Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12 | happily ever after is overrated.




NUR, FORTECA INKWIZYTORÓW



─ Do wszystkich jednostek, ogłaszam alarm najwyższego stopnia. Jedi przybyli... ─ Usłyszałam w głośniku nad głową w celi, do której mnie zamknęli po przesłuchaniu. Byłam wycieńczona i cała we krwi od ran. Leniwie otworzyłam prawe oko, bo lewe miałam spuchnięte, i ujrzałam tajemniczą postać, stojącą po drugiej stronie krat. Postać miała na sobie ciemne spodnie, czarne wysokie buty i... kolorowe ponczo.

Cal!

─ To naprawdę ty... ─ wyszeptałam ledwo, czując jak potwornie zaschło mi w gardle. Chłopak szybko rozprawił się z zamkiem w kracie i do mnie podszedł, kucając. Jego delikatne palce musnęły mój policzek niczym wiatr na Zeffo.

Próbowałam zdobyć się choć na lekki uśmiech, ale to tak bardzo bolało.

─ Ogień walki w tobie jeszcze nie zgasł ─ rzucił, chwytając mnie pod ramię i powoli podnosząc do pionu. Zachwiałam się nieco na boki, próbując złapać równowagę. Kręciło mi się w głowie, a przed oczami widziałam tylko gwiazdy, dopóki nie zetknęłam się z intensywnym spojrzeniem rudzielca. ─ Wykorzystaj to. Wierzę w ciebie, Leni.

Przymknęłam oczy, wzięłam głęboki oddech i wypuściłam powoli powietrze. Starałam przywołać to dawno zapomniane poczucie wolności, gdy jednak to zawiodło, poddałam się. Stałam tylko, oddychając miarowo. Wdech, wydech. „Oczyść umysł. Stań się jednością z otaczającymi cię gwiazdami". I nagle...

To pomogło. Czułam się mniej... Zagubiona. Mniej przytłoczona. Bardziej skupiona.

Cal też to najwyraźniej wyczuł, gdyż uśmiechnął się lekko z dumą w tych jego pięknych zielonych oczach.

─ On tu jest, Cal ─ zdołałam wypowiedzieć, nim znowu cokolwiek mogło nam przerwać. Musiałam go ostrzec. ─ Darth Vader tu jest.


20 godzin wcześniej...

Czasami w dzieciństwie spotykają nas straszne rzeczy. Rzeczy, które zważają na naszym życiu, czy nam się to podoba, czy nie. Niektórych to wzmacnia, a niektórych... tylko popycha coraz bliżej otchłani.

Ja naprawdę byłam silną, niezłomną babką, ale miałam też swoje limity, po których i ja sięgałam dna. Za nic w świecie jednak nie chciałam oddać się mrocznej stronie, mimo że doskonale wiedziałam, że gdzieś w głębi tam jest.

Nie mogłam się poddać. Nie dzisiaj.

Zostałam zabrana od razu na tortury w samym centrum Fortecy Inkwizytorów w jakiejś tajnej bazie pod wodą. Próbowałam wychwycić jak najwięcej szczegółów po drodze, które mogłyby potem być przydatne w ucieczce.

W końcu posadzili mnie w wysoko uniesionym fotelu, przy którym wisiało parę przyrządów elektrycznych – prawdopodobnie do wykonywania tortur.

A więc to tu Cere była poddana wielkiej próbie przełamania, w której przegrała. To tutaj Trilla zdradziła i przeszła na ciemną stronę Mocy. Musiałam pokazać, że stać mnie na coś więcej. Nie przełamią mnie tak łatwo.

W ciemnym pomieszczeniu rozległo się echo śmiechu Inkwizytorki, która wyszła nagle z cienia. W jej towarzystwie znalazło się paru szturmowców, zarówno w białych zbrojach jak i tych czarnych. Miała niezłą obstawę. Ale to nic. Zaraz opracuję jakiś niesamowity plan jak się stąd wydostać i odzyskać astrium. Potrzebowałam tylko więcej czasu i już doskonale wiedziałam, co musiałam zrobić, by go zyskać.

Miałam w końcu do niej tyle pytań...

─ Ładne buty. Kupione na bazarze czy każdy pionek Imperium takie dostaje w prezencie powitalnym? ─ Może nie było to najmądrzejsze pytanie, ale dosłownie nic innego mi nie przyszło na myśl. Lepiej wymyślę coś bardziej skomplikowanego, bo jak tak dalej pójdzie uzna mnie za idiotkę i się połapie, że próbuję grać na zwłokę.

─ Jak tak ci się podobają to może rozważysz ponownie dołączenie do nas? ─ sarknęła, jednak czułam, że mówiła poważnie.

─ Dlaczego właściwie tak ci zależy na mnie? Dlaczego Imperium zależy na mnie? ─ zapytałam, dziękując gwiazdom, że wpadłam na bardziej wiarygodne i angażujące pytanie. Sama naprawdę byłam tego ciekawa.

─ To ty nie wiesz? ─ Prychnęła. ─ Ty jesteś kluczem do zwycięstwa Imperium. Mroczny Lord to przewidział. To dlatego twoi rodzice cię odesłali. Bali się twojej potęgi.

Mroczny Lord.

Poruszyłam się na samą wzmiankę o nim.

A co jeśli tu jest?

─ Skąd możesz o tym wiedzieć? ─ spytałam tylko, przeszywając ją wzrokiem.

─ Bo byłam przy tym ─ wydukała i zaczęła wokół mnie spacerować powolnym krokiem. ─ W cieniu. Zaraz po Czystce, wysłali mnie na twoją planetę, żebym cię zgarnęła. To była moja pierwsza misja, ale twoi rodzice byli sprytniejsi. Odwrócili się od Imperium. Próbowali ze mną negocjować, bym wróciła z pustymi rękami ─ powiedziała, zatrzymując się nagle, jakby wspominała to.

─ I co zrobiłaś?

─ Wysłałam za tobą łowcę nagród, oczywiście.

Jej głos był niski i przerażający, ale z nutką ironii. Jak gdyby bawił ją mój strach.

Zastygłam w bezruchu.

─ To byłaś ty.

─ Słuch o nim zaginął i nigdy nie powrócił. Coś czuję, że maczałaś w tym swoje palce. Nie jesteś taka niewinna, jak sądzisz. Jest w tobie mrok, czuję to.

Dobrze wiedziałam, że panika w tej sytuacji nie była wskazana, ale czułam się, jakby tylko to mi teraz zostało. Musiałam się uwolnić z tego przeklętego fotela i zniszczyć tę Fortecę od środka.

─ Nie przyłączę się, gdy wciąż istnieje nadzieja na uratowanie tych dzieci ─ rzuciłam pewnie, zaciskając szczękę. Z jej strony usłyszałam ten szyderczy śmiech.

─ Oh, liczysz, że Cal Kestis i jego drużyna coś zdziała? Ta Forteca jest i zawsze będzie nie do zdobycia. Nawet jeśli wpadnie tu z wizytą, zostanie otoczony ze wszystkich stron potężną armią. Nie uratuje cię. Już nie uratuje nikogo ─ odparła złowieszczym tonem, a ja wciąż siłowałam się z mocnym pasem, którym zostałam przymocowana do fotela.

Usłyszałam głośne szczęknięcie łańcuchów, a po chwili zawyłam z bólu, czując jak całe moje ciało przeszywa fala prawdziwego prądu o wysokim napięciu.

Nie poddawaj się. Nie mogą cię złamać. Powtarzałam sobie.

─ Muszę na jakiś czas odejść, ale zostawiam cię w dobrych rękach ─ powiedziała z pogardą, usuwają się powoli w cień. Czułam, jak moje powieki robiły się ciężkie z każdą kolejną dawką prądu. Gdy już miałam zapaść w ciężki sen z wycieńczenia, podszedł do mnie jeden ze szturmowców i wstrzyknął mi coś do żył. Ten był inny, bo gdy już było po wszystkim, chwycił moją dłoń i ją ścisnął, wciąż stojąc nieruchomo, a ja miałam dziwne wrażenie, że się na mnie gapił zza tego przyciemnianego wizjera. Nie było mi jednak dane nic więcej zobaczyć, gdyż wszystko zrobiło się ciemne.


***


kilka godzin później...


Wybudziły mnie głosy szturmowców, którzy najwyraźniej prowadzili między sobą jakąś fascynującą konwersację, podczas gdy ja wciąż siedziałam przypięta. Miałam tylko nadzieję, że okażą się bardziej wyrozumiali od Inkwizytorki, na której tylko widok cała radość i szczęście tej galaktyki zostaje wyssane. Poruszyłam się, chrząkając znacząco, by zwrócić na nich uwagę. Tylko jeden z nich odważył się do mnie zbliżyć, a reszta sięgnęła już po blastery.

Nie wiedziałam, że aż tak wielki sieję strach.

─ Nie podchodź za blisko, bo jeszcze wykona na tobie jakieś sztuczki Jedi ─ ostrzegł jeden z tyłu.

─ Przysięgam na gwiazdy wszystkich niebios, że nie jestem Jedi. Pomyliliście mnie z kimś. ─ Zaczęłam się kręcić i szarpać na boki, gdy szturmowiec znów chwycił mnie mocno w przegubie ręki, ściskając ją mocno i nachylił się w moją stronę tak, że jego maska niemal stykała się z moją twarzą.

─ Udaj teraz przerażoną ─ szepnął do mnie, lecz rozpoznałam, że nie był to mężczyzna, a kobieta.

─ Bo jestem ─ przyznałam, czując jak serce wali mi jak oszalałe.

Zaraz, co?

─ Nie jestem z Imperium ─ skwitowała w końcu naprawdę cicho.

─ Tak myślałam, że jesteś trochę za niska na szturmowca ─ przyznałam z lekkim śmiechem, lecz szybko się opamiętałam i wróciłam do poważnie przerażonej twarzy. ─ Znaczy... nigdy mnie nie złamiecie! ─ krzyknęłam, udając, że nadal się z nią szarpię. Oby reszta szturmowców to kupiła. Może nie byłam zawodową aktorką, ale w strachu jestem w stanie zrobić wszystko, żeby przeżyć.

─ I tak trzymaj, młoda. Czekaj na znak ─ dodała, a ja nie pozwoliłam, by odeszła tak szybko.

─ Czekaj. ─ Przetrzymałam ją za rękę i pozwoliłam, by znów się przybliżyła. ─ Kim jesteś?

─ Zaufaj Mocy, jak ja ─ odparła szeptem, po czym odsunęła się na pół metra i kopnęła mnie w brzuch. Poczułam ucisk w żołądku. Na bank miałam już połamanych kilka żeber. Ja rozumiem, że to dla zachowania pozorów, ale nie musiała tak mocno.

Kobieta w międzyczasie opuściła pomieszczenie, poinformowawszy przedtem swoich kolegów, że musi skorzystać z toalety. Nie miałam pojęcia, co tak naprawdę kryło się pod tą wymówką, ale miałam nadzieję, że nie każe mi na siebie czekać zbyt długo.

Minął jakiś czas, nim ci szturmowcy znowu się mną zainteresowali. Tym razem przestali się ze mną cackać i przeszli do konkretów. Druga Siostra weszła do pomieszczenia prężnym krokiem, a jej długa czarna peleryna układała się falami za jej plecami. W końcu stanęła parę kroków przede mną i wysunęła czerwoną klingę z rękojeści, przykładając mi ją raptem parę milimetrów do mojego policzka. Czułam niemiłosierne ciepło i ból na skórze.

─ Skoro jestem taka ważna, to czemu mnie nie zabijesz od razu? ─ spytałam, zaciskając powieki, gdy poczułam napływające łzy. Trilla w końcu zniżyła miecz, po czym go schowała.

─ Darth Vader nadal przeczuwa, że prędzej czy później do nas dołączysz ─ wyznała. ─ Wyczuł w tobie zachwianie Mocy i siłę, której ja jakoś nie widzę. Szczerze, mało mnie obchodzi twój los, ale to nie ode mnie zależy.

─ Cere byłaby zawiedziona, słysząc to ─ rzuciłam, mając nadzieję, że przywołanie jej do rozmowy, wymusi na niej jakieś uczucie.

─ Moja mistrzyni była słaba ─ stwierdziła zdecydowanie. ─ Porzuciła mnie i zachowała się jak tchórz. Ja nie popełnię tego błędu, co ona.

─ Co masz przez to na myśli? ─ spytałam zmieszana, marszcząc brwi.

─ Wyszkolę cię. Wreszcie osiągniesz swój potencjał. Wreszcie wstąpisz na ścieżkę potęgi i chwały, która była ci pisana ─ mówiła z dumą, jakby to był szczyt moich marzeń.

─ Nie ─ zaprotestowałam jednogłośnie.

─ Nie? ─ Jej głos brzmiał na zirytowany. ─ Skazujesz tym, nie tylko siebie, ale i wszystkich twoich przyjaciół na śmierć. Naprawdę tego chcesz?

─ Nie boję się śmierci. Oni zresztą też nie ─ odparłam pewnie, nie czując już ani grama strachu.

─ Istnieją rzeczy o wiele bardziej przerażające od śmierci ─ skwitowała poważnym głosem, a mnie przeszły aż ciarki. ─ Wprowadzić go ─ rozkazała dwójce żołnierzy w czarnych zbrojach, którzy stali przed wielkimi drzwiami, przez które po chwili weszła grupa kolejnych, niosących jaką stertę złomu na lewitującej platformie.

To nie była jednak wcale taka zwykła sterta złomu, tylko mój droid, Tux.

Do moich oczu naleciało tylko więcej łez. To, jak go potraktowali...

─ Twój droid okazał się być całkiem przydatnym nabytkiem. Oczywiście, nie obyło się bez tortur, całkiem z niego oddany mały rebeliant ─ sarknęła, śmiejąc się.

─ Zostawcie go! On niczym nie zawinił! ─ krzyczałam, wyrywając się, ale pas nadal zaciskał mnie mocno w talii do fotela.

─ Jak będziesz z nami współpracowała po dobroci, mogę to jeszcze przemyśleć ─ rzuciła Trilla. ─ My swoich nie krzywdzimy.

Byłam w sytuacji bez wyjścia, gdzie każdy mój wybór wiązał się z czyimś życiem. Stawka na jednej szali była jednak o wiele większa niż moje uczucia do jednego droida, który był mi przyjacielem. Misja od zawsze wybiegała poza moje kompetencje i wartości, a ja dobrze o tym wiedziałam.

Poczułam rozrywające kłucie w sercu na myśl o stracie tego dzielnego droida na zawsze. Tyle razem przeszliśmy.

─ Ostatnia szansa ─ zawiesiła głos, ponownie wysuwając czerwony miecz świetlny. ─ Chyba nie chcesz stracić swojego najlepszego przyjaciela? ─ zapytała melodyjnym głosem pełnym pogardy.

Cały czas nie spuszczałam wzroku z droida, przyglądając się każdej jego drobnej usterce, myśląc ile już przeze mnie wycierpiał. Musiałam pozwolić mu odejść. Tylko czemu, do cholery, to było takie trudne?

─ Ja... ─ dosłownie odebrało mi mowę. Nie potrafiłam się zebrać do takiego aktu zdrady. Byłam tchórzem.

Wtem wybawił mnie z tej sytuacji prawie nagi mężczyzna, który wybiegł na środek długiego korytarza w samych gaciach. Trudno było się nie zaśmiać.

─ Co to ma znaczyć, żołnierzu? ─ oburzyła się Inkwizytorka. Reszta szturmowców również wpadła w dziki śmiech, poza jednym, który miał odwrócony hełm w moją stronę. To musiała być ta, co się podszywała pod imperialnego żołnierza, ale zostawiła po sobie bagaż.

─ Mamy wtykę w szeregach ─ wysapał i wskazał nagle na grupkę szturmowców koło mnie i jeden z nich wyciągnął blaster, celując we wszystkich po kolei.

─ Nie ruszać się ─ nakazała moja nowa znajoma, wciąż nie spuszczając blastera i powoli wycofała się w moją stronę. Jeżeli to był jej wielki plan to musiałam przyznać, że tak trochę ssie.

Cały oddział skierował swoje bronie przeciwko niej, a Druga Siostra roześmiała się kpiąco.

─ Uroczo ─ skomentowała, gorzko cmokając. ─ Ale to niestety nie wystarczy, by zrobić na mnie wrażenie.

─ Nie to miała na celu moja dywersja ─ przyznała pewnie, po czym drugą ręką ściągnęła hełm, pod którym znajdowała się naprawdę młodziutka dziewczyna o jasno-brązowych włosach i skupionym wzroku. ─ Miałam tylko odwrócić uwagę.

Nagle rozbrzmiał alarm, a światła zaczęły migać na czerwono.

Rozumiem po wściekłej reakcji Trilli, że to nie zwiastowało nic dobrego. Szturmowcy rzucili się w panikę, a Druga Siostra ze złości jednego strąciła Mocą do przepaści.

─ Wsadzić je do celi! ─ wrzasnęła, wskazując na nas palcem, gdy moja nowa sojuszniczka użyła Mocy i wyswobodziła mnie z pasa, dzięki czemu byłam w stanie skoczyć na podłogę. Nie przewidziałam jednak, że te tortury mnie tak osłabią i podejmując próbę kolejnego kroku, upadłam na kolana. Po chwili poczułam jak ktoś znacznie silniejszy ode mnie łapie mnie za ramię, przewraca na bok i próbuje podnieść, ale ja się nie dałam. Walnęłam go kolanem w krocze, a ten stęknął głośno. Wreszcie się doigrałam i dostałam w twarz z pięści prosto w oko, po czym niczego dalej już nie pamiętałam, bo zemdlałam.


***


kilka godzin później...

Pierwszą rzeczą jaką zarejestrowały moje oczy była czerwona laserowa bariera, która oddzielała mnie od wolności. Poniosłam leniwie oczy, czując jak głowa mi nawala jakby ktoś mnie walnął jakimś głazem.

─ Długo cię wcięło. Musiałaś nieźle oberwać. ─ Usłyszałam głos tej samej dziewczyny z sąsiedniej celi, która wcześniej przybyła mi na ratunek albo przynajmniej tak sądziłam. Nie znałam w końcu jej zamiarów ani tego, kim tak naprawdę była.

─ Kim jesteś? ─ spytałam ledwo słyszalnym głosem, czując suchość w ustach.

─ Oh, znowu z tym pytaniem. Ciekawska z ciebie babka, co? ─ zagaiła słodziutkim głosem. Naprawdę była młodziutka. ─ W porządku. Nie będę taka. Ale to zostaje między nami. Inaczej ojciec mnie zabije.

Skinęłam głową, upewniając ją, że się na to zgadzam, a szatynka wyciągnęła w moją stronę dłoń między kratą.

─ W takim razie nazywam się Terri Kenobi. Do usług. ─ Uśmiechnęła się lekko, gdy uścisnęłam jej dłoń.

─ Leni Silcre. Miło mi cię poznać. Nawet w takich okolicznościach ─ bąknęłam, prychając śmiechem. ─ A teraz... masz jakiś kolejny świetny plan, jak nas stąd wydostać, czy tamta twoja dywersja nic nie zdziałała?

─ Mam to pod kontrolą. Zawsze wymyślę jakiś plan. Uczyłam się od najlepszych ─ odparła, puszczając mi oko, po czym podniosła się z ziemi i podeszła do bariery. Zamknęła oczy i wyprostowała się, biorąc głęboki wdech. Wyglądała tak skupiona, jak Cal podczas medytacji.

Oh, ciekawe jak mu idzie, swoją drogą. Czy też martwi się o mnie, jak ja o niego? Lepiej, żeby on przyniósł ze sobą jakiś plan, zanim stanie się coś gorszego.

─ Czyli od kogo? ─ zapytałam nagle, przerywając tę bezsensowną ciszę. ─ Czy Zakon Jedi nie zginął wraz z Czystką?

─ Mój ojciec... jest potężnym mistrzem Jedi ─ odpowiedziała dumnie. Nie mogłam nigdy powiedzieć, że warto polegać na rodzinie. Z mojego doświadczenia czasem lepiej nie pokładać w nikim nadziei.

─ I liczysz na to, że cię tu odnajdzie? ─ spytałam niedorzecznie.

─ Oczywiście, że nie ─ odparła natychmiast z rozbawieniem. ─ Ma o wiele za dużo na głowie. To mi przekazał tę misję.

─ Jaką misję? ─ Zaciekawiłam się.

─ Odkupienie Lorda Vadera, oczywiście.

Zamrugałam. Drugi raz, żeby się upewnić.

─ Żartujesz.

─ Pod tą maską pełną mroku kryje się niegdyś najlepszy przyjaciel mojego ojca. Nie mogę go zawieść.

─ I nie zawiedziesz ─ powiedziałam pewnie, a ta uniosła kąciki ust.

Nagle poruszyłam się na dźwięk otwieranych niedaleko metalowych drzwi, po których usłyszałam następnie zbliżające się kroki. Z paniką w oczach spojrzałam po dziewczynie, która cofnęła się w kąt celi z przymkniętymi oczami. Wiecznie zamyślona i skupiona.

─ On tu jest ─ wyszeptała w moją stronę, a ja mimowolnie przełknęłam rosnącą gulę w gardle, mentalnie się przygotowując na nadchodzące kłopoty.

Na korytarzu zjawiły się droidy strażnicze, a za nimi kroczyła z podniesioną głową Inkwizytorka. Jeszcze jej się nie znudziło.

─ Nie doceniłam cię ─ powiedziała, stając przed celą Terri z założonymi rękami za jej plecami. ─ Włamanie się do naszych systemów jest nie lada wyzwaniem. Nawet dla zwykłego rycerza Jedi ─ wycedziła, podkreślając ostatnio słowo wyraźnie. Jedi? A więc my z Calem nie byliśmy ostatni...

Terri uśmiechnęła się sprytnie, wynurzając się z kąta celi i zbliżyła się do bariery, przyglądając się Inkwizytorce z pogardą.

─ Włamanie się to była dla mnie pestka ─ przyznała kpiąco, aż ja parsknęłam śmiechem. Podziwiałam jej odwagę w tym momencie. Z tej pozycji zrobiłabym wszystko, żeby się stąd wydostać, a ta miała jeszcze jaja, by się z niej nabijać. ─ Nie, żebyście przykładali do tego jakiekolwiek starania.

─ Twoja mała misja nie powiedzie. Już ja tego dopilnuję ─ warknęła stanowczo, po czym nakazała droidom strażniczym, by przygotowali broń.

─ Po moim trupie ─ rzuciła zdeterminowana, zaciskając szczękę.

─ Więc już jesteś martwa. ─ Trilla wcisnęła przycisk na panelu w ścianie, zdejmując barierę z jej celi, co nie było przemyślanym posunięciem, gdyż młoda to wykorzystała i w jednej sekundzie przywołała swój miecz świetlny, którego natychmiast użyła, by przebić się przez droidy strażnicze i zniknęła w niewielkim otworze, który za pewne służył jako korytarz wentylacyjny. Oglądanie tej sceny było przezabawne, a sam fakt, że Inkwizytorka pozwoliła jej się wymknąć dodawało więcej komizmu. ─ Na co się tak gapicie? Za nią! ─ wydała zawzięcie rozkaz, a maszyny posłusznie ruszyły w głąb ciemnego korytarza.

Ufaj tylko Mocy.

Usłyszałam spokojny głos dziewczyny w mojej głowie, jakby od teraz miał mnie prowadzić.

Druga Siostra jeszcze najwyraźniej ze mną nie skończyła i podeszła do mojej celi.

─ Co do ciebie, moja droga, mam nieco inne plany ─ powiedziała tajemniczo, a ja jedynie zmarszczyłam czoło. Co jeśli pozwoliła jej uciec naumyślnie? Co jeśli od początku taki był jej plan? Musiałam być od niej mądrzejsza, wykazać się sprytem...

Za sprawę.

W końcu Inkwizytorka odeszła, pozostawiając mnie dalej w tej niewiedzy, czekając na wieczność.


***


Nie mogłam być bardziej szczęśliwa niż w chwili, gdy Cal Kestis przybył mi na ratunek, lecz jak na ironię byłam na niego zła, że tu przylazł. Tu było niebezpiecznie.

─ Nie powinieneś tu być ─ powiedziałam, wtulając się w niego. Ciepło jego ramion od zawsze działało na mnie kojąco.

─ Musimy odzyskać holokron. To jedyna droga ─ odezwał się, gdy już się odsunęliśmy od siebie. Ściągnęłam brwi, już dawno nie czułam takiego strachu.

─ Trilla cię zabija, jak cię zobaczy ─ stwierdziłam gorzko, kładąc rękę na jego ramieniu. Jego zielone oczy wpatrywały się we mnie z tą samą troską, co zawsze.

─ Dobrze, że jest nas dwójka.

─ Trójka ─ poprawiłam go, a ten zmarszczył czoło.

─ Jak chcesz się tak licytować, to w takim razie powiem, że czwórka ─ wtrącił z uśmiechem.

─ Ja nie żartuję, Cal ─ odrzekłam niższym tonem.

─ Ja też nie ─ odparł stanowczo, co dało mi do myślenia. W końcu nie trzeba było się długo zastanawiać, któż to taki inny mógł się zdecydować na samobójczą misję w samej Fortecy Inkwizytorów.

─ Cere tu jest?! ─ wytrzeszczyłam na niego oczy. Stęskniłam się za babką.

─ Razem odbudujemy Zakon Jedi, ale najpierw... pora zmierzyć się z naszymi demonami ─ oznajmił, a ja poczułam, jak moje ciało napędza adrenalina. Spuściłam wzrok na pasek, przy którym brakowało mojego miecza świetlnego. A w zasadzie to Cordovy. To w końcu do niego należała rękojeść. Ja tylko ją użyczyłam. To życie nigdy nie należało do mnie. Nigdy nie byłam w tym dobra, ja tylko chciałam... przetrwać.

Kestis posłał mi dumny uśmiech, po czym chwycił moją dłoń i razem pobiegliśmy w stronę naszego przeznaczenia.


***


BD-1 to jednak sprytny robocik. W parę sekund odnalazł schematy Fortecy, znajdując najlepszą drogę, by ominąć jak najwięcej armii szturmowców i droidów strażniczych. Wreszcie przeskoczyliśmy na kolejną wysuwaną platformę i znaleźliśmy się z powrotem w Sali Przesłuchań, w której jeszcze niedawno siedziałam w tym fotelu na torturach. Pamiętne pełne mroku miejsce. Wtedy zza naszych pleców naskoczyła na nas Inkwizytorka pełna zapału i wigoru do ostatecznej walki. Natychmiast rzuciła się do walki z Calem, a widząc mnie, odepchnęła mnie na bok Mocą. Wiedziałam, że muszę zostawić to Kestisowi.

Podstawą walki było blokowanie i unikanie ciosów, co szło Calowi dostatecznie dobrze. Korzystanie z mocy było niestety w jego przypadku średnio efektywne. Cały czas próbował ją spowolnić, aby zyskać nieco czasu na przykład na uleczenie albo próbował wytrącić z równowagi pchnięciem, jednak musiał wykonać je w odpowiednim momencie, kiedy rywalka wyprowadzała atak. W ten sposób zyskiwał kilka chwil na zadanie paru ciosów.

─ Wiedziałam, że po to wrócisz ─ odezwała się, gdy znalazła się w pewnej odległości i wyjęła zza swojego płaszcza świecący na zielono holokron. ─ Za nic nie wydostaniecie się stąd żywi!

Podstawą jest jednak dobra obrona, ponieważ Trilla potrafiła atakować szybko i agresywnie. Oprócz szarż i zwykłych ciosów podskakiwała, wywołując falę uderzeniową, nad którą przeskakiwał, ale ja nie miałam tego szczęścia. Cal odwrócił się w moją stronę.

Nie martw się o mnie, marcheweczko. Dam sobie radę.

Kestis w końcu stanął naprzeciw Inkwizytorki, trzymając dzielnie miecz w ręku, czekając na dogodny moment na zadanie ciosu. Zauważyłam, że często wyprowadzał go po zakończeniu przez Trillę serii krótkich uderzeń lub też atakował ją od tyłu po wyprowadzeniu szarży - wtedy przeciwniczka chwilowo się odsłaniała i stawała się podatna na ataki. Trilla korzystała również z pchnięcia oraz rzucania mieczem - w obydwu przypadkach Cal unikał.

Po krytycznym ciosie, który zadał Cal, Inkwizytorka nie mogła się tak szybko podnieść. Wyglądała na jeszcze bardziej rozwścieczoną niż wcześniej. Chyba ktoś tu kogoś nie docenił.

Wśród nowych ataków pojawiła się szarża połączona z użyciem mocy, przed którą Kestis odskakiwał na bok.

Wtedy do gry weszły granaty błyskowe, które Trilla wyrzucała na ziemię. Miał wtedy chwilę na oddalenie się od nich, zanim doszłoby do eksplozji. Ja nie miałam takiej możliwości i jeden z nich mnie oślepił. To był mój koniec, ale miałam szczerą nadzieję, że Cal mi na to nie pozwoli.

Zdałam się po prostu na swój instynkt, a on podpowiadał mi, by odejść parę kroków w prawo. To tam natknęłam się na nieznaną mi jeszcze wtedy wysoką postać w ciężkiej zbroi, która ciężko oddychała przez jakiś filtr w masce. Po moim ciele przebiegły mi ciarki. Miałam złe przeczucia co do tego.

─ Leni! Nie ruszaj się! ─ Usłyszałam głos Cere. Musiała do nas dołączyć w tym całym zamieszaniu. Nie słyszałam też dalszej walki Cala z Trillą, co musiało oznaczać, że poszło mu dobrze. W końcu w jakimś stopniu zaczęłam odzyskiwać wzrok. Najpierw ujrzałam rozmazaną czarną postać, stojącą przede mną, więc wytężyłam mocniej swoje oczy i aż się cofnęłam o parę kroków z przerażenia.

To był Darth Vader. Czułam to.

─ Zawiodłaś mnie, Inkwizytorko ─ odezwał się mechanicznym głosem Lord Vader, jakby nie pozostało w nim nic z człowieka.

─ Pomścij nas ─ wypowiedziała błagalnie Trilla, a po chwili jej ciało zostało przepołowione czerwonym mieczem Vadera. Jeśli zaraz nie zacznę stąd wiać, spotka mnie ten sam los, co ją. Ja byłam za młoda, by umierać! Chciałam jeszcze tyle zrobić, zwiedzić Galaktykę, pomóc tym małym dzieciaczkom wrażliwym na Moc... Wiedziałam już, że to się nie stanie.

Wtedy z ciemności wyskoczyła kolejna postać, tym razem okazała się być po naszej stronie i już w innym przebraniu – Terri Kenobi.

─ Witajcie! ─ przywitała się entuzjastycznie dziewczyna z uśmieszkiem na jej drobnej twarzy. W ręku trzymała rękojeść zielonego miecza świetlnego i wyglądała na gotową do walki.

─ Córka Kenobi. ─ Darth Vader odwrócił się w jej stronę. ─ Nareszcie.

W tym czasie, gdy mroczny Lord był zaabsorbowany obecnością dziewczyny, Cere wykorzystała to i rzuciła się na niego z mieczem swojej martwej już padawanki, ale na nic to się zdało, gdyż Vader wykonał zaledwie jeden ruch ręki i Mocą strącił ją do przepaści.

─ Nie! ─ wydarł się rozpaczliwie Cal.

─ Roztropniej byłoby się poddać ─ oznajmił niskim głosem Vader.

─ Obejrzyj się w lustrze, Anakinie. Ja i mój ojciec nigdy się nie poddamy. Nie, gdy chodzi o ciebie ─ odparła pewnie Terri, poprawiając palce wokół rękojeści, zniżając powoli miecz. Anakin? Kto normalny daje na imię tak swojemu dziecku? Już rozumiem, czemu zmienił swoją ksywkę na Darth Vader. ─ Wyczuwam w tobie dobro. Chodź ze mną, jeszcze nie jest za późno ─ zaproponowała, wyciągając drugą rękę w swoją stronę.

Nastąpiła krótka cisza, w której miałam wrażenie, że mroczny Lord rzeczywiście zaczął się wahać, lecz to było tylko złudzenie, bo po chwili Lyra została przyciągnięta przez niego Mocą i zaczęła się dusić.

Musiałam szybko działać, więc rozejrzałam się w popłochu wokół i wtedy zlokalizowałam szybko leżący na ziemi blaster, którym błyskawicznie wycelowałam w Vadera. To najwyraźniej go tylko rozdrażniło, ale puścił młodą Kenobi, odrzucając ją w bok.

Cal wybiegł nagle przede mnie, odparowując atak Vadera mieczem świetlnym aż się sypały iskry. Odskoczyłam na moment do tyłu, podbiegając do Terri, by sprawdzić czy ma się dobrze. Dziewczyna podniosła się z ziemi i ponownie dobyła swojego miecza, lecz wtedy zauważyłyśmy, że Kestis musiał czymś najwyraźniej wkurzyć mrocznego Lorda na tyle, że ten oszalał i zaczął niszczyć platformę, na której wszyscy się znajdowaliśmy. Nie mieliśmy innego wyboru jak stąd wiać.

Daliśmy radę dobiec do turbowindy, ledwo trzymając się życia, gdy przez drzwi przedostała się czerwona klinga Vadera, spowalniając nas. Spojrzeliśmy wszyscy po sobie z miną „co teraz?", ale odetchnęliśmy z ulgą, gdy wina wyrwała do góry.

─ Chyba go zgubiliśmy ─ powiedział Cal, gdy wysiedliśmy z windy na innym piętrze. Tu było o wiele spokojniej.

─ Buup-buu? ─ zaklekotał uroczo BD.

─ Dam radę ─ zapewnił go chłopak.

Wtedy do mojego ucha dobiegły trzaski.

─ Słyszycie mnie? ─ To był nasz ulubiony czteroręki kapitan. ─ Nie odpowiadają ─ sapnął zawiedziony. Działaj! No co jest nie tak z tym komunikatorem?

─ Odpowiedzą. Jestem tego pewna ─ odezwała się również Merrin. Szczerze, żałowałam, że z nami nie poszła. Omijała ją naprawdę niezła zabawa w podchody z Vaderem.

─ Greez, jesteśmy! Zmierzamy na powierzchnię. Bądź gotów. Mamy holokron, ale Cere... Nie przeżyła, Greez ─ poinformował go smutno Cal.

─ Cere? Uciekajcie stamtąd, dzieciaki ─ nakazał stanowczo Lateron. Oh, martwił się o nas.

─ Nie zatrzymujcie się. Przykro mi ─ dodała Siostra Nocy równie przybitym głosem. Musieliśmy stąd uciekać jak najprędzej się dało. Biegliśmy dalej korytarzem, gdy napotkaliśmy drzwi, za którymi czekał na nas Vader. Terri pierwsza rzuciła się do walki na miecze świetlne z nim, wykazując zwinność i zaciekłość.

─ Uciekajcie stąd! Dłużej z nim nie wytrzymam! ─ krzyknęła, zaciskając szczękę, wycofując się z nim z każdym naparciem. Obeszłam go bokiem, gdy BD zeskoczył przez moje barki wprost na plecy mrocznego Lorda Sithów, przeładowując jego skomputeryzowany pancerz, przez co został porażony prądem. To dało chwilę Calowi, by mógł od niego odskoczyć, ale ten popchnął go Mocą, a miecz wypadł mu z ręki. Po chwili rudzielec zaczął przyciągać go Mocą, ale utknął w środku drogi, gdy to samo wykonał Vader. Oboje siłowali się z tym mieczem, dopóki nie wkroczyła Trilla ze swoim mieczem świetlnym.

Terri wyskoczyła przed Cala, by oberwać zamiast niego. Syknęła z bólu, gdy miecz wsunął się lekko w jej brzuch, ale na czas zdołała go z siebie wyciągnąć Mocą.

─ Terri! ─ Podbiegłam do niej bez wahania, przykładając rękę do jej dość głębokiej rany, a przy nas stanął również BD, spuszczając smutno główkę.

─ Nie pozwolę ci zabrać tych dzieci! ─ zaklinała się Cere, walcząc zawzięcie z Vaderem, jednak i ona nie podołała za długo temu wyzwaniu.

─ Ta nienawiść... Byłaby z ciebie wspaniała inkwizytorka.

─ Cere inkwizytorką? Jakoś tego nie widzę ─ przyznałam szczerze, choć wiem, że prawdopodobnie nie powinnam się w ogóle odzywać. Być może jeszcze nie oberwałam wystarczająco mocno, by zamknąć mordę w kubeł.

─ Nie złamiesz jej! ─ krzyknął również zdeterminowany Cal, gdy Cere zaczęła swoje przedstawienie, dając upust swoim negatywnym emocjom. Co było najdziwniejsze, Vader upadł na kolano, a Junda nadal formowała ręce w kulistym kształcie.

─ Tak... Ciemna strona Mocy... ─ Zaczął się powoli podnosić. Od jego postaci biła duża potęga. Był nie do powstrzymania. ─ Czuję jak się w niej kłębi.

─ Cere. Cere! ─ Cal próbował do niej dotrzeć, ale na marne.

─ Hej! Posłuchaj mnie! Wciąż masz wybór!

W końcu kobieta odwróciła się do nas, ciężko dysząc i spoglądając na swoje ręce uniesione w górze z szokiem. Gdy Vader wycelował w nas miecz, ten napotkał półprzeźroczystą barierę wokół nas, którą wytworzyła Cere, a Terri jej w tym pomagała.

─ Powinnaś oszczędzać sił. Jesteś mocno ranna ─ zauważyłam, podając pomocną dłoń dziewczynie. Wtedy Cal bez jakiegokolwiek ostrzeżenia rozbił Mocą szybę, a do korytarza zaczęły się nalewać litry wody w bardzo szybkim tempie. Chwyciłam Terri pod ramię, a Cal zrobił to samo z Cere. Wkrótce zdołaliśmy wydostać się na zewnątrz.


***


─ Hej. ─ Pierwszą ujrzałam twarz Merrin, która nie była może najmilszym widokiem, jakiego potrzebowałam, ale wciąż się cieszyłam, że była tu przy mnie, gdy się wybudziłam. To było wyczerpujące przeżycie. ─ Wstałaś. Cieszę się, że żyjesz.

─ Co z Terri? ─ spytała, a wiedźma zmarszczyła czoło. ─ Moją nową znajomą, która tu z nami przyszła.

─ Jest tutaj. Z całą resztą. Debatują przy tym całym holokronie ─ odpowiedziała, a ja wyrwałam natychmiast do przodu.

Gdy tylko ujrzałam twarz rudzielca całą i zdrową nie mogłam się powstrzymać przed pobiegnięciem do niego i wtuleniem się, zawieszając ręce na jego szyi. Gdy się odsunęłam, mój wzrok spoczął na zielonej kostce, postawionej idealnie pośrodku stołu, przy którym wszyscy siedzieli.

─ Co z tym? ─ zapytała Merrin tym swoim łagodnym głosem.

─ Użyjemy go ─ oznajmiła zdecydowanie Cere, a my wszyscy się na nią spojrzeliśmy. ─ Odbudujemy Zakon Jedi. Cal podszedł bliżej stołu, po czym wziął holokron do ręki i go otworzył. Nad stołem wyświetliła się holomapa z dokładnymi współrzędnymi dzieci wrażliwych na Moc. Aż trzy kropki znajdowały się w układzie gwiazdy Fern, na mojej rodzimej planecie – Centurion. A więc moja rodzina wciąż miała szansę na odbudowę.

─ Przyszłe pokolenia Jedi... ─ rozmarzyła się Merrin.

─ Imperium będzie ich ścigać ─ skwitował gorzko Greez. ─ Dokładnie tak samo jak nas.

No i magiczna bańka mydlana prysła.

─ Życie każdego dziecka z tej listy odmieni się na zawsze.

Widziałam to po jego minie, że miał co do tego inne plany. Nasza perspektywa się zmieniła.

─ Nie dzięki nam ─ stwierdził, po czym odpiął miecz z paska. ─ To Moc powinna zadecydować o ich losie.

Jednym płynnym ruchem przepołowił kostkę mieczem. Byłam z niego taka dumna. Spojrzał się po mnie ze szczerym uśmiechem.

─ Dokąd teraz?

Ja miałam jeszcze jedną ważną rzecz do zrobienia, więc pozwoliłam im zadecydować, a ja przeszłam się do kajut z tyłu pokładu, by spotkać się z Lyrą. Zastałam ją wpatrującą się w bezkres kosmosu za małym okrągłym okienkiem.

─ Powinnaś odpoczywać ─ rzuciłam w końcu w jej stronę, wchodząc głębiej do pomieszczenia. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę, unosząc lekko kąciki ust.

─ Dziękuję wam za opiekę, ale muszę ruszać dalej. To nie koniec mojej podróży ─ odparła, nadymając policzki, i wypuszczając głośniej powietrze.

─ Wiem, że nie, ale pomyślałam, że zechcesz nam jeszcze przez jakiś czas potowarzyszyć. Przydałabyś się. Wydajesz się być bardziej zaznajomiona z byciem Jedi i wiesz jak się posługiwać Mocą...

─ Twoi przyjaciele również. Trzymaj się ich blisko, Leni, to wszystko się jakoś ułoży ─ powiedziała, na co odpowiedziałam jej uśmiechem. W końcu przyszedł czas na pożegnanie z tą uroczą dziewczyną. ─ Jeszcze się kiedyś spotkamy, Silcre. Niech Moc będzie z tobą ─ dodała, a ja wyciągnęłam w jej stronę rękę, jednak ta ją odtrąciła, by móc po chwili się do mnie wtulić. Cicho jęknęła, odsuwając się i łapiąc w miejsce rany.

─ Na pewno nie chcesz zostać z nami dłużej? ─ Zaśmiałam się. Szatynka w końcu się wyprostowała.

─ Na pewno ─ odparła, po czym odprowadziłam ją do wyjścia. Z niewiadomych powodów chciała być zostawiona na planecie Tatooine, a ja nie mogłam być bardziej chętna, by ją zwiedzić, ale Greez coś tam narzekał na obślizgłych gangsterów i złodziei. Nagle ta pustynna planeta wydała się mniej ciekawa, więc odlecieliśmy dalej.

Dokąd? Tego nie wiedział nikt.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro