sam ciągle buduję wokół siebie. Które stworzyły lęki i nieodłączne mojemu życiu użalanie się nad sobą, wywoływanie destrukcyjnego bólu, nieumyślne oczywiście.
Oparłem skroń o trochę brudną szybę autobusu zupełnie wyłączając się z otaczającej mnie atmosfery. Nie obchodził mnie gadatliwy chłopiec, będący blisko płaczu w trakcie rozmowy ze swoim ojcem, właścicielem naprawdę chłodnego tonu głosu; nie zwracałem również uwagi na ciągłe prychi kierowcy illekroć zatrzymywał się na przystanku. Na zewnątrz panowała całkiem ładna pogoda, powietrze po ciążących w ostatnim tygodniu ulewach stało się rześkie, niebo się przejaśniało i wydawało się, że właśnie te dni powinny być najbardziej cenione, ponieważ niedługo, gdy jesień z powrotem otuli miasto kolorami, wichrem i nudną melancholią, człowiek w końcu zatęskni za promieniami słońca, które teraz ma gdzieś. Ludzie to tak naprawdę idioci, zbyt skupieni na pogoni za idealnym światem. Ciągle coś im nie dogodzi. Z zawieszonymi głowami, ze zbitymi minami kierują się przez ulice miasta, w którym toczy się życie, ale to wydaję się ich nie obchodzić. Skoncentrowani są na szukaniu negatywów w całym i...
...może to jest ta rzecz, dzięki której Louis skradł moje serce.
On jest zupełnie jak wyróżniający się element układanki zwanej życiem. Niekoniecznie niepasujący... ale zapewne wyjątkowy. Zachowuje się, jakby patrzył na świat przez różowe okulary - jednak nie w infantylnym, złym sensie, to coś naprawdę dobrego. Stara się znaleźć pozytywną stronę każdego medalu, dostrzega sztukę tam, gdzie nikt by nawet nie skierował wzroku, jego myślenie jest takie beztroskie, a jednocześnie cała jego postać robi wrażenie kogoś, kto musiał coś stracić, żeby więcej zyskać.
Może znowu przesadzam, nadintepretuję, wyolbrzymiam, ale wiem, że coś czai się w tych niesamowitych, lazurowych tęczówkach, coś oprócz tego charakterystycznego błysku i maślanego wyrazu. To może być bardziej skryte niż mi się zdaję.
Nostalgia i melancholia rzeczywiście nie opuszczają mnie tego dnia.
Ocknąłem się dopiero, gdy nagle ludzie chmarą podnieśli się do pionu i jestem pewien, że gdyby nie to ilu ich tu jest, nie zauważyłbym, iż autobus się zatrzyma, a wtedy mógłbym mieć poważny problem. Na moje szczęście otrząsnąłem się z gnębiących przemyśleń we właściwym czasie. Pożegnałem się z kierowcą zachowując resztki kultury i pognałem w kierunku własnego apartamentu, jeśli w ten sposób można nazwać te ruiny. Wspiąłem się na właściwe piętro, nasłuchując głuchych człapów własnego chodu i kiedy znalazłem się pod właściwymi drzwiami, uświadomiłem sobie, że tak właściwie mieszkanie powinno być otwarte. Uchyliłem drzwi za sprawą naparcia na nie w tym samym czasie gniotąc w dłoni klamkę, a potem rozejrzałem się i nie zdążyłem nawet zdjąć butów, bo tak szybko, jak zatrzasnąłem za sobą drzwi, tak w tym momencie wyłoniła się przede mną Emily.
Stała oddychając ciężko, mając na sobie znoszoną bluzę wyglądającą jak ta, które nosi jej chłopak i nawet niechlujny kok na czubku jej głowy i opaska w kocie uszka dodawała dziewczęcemu wizerunku dramatyzmu. Patrzyła spod byka, wprost wyżerając w moich tęczówkach dziury i tylko mogłem czekać aż się odezwie, ale kiedy to nie nadeszło sam postanowiłem rozchylić usta.
— Nie przerywaj mi! – ryknęła i musiałem w tej chwili wyprostować się jak struna. Ton jej głosu przyprawiał o dreszcz, więc postanowiłem zastosować się do jej poleceń, zdejmując tylko płaszcz z cichym szelestem. — Nie wyobrażasz sobie, w jak głupiej sytuacji mnie postawiłeś! Zostawiłeś mi mieszkanie i musiałam zrezygnować ze swoich planów! Ja rozumiem, że pierwsza miłość już mąci ci w głowie, ale mogłeś pomyśleć o mnie!
— A-ale Em... O czym ty mówisz? — otworzyłem drzwi komody, żeby schować ubranie na wieszaku.
Brunetka spojrzała na mnie jak na idiotę. — No... Kazałeś mi pilnować mieszkania. Upadłeś na główkę, że już nie pamiętasz tak banalnych faktów?
Chwilę zajęło mi, nim tak naprawdę przyswoiłem słowa Emily, aby następnie wybuchnąć śmiechem w trakcie czego moje kolana ugięły się w pół, a ciało niebezpiecznie pochyliło się tak, że byłem bliski upadku i złapałem się krawędzi komody.
— Ty dosłownie pilnowałaś mojego mieszkania, gdy byłem z Louisem? — upewniałem się, że dobrze rozumiem ten irracjonalny powód jej gniewu, lecz widząc malujące się na bladej twarzy zakłopotanie, znowu wziąłem niespokojny wdech w swoje płuca, wstrzymując gorzkie kaskady śmiechu. — Emily, co jest z tobą nie tak? Mogłaś po prostu zamknął moje mieszkanie, włożyć klucz pod wycieraczkę i sobie pójść dokąd cię nogi poniosą!
— Skąd miałam wiedzieć, że nie masz tego na myśli?! — wrzasnęła, zbijając mnie znowu z tropu, bo dlaczego była tak zdenerwowana czymś zupełnie zabawnym? — Ale w porządku... — jej głos nabrał stonowania i teraz wyprężyła się w dumie, postawą kontrastując z niechlujnym wyglądem. W dodatku jej metr sześćdziesiąt w tej bluzie z Adidas zupełnie się oznaczało i przypominała gnoma. — Powiedzmy, że wybaczę ci to niedomówienie jeśli o wszystkim mi opowiesz.
I cóż, dlaczego tego nie przewidziałem?
— Tylko jeśli zamówimy coś do jedzenia — dobry humor mnie nie opuszczał, a moja przyjaciółka wydawała się być tym rozanielona.
Wszedłem do salonu po pozostawieniu swojego płaszcza i butów w holu. Rozejrzałem się asekuracyjnie, sprawdzając, czy wszystko jest na swoim miejscu i wydawało się na pierwszy rzut oka, że moje mieszkanie nie przeszło żadnych zmian oprócz damskiego zapachu, który unosił się, miałem wrażenie, w postaci niewidzialnej chmury wsiąkając w całe pomieszczenie.
— Musimy od razu porozmawiać, jedzenie teraz nie jest najważniejsze –— Emily jak zwykle była tą bardziej energiczną z naszego dwojga. Tupała głośno stopając po panelach, kiedy opadłem na kanapę z westchnięciem przełączając program w telewizorze. — Harry — jej wymowny ton sprawił, że znów uniosłem na nią wzrok. — To była twoja pierwsza randka, z twoją pierwszą miłością, nie bądź taki spokojny! Opowiadaj wszystko — usiadła blisko mnie, niemal rujnując moją przestrzeń osobistą. — Gdzie cię zabrał?
— Do swojej galerii sztuki — prawie jęknąłem, przegryzając dolną wargę, ponieważ na samą myśl o pięknych słowach i gestach Louisa w tym miejscu uśmiech cisnął się na moją twarz.
— Co się tam wydarzyło?! — uważnie przyglądając mi się, Em od razu zauważyła różnicę w moim zachowaniu.
— Och Emily, po prostu... on jest dla mnie tak cudowny, Boże — ukryłem połowę twarzy w dłoni, opierając łokieć na zagłówku. — Mówił takie cudowne rzeczy, nazywał mnie sztuką, czułem się tak... tak beztrosko tak, jakbym... jakbym był po prostu uwielbiany — chichot Emy nie sprawił, że przestałem mówić. — Stanęliśmy na najwyższym piętrze tuż przed ogromnym oknem i pokazał mi panoramę miasta.
— Kurwa mać, nie sądziłam, że jest aż takim romantycznym kretynem, nawet jak na artystę — piszczała, trzymając moje udo jakby część mojego ciała była jej ostoją. — Co dalej?
— Objął mnie od tyłu, położył głowę na moim barku...
— Boże, ty masz praktyczne iskry w oczach!
Zaśmiałem się, ocierając opuszkiem palca wskazującego kąciki oczu.
— Powiedział, że chce mi pokazać... no wiesz, że jestem piękny i... w ogóle — zawstydziłem się nadto. — Okazało się, że w tym samym budynku ma swoje mieszkanie, chociaż to brzmi jak niedomówienie, bo jego apartament wygląda jak wyjęty z magazynów, których nawet nie przeglądałam, bo wiem, że na nic mnie nie stać — prychnąłem. — On... wziął wino i- skręty... Gdybyś tylko widziała, jak on gorąco wygląda paląc to śmierdzące zielsko, czasem częstując również mnie...
— Szokujesz mnie Harold — Emily uśmiechnęła się w maślany sposób. Odwzajemniłem to, zrzucając wzrok na kolana.
— Zaczął malować, a-ale... po moim ciele, więc... dotykał mnie, mojego torsu... karku.
Emily w tym momencie całkowicie ucichła, chowając swoje usta w złączonych w pięści dłoniach. Krzywiła się ze wzruszenia, patrząc na mnie dużymi oczami i nawet widziałem z tej bliskiej odległości, jak jej źrenice się poszerzają.
— Nie pamiętam kto zainicjował pocałunek, w ogóle przez to zioło mam pustkę w głowie jeśli chodzi o jakiejkolwiek słowa. Nie wiem o czym rozmawialiśmy, ale-
— Do rzeczy, Hazz. Powiedziałeś pocałunek, tak?
— To było bardziej jak... rzucenie się na siebie. Leżałem na łóżku, on był nade mną. Później film się jakby urywa.
Emily spojrzała na mnie ze zdezorientowaniem. Nie chciałem jej mówić o tym, że zemdlałem, bo znowu zaczęłaby się martwić, a ona już wystarczająco ma mnie na swojej głowie. Nie chciałem dłuższego traktowania mnie jak dziecko.
— Zupełnie nie pamiętasz, co było później? — powątpiewała.
— Emy, paliłem zioło pierwszy raz w swoim życiu i to musiało po prostu tak na mnie zadziałać — wzruszyłem ramionami, patrząc ślepo w telewizor i tak nie angażując się w oglądanie tego, co w nim leciało. — W każdym razie ranek spędziliśmy na balkonie, kiedy słońce dopiero wschodziło. Siedziałem na jego kolanach, piliśmy herbatę... opowiadałem mu nawet trochę o swojej przeszłości i uświadomiłem sobie, jak bardzo mu ufam. Czuję, że teraz jesteśmy naprawdę blisko i to... nie tak fizycznie, niezupełnie przynajmniej, ale tak... duchowo? Nie wiem sam jak go określić, to po prostu rodzaj tego uczucia, gdy masz świadomość, iż pochodzicie z dwóch różnych światów, ale pasujecie do siebie niemal idealnie, jak zagubione dwie części... czegoś — uśmiechnąłem się na to stwierdzenie. — Na pewno czujesz to przy swoim chłopaku.
— Wiem, o czym mówisz. Bardzo dobrze cię rozumiem — położyła dłoń na moim ramieniu mówiąc miękkim tonem głosu. — Ale widzę też, że wciąż jest w tobie jakoś głęboko zakorzeniona bariera, która nie pozwala ci naturalnie myśleć, że możesz być zakochany i przede wszystkim, że Louis może być zakochany w tobie.
Idealnie mnie rozgryzła.
— Zbyt wiele skrywam... Boję się, że gdy Lou dowie się wszystkiego, zostawi mnie. A ja chyba bym tego nie przeżył.
Spojrzałem na Emily potrzebująco. Pragnąłem, żeby powiedziała mi krok po kroku co powinienem zrobić i odebrała mi trapienia. Choć wiem, że taki scenariusz jest niemożliwy, miałem nadzieję na jakąkolwiek, nawet drobną pomoc i wsparcie.
— Przede wszystkim uważam, że najpierw musisz wziąć się za samego siebie — zaczęła delikatnie, łapiąc moją dłoń. — Musisz pogodzić się ze sobą i naprawić swoje serduszko, żeby mogło być kochane — uśmiechała się urokliwie, a jej słowa i to, jak jowialnie je wymawiała sprawiały, że ja również nie mogłem pozbyć się tego wyrazu twarzy i nasłuchiwałem jej wgapiając się w czystą buzię jak w obrazek. — Musisz zrozumieć Hazz, że możesz mieć poważny problem, większy niż sądzisz. Myśli, które męczą twoją głowę nie są zdrowe i powinieneś zwrócić się o pomoc do lekarza. Oczywiście wiesz, co mam na myśli. Będę wspierać cię cały czas, Louis na pewno tak samo. Nie zostaniesz sam, nie martw się. Wszyscy chcą dla ciebie jak najlepiej. Chciałabym, żebyś akceptował siebie, pogodził się z samym sobą, czuł się jak najlepiej we własnym ciale i ze swoim umysłem.
— Louis polecił mi jakiegoś swojego znajomego psychiatrę, więc w końcu rzeczywistoście muszę z tego skorzystać — przyznałem z leniwym ruchem głowy.
— Musisz wyeliminować czynniki, które sprowadzają cię na dno, cokolwiek by to nie było. Skup się na pozytywach. Za dwa dni już zaczynamy nowy rok szkolny, postaw sobie cele i dąż do nich, musisz być trochę bardziej pragmatyczny, rozumiesz? Oczywiście nic na siłę, to mogą być drobne kroki. Kolejna rzecz, skoro relacja z Louisem cię uszczęśliwia, brnij w to — zaświergotała takim tonem, jakby to było zupełnie niepodważalne. — Przecież sam widzisz zaangażowanie z obu stron, daj temu istnieć i wypalić. Widzę, że ty i Louis możecie stworzyć coś wielkiego i przestań uważać, że jesteś niewystarczający. Skoro Louis wciąż cię chce, to może oznaczać, że naprawdę mu na tobie zależy. Przecież on ci to ciągle udowadnia.
— Masz rację — uniosłem kąciki ust do góry, powoli oswajając się z jej słowami.
— Daj sobie czas, a zobaczysz, że stopniowo zaczeniesz robić się coraz bardziej otwarty i szczęśliwy.
— A ty... no wiesz, wczoraj nie rozmawialiśmy o tym zbyt wiele, kiedy Louis przyszedł, ale... gdy powiedziałem ci o tym, że zrobiłem z siebie, sama wiesz, to...
— Tak, oswoiłam się z tym trochę — przerwała mi, widząc jaką ciężkość sprawia mi mówienie o tym. — Wiesz, ja nawet nie miałabym nic przeciwko gdyby to sprawiało ci przyjemność, ale wiedząc jak cię to krzywdzi, to po prostu nie w porządku i zupełnie niesprawiedliwe. I sam wiesz, co musisz zrobić.
— Wiem — przytaknąłem. — Jeszcze dzisiaj usunę konto i zapomnę o tym całym profilu jak najszybciej będę mógł. Nie mógłbym dłużej robić tego sobie i... Louisowi. Za bardzo mi na nim zależy, by robić coś z kimś innym, nawet w takich intencjach.
— Mój duży Hazza — Emily wzdychnęła, przytulając mnie szczelnie. — Jesteś taki silny, nie zdajesz sobie sprawy! Wszystko się ułoży, obiecuję. Poprosimy Marka o podwyżkę, znajdziemy ci współlokatora, mogę ci pomagać z kasą, tylko pozwól mi sobie pomóc, okej?
— Nigdy po prostu nie chciałem być dla ciebie obciążeniem — mruknąłem, przełykając ślinę. — Dla Louisa też nie chcę...
— Widzisz, jeśli między wami jest naprawdę miłość, nic dziwnego w tym, że on chce się tobą opiekować, bo między innymi właśnie na tym polega geneza związania się, wiesz? No i nie oszukujmy się, Louis ma dobre warunki ku temu, aby cię troszkę wspomóc finansowo.
— Emily! Jesteś okropna! — znowu zaśmiałem się z dłońmi na jej tali odchylając głowę, żeby zobaczyć tylko jak przewraca oczami i wytyka mi język.
— No co? Zawsze się zastanawiałam na co bogatym ludziom tyle pieniędzy, to teraz Louis będzie mógł je dobrze sporządzić.
Pokręciłem głową z politowaniem. Emily cmoknęła mnie w czoło, co było cholernie miłe i naprawdę poczułem się, jakbym miał swoją starszą siostrę chociaż tak naprawdę Em jest ode mnie młodsza o kilka miesięcy.
— To co? Powiedz mi, co tam się jeszcze działo, hm? — poruszyła figlarnie brwiami.
— Louis powiedział, że ma tego dnia dużo pracy i musi zostać w galerii, ale najpierw odwiezie mnie do domu. Nie zgodziłem się, bo przecież mogłem wziąć taksówkę albo pojechać autobusem i nie zawracać mu głowy, i tak zrobiłem. Wcześniej pozwolił mi wziąć prysznic i poczęstował mnie śniadaniem.
— No, ale całowaliście się jeszcze czy nie?
— Na balkonie, rano... całowaliśmy się jeszcze raz — przymknąłem powieki. — Tylko ja... czuję się w tym bezwzględnie chujowo — parsknęliśmy oboje. — Naprawdę, nie śmiej się. Powiedziałem mu, że to moje pierwsze całowanie się i chociaż on stwierdził, że było dobrze, ja nie czuję się wcale pewnie! Nie wiem co robić, nie wiem jak — wzruszyłem ramionami z impetem. — W trakcie pocałunku zapominam o tym, bo... Louis mnie po prostu prowadzi, ale zaraz po, myślę sobie, czy to było dobre z mojej strony skoro nie mam żadnego doświadczenia i pewnie jestem w tym pokraczny.
— Za bardzo się przejmujesz — Emily machnęła ręką. — Miałam szesnaście lat, gdy poznałam Michaela. Czułam się podobnie jak ty i wiesz co? Musisz dać sobie czas na ogarnięcie tej rzeczy, ale zaufaj mi, to nic skomplikowanego. Najważniejsze jest, że robisz to z uczuciem. Pocałunkiem pokazujesz Louisowi, że chcesz go, chcesz pokazać mu, że podoba ci się i przekazać kiełkujące między wami uczucie.
— Ja wiem, ale... chciałbym być również dobry technicznie, bo on jest genialny i muszę mu dorównać choć trochę! — narzekałem jak małe dziecko.
— Czyli chcesz poćwiczyć? — puściła mnie, okręcając się bardziej w moim kierunku. Zmarszczyłem brwi, myśląc, że żartuje. — To dla mnie spoko Harry, traktuję cię jak brata, a ty mnie jak siostrę, więc to tylko taka przyjacielska przysługa.
— A Michael?
— Przecież nie będzie miał problemu z tym, że pokazałam koledze gejowi jak się całować. Mamy w związku duży dystans i otwartość. Ale wiesz, nie czuj presji. Tylko powiedziałam, że mogę pomóc ci w ten sposób, ale zawsze możesz spróbować na swojej dłoni.
— Nie... to mogłoby być dla mnie dobre. Dla nas i tak nic to nie znaczy, a ja bardzo chciałbym wiedzieć jak to robić. Przecież przyjaciele czasem całują się na imprezach lub coś — wyrzuciłem barki w górę.
— Dobra, więc musisz znaleźć swoją własną, ulubioną rzecz, swój własny punkt. Ja na przykład lubię kłaść Mike'owi rękę na żuchwę i kark — zrobiła dokładnie to samo pokazując ruchy na mnie. — Przed pocałunkiem naprawdę dobre jest zrobienie napięcia. Przysuwasz się bardzo powoli, przechylasz głowę i gdy wasze nosy mogą już się o siebie otrzeć, możesz jeszcze raz spojrzeć mu w oczy. Bądź sensualny, faceci to zwierzęta, pamiętaj.
— Ta, dzięki — parsknąłem wprost w jej twarz.
— Oprócz ciebie, różyczko, ty jesteś cnotliwy i uroczy — uśmiechnęła się. — Połóż więc dłonie na moim karku, albo tam, gdzie ci wygodnie. Blisko mojego tyłu głowy — polecała mi, więc wykonałem to natychmiastowo jak rozkaz. — W tym samym momencie obliż subtelnie usta i zgarb się trochę. Pozwól mu dominować.
Kiwnąłem głową i Emily znalazła się nieznacząco wyżej ode mnie.
— Kiedy wasze usta są już na równej wysokości, pozwól wykonać mu pierwszy ruch — kiwnąłem głową i wtedy Emily pocałowała mnie zalotnie, podczas czego nie czułem właściwie zupełnie nic, co tylko utwierdziło mnie w tym, że to w porządku. Nic nieznacząca pomoc. — W tym czasie możesz wpleść dłoń w jego włosy, albo baw się jego karkiem. To czuły punkt.
— W ten sposób? — spytałem, wykonując mozolne ruchy na karku Emy i również masowałem skórę jej głowy.
— Właśnie tak. Ja lubię też trochę szarpać za włosy mojego chłopaka, ale gdy zrobisz to na mnie, będę musiała cię zabić.
— Dobra, dobra — przewróciłem oczami.
— Następny ruch zróbcie już wspólnie.
— Nie umiem... — jęknąłem.
— Nie pieprz. To tylko ssanie warg, nic trudnego. Wspólne wykonywanie ruchów. Dotykasz, zasysasz, pociągasz i już.
Gdy Emily rzuciła mi pytające spojrzenie przewróciłem oczami i kiedy chciałem się zbliżyć jej wzrok padł na okno znajdujące się za moim ramieniem.
— Louis na nas patrzy! — pisnęła.
Nie zdążyłem nawet nic powiedzieć, ponieważ odskoczyłem od niej tak gwałtownie, że następna rzecz, którą poczułem to zderzenie mojego ciała z cholernie twardą podłogą. Syknąłem, kiedy Emily zaczęła krzyczeć „żartowałam!” i tylko się ze mnie śmiała, wołając, że jest głodna i musimy zamówić pizzę.
—*—
Dzień minął mi całkiem szybko, ponieważ musiałem załatwić jeszcze kilka rzeczy związanych ze szkołą, dlatego miałem przynajmniej jakiekolwiek zajęcie. Musiałem odebrać książki, które zamówiłem przez internet i trochę z mimowolnością skrzywiłem się podając bibliotekarce swoją kartkę kredytową, ale musiałem wziąć się w garść i przełknąć zalegającą w moim gardle żółć. Wcześniej jeszcze wraz z Emily zrobiliśmy moje zakupy i podzieliliśmy się rachunkiem. Nie byłem z tego dumny, ale wiedziałem, że muszę zacząć być bardziej otwarty na otrzymywanie pomocnej dłoni.
Kiedy wróciłem do domu aż do wieczora przeglądałem książki, będąc naprawdę szczerze zachwyconym tematami, które tam wiedziałem. Uświadomiłem sobie jak bardzo brakowało mi nabywanie nowej wiedzy na różnorodne tematy. W prawdzie czytałem przez te dwa miesiące dużo lektur wypożyczanych w miejscowej bibliotece, ale to nie to samo, co umilanie sobie czasu nauką, robieniem notatek i sprawdzeniem swojej wiedzy poprzez sprawdziany, a satysfakcja z dostawanych piątek jest po prostu najlepszą nagrodą za mój trud i wylane krople potu.
Ucząc się przynajmniej miałem jak zająć swoje myśli.
Dopiero, gdy zjadłem kolację i przygotowałem ubrania na rozpoczęcie roku szkolnego, zauważyłem, że wybiła już godzina dwudziesta pierwsza. Postanowiłem w końcu wziąć sprawę z tą pieprzoną aplikacją w swoje ręce, więc w tym celu zgarnąłem laptopa, siadając na łóżku z urządzeniem na swoich udach.
Chwilę później, kursor myszki nasunął się na czerwoną ikonkę za napisem „zdezaktywuj i usuń profil". Bez najmniejszego zastanowienia się kliknąłem na prostokąt, a kiedy informacja o pomyślnym usunięciu konta wyświetliła się na moim monitorze, poczułem ulgę, jaka już dawno nie towarzyszyła mojemu życiu.
Postanowiłem, że idealnym zakończeniem dnia będzie zapalenie papierosa.
Narzuciłem na siebie jedynie jakiś sprany, ciepły sweter przysłaniający moje ciało aż do ud i z paczką papierosów powędrowałem na balkonik. Skrzywiłem się, gdy moje stopy zetknęły się z zimną, betonową powierzchnią, ale przestałem zwracać na to uwagę po dostrzeżeniu na parapecie zapalniczki i mojego zeszytu będącego czymś na rodzaj pamiętnika. Nie miałem w tym konkretnym momencie natchnienia, by cokolwiek tam umieszczać, ale niebawem musiałem się za to zabrać, aby ucieleśnić swoje myśli w postaci przelania ich na papier. Chciałem opisać swoje uczucia względem Louisa i ostatnich wydarzeń.
W dodatku... zacząłem myśleć o moim ostatnim śnie.
Nie powinienem się tym zadręczać, ale mimowolnie zacząłem zastanawiać się, dlaczego on znów pojawił się w mojej głowie. Mój przyjaciel, jedyny, jakiego miałem w dzieciństwie, któremu powierzałem wszystkie sekrety, który chronił mnie przed niebezpiecznymi rówieśnikami, następnie stając się jednym z nich. Oszukał mnie i sprawił, że go znienawidziłem, wcale nie przez to, co nawzajem sobie uczyniliśmy tej nocy, ale przez to, co wydarzyło się kilka tygodni później.
Zostawił mnie.
Mówił, że uciekniemy razem, ale pewnego ranka po prostu go już nie było.
Okłamał mnie.
Okłamał mnie mówiąc, że będziemy wolni razem i będzie moim przyjacielem już zawsze.
Byliśmy wtedy tylko dzieciakami, oboje zranieni i niekochani, ale ja pozostałem mu lojalny, a on pozostawił po sobie tylko te krzywdzące wspomnienie i wymiętą kartkę z krótką treścią.
„Wrócę”.
Lecz nigdy nie wrócił.
— Harry? Wszystko w porządku?
Moje brwi, dotychczas spinające się mocno, rozluźniły się, gdy usłyszałem z naprzeciwka ten delikatny głos.
Uniosłem wzrok ku górze, dostrzegając go stojącego na własnym balkonie; również dzierżył między palcami zapalonego papierosa i wyglądał pięknie, we wręcz nagannym tego słowie znaczeniu.
— Z-zamyśliłem się, ale ty... Jesteś już tutaj? — zdziwiłem się. Myślałem, że zostanie w centrum Amsterdamu już na następne kolejne dni.
— Dostałem kilka zamówień, ale wolę zrobić je tutaj — stanął jak najbliżej krawędzi w tym absurdalnym, puchatym szlafroku, który wskazywał na to, że dopiero wziął kąpiel oo pewnie szykował się do spania. – Już dawno nie byłem tak cholernie zmęczony zwłaszcza, że wczorajsze zioło chyba jeszcze pozostawiło swoje skutki dnia dzisiejszego. Czuję się osowiały — mimo tego, że mówił o gorszym samopoczuciu na jego twarzy wciąż utrzymywał się ten atrakcyjny uśmieszek. — A jak twój dzień, kochanie?
Moje serce momentalnie zabiło szybciej i w tym czasie zapaliłem swojego papierosa, odkładając w połowie pełną paczkę i zapalniczkę na parapet.
— Teraz, kiedy znów cię widzę jest o niebo lepiej — postanowiłem być szczery i chyba nawet zdziwiłem tą bezpośredniością samego szatyna. — W prawdzie było dobrze, jutro już idę do szkoły, więc dzisiaj się do tego przygotowywałem, spędziłem czas z Emily w naprawdę miłej atmosferze, ale... to po prostu nie jest to, co czuję przy tobie.
– Harry... – brzmiał na skruszonego, gdy powstrzymał się przed wzięciem papierosa w swoje usta, zamiast tego skupiając sto procent swojej uwagi na mnie.
— Myślę, że naprawdę zbliżyłeś mnie do siebie przez naszą randkę — mówiłem ostrożnym, cichym tonem głosu, bardzo delikatnie przekazując swoje uczucia, co nigdy nie było dla mnie takie łatwe.
— Myślisz, że jestem mężczyzną z twoich marzeń? — zażartował, tym razem intensywnie zaciągając się papierosem.
— Myślę, że jesteś lepszy, bo... jesteś prawdziwy.
Ruchy Louisa zatrzymały się i tylko drobny obłok dymu uciekł z jego ust. Przez moment nawet miałem wrażenie, że nieco się zawstydził.
— Jesteś zupełnie cudowny, Harry. To przyjemność po mojej stronie, jeśli rzeczywiście sprawiam, że tak myślisz — uśmiechnął się, co odwzajemniłem bez najmniejszego zachowania. Mimo tego widziałem, że mężczyzna jest naprawdę zmęczony, co oznaczało się w postaci sinych cieni układających się w kręgi okalające jego oczy.
— Powinieneś od razu po rozmowie ze mną się położyć — zmartwiłem się.
— Tak zrobię, ale... cały dzisiejszy dzień miałem zawróconą głowę i teraz, mimo zmęczenia, nie wiem czy uda mi się tak łatwo zasnąć.
— O czym myślałeś? — nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego, zaciągnąłem się papierosem.
— O całowaniu cię, oczywiście...
Niemal automatycznie zarumieniłem się, z ciężkością nabierając w płuca oddech.
— Ja też o tym myślałem Lou... wciąż myślę — poprawiłem.
— A czy myślisz, że... mógłbyś pozwolić mi na powtórzenie tego, jeśli byłbym teraz przy tobie?
Oblizałem dyskretnie swoje wargi
— Bardzo bym tego chciał.
Louis oparł luźno dłoń na barierce, wyciskając niedopałek na popielniczce.
— Gdy nie będziesz mógł zasnąć, Harry, zawsze wyobrażaj sobie, że jestem obok i cię całuje... a niebawem naprawdę tak będzie — powiedział wcale nie figlarnym głosem, raczej po prostu szczerym i... było w tym coś prawdziwego. — Mam nadzieję, że noc będzie dla ciebie przyjemna — dodał jeszcze, napierając już dłonią na oszklone drzwi.
— Dobranoc, Louis.
Obserwowałem, wypalając papieros do samego końca, jak znika za progiem swojego mieszkania, następnie opuszczając żółte rolety w dół i wtedy pomyślałem, że... dawno nie czułem się tak dobrze.
Tej nocy zasnąłem bez najmniejszego problemu z wyobrażeniem poczerwieniałych ust na swoim ramieniu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro