Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

rozdział dziesiąty; obawa

Szczerość często czyni podatnym na zranienia, ale nie ma nic silniejszego od prawdy.

**


— Dobrze, że jesteś — powiedziałem, otwierając drzwi szeroko. Moje ciało było w tym samym czasie giętkie, ruchy niepewne i drżące, ale i zdeterminowane, kiedy opierałem się o framugę drzwi, pozwalając mojej przyjaciółce wejść do środka. Emily wyglądała na wniebowziętą, trzymając na ramieniu swoją czarną torebkę z małą zawieszką motylka przy suwaku. Jak zawsze prezentowała się wdzięcznie i schludnie, a obcasy wydawały hałas spod jej stóp, kiedy przysuwała się do mnie, przekraczając próg. Słyszałem jak chichocze słodko, zdejmując okulary przeciwsłoneczne. Nachyliła się do mojego policzka, by zostawić na nim mokry całus, nim trzasnęła drzwiami tak, że podskoczyłem w miejscu, chowając twarz w dłoniach z zażenowania.

Byłem zestresowany. Nie, to niedomówienie - panikowałem przed spotkaniem z Louisem.

— Zaraz będę miał kisiel w majtkach, jeśli nie pomożesz mi się skutecznie uspokoić — odparłem całkiem poważnie, unosząc brodę ku górze, jakbym oczekiwał pomocy od samego nieba. Zmrużyłem powieki i nie wyczekując na to, aż moja przyjaciółka zdejmie buty, ruszyłem do salonu.

— Po to tu jestem! — wrzasnęła za mną i mogąc wyczytać po sposobie jej mowy, wiedziałem, że uśmiech ciśnie się na jej twarz.

Zastałem w pokoju stertę ubrań, które zdążyłem wyciągnąć z obszernej komody. Dosłownie każda część garderoby została przeze mnie dokładnie zaobserwowana ze wszystkich stron, a i tak łapałem się za głowę, ponieważ nie mogłem znaleźć niczego, co nadałoby się na okazję tego wieczoru. Każdy sweter wydawał się rozciągnięty i nudny, z resztą, kto ubiera swetry na randki? Nie mogłem tak po prostu zarzucić na siebie pierwszej lepszej kreacji. To byłoby naganne posunięcie.

Znów zbliżyłem się do zaspy materiałów i zacząłem któryś raz z rzędu szukać bardziej niż ładnej stylizacji. Uniosłem parę koszulek w górę, przyglądając im się bez przekonania. Za sobą usłyszałem niedyskretne fuknięcie, gdy Emily pojawiła się w moim pokoju, żując gumę. Poruszała swoją szczęką w ten swój sposób, patrząc na mnie z dziwną powagą.

— Przywitałeś mnie dosyć chłodno, zdajesz sobie sprawę? — rzuciła, ledwo co pojawiając się obok, jak zwykle przewracając oczami. — Rozumiem, że to twój wielki dzień, kupo loków, ale hej! — uniosła ramiona, wyrzucając je orientacyjnie w górę. — Nie widzieliśmy się kilka dni i nawet nie spytałeś, co u mnie. Wstydź się.

Pokręciłem głową z czułością.
— Pisaliśmy wczoraj wieczorem, kiedyż to w wylewny sposób opisywałaś każdy dogłębny szczegół jednego z ostatnich spotkań twoich i twojego kochanka. Więc tak, wiem co u ciebie — zwróciłem uwagę na jednoznaczny wydźwięk swoich słów. — Wiem nawet rzeczy, o których nigdy nie chciałem wiedzieć.

Dziewczyna widocznie poczuła się pokonana w swojej własnej grze. Rozejrzała się po pokoju z wydymaną dolną wargą. — To mój chłopak Harry, chłopak — podkreśliła, wzdychając męczeńsko. Jej wzrok błądził po ubraniach, które w większej mierze miały stonowane, szarawe odcienie. Wychyliła dłoń po jedną z moich apaszek, podrzucając do góry biały, zwiewny materiał. — Dobra, to totalnie gejowskie. Nie wiedziałam, że masz takie wstrętne rzeczy. Nigdy cię w czymś takim nie widziałam.

— Emily, kocham cię nad życie, uwierz, ale czy możesz teraz po prostu mi pomóc?

Nagle każdy mięsień mojej twarzy rozluźnił się. Naprawdę musiałem wziąć kilka wdechów i wydechów, by opanować swoją panikę. To w ogóle nie było mi teraz potrzebne, wręcz nie chciałem uzewnętrzniać moich lęków i afiszować ich przed przyjaciółką. A pomimo tego, moje obawy wciąż były czymś tak przewyższającym wszystkie uczucia! Za bardzo koncentrowałem się na negatywnych emocjach. Przecież powinienem teraz skakać pod sufit, ponieważ ktoś tak nad wyraz inteligentny i piękny zdecydował się na wspólnie spędzenie wieczoru. Mogłem to docenić i przyjąć jak prawdziwy podarunek, ale ja zamiast tego pozwalałem, by stres zwyciężył nad innymi emocjami. Impulsywny ból przeszywał moją głowę przez niepewność. Nie wiedziałem, czy podołam temu wszystkiemu. Chyba całkowicie nie ufałem samemu sobie, skoro bałem się ruszyć naprzód i spędzić z Louisem całą noc. W dodatku nie znałem jego zamiarów, nie wiedziałem, czego mógłby ode mnie wymagać lub oczekiwać i to dodatkowo kierowało ekstazą niewygodnego stresu w moim żołądku.

Nie mogłem pozwolić sobie na to, żeby zrobić coś źle w kierunku osoby, w której jestem zadurzony po uszy już taki potężny okres czasu.

To mogła być największa strata w moim życiu, do której po prostu nie mogę dopuścić.

Chyba właśnie zrozumiałem moje ciągłe wzbranianie się przed bardziej intymnym dążeniem do mnie i Louisa. Zwyczajnie zawsze obchodziłem się w tej sprawie na skróty i szedłem na łatwiznę, myśląc, że gdy popełnię przy mężczyźnie jakiś błąd, będzie on ostateczny. A tak, do tego czasu, tylko spotykaliśmy się na swoich balkonach, rozmawiając i paląc papierosy, bo to było bezzobowiązujące. Louis nie wiedział, ile złych rzeczy we mnie siedzi i mnie psuje, więc nie miałem obaw, że coś się spieprzy.

Teraz, kiedy miał mnie lepiej poznać, bałem się, że mu się nie spodobam i wszystkie wyobrażenia, jakie o mnie wytworzył, zawiodą go, bo przekona się, że wcale nie jestem tym, kim chciałby żebym był. Bo ja, Harry Styles, wielki, zepsuty bałagan, na pewno nie jestem kimś odpowiednim dla ułożonego Louisa Tomlinsona.

W trak krótkim czasie moje myśli znów powędrowały w złą stronę, a dłonie zadygotały z nerwów.

— Przecież tylko się z tobą droczę, panikaro — głos brunetki nagle nabrał słodkości. Orzeźwił mnie i ocknął z myśli.

Emily patrzyła na mnie spod rzęs z wymalowanym uśmiechem na zaróżowionej kosmetykami twarzy.

— No co? Nie patrz na mnie jak taka żaba.

— Nie jestem jakimś płazem — obruszyłem się, ze świstem wchodząc jej w słowo. Wydmuchała powietrze przez nos, pokazując swoją irytację.

— Dobra, nie-płazie. Powinieneś wyluzować! W czym mam ci pomóc?

Oddech uciekł z moich ust, gdy wskazując na stertę ubrań zgarbiłem się z braku cierpliwości.

— Nie mogę znaleźć nic nadającego się na randkę — powiedziałem, odgarniając włosy za ucho.

— I od jak dawna siedzisz tu w samej bieliźnie... skarpetkach i butach? — dziewczyna parsknęła, zduszając swój histeryczny śmiech w dłoni, gdy spojrzałem na nią z ostrzeżeniem. — Dlaczego masz na sobie głupią bieliznę i zamszowe buty, Harold?

— Bo to jedyna część w moim wyglądzie, jakiej jestem pewny, więc po prostu je już założyłem – przewróciłem oczami. — I sądzę, że — zawahałem się — tkwię z tym prawdopodobnie od południa, chyba.

Wzruszyłem ramionami, pocierając dłońmi swoje uda.

— Dobra — Emily klasnęła w dłonie, mrużąc oczy w zabawny sposób, gdy powiedziała: — jestem gotowa, by rozpocząć akcję zatytułowaną - zrobić Harry'ego na prawdziwą definicję seksu.

Patrzyłem na nią z cieniem niedowierzania na twarzy. Nie sądziłem, że weźmie sprawę z taką powagą, gdy wczoraj podczas sms-owania wyłudziłem od niej pomoc.

— Ale szczerze, wciąż nie wierzę, że zgodziłeś się na to wyjście po tylu nieudanych próbach tego całego Tomlinsona — zachichotała, przewracając prędko rękoma, gdy zaczęła szukać dla mnie odpowiedniego stroju. Stałem nad nią ze skrzyżowanymi na piersi ramionami, obserwując jej poczynania zza ramienia.

— Staram się pokonywać swoje bariery — pokręciłem głową, jakbym sam nie dowierzał, że ten dzień w końcu nadszedł. — Tak dobrze mi z nim było, rozumiesz? Wtedy u niego.

— Domyślam się, że było wam nad wyraz dobrze, bo teraz, Harry, wypromieniałeś. Poważnie — zagroziła mi palcem, widząc, że się śmieję.

— Po prostu — otarłem koniuszkiem kciuki dolną powiekę, kiedy moje oczy zeszkliły się przez nadmiar emocji — to brzmi tak... dwuznacznie z twoich ust.

Ona mlasknęła, rzucając we mnie spodniami. — Och, nie — parsknęła — ja mówię całkiem normalnie, ale coś sprawia, że to ty wyczułeś podtekst. Więc przyznaj się, nie szczędziliście sobie słodkich igraszek, co?

Automatycznie zarumieniłem się, pąsowiejąc na myśl o tym, co działo się szczególnie za drzwiami łazienkowymi w mieszkaniu starszego mężczyzny. Zacząłem kręcić się na stopach ze znaczącym wyrazem twarzy, krótko prychając na pisk Em, który urwał się spomiędzy jej błyszczących ust.

— Wiedziałam! Wiedziałam, że coś musi być na rzeczy.

— Nie myśl zbyt wiele — starałem się zmniejszyć poziom jej ekscytacji, by nie wyobrażała sobie nie wiadomo czego. — Nawet nie całowaliśmy się, ani nic-

— Buuu! — pokazała mi kciuka w dół, wyraźnie niepocieszona.

— Ale! Braliśmy wspólny prysznic, więc widzieliśmy swoje ciała. Było bardzo intymnie i... wyjątkowo.

— Kurwa, że jak słucham? — szczęka brunetki opadła tak samo, jak kosmyk jej równo ściętych, wyprostowanych kudłów. Zignorowała to, kładąc dłoń na biodrze. — To nawet więcej niż pocałunki, Harry! Nie wierzę, że po tym do niczego więcej nie doszło.

— Nie powiedziałem, że nie — zacząłem przewijać nogawki na drugą stronę, przyglądając im się. — Louis zrobił dla mnie kolację, włączył film, był czuły, tulił mnie i... być może widziałem jego erekcję, ale on moją też.

— Ja pierdole.

— Emily! — zbeształem ją, kładąc prędko palec wskazujący na dolnej części jej ust, przez co umazałem się w błyszczyku. — Musisz być zawsze taka wulgarna?

— Mój shipp powoli się rozkręca, Harry. Czuję się spełniona i nie mogę być mniej wulgarna, kiedy tak bardzo kocham moich gejów! — ujęła moją dłoń w objęcia. — Możecie mnie adoptować?

— Po twojej ostatniej nocy z Michaelem jego penis chyba uderzył cię zbyt mocno, wymazując resztki twojego mózgu.

— Jesteś totalnie głupiutki.

— A ty totalnie stuknięta — przewróciłem oczami i wyrwałem swoją rękę z uścisku. Zerknąłem na spodnie krzywiąc się, ponieważ dawno nie miałem tych dżinsów na sobie i szczerze zwątpiłem, czy się w nie zmieszczę. Postanowiłem spróbować i zacząłem wsuwać w nie lewą nogę. — Cholera. Są ciasne — skrzywiłem się.

—To był mój zamiar — oglądała granatowy materiał z uznaniem. — Ciasne równa się seksowne. Uwierz mi, Louis na pewno będzie miał spodnie, które równie mocno podkreślą jego męskie atuty, po prostu mi zaufaj.

— Mam gdzieś atuty, Em — westchnąłem ciężko, wkładając drugą nogę — nie wcisnę ich nawet na biodra.

— Zobaczysz, uda się. W między czasie poszukam koszuli.

— Myślałem nad tą białą — starałem się wsunąć moje pośladki w dżinsowy materiał. Wciągnąłem przy tym również brzuch, z mocnym samozaparciem. Przegryzłem dolną wargę, gdy w końcu spodnie były na swoim miejscu i nawet nie napierały w nieprzyjemny sposób na krocze. Z zamkiem był mały problem, ale w końcu go dopiąłem.

— Chodzi ci o tę? — wygrzebała koszulę spod znoszonego, czarnego t-shirtu. — Wygląda jak taka, którą mógłbyś ubrać na weselę lub bal gimnazjalny — wyraziła dezaprobatę za pomocą skwaszonej miny. Jak zwykle musiała uzewnętrznić to, jak bardzo nie podoba jej się mój gust co do ubrań i wytknęła język na wierzch, marszcząc brwi.

— Ale to jest moja jedyna elegancka koszula, nie mam nic innego w tym stylu!

— Nikt nie powiedział, że powinieneś wyglądać elegancko — wtrąciła. — Możesz ubrać coś niekoniecznie szykownego na pierwszy rzut oka i sposób, w jaki to przymierzysz nada stylizacji wyrazu. Na przykład to — uniosła w górę coś o podobnym kroju, jedynie koszula była czarna i miała na sobie naszyty motyw czerwonych kwiatów. Była trochę prześwitująca, ale w tej umiarkowanej, nie wyzywającej dawce.

— Podoba mi się — posłałem jej lekki uśmiech, w duchu dziękując Bogu za tak wspaniałą osobę. — Wyprasować?

— Nie! — pokręciła przecząco głową — Co to, to nie. Niech nie myśli, że się starałeś aż tak.

Jęknąłem, zawieszając koszulę na barkach zanim wciągnąłem ramiona w rękawy. — Jesteś jak te wszystkie dziewczyny „lubię go, ale niech nie myśli, że mi na nim zależy."

— Wcale nie — zaprzeczyła, z koncentracją przyglądając się temu, jak zapinam koszulę i wkładam ją do spodni. Zbliżyła się o dwa kroki, wygładzając materiał dłońmi. — Tak zachowują się dziewczyny z naszej szkoły, maturzystki. Mam ich dosyć, ciągle tylko eksponują swoje bimbały i wskakują wuefiście do łóżka, jedna po drugiej.

— Kiedy mówisz w ten sposób zastanawiam się, dlaczego z tobą żyję — odparłem, zdegustowany doborem słów przyjaciółki. Ona znów zaśmiała się cicho, gdy ja sięgnąłem po telefon, wyciągając go spod warstw ubrań. Zmarszczyłem brwi. Louis powinien być tu w przeciągu piętnastu minut, a wiedziałem, że z jego punktualnością będzie nawet wcześniej.

— Jezu, już myślałam, że wyluzowałeś — Emily przewróciła oczami, wskakując na zaspę ciuchów.

— To tak duża sprawa. To prawdziwa pierwsza randka. Wiedziałem, że nie będę opanowany tego dnia, ale nie przewidziałem, że będę aż tak się bał!

— Skąd u ciebie tyle bojaźni? Tak szczerze — położyła swoją torebkę na podołku. — Dogadujesz się z Louisem, powiedział, że cię lubi, udowadnia ci to na każdym kroku, jest super facetem, nieco specyficznym — przerwała, śmiejąc się — ale ty w nim to uwielbiasz! I widziałeś jego kutasa!

Przez dłuższą chwilę skoncentrowałem wzrok na pozieleniałych tęczówkach, drapiąc swoją skroń. Rozejrzałem się z zagubieniem, siadając obok niej.

— To stresujący dla mnie czas  — złączyłem dłonie, będąc gotowym wyjawić dziewczynie wszystkie rzeczy w tej małej chwili ckliwości. — Myślę, że jestem gotów, by ci o czymś powiedzieć, ale strasznie boję się, że mnie nie zrozumiesz. Sam nie wiem, dlaczego zacząłem to wszystko. Po prostu nie widziałem innego wyjścia. Zatraciłem się.

To, w jak nagły sposób atmosfera między naszym dwojgiem stała się napięta i poważna, uderzyło mnie i wbiło w miękki materac. Nie mogłem już dłużej chować w sobie kilku paskudnych sekretów, które sprawiały, że czułem się jak największy sukinsyn świata, wywoływały niechęć do mnie samego i samoistnie odtrącały od siebie ludzi zanim oni mogli się w ogóle zbliżyć, sprawiając, że w pewnym momencie zostałem zupełnie sam.

A moja przyjaciółka najwidoczniej wyczuła poważną aurę, dosuwając się do mnie, chociaż dzieliła nas sterta ubrań.

— Słuchaj — odezwała się słabym, ściszonym i przejętym głosem. Zerknąłem na nią kątem oka, dostrzegając delikaty uśmiech, który rozjaśnił jej twarz — nie ocenię cię, obiecuję. Wiesz, że taka nie jestem. Kocham cię, dopóki nikogo nie zabiłeś — przemieniła wypowiedź w żart, sprawiając, że nieco rozluźniłem mięśnie ramion, zerkając na chude kolana. — Więc?

— Wspominałem kiedyś o tym, gdy zwiałem z domu dziecka — zagaiłem od samego początku — mówiłem też o czasach, gdy wstąpiłem do szkoły, z resztą wtedy się poznaliśmy... ale nigdy nie przyznałem ci tego, co działo się później.

Przegryzłem dolną wargę, czując jak Emily wyciąga rękę, by uścisnąć moje palce. Przymknąłem powieki, po drugiej stronie ciała wbijając paznokcie w brązową tapicerkę.

— Musiałem jakoś sobie poradzić, gdy całe oszczędności straciłem, kupując to mieszkanie, bo przecież nie chciałem wylądować na ulicy, sama wiesz. Sprzedałem trochę ciuchów, jakieś stare książki... Ale żeby utrzymać to mieszkanie musiałem zyskiwać pieniądze regularnie, a pensja z pracy przestała wystarczać. Próbowałem w jakiś knajpkach, bibliotece... ale wszyscy żegnali mnie z kpiną, a ja musiałem mieć pieniądze.

— Domyślam się, że to wszystko, co chcesz mi powiedzieć ma związek ze sposobem, w jaki je zyskałeś?

Ująłem jej spojrzenie, kiwając głową z pustką w oczach. — Odnalazłem pewien portal. Zrobiłem kilka zdjęć, wymyśliłem pseudonim, napisałem opis i zacząłem się sprzedawać. Jak jakaś tania dziwka.

— Boże, Harry... — obserwowałem jak Emily staje dęba, żeby usiąść po drugiej stronie mojego ciała. — Mówisz poważnie? — od razu kiwnąłem głową.

— Już tego nie robię, to znaczy niecałkowicie, bo nie usunąłem konta, a-ale ja- nie chcę — zadrżałem nieznacznie na wspomnienia obrzydliwych nocy. — To boli, nienawidzę tych wszystkich mężczyzn, z którymi to robiłem. Seks jest okropny! Zawsze... zawsze czuję się brudny przez to, co robili, ale przecież chciałem się puszczać — parsknąłem, wgryzając mocno siekacze w dolną wargę. — Przecież to takie wbrew natury, by tak po prostu się oddawać i ja wiem to, naprawdę to wiem, a robiłem to. I już nie chcę, nie wrócę do tego choćby nie wiem co, ale i tak nigdy nie zapomnę tego okropnego uczucia poniżenia.

W przypływie odwagi zerknąłem na przyjaciółkę, która dzierżyła rękawy swojej sukienki pomiędzy palcami. Obdarzyła mnie łzawym spojrzeniem, jakby chciała przekazać, że jest w porządku, chociaż nie mogło tak być.

— Harry... — szepnęła, prędko dociskając dłoń do mojego czoła, które przetarła kciukiem pozbywając się z niego przyklejonych kosmyków. — Gdybym wcześniej wiedziała, że masz takie problemy finansowe, zaradziłabym na to w jakikolwiek sposób, spróbowałabym.

— Nie chcę niczyich pieniędzy — odciągnąłem jej dłoń od boku swojej twarzy. — Przysięgam. Nie przyjmę od ciebie forsy. I tak wystarczy, że zapłaciłaś w tym miesiącu za moje rachunki. Obiecałem, że to jednorazowe. Powoli dam sobie radę.

Ona nie wydawała się być przekonana, ale nie odezwała się, zamykając ten temat. Przyciągnęła moją głowę do swojego barku, sprawiając, że moja skóra swobodnie opadła na twarde ramię. Wcisnąłem policzek w wystającą kość Em, pozwalając jej na dotykanie moich włosów w uspokajający mnie sposób.

— Czasem myślałem, jakby... w trakcie tego, że to właściwie w porządku, że byli dla mnie ostrzy — postanowiłem rozwinąć swoją myśl. — Przez to, że okłamywałem wszystkich wokół i zatajałem najbrzydszą prawdę przed chociażby tobą, kiedy wmawiałem sobie, że ból jest zasłużony, on jakby malał.

— Wygadujesz głupoty — uderzyła mnie lekko w kolano. — Nikt nie zasługuje na takie rzeczowe traktowanie. Jesteś człowiekiem, Harry, słyszysz? — pociągnęła mnie za kark. Jęknąłem, zmuszony złapać z nią kontakt wzrokowy. — Lubisz ból. Lubisz go, bo wierzysz w to, że na niego zasługujesz, ale to gówno prawda. Nie jesteś niezniszczalny, musisz przestać tak myśleć. Nie możesz uważać, że zasłużyłeś na cokolwiek, co cię spotkało: dom dziecka, czy to co było po nim, rozumiesz?

— Nie wiem, czy tak potrafię — sfrustrowałem się. — Wszyscy mnie opuścili. Zawsze czuję ten lęk, że ludzie, którym zaufam zrobią to samo przez to, że nie będą mieli sił, by się ze mną zadawać, albo ja ich skrzywdzę i zostawię, bo spanikuje. I przez to ja już nawet nie potrafię dostrzec w tym całym życiu niczego wartościowego.

— Myślę, że to zdarza się każdemu kiedy dorasta. Odkrywasz, kim jesteś i czego pragniesz, a następnie zdajesz sobie sprawę z tego, że ludzie, których znasz od zawsze nie widzą czegoś w taki sposób, w jaki ty widzisz, więc zachowujesz wspaniałe wspomnienia i ruszasz naprzód, bez nich. I zaraz po tym musisz wziąć wdech i rozejrzeć się, by dostrzec dobro, jakie wciąż masz obok siebie w postaci kogoś lub czegoś innego, bo pięknem nie są tylko ludzie. Piękno to książki, piękno to muzyka, zdjęcia.... Piękno to poezja. Życie potrafi być piękne tylko trzeba otworzyć oczy i uszy, trzeba umieć przebaczać, kochać i mieć nadzieję, i próbować zatrzymać chwile, te, które w twoim przekonaniu na to zasługują.

— Ale, jak mam się tego nauczyć? — łapiąc przedramię dziewczyny, przełknąłem ciężko ślinę. — Jak nauczyć się odkrywać piękno, kochać i przebaczać?

— To samo przyjdzie z czasem. I może niektórzy z twoich bliskich ci to ułatwią — zamrugała, dając mi kuksańca w bok. — Daj szansę temu całemu Louisowi, dobrze? Oboje wiemy, że on na to zasługuje, a ty zasługujesz na to, żeby w końcu poznać szczęście, Harry. Dlatego bądź wyluzowany na waszym spotkaniu, uśmiechaj się i bądź sobą. Bądź szczery.

— Sugerujesz, że jemu też będę musiał powiedzieć o swojej przeszłości?

— Z jednej strony nie musisz, bo to tylko przeszłość. Ona nie jest tak ważna jak to, co dzieje się teraz i to, co będzie jutro. Ale powinieneś to zrobić jeśli czujesz, że te wydarzenia w znaczny sposób cię ukształtowały — mówiła poważnie. — Chociażby dlatego, by on znał granicę. By wiedział, do czego może się posunąć, a co cię zwyczajnie odstraszy, bo jakiś jego gwałtowny krok w tym kierunku na pewno nie byłby dla ciebie dobry.

— Czy nie jestem zbyt naiwny? — sapnąłem z przytłoczeniem. — Jeśli tak szybko zacząłem mu ufać i się mu oddawać?

Emily widocznie musiała zastanowić się nad odpowiedzią i w tym czasie zamilkła, jednak cisza nie trwała wcale zbyt długo.

— Jeżeli mimo złych doświadczeń nadal wierzysz w dobro w ludziach, to nie jesteś naiwny, ale wyjątkowo silny. I jeśli twoja siła nie jest dla ciebie widoczna na pierwszy rzut oka, to szukaj jej. Szukaj siły, nie po to, by stać się potężniejszym od innych, ale by zwalczyć własne wątpliwości. I musisz być gotowy na to, że w trakcie tego procesu będziesz dużo płakać nad małymi rzeczami, które będą wydawały się być całym światem. I nie rozumiem, dlaczego tak się tego boisz, bo to nie czyni cię słabym, to czyni cię człowiekiem. To życie, Harry, nie bajka, a ludzie tutaj są zdecydowanie zbyt dziwni i zmienni. Pragniemy stabilizacji, a marzymy o szaleństwie i życiu chwilą. Kiedy mamy jedno, tęsknimy za drugim. Gdy mamy to drugie, tęsknimy za pierwszym. Zawsze niespełnieni, rozdarci i w kółko marudni. Tak już jest, lecz nic nie może przeszkodzić ci w odnajdywaniu samego siebie.

— J-jesteś... — wstrzymałem drżący wdech w piersi, nie znając słów, które mogłyby wyrazić podziw, jaki odczuwałem patrząc na dziewczynę, ale przede wszystkim, nasłuchując jej mowy. — Jesteś naprawdę kimś cudownym i cieszę się, że cię mam. Chcę starać się doceniać cię bardziej.

— Mnie... i...? — zmrużyła oczy, oczekując odpowiedzi.

— Siebie? — sarknąłem niepewnie, ale chyba zgadłem, ponieważ zaraz po tym ta cudowna, charyzmatyczna kobieta zgarnęła mnie do mocnego uścisku.

Sam teraz nie wiedziałem, czy nie powinienem spędzić trochę więcej czasu z samym sobą i refleksjami na temat tego, o czym powiedziała Emily. Miałem w głowie mętlik, wiele pytań i brak odpowiedzi. Myślałem o tym, czy nie odwołać spotkania z Louisem, ale wtedy usłyszałem dzwonek do drzwi i z chwilowego transu wyprowadziła mnie piszcząca i potrząsająca moimi ramionami Emily. Musiałem wstać i zmierzyć się z mężczyzną, w którym się absurdalnie podkochiwałem.

Zamrugałem kilkukrotnie, zaciskając palce swojej lewej dłoni wokół nadgarstka dziewczyny. Odciągałem jej dłoń od swojego ramienia, kiedy zbyt mocno nacisnęła na mój biceps. Jeśli użyłaby trochę więcej siły, zapewne zatrzymałaby krążenie krwi w moich żyłach.

— No dalej, no dalej — ponaglała, spychając mnie z mojej własnej kanapy. Obdarzyłem ją swoim najbardziej przenikliwym spojrzeniem, przełykając ślinę.

Po wstaniu, wyprostowałem swoją sylwetkę, kręcąc głową, żeby się ocudzić. Zachowywałem się, jakbym miał zmierzyć się z czymś wielkim. Dotknąłem kciukiem krzywiznę szczęki i krocząc do drzwi, trochę zgarbiłem się, naciskając na klamkę.

— Och, um... — najpierw spostrzegłem, jak Louis zatrzymuje się w połowie ruchu z dłonią ściśniętą w pałąk, którą celował tuż naprzeciw mojej twarzy. Następnie krzywy uśmieszek zagościł na jego twarzy, gdy ocknął się po chwilowym zmieszaniu, opuszczając ramię. Miałem ochotę spuścić wzrok po dostrzegnięciu tego, w jaki sposób tęczówki Louisa się zaśmiały. Mógł śmiać się z tego, jak wyglądam, albo, sam nie wiem. Wiedziałem, że opuszczenie wzroku będzie nie na miejscu. — Cóż, wyglądasz elegancko, Harry.

Zerknąłem na swoją kreację, dłonią wygładzając koszulę w miejscu wystającego brzucha. — Dziękuję — odetchnąłem z ulgą, dopiero teraz zauważając jak nienaturalnie prężyłem swoje plecy. — Proszę, wejdź... Ja tylko wezmę...

— Więc oto jest i on! — znikąd, jak huragan w burzy, obok mnie zjawiła się Emily. Kątem oka widziałem jak zarzuca swoimi włosami, odgarniając je za lewe ramię. Nerwowo oczyściłem gardło, przerywając jej, nim mogła zacząć całkowicie bajdurzyć bez sensu.

— Zmieniłem zdanie. Możemy już iść — posłałem szatynowi cierpki uśmiech, chcąc przecisnąć się do wyjścia, ale brunetka zdążyła zabarykować mi przejście w naprawdę wąskim przedsionku. Louis uniósł brew, gdy stanęła tuż naprzeciw niego, wyciągając w jego kierunku rękę.

— Znamy się, ale tak właściwie nigdy ci się nie przedstawiłam — zachichotała w trakcie, gdy Louis ścisnął jej dłoń. — Emily Meijer, holenderka z krwi i kości i najlepsza przyjaciółka Harry'ego, twojej randki. Żadnego bukietu dla niego? Czekoladek?

— Em, proszę. Przestań — przymrużyłem oczy, rumieniąc się ze wstydu. Podszedłem do szafy, która zajmowała całą długość ściany ciągnącej się od lewej strony drzwi wyjściowych. Wyjąłem swój ulubiony płaszcz, a także czerwony szal. Zerknąłem na Louisa, bijąc się mentalnie w czoło, ponieważ zapomniałem powiedzieć mu, żeby wszedł do środka. — Nie oddałem ci go ostatnim razem — pokazałem mi szal. On ugiął trochę swoje kolana, śmiejąc się. Zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc co ma na myśli.

— Myślałem, że dałem ci wystarczający sygnał do zrozumienia, że ten szal jest już twój na zawsze — otarł opuszką kciuka kącik swoich ust.

— Co za typ — Emily westchnęła błogo — dał ci na pierwszą randkę szalik! To całkiem romantyczne.

Gdy widziałem jej głupi uśmieszek, postanowiłem to zakończyć. Czułem się coraz bardziej zawstydzony i chciałem już wyjść z mieszkania. Przecisnąłem się przez Emily, szturchając ją barkiem.

— Wiesz, mam dla ciebie idealne zajęcie — przewiesiłem pachnący szalik przez swoją szyję. — Będziesz pilnować mieszkania pod moją nieobecność.

Mina Emila zrzedła na mój poważny ton głosu. Jej brwi skrzyżowały się, tworząc bruzdę na czole i już rozchyliła usta, kiedy ja działając instynktownie, wyszedłem z mieszkania, łapiąc dłoń Louisa i zamknąłem drzwi tuż przed nosem przyjaciółki. Słyszałem jak Louis powstrzymuje chichot tuż przy moim uchu, ale ja naprawdę chciałem jak najprędzej wyprowadzić go z budynku. Włożyłem swoje dłonie do kieszeń, po tym krótkim kontakcie fizycznym czując, że dużo przyjemniej byłoby zachować dłoń w zgięciu łokcia Louisa.

Westchnąłem na uczucie rześkiego powietrza na swojej twarzy, kiedy wyszliśmy z budynku.

— Przepraszam za to — zauważyłem samochód Louisa stojący tuż przed nami, więc podszedłem do niego, przymykając oczy.

— No co ty, Emily jest świetna! — rozszerzałem je coraz bardziej, patrząc na Louisa, żeby odczytać po jego twarzy powagę lub to, czy się ze mnie nabija. Zmarszczki przy zewnętrznych kącikach oczu i te drobniejsze wokół ust świadczyły o jego autentycznym rozbawieniu. — To było naprawdę śmieszne. Dobre przedstawienie.

Przełknąłem ślinę.

— Um- ach, tak. Wiesz, to byłoby niezręczne gdyby zachowywała się tak na co dzień — zaśmiałem się tak, jakby to były dobre żarty. — Przedstawienie. Tak.

Louis zatrzymał wzrok na mojej zmarnowanej twarzy przez dłuższą chwilę, nagle rozumiejąc.

— O nie.

— O tak — pokiwałem chaotycznie głową, uśmiechając się, ponieważ znów mogłem usłyszeń ten melodyjny śmiech Tomlinsona. Louis kręcił głową, otwierając drzwi samochodu. — Wierz mi lub nie, ale to jest prawdziwa Emily.

— Więc zrobiliście mi tym dzień — wzruszył ramionami, otwierając przede mną drzwi. Poczułem się trochę zakłopotany, ale również mogłem przywyknąć do manier Louisa. — Właściwie, mamy już wieczór — skinął głową i jakby na potwierdzenie swoich słów zerknął na ciemnie, gwieździste niebo..

Zstąpiłem z nogi na nogę, schodząc z krawężnika i już tutaj czując zapach świeżej tapicerki, przegryzłem dolną wargę, siadając w pojeździe. Louis okrążył samochód, żeby móc usiąść po stronie kierowcy, gdy zapinałem pas, przeciągając go na długość swojego tułowia.

— Mam nadzieję na przyjemnie spędzony czas — zerknął na mnie po uruchomieniu silnika. Cała niezręczność wyparowała w jednej chwili, w tej, kiedy zostaliśmy z Louisem sami. Teraz zawisł między nami komfort i znowu nie mogłem oderwać wzroku od mężczyzny, zwłaszcza, że naprawdę postarał się, by doszlifować każdy element swojej aparycji. Jego strój niby nie różnił się aż tak od tego, który ubierał w normalny dzień, chociaż, jakby to powiedzieć, prezentował się bardziej schludnie. Mogłem się domyślać, że nie wziął ze swojej szafy pierwszych lepszych ubrań i to było w porządku, świadomość tego, że postarał się tak samo, jak ja. — Sądzę, że dowiesz się o mnie dzisiaj czegoś więcej. Nie tylko ze względu na to, że znajdziemy się w miejscu mojej pracy.

Wcisnąłem się delikatnie w miękki fotel, obserwując jak dłoń szatyna podrywa się do radia. Zerknąłem na widoki zza szyby, a na mojej twarzy rozciągał się leniwy uśmiech.

Rzeczywiście, pod tym względem nasza randka wydawała mi się teraz dużo bardziej ekscytująca.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro