Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

11 | binary stars.



Rozdział 11

'Pułapka przyszłości'


Siedzieliśmy we trójkę na kanapie, gdy wciąż znajdowaliśmy się w nadprzestrzeni. Nie byłam pewna, czy mam zacząć pierwsza czy jak, ale wiedziałam na pewno, że jak najszybciej chciałam przerwać tę niezręczną dłużącą się ciszę.

─ Co tam, Merrin? Jak się czujesz?

Co z tego, że to był prawdopodobnie najbardziej kiczowaty tekst, jakim mogłam zacząć rozmowę, ale hej ─ przynajmniej zmusiłam ją do rozmowy.

─ Ten statek... ─ zaczęła, wiercąc się nieprzyjemnie, jakby próbowała znaleźć wygodne miejsce, nie powodując tego potwornego trzasku na skórzanym meblu. Spoiler: to było niewykonalne. Sama próbowałam, od kiedy tu wylądowałam z tą bandą.

─ Należał do Jedi, uciekającej przed Imperium z padawanem. Nikt nie ocalał ─ odpowiedział Cal. No to fajnie, że z nią dzieli się takimi historyjkami, a ze mną to już nie? Być może uznał, że nie przydadzą mi się takie informacje, ale czasem miło było chociaż o nich posłuchać. Miał tak niespotykany dar.

─ Skąd tyle wiesz o miejscach, które odwiedzasz? ─ spytała, nachylając się bardziej do stołu, by móc się uważniej przyjrzeć Calowi.

─ Niektóre rzeczy – ludzie, wydarzenia albo doświadczenia – zostawiają w Mocy echo, które mogę odczytać ─ wyjaśnił niczym jakiś profesjonalny fachowiec w tej dziedzinie. Albo zwyczajnie chciał się przed nią popisać i zrobić na niej wrażenie.

─ Widzisz przeszłość? ─ zapytała zafascynowana Merrin. ─ Wszyscy Jedi tak mają? ─ rzuciła, spoglądając na mnie, jakby oczekiwała jakiegoś wyjaśnienia. Skrępowana, spuściłam wzrok i zaczęłam delikatnie głaskać BD, który się do mnie przysiadł z brzegu kanapy.

─ Nie. To akurat rzadkie. Chyba się z tym urodziłem ─ stwierdził z uśmiechem.

─ Nasza magia jest starożytna, ale moja więź z przeszłością nie jest tak żywa jak twoja ─ odpowiedziała, co mnie zaintrygowało. Znaczy zgłębianie takiej starej magii musi być naprawdę ciekawe.

─ Może to i dobrze ─ odparł niskim głosem, jakby lekko zachrypniętym. To był dla mnie sygnał, by wystrzelić z tego miejsca i poleciałam do kuchni, by wstawić coś ciepłego do picia. Może coś na rozluźnienie, to nam dobrze zrobi.

─ Pewnie tak. Nasza przeszłość skrywa wiele bólu ─ skwitowała i po chwili ziewnęła na swój całkiem uroczy sposób i wstała z kanapy. ─ Odpocznę przez jakiś czas. Obudźcie mnie, zanim wylądujemy ─ poprosiła, kierując się już w stronę kajut. Cal również wstał i podszedł do mnie, aż się zdziwiłam.

─ Jak myślisz, co zrobi Merrin, kiedy to się skończy?

Tak szybko chce się już jej pozbyć?

─ Myślałam, że wpadła ci w oko ─ zauważyłam, przygryzając wargę, odsuwając się na moment od kuchenki, a Cal zbliżył się tak, że nie miałam jak dalej uciec.

─ Najpierw mnie całujesz, potem uciekasz, a potem mówisz że lepiej bym się trzymał z daleka. Teraz nagle jesteś zazdrosna. Zdecyduj się wreszcie ─ wydusił z siebie, kładąc jedną rękę na mojej talii tak delikatnie, jakby bał się, że pod tym jednym dotykiem się rozpadnę.

W tym jednym momencie zadecydowałam, że wprowadzę parę zmian w moim życiu. Dziś zdałam sobie sprawę, że jest ono krótkie i nigdy nie wiadomo, w którym momencie możemy zginąć, więc postanowiłam, że skończę z uciekaniem. Nie mogę zawsze być tchórzem i sama przyciągnęłam go za podbródek, by poznać smak jego ust swoimi wargami. Zaczęło się od delikatnego muśnięcia, a gdy już chciał się odsunąć, pogłębiłam pocałunek, zapewniając go, że naprawdę tego chcę.

Ten ulotny moment przerwał nam dopiero czajnik, który uznał, że woda już się zaparzyła i zaczął gwizdać na cały pokład Modliszki. Byłam więc zmuszona się oderwać od niego i wyłączyć kuchenkę.

Uśmiech nie schodził mi z twarzy, podczas gdy Cal wciąż mnie trzymał w swoich objęciach, a ja nalałam nam po kubku ciepłego napoju.

─ A wracając do twojego pytania o Merrin, sądzę że może się tu zadomowić, jeśli chce. Ona pomogła nam, a my pomożemy jej odbudować Zakon Sióstr Wiedźm ─ odparłam wesoło, na co Cal uniósł kąciki ust, a na jego lewym policzku pojawił się naprawdę uroczy dołeczek.

─ Sióstr Nocy ─ poprawił mnie rozbawiony. ─ Ale to słodkie, że się starasz.

─ Wiedźmy Nocy? ─ spytałam w końcu z nadzieją, że niczego nie poplątałam. Ah, uwielbiam się z nim tak droczyć.

─ Siostry Nocy. ─ Zaśmiał się, na co szturchnęłam go w ramię łokciem.

─ Pal licho ─ mruknęłam, biorąc małego łyka gorącej herbaty.

─ Zastanawiam się tylko nad jednym. Co zrobimy z Trillą? ─ zapytał zmartwionym głosem.

─ Znajdziemy ją i położymy temu kres raz na zawsze ─ odparłam pewnie, unosząc kąciki ust. ─ Zakończymy tę wojnę.

─ Inkwizytorka wybrała ciebie ─ odparł, wskazując na mnie palcem. ─ Z jakiegoś konkretnego powodu.

─ To nie może być prawda ─ wyparłam szybko, wydymając usta, manifestując tym swój protest.

─ Moc was związała ─ westchnął, wzruszając bezradnie ramionami, jakby naprawdę nic nie mógł na to poradzić. ─ Tylko ty możesz sprowadzić ją na dobrą ścieżkę.

To była dla mnie zbyt duża rola. Nie nadawałam się do tego.

─ Co jeśli nie potrafię tego zrobić? Co jeśli jestem za słaba?

─ Bzdura ─ zaprzeczył natychmiast i chwycił moją dłoń, splatając od razu nasze palce. ─ Nie poznałem w życiu silniejszej osoby od ciebie.

Uśmiechnęłam się w końcu, czując ciepło w piersi.

Bardzo podobał mi się ten stan, w którym obecnie się znajdowaliśmy. Mogłabym w nim zostać na zawsze i na moment zapomnieć o toczącym się konflikcie na zewnątrz tego statku i delektować się tą chwilą w objęciach Cala Kestisa.

Ale przecież nic nie kończy się tak dobrze. Nie w moim przypadku. Wcześniej myślałam, że wszystko, czego dotykam, spotyka nieszczęście. Tak było z moją rodziną. Z Calem natomiast... czuję się, jakbym z każdym jego dotykiem odlatywała do innej galaktyki. Zatracałam się w nim powoli, czując jakbym traciła też powoli siebie.

Upiłam kolejnego łyka, spoglądając na mojego rudzielca spod rzęs, a ten podziwiał z kolei mały odizolowany ogródek Greeza. Musiałam przyznać, że jak na Laterończyka, który boi się przyrody i wszystkiego, co rośnie na zewnątrz tego statku, całkiem dobrze mu idzie w ogrodnictwie. No, albo tak dobrze dba o te rośliny albo nie wymagają za dużo pielęgnacji. Cokolwiek to było, dawało efekty.

─ Dzięki nowym umiejętnościom tej wiedźmy moglibyśmy się nieźle obłowić ─ stwierdził kapitan, siedząc za sterami. Praktycznie nic nie robił, bo Modliszka sama mknęła w nadprzestrzeni.

A więc o tym sobie gadała ta dwójka, gdy my byliśmy zajęci w kuchni. Nie ładnie tak obgadywać i wykorzystywać naszą nową koleżanką, oj nieładnie.

─ Poważnie? ─ parsknęła z rozczarowaniem Cere, kręcąc głową, a ja z Calem przysiedliśmy się z tyłu za nimi.

─ Żartuję. Nadal mnie przeraża ─ odrzucił poważniej. Nadal nie rozumiałam, kiedy używa sarkazmu, a kiedy nie miał wcale tego na myśli.

─ Naprawdę, to jest dla ciebie najważniejsze, Greez, żeby się obłowić? ─ westchnęłam również rozczarowana, a na moje kolana wskoczył droid, dokazując i skacząc lekko, jakby domagał się mojej uwagi.

─ Oczywiście, że nie ─ usprawiedliwił się oburzony. Jak śmiałam go o to oskarżać.

─ Wspaniale się spisujesz, BD-1. Dobrze, że jesteś z nami ─ powiedziałam, zmieniając temat i uśmiechnęłam się w stronę mojego przyjaciela.

─ Biiop! ─ zaklekotał głośno, pod wpływem mojego dotyku, gdy zaczęłam przejeżdżać palcami po jego obudowie w tą i z powrotem.

─ Masz rękę do droidów ─ zauważył Cal wesołym tonem, przyglądając się nam w fotelu obok.

─ To dlatego, że byłam wychowana z jednym, ale go straciłam na rzecz Drugiej Siostry ─ przyznałam szczerze, ściszając pod koniec głos, bo dobrze wiedziałam, jak bardzo to był drażliwy temat dla nas wszystkich, a zwłaszcza Cere.

─ Hej ─ wtrącił, chwytając mnie za rękę, a ja przeniosłam na niego swój smutny wzrok, czując gromadzące się łzy w kąciku oka. ─ Odnajdziemy go i uratujemy, a potem ocalimy te wszystkie dzieci z holokronu. Obiecuję ci to ─ zapewnił mnie, co dało mi nadzieję.

─ Skąd możesz być taki pewny? ─ odezwała się nagle Merrin, na której głos wszyscy się odwróciliśmy. To ona nie miała teraz odpoczywać? ─ Skąd możesz wiedzieć, że jeśli uratujemy te dzieci i wyszkolimy na Jedi to nie będą też ścigane, jak wy teraz?

─ Wiedźma ma trochę racji ─ napomknął cicho Greez, jakby nie chciał się wtrącać, ale jednak musiał coś powiedzieć, bo by chyba tego nie przeżył biedaczek.

─ Nie mogę pozwolić, by holokron wpadł w ręce Imperium ─ odparł stanowczo Cal.

─ Pomoże położyć kres Imperium ─ dodała zapewniająco Cere, wytrzeszczając swoje oczy na Siostrę Nocy.

─ Ekhem. Zaraz lądujemy, więc radzę wszystkim wygodnie usiąść na zadku i zapiąć pasy. Tak dla pewności, rzecz jasna ─ ogłosił szaroskóry kapitan, chrząkając teatralnie, gdy Merrin wykonała polecenie Laterończyka i usiadła na miejscu. Po chwili wyszliśmy z nadprzestrzeni i podchodziliśmy do szybkiego lądowania na pierwszej planecie, od której to wszystko się zaczęło.

Bogano.

To tu rozpoczęłam swoją przygodę, to tu nawiązałam nowe znajomości na całe życie i wreszcie ─ to tu po raz pierwszy przestałam się tak potwornie bać, bo miałam u swojego boku przyjaciół. Po raz pierwszy nie czułam się samotna.

─ Wysiadać, wycieczka. Pora to zakończyć ─ poleciłam, rozpinając się z pasów i podążyłam za Calem, który jak zwykle mnie zdołał w tym uprzedzić.

Gdy już miałam zejść po trapie na zewnątrz, spostrzegłam biednego Greeza, który nie wiedział jak przejść koło siostry Merrin. On naprawdę się jej bał.

─ Kapitanie ─ zawołałam, wyswobadzając go z tej męki. ─ Przygotuj nam na później trochę tych steków ze scazza, które ci tak wychodzą najlepiej. Niech będą mocno krwiste.

─ Jasna sprawa, panno Silcre ─ rzucił weselszym tonem i ochoczo ruszył w stronę kuchni, a Siostra Wiedźm zaczepiła mnie za ramię.

─ Ten wasz kapitan zawsze się tak boi obcych? ─ spytała niewinnie.

Kompletnie nie wiedziałam, co jej odpowiedzieć. Niby ją nawet polubiłam, ale nie chciałam jej jeszcze pozwalać za dużo. Niech wie, kto tu tak naprawdę rządzi i nie jest to kapitan Dritus.

─ Nie ─ bąknęłam, schodząc obojętnie po trapie na nierówną kamienistą ziemię z porastającą ją gdzieniegdzie trawą. Oh, stęskniłam się. ─ Tylko jednej konkretnej wiedźmy ─ napomknęłam już ciszej pod nosem, gdy zatrzymałam się dopiero przed Kestisem. Ten zaciągnął się głośno powietrzem przez nos, po czym wypuścił je wolno ustami.

─ Coś mi nie pasuje w tym miejscu ─ skomentowała Merrin, psując moment refleksji. ─ To miejsce ma inną energię.

─ Ba. Jesteśmy daleko od twojej planety. Przyzwyczaisz się ─ odpowiedziałam, puszczając do niej oczko. Na ten moment ta odpowiedź musiała jej wystarczyć.

─ Dathomira jest złożona. Jej prastarą siłę spowijają cienie. Bogano sprawia wrażenie banalnego. Nie mogę tego rozumieć ─ powiedziała skonsternowana Merrin.

─ Jest wyjątkowe. A Zeffo wznieśli tu sanktuarium ─ odparł zafascynowany Cal.

─ W którym czeka holokron. Ukryty ─ wycedziła, kładąc nacisk przy ostatnim wyrazie.

─ Do czego zmierzasz?

─ Ta planeta pozostała nietknięta przez stulecia. Czy życiu tych, których chcecie chronić, coś groziło, nim zaczęliście szukać? ─ spytała w końcu.

Mimo iż naprawdę nie lubię, kiedy ktoś inny ma rację, sam ten fakt mnie jeszcze bardziej dobijał. Taka była prawda, a my z Calem wciąż obsesyjnie naciskaliśmy, by znaleźć holokron i ocalić dzieci, nie zastanawiając się nawet, czy to faktycznie rozsądne wyjście.

─ Jedi, których wyszkolimy pomogą zbudować galaktykę, gdzie szanuje się i chroni takie miejsca ─ wyjaśnił stanowczo Cal.

─ I to będzie ich wybór, czy wasz? ─ brnęła uparcie dalej.

─ Potrzebujemy siebie nawzajem. A bez Jedi, możemy nie przetrwać. Naszym obowiązkiem jest ich chronić ─ ciągnął dalej z determinacją w głosie, jakby ten obowiązek spoczywał jedynie na jego barkach.

─ To już wiem ─ odparła pewnie, jednak wciąż nie była przekonana, czy wyciągnęła z tego jakąś lekcję.

─ Wszystko kończy się tam, gdzie się zaczęło ─ powiedziałam wesoło, zawieszając swój wzrok na horyzoncie, nad którym unosiło się pomarańczowe słońce.

─ Mam złe przeczucia ─ mruknął.

─ Nie mamy na to czasu, Cal ─ rzuciłam, zbywając go.

─ Co jest? Co znaczą te „złe przeczucia"? ─ spytała niczego nieświadoma Merrin.

─ To znaczy to, siostrzyczko Merrin ─ zacmokałam. ─ Że dawno nie słyszeliśmy nic od naszej ulubionej Inkwizytorki, ale nie martw się. Tak długo, jak będziemy trzymać się razem, nie ma z nami szans ─ zapewniłam ją.

Gdy już nareszcie dotarliśmy do tajemniczego przejścia, przecisnęliśmy się przez bardzo wąski i ciemny korytarz. Merrin miała szczęście, że dzięki tej swojej magii mogła tak po prostu zniknąć i pojawić się w innym miejscu. Miałam szczerą nadzieję, że kiedyś nauczy i nas tej sztuczki.

Cal podszedł ostrożnie do środka wielkiej kulistej komnaty i włożył astrium w samo centrum kamiennego dysku na ziemi i po chwili został uruchomiony jakiś mechanizm. Dach nasunął się nad nami, zasłaniając jedyne źródło światła, po czym przesunął się dalej, odsłaniając nowe przejście. Została tylko nasza trójka z BD, bo siostra Merrin nie chciała się ujawniać. Mądra babka, ja też bym trzymała się z dala od tego upiornego miejsca.

─ Niesamowite. Całe sanktuarium jest jak wielki holokron ─ mówił zafascynowany. ─ Ta ściana wygląda dziwnie ─ urwał, podchodząc do czarnego lustra, które właśnie zostało przed nami odsłonięte, a Kestis wyciągnął w jego stronę rękę. Nim zdołałam wyrwać za nim, poleciałam z nim do środka na drugą stronę.

Moim oczom ukazał się ciemny korytarz z czerwonym podświetleniem w podłodze. W oddali ujrzałam rudą czuprynę, więc pobiegłam za nim, chcąc go dogonić.

─ Cal! Zaczekaj! ─ zawołała, a ten zniknął za zakrętem.

Niczym echo zaczęły się rozchodzić głosy dzieci, które ćwiczyły z Calem, jako swoim mistrzem. Uśmiechnęłam się na samą myśl tego sukcesu. A więc się udało z tym holokronem. Po chwili jednak wszystko zaczęło się sypać. Imperium ich wytropiło. Nadszedł początek końca.

Oglądałam z boku jak padawani jeszcze jako dzieci, ginęli na naszych oczach z rąk Inkwizytorów, a ja nie mogłam nic na to poradzić. To było ryzyko, które zgodziliśmy się podjąć. Szkoda, że nie widzieliśmy tego wcześniej. To było niebezpieczne.

Zamarłam, gdy przede mną nagle pojawiła się Kyra. Po moich plecach przebiegły ciarki. Przy naszym ostatnim „spotkaniu" obiecałam sobie, że zapobiegnę tej przyszłości, która ma pochłonąć życia naszej rodziny i nie tylko. Obiecałam jej, że już nikt inny nie będzie cierpiał z mojego powodu, ale oto jestem, stojąca przed największym wyborem w życiu, który może kosztować życia innych, bo byłam na tyle głupia i ślepa, by nie przewidzieć skutków mojej decyzji.

─ Kiedy ty byłaś zajęta zabawianiem się ze swoim chłopakiem w prowadzenie zgubnego Zakonu Jedi, twoja planeta umierała. Twój lud umierał ─ wypowiedziała z kamienną twarzą. Jej sine wargi jakby ledwo się poruszały.

─ Nie ─ szepnęłam z niedowierzaniem. ─ Musi istnieć jakieś inne wyjście. Zdołam temu jakoś zapobiec ─ mówiłam uparcie, nie poddając się i próbowałam obmyśleć plan, by wyjść z tej sytuacji, nikomu nie robiąc krzywdy.

─ Podjęłaś już decyzję. Już za późno ─ skwitowała ponuro, usuwając się w ciemność. Poczułam wzmagającą się we mnie złość i bezradność. Zacisnęłam mocno dłonie w pięści, podchodząc do tego samego lustra, w którym ujrzałam swoje własne odbicie. Wyglądałam inaczej. Włosy upięte do góry, czarny kombinezon jak u Inkwizytorki, krzywy złowieszczy uśmieszek...

Nagle walnęłam z całej siły w lustro, które zaczęło pękać i w ten sposób moje mroczne alter-ego zniknęło wraz z powiewem chłodu, a ja zostałam przywrócona do rzeczywistości i znalazłam się obok równie zdezorientowanego Cala.

─ Otwórzmy tę przeklętą kostkę ─ mruknęłam, błagając w myślach, by jak najszybciej się z tym uporać, bo nie miałam już siły użerać się dłużej z nękanymi mnie myślami o przyszłości.

Nawet jeśli, to nie były jedyne kłopoty, z jakimi przyszło się nam użerać.

Po prostu nie mogła sobie tak po prostu odpuścić.

─ Czułem, że cię tu zobaczę ─ wydukał Cal i widząc jak Inkwizytorka wyjmuje swój podwójny miecz świetlny, zrobił to samo.

─ O, cóż za wyjątkowa przenikliwość ─ odparła swoim wywyższającym się tonem. To do niej tak naprawdę się to wszystko zaczęło. Gdyby nie ona, ta misja poszłaby o wiele sprawniej. ─ Myślałam, że twoją największą zaletą jest godny podziwu upór w ponoszeniu ciągłych porażek.

Mimowolnie parsknęłam, bo całkiem dobry jej ten żart wyszedł, ale szybko powróciłam do swojej poważnej miny i również sięgnęłam do paska po miecz. Niebieska klinga błysnęła, gdy machnęłam nią dwa razy w powietrzu, tak dla rozgrzewki.

─ Popełniłaś błąd, oszczędzając mnie na Bracce ─ warknął w jej stronę, wydymając wargi wkurzony. Jeszcze tyle negatywnych emocji w nim nie widziałam.

─ To drobiazg ─ rzuciła, kpiąco. ─ Oszczędziłam nic nieznaczącego padawana, by zdobyć coś, co da mi przychylność Imperatora.

─ Myślisz, że pozwolimy ci odejść z holokronem?

─ Oczywiście, że nie ─ zaprzeczyła z uśmieszkiem. ─ Wszyscy jesteśmy dumni. Ale wasza duma kosztowała was życie wszystkich wrażliwych na Moc dzieci z tej listy. Wasze zresztą też.

─ Jak mówiłaś, Trilla... jesteśmy uparci. ─ Tymi słowami Cal rozpoczął pierwszy potyczkę z Inkwizytorką, rzucając się do ataku, jednak brunetka była szybka i sparowała jego atak, jakby to było nic trudnego.

─ Masz jeszcze wiele do nauki, Cal ─ roześmiała się, odskakując w bok, gdy jej wzrok spoczął na mnie. ─ Zobaczmy lepiej, na co stać naszą Leni tutaj ─ sarknęła i w jednej sekundzie wyrzuciła swój miecz skierowany laserowym ostrzem na mnie, nie dając mi czasu na ucieczkę.

Gdyby nie szybki refleks Kestisa, który mnie odepchnął Mocą w bok, prawdopodobnie już bym nie mogła zobaczyć jego bezcennej miny, gdy na mnie spojrzał. Uratował mi życie, a ja nawet nie potrafiłam obronić się sama. Nigdy nie zostanę prawdziwym rycerzem Jedi, tylko marną podróbką.

─ Jeszcze z tobą nie skończyłam! ─ warknęła rozwścieczona, wyprowadzając serię ciosów, które Cal z łatwością sparował. Wciąż nie potrafiłam się zebrać w sobie, by z nią skończyć. Wciąż coś mnie blokowało. W pewnej chwili doszło między nimi do złączenia mieczy, aż sypały się kolorowe iskry i niespodziewanie to właśnie Cal zdobył nad nią przewagę, wytrącając jej miecz z ręki i odepchnął ją Mocą. Nie przewidział jednak tego, że chwytając za rękojeść jej miecza, zostanie obdarzony wizjami i echem historii tego przedmiotu. Widziałam jak z trudem chłopak próbuje z tym walczyć, jednak ostatecznie się poddaje i pozwala na to.

Nagle poczułam mocny ucisk na ramieniu, a potem na gardle, tracąc oddech.

─ Jeśli chcesz, żeby twój kochaś przeżył, pójdziesz ze mną i nie wydasz z siebie żadnego dźwięku ─ poleciła oschle, szarpiąc mną, gdy w końcu puściła mnie wolno. Do moich oczu dotarły słone łzy, gdy byłam zmuszona zostawić Cala samego z BD w tym stanie.

Niczego jednak nie żałowałam bardziej niż tego, że chcąc ocalić przyszłość nie pomyślałam o tym, co było najważniejsze w tym momencie.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro