Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10 | temptation.




DATHOMIRA,


Wróciliśmy na pustynną planetę szybciej niż bym tego chciała, ale czułam to w Mocy, że tak należało. W końcu doszłam do takiego momentu w życiu, w którym zaczęłam się godzić na to, że nie za bardzo mam wpływ na to, co mnie spotyka. Niektóre rzeczy po prostu się dzieją, a ja mam okazję tylko w nich uczestniczyć lub pozwolić, by przeszły mi koło nosa. Wybór zawsze należy do mnie.

─ Będzie dobrze... ─ zaczął Greez. ─ Jak obstawiacie? Jakie koszmary nas czekają? Więcej trupów? Wielkie pająki? Mordercze rośliny? ─ wymieniał dalej z paranoją w oczach, że aż musiałam mu przerwać. Jeszcze biedaczek przerazi się na śmierć i już nie będzie nas chciał nigdzie wozić.

─ Dorzuć do tego jeszcze paskudne wiedźmy to wyjdzie nam każdy poniedziałek ─ rzuciłam, szczerząc zęby. Kapitan coś tam mruknął pod nosem, przechodząc dalej.

─ To może Pomioty Haxionu nas wytropią.

Czy to był sarkazm? Trzymajcie mnie, muszę to gdzieś zapisać, po Cere Junda użyła sarkazmu i to w ten całkiem zabawny sposób. Chociaż jeszcze nie przebolałam tamtego porwania i walki na arenie.

─ Wciąż jesteście na mnie źli? Na Greeza? ─ Pilot rozłożył swoje cztery ręce na boki, jakby to miało mu jakoś pomóc.

─ Nie nazwałabym tego wkurzeniem ─ mruknęłam.

─ Musicie przyznać... ─ zaczął z lekkim śmiechem, jakby wspominał tamto zdarzenie całkiem przyjemnie. ─ Dałem wam rozrywkę. Nie każdy jest poszukiwany przez Pomioty Haxionu...

Ja mu zaraz dam!

─ W dechę ta rozrywka. ─ Prychnęłam sarkastycznie. ─ Powinniśmy to kiedyś powtórzyć. To co, w kolejną środę?

─ Gdybyś nie był tak dobrym pilotem, to sama bym cię wydała ─ oburzyła się Cere. Po raz pierwszy ucieszyłam się, że stała również po mojej stronie.

─ Oho, mama i tata się kłócą, lepiej stąd powoli się wycofać ─ szepnęłam pod nosem.

─ Lepiej trzymaj poziom, Greez ─ ostrzegł go Cal. ─ Nie boisz się już jak kiedyś.

─ To dlatego, że przez chwilę zapomniałem, gdzie jesteśmy, ale dziękuję wam bardzo, że mi przypomnieliście ─ żachnął się, kręcąc markotnie głową. Na jego twarzy pojawił się wieczny grymas. Już wrócił do siebie.

─ Do usług. ─ Uśmiechnęłam się szczerze, po czym podeszłam do zamyślonego rudzielca i szturchnęłam go w ramię. ─ Gotowy Cal?

─ Już bardziej nie będę. ─ Otrząsnął się nagle i spojrzał prosto na mnie. ─ Ruszamy.


***


Znaleźliśmy się w dziwnej pozycji.

Znaczy, nie takiej jakoś bardzo dziwnej, ale wystarczająco, byśmy oboje przemierzali pustynne wzgórza w kompletnej ciszy.

Najgorsze było to, że przez ten cały czas, moją głowę wcale nie zaprzątały myśli, czy to przetrwamy i co właściwie zrobimy, gdy już dotrzemy do celu, czyli grobowca Kujeta. Nie, moje myśli były zbyt zajęte Calem Kestisem i tym, o czym cały czas myślał. Skubany jakby włączył mur obronny i nie pozwolił, bym weszła mu do głowy. Ja tylko chciałam go pocieszyć i zapewnić, że wszystko się jakoś ułoży. Że wypełnimy naszą misję do końca i się nie poddamy, bo on nigdy nie poddał się ze mną. Wtedy na Ilum wiele zrozumiałam. To było dosłowne olśnienie umysłu i pobudka. Czas jednak nie był na to idealny, bo właśnie zostaliśmy zaatakowani przez te same wskrzeszone Nieumarłe Siostry, z którymi wcześniej mieliśmy nijak walczyć. Tym razem mogliśmy się na nich odegrać.

Musiałam pamiętać tylko, żeby nie dać się okrążyć, ponieważ szybkie ataki rywalek mogą okazać się zabójcze. Cal wspaniale posługiwał się swoim mieczem świetlnym, jakby chciał się przede mną popisać czy coś.

Po dotarciu do celu podróży podeszliśmy do drzwi i weszliśmy z nimi w interakcję.

Poczułam ciarki i drętwiejące ręce.

─ Mam złe przeczucia co do tego, Cal ─ szepnęłam z obawą, zerkając w stronę rudzielca, gdy chłopak chwycił mnie mocno za dłoń, jakby tym gestem chciał mnie zapewnić, że zrobimy to razem i już nigdy mnie nie puści. Cóż, na ten moment to musiało mi wystarczyć.

Byłam gotowa na cokolwiek, co tym razem czyhało na mnie za tymi potężnymi drzwiami. Czułam dziwne wibracje. Czy to mogła być Moc?

Przede mną pojawiła się gęsta mgła i po chwili już nie znajdowałam się przed drzwiami grobowca, tylko w jakimś ciemnym, odosobnionym pomieszczeniu. Moje ramię owiał nieprzyjemny chłód. Rozejrzałam się wokół, niemal potykając się o własne nogi, gdy nagle ujrzałam postać znajomej kobiety, na którą uniosłam kąciki ust.

To była Kyra. Miałam jej tyle do powiedzenia, tyle powodów, by ją przeprosić, by wyznać mój ogromny żal. Chciałam tylko, żeby mnie wysłuchała.

Nie wyglądała jednak jak ona, a bardziej jak jej upiorna wersja. Jej skóra była sina, usta wymalowane na bordowo, a w jej ciemnych oczach był widoczny mrok.

─ Zawiodłaś nas, siostro ─ wypowiedziała tym samym chłodnym tonem, co wcześniej napotkana przez nas Merrin. Zmówiły się czy jak? ─ Zawiodłaś całe królestwo.

─ O czym ty mówisz?

─ Jesteś mądrą dziewczynką. Domyśl się ─ odparła, spacerując dalej, gdy nagle się odwróciła, a ja stanęłam wryta, czując jak mnie również ogarnia ten chłód. Tył jej głowy był jedną wielką dziurą, z której sączyła się krew. Kyra jednak jakby się tym nie przejmowała. Była tylko cholernym widmem.

─ Ty, t-ty... nie żyjesz? ─ wydukałam. ─ Ale jak to?

─ Wszyscy nie żyją w przyszłości, którą tak uparcie starasz się tworzyć, Leni. To twoja wina.

Nie. Nie!

─ To nie może być prawda ─ wyszeptałam do siebie, przełykając nerwowo ślinę.

─ A teraz przyszło ci zmierzyć się z konsekwencjami ─ rzuciła wściekle, wyciągając nagle znikąd miecz świetlny. Zielona klinga gwałtownie wystrzeliła z jej rękojeści aż się cofnęłam.

─ Jeżeli przyszłaś mnie zabić za coś, czego jeszcze nie zrobiłam, proszę śmiało ─ odrzekłam odważnie, pewnie pod wpływem adrenaliny i rozłożyłam ręce na boki. Czasem, gdy śmierć puka do twoich drzwi, lepiej przywitać ją z otwartymi ramionami. To może ją zdezorientować. ─ Tym razem nie stchórzę.

Kyra nieuchronnie zbliżała się do mnie z mieczem w ręku, przyglądając mi się. Dla efektu zamknęłam oczy, czekając na jej ruch.

Czekałam i czekałam aż...

Nic się nie wydarzyło. Koszmarna zjawa mojej bratowej po prostu się rozpłynęła, a gdy znów otworzyłam oczy, znalazłam się dokładnie w tym samym miejscu, co przed tym wydarzeniem, z tą różnicą, że drzwi już dawno zostały otwarte, a Cal Kestis gapił się na mnie jak na wariatkę.

─ Co robisz? ─ spytał, gdy w końcu zorientowałam się, że wciąż trzymałam rozłożone ramiona w górze. Wreszcie je opuściłam i zacisnęłam usta w cienką linię, chcąc jak najszybciej o tym zapomnieć.

─ Było minęło, rudy. Idziemy dalej ─ popędziłam go.

Z ciemności wyłonili się dwaj Bracia Nocy, z którymi dosyć sprawnie się rozprawiliśmy. Cal poszedł zbadać jeszcze dwa tunele na wyższym piętrze ruin, które się łączyły. Nie chciał się jednak podzielić ze mną, co tam odkrył.

Przygryzłam policzki od wewnątrz i przeszliśmy dalej przez przewężenie, w którym niemal mi ugrzęzła noga, ale jak zwykle BD okazał się pomocny w tej sprawie.

Dotarliśmy do kolejnej komnaty grobowca, gdzie pojawiła się Siostra Nocy – Merrin. Wciąż miała na sobie ten lekceważący wyraz twarzy, gdy się nam przyglądała. Cal i ja natychmiast wyciągnęliśmy swoje miecze świetlne, stając w pozycji bojowej.

─ A więc wróciliście. Odważni ─ skomentowała kpiąco wiedźma. ─ Ale głupi.

─ Możliwe ─ rzucił tylko Kestis, unosząc nieco wyżej rękojeść w pozycji pionowej, po czym wyłączył laser. Przymrużyłam oczy i niechętnie zrobiłam to samo. ─ Merrin, tak? Jestem Cal Kestis, a to Leni Silcre. To, co słyszałaś o Jedi, to kłamstwo.

─ Tak. Nie wszyscy Jedi są tacy, jak sądzisz ─ dodałam stanowczo, czując rozpierającą mnie dumę, gdy stałam przed jednym z nich.

─ Tak mówicie... Cal. Leni─ stwierdziła mechanicznym głosem, prawie jak u droida. ─ Malicos też wiele mówił.

─ Taron Malicos był Jedi, ale kim jest teraz, tego... ─ wtrącił szybko, po czym zrobił krótką przerwę, kręcąc bezradnie głową na boki. ─ Tego nie wiem.

Wtedy Cal spuścił wzrok, by zwrócić uwagę na rękojeść swojego miecza, którą wciąż zaciskał w dłoni.

─ Wiem za to, że miecz świetlny nie czyni z ciebie Jedi ─ powiedział, rzucając nagle miecz w stronę siostry Merrin, a ta chwyciła go pewnie w locie, przyglądając mu się z bliska. Rzeczywiście głupi i odważny, jeśli tak szybko był w stanie jej zaufać, po tym wszystkim, na co nas naraziła.

─ Co więc czyni? ─ spytała.

─ Dbaliśmy o pokój. Zdradzili nas ci, których strzegliśmy ─ opowiadał z nutą żalu. ─ Ściga nas Imperium, my... Możemy być jednymi z ostatnich.

Wiedźma już nie wyglądała na taką złą, jak na początku. W jej oczach i młodziutkiej twarzy pełnej niezagojonych blizn ujrzałam kogoś, kto stracił tak samo wiele, co ja. Ujrzałam w niej samą siebie, a przecież moim pierwszym instynktem samozachowawczym, gdy ich spotkałam, było przetrwanie. Już czułam, że łączyło nas znacznie więcej niż nam się mogło wydawać.

Nagle Merrin skupiła swój wzrok na rękojeści, wysuwając nagle klingę. Snop niebieskiego lasera rozświetlił jej całą twarz. Przyglądała mu się z uwagą i szacunkiem.

─ Byłam dzieckiem, kiedy nadszedł atak. Wojownik uzbrojony w tę broń... Zstąpił na nas... i zabił mój lud. Moje siostry. I zostałam sama. Wśród ciał.

─ Naprawdę nam przykro z tego powodu, ale wiedz, że nie wszyscy noszący tę broń są tacy sami ─ wyjaśniłam, próbując jakoś zdjąć jej ten grymas z twarzy. Ja naprawdę nie widziałam powodu, czemu oceniała nas na podstawie błędów ludzi, których nawet nie znaliśmy, tylko dlatego że używamy tej samej broni. Równie dobrze mogłabym wrócić do strzelania z blastera, ale to nie zrobiłoby ze mnie żołnierza Imperium.

─ Malicos przybył... i obiecał mi zemstę, jeśli w zamian zdradzę nasze sekrety ─ opowiadała dalej.

─ Wykorzystał cię. On chciał tylko potęgi ─ wypaliłam prędko.

─ Wiem, co to znaczy stracić wszystko ─ wypowiedział w końcu Cal, zaciskając szczękę.

─ Oboje wiemy ─ poparłam go. ─ I Malicos niesłusznie to wykorzystał.

─ Nie musimy być wrogami ─ stwierdził Cal, a niebieska klinga błysnęła, gdy została wyłączona. Wreszcie siostra Merrin oddała miecz chłopakowi.

─ Przyda ci się ─ rzuciła, po czym wyparowała, pozostawiając po sobie zieloną mgłę.

─ Przysięgam na gwiazdy wszystkich niebios, że coś jej zrobię, jeśli jeszcze raz tak zrobi. Nienawidzę, kiedy tak robi ─ mruknęłam, wciąż się trzęsąc, a BD wydał z siebie długi świst z klekotaniem, jakby to była jego forma śmiania się. Fajnie, nawet droid się ze mnie nabija.

─ I znów zniknęła ─ westchnął z przejęciem Cal, odwracając się i poszedł dalej przed siebie.

─ Będę czuwać ─ zapewniła nas, a jej ciepły głos obił się echem po całym wielkim pomieszczeniu.

─ Wynośmy się stąd ─ bąknął pod nosem chłopak, przyspieszając.

─ Malicos jest blisko. Możecie zawrócić ─ zaproponowała melodyjnym głosem Merrin, ale nie chciała się już nam objawić.

─ Nie możemy. Stawką jest życie ─ odrzekł gorzko.

─ Czyje życie?

─ Niewinnych. Dzieci wrażliwych na Moc, które będą mordowane ─ odpowiedział emocjonalnie.

Przed oczami ponownie stanął upiorny obraz mojej siostry. Być może to stało się ze mną? Zostałam wywieziona na inną planetę, by nie stać się kolejną ofiarą tego okrucieństwa? Cóż za ironia, gdybym to ja okazała się być tą, która to wszystko skończy.

─ Tak jak my ─ wyszeptała, a jej głos zdawał się być wszędzie. Nie rozumiałam tego.

Po drodze BD znalazł coś cennego naszej uwadze i puścił kolejne głosowe nagranie Cordovy.

─ Przyjaciele, nigdy nie rezygnowałem z pogoni za wiedzą... ─ zaczął, zamyślając się. ─ Ale na tym grobowcu ciąży skaza ciemnej strony Mocy. Odkryłem historię Kujeta. Był bezwzględnym przywódcą, który niszczył astria i życia tych, którzy sprzeciwiali się rządom mędrców. Ci Zeffo byli niegdyś jego wrogami, odważnymi rebeliantami, walczącymi z tyranią. Wybaczcie mi. Spędziłem tu już zbyt wiele czasu. Umysł płata mi figle. Dłużej nie dam rady. Muszę wrócić na Zeffo ─ postanowił, a wiadomość się skończyła.

Wtedy odwróciłam się z powrotem w stronę ścieżki, a na jej końcu pojawiła się tajemnicza postać. To był Malicos. Natychmiast przylgnęłam do ramienia Cala, szturchając go, by też zwrócił na niego uwagę, ale zamiast tego bardziej przejął się moim stanem, nie spuszczając ze mnie wzroku.

Cal, ale co ty robisz? Tu się czai prawdziwe zagrożenie i nie zamierza się przed niczym cofnąć, a ty w takim momencie wolisz gapić się w moje oczy? Ja rozumiem, że są kuszące i w ogóle, ale nie to jest teraz najważniejsze!

─ Cal ─ wypowiedziałam, zaciskając palce na jego ramieniu, gdy się nade mną nachylił. Chciałam zatrzymać ten moment jak najdłużej się dało, ale jego koniec był nieuchronny. ─ Musimy stawić mu wreszcie czoła.

─ Razem ─ powiedział pewnie, a w jego kącikach ust tlił się uśmiech. ─ Tego nie zmieniajmy nigdy.

Kiwnęłam twierdząco głową na znak, że się zgadzam i udaliśmy się w kierunku areny.

─ Cal Kestis i jego wierna towarzyszka Leni Silcre ─ wypowiedział dumnie, jakby tylko czekał aż się tu zjawimy.

─ Nie jestem niczyją towarzyszką. Jesteśmy partnerami, na równi, jasne? ─ warknęłam, wciąż pamiętając o tym, by nie dać się nikomu sobą pomiatać. Tego się nauczyłam przez te parę lat na Syrionie, gdy byłam zmuszona sama o siebie dbać.

─ Witajcie w domu. Chcecie zacząć szkolenie? ─ zapytał ochoczo, trzymając ręce rozstawione na boki. ─ Co w tych ruinach tak nęci, że... ryzykujecie?

Malicos nawet nie zdawał sobie sprawy w jak niefortunnym dla niego momencie zadał to pytanie. Lada moment sytuacja miała przechylić się w naszą stronę, gdyż dostaliśmy znak od siostry Merrin w postaci kształtującej się za jego plecami zielonej mgły.

─ Też mogę o to spytać ─ rzucił odważnie Cal.

─ Drzemie w nich potęga ─ odpowiedział natychmiast z pełnym podziwem. ─ Będąca poza wiedzą Jedi. Ja ją kontroluję.

Mimowolnie prychnęłam, mając już dość słuchania tego maniakalnego potwora.

─ Proponuję wam to samo ─ odparł łagodnie, jakby to nas miało zachęcić do przyłączenia się do niego.

─ Ee, dzięki koleś, ale nie kręci nas podejrzana umowa z szaleńcem ─ mruknęłam, chełpiąc na niego wzrokiem. Temu to się ewidentnie nie spodobało, gdyż od razu wykonał w moją stronę parę kroków, a Cal również się zbliżył, chcąc stanąć w mojej obronie.

Taka nowość, nie potrzebuję nikogo, by stanął mnie bronić, bo sama mogę to doskonale zrobić.

─ Nie jestem szaleńcem tylko dlatego, że znalazłem inną drogę ─ sprostował Malicos.

─ Nic nie rozumiesz. Nie obchodzi nas potęga ─ wytłumaczył w końcu Cal. Dobrze! Niech ktoś mu w końcu przemówi do rozsądku. ─ Chcemy odbudować Zakon.

Ale, żeby tak wyjawiać nasz plan temu szaleńcowi? No, nie zapędzałabym się tak.

─ Odbudować Zakon Jedi? ─ spytał głupio, parskając lekceważąco.

─ Nie, Zakon Wariatów. Byłbyś niezłym nabytkiem ─ sarknęłam, zaciskając szczękę. Czy ja zawsze muszę obracać coś w żart, gdy się stresuję?

─ Jesteście biednymi głupcami ─ prychnął, jakby był nami zawiedziony. ─ To koniec! Jedi upadli na długo przed Czystką. Spętani tradycją. Ogłuszeni dawną chwałą. Zaślepieni wieczną wojną.

─ Możliwe ─ przerwał mu Cal i chwała mu za to, bo tamten nie wyglądał, jakby miał skończyć tę wyliczankę tak prędko. ─ Ale to nie koniec, Malicos. To nasza szansa czegoś się nauczyć. Naprawić wszystkie nasze błędy.

─ Jedi i nauka? ─ ponownie się zaśmiał. ─ Nie ma dla nich jutra. Jak możecie tego nie widzieć? Czas na coś nowego. Wy i ja. Zbudujemy coś innego. Coś lepszego.

─ Trójkącik? ─ zażartowałam oczywiście, ale kątem oka widziałam już to zakłopotanie w jego spojrzeniu, jakby przez moment sam się nad tym zastanawiał, ale szybko odwrócił wzrok.

─ Nie ─ odsapnął stanowczo Cal, co dało mu jasno do zrozumienia, by się wycofał. W przenośni i dosłownie, bo to drugie już nawet zaczął wykonywać.

─ Więc Dathomira będzie waszym grobem ─ oświadczył stanowczo, dobywając aż dwóch mieczy świetlnych o czerwonych kryształach Kyber.

─ Nie, jeśli twoim będzie pierwsza ─ odburknęłam, również wyciągając swój miecz. Odważna wiedźmo z Dathomiry, teraz przydałaby się ta twoja pomoc.

Na początek zataczaliśmy koła wokół areny, próbując uniknąć jego gwałtownych ruchów mieczem. Był dobry, musiałam przyznać. Chętnie się popisywał swoimi umiejętnościami, które wykraczały poza nasz zakres wiedzy. Jednym z nich był wyskok i atak mieczami z powietrza.

Stałam pierw z ubocza. To nie tak, że bałam się z nim walczyć. Był dla mnie zdecydowanie za szybki, a Cal świetnie sobie dawał z nim radę.

W trakcie walki doskakiwał do przeciwnika i zadawał mu serię ciosów, które przełamywały jego obronę. W ten sposób odsłonił rywala, bym sama mogła mu zadać obrażenia.

Co pewien czas Malicos podrzucał jeden miecz i atakował Kestisa. Widocznie uznał go za mocnego przeciwnika, a wtedy ze mną byłoby mu prościej. Jednak starałam się mu pomagać, jak tylko mogłam. Słuchałam swojego głosu rozsądku jak i czasami po prostu podążałam za przeczuciem, gdy odskoczyłam od niego w idealnym momencie, by po chwili uniknąć bliskiego spotkania z jednym z jego mieczy świetlnych, którymi rzucał jak popadnie.

Przez moment całkiem wypadło mi z głowy, że Malicos może też korzystać z Mocy, więc się mocno zaskoczyłam, gdy tak znikąd przywołał głazy nad, którymi rzucił w naszą stronę. Nie było innego wyjścia, jak wykonać uniki przed nimi.

W drugiej części walki, ataki Tarona przybrały na szybkości i sile. Zaczął też używać nowych ciosów, a na wypadek, gdyby tamte nam się znudziły, na przykład rzut dwoma mieczami, które Cal blokował jeden po drugim. Moje serce kołatało mi mocno w piersi, gdy na każdym kroku zaczęłam się bać, że coś mu się stanie.

Malicos zaczął również przywoływać kilka głazów i rzucać nimi pojedynczo, a potem wszystkimi naraz. Mieliśmy kilka sposobów, aby je blokować, odskakiwać na boki lub próbować podbiec do rywala i użyć pchnięcia mocy, ale Cal wybrał to ostatnie.

Najgorszy moment tej całej walki był jednak taki, gdy nie daliśmy rady odeprzeć jego silnego ataku, a mój miecz wypadł z ręki. Oboje zaczęliśmy się cofać aż upadliśmy na chłodną posadzkę, odliczając sekundy do końca naszego marnego życia. Malicos uniósł Mocą potężny głaz, który przez moment zawisł w powietrzu tuż nad naszymi głowami.

─ Gińcie, Jedi! ─ warknął wściekle, gdy nagle skała roztrzaskała się w drobny pyłek, a wokół powietrze przybrało zieloną barwę.

Kawaleria przybyła.

─ Lepiej późno niż wcale, prawda, siostrzyczko Merrin? ─ zacmokałam wesoło, a ta wywróciła oczami na mój widok.

─ Nie masz praw do Dathomiry, Malicosie! ─ wykrzyknęła w jego stronę wiedźma, stojąc na wysokim pojedynczym stopniu ze skały. W jej głosie znów było słychać niski pogłos, jakby przemawiały przez nią te wszystkie nieumarłe siostry. ─ Nie masz praw do naszej magii!

Nagle Merrin zaczęła atakować go zielonymi kulami energii, ale ten je tylko blokował mieczem, więc na dłuższą metę, musiała szybko zmienić taktykę i wtedy właśnie Malicos rzucił mieczem w jej kamienny postument, na którym stała i zaczął się zapadać. Wiedźma robiła wszystko, by się ratować, ale ostatecznie zwinnie zeskoczyła na arenę.

─ Wstańcie, oboje. Jeszcze żyjecie ─ wybąkała, ale nie wiedziałam czy się bardziej z tego faktu cieszyła czy zdziwiła.

Ba, w końcu byliśmy ocalałymi.

─ Dzięki za odwrócenie uwagi, czy coś ─ wymamrotałam, ale pewnie nawet nie usłyszała, bo w następnej sekundzie już się rozpłynęła. Coś mi jednak mówiło, że wciąż się tu gdzieś kręciła, by nam pomóc.

Odparowywaliśmy jego atak za atakiem, a w momencie naszej słabości, wskakiwała siostra Merrin ze swoimi energetycznymi zielonymi kulami, odciążając nas nieco. Kobitka była bardzo miłą niespodzianką.

W pewnym momencie jedna ze skał, którymi w nas rzucał, drasnęła mnie w ramię na tyle mocno, bym zawyła z bólu, a po dotknięciu rany spostrzegłam krew. Już chciałam krzyknąć do młodego, by podrzucił mi stym, ale Cal sam był w potrzasku, lawirując między kamieniami, a siostry Merrin jak nie było widać, tak nie było słychać. Zostałam sama, ledwo trzymając się krawędzi z ostatkiem sił, wdrapując się na powierzchnię okrągłej areny, gdy nagle poczułam rękę, wciągającą mnie do góry. To była Merrin.

─ Dzięki ─ wypaliłam, wciąż niedowierzając, że tak się poświęciła, by mi pomóc.

─ Nie dziękuj mi jeszcze. To nie koniec walki ─ stwierdziła zdeterminowana i znów wyparowała. Polubiłam już ją, miała w sobie ducha walki.

Merrin jeszcze co jakiś czas się pojawiała, wyprowadzając Malicosa z równowagi dzięki swoim atakom, co dało nam szansę na osłabienie go jeszcze bardziej.

W końcu całej naszej trójce (no dobra czwórce) udało się zapędzić go w jedno miejsce, gdzie już siostra Nocy się nim zajęła. Uwięziła go w tajemniczej Mocy, która go otoczyła, uniemożliwiają mu ruch. Powietrze wokół niego zaczęło drgać.

─ Co to jest? ─ zdziwił się, padając bezsilny na kolana.

─ Tak jak mówiłeś, Malicosie ─ warknęła, wykonując rękami parę ruchów w powietrzu, a jego ciało zaczęło stapiać się z podłogą. ─ Dathomira będzie twym grobem.

Malicos krzyczał wniebogłosy, ale to mu na nic się zdało i już po paru sekundach całkowicie zniknął.

No kurde, byłam pod wrażeniem.

Oboje z Kestisem podeszliśmy do niej, będąc wdzięczni chyba do końca naszego życia.

─ Niech tkwi w mroku ze są tajemnicą ─ odezwała się Merrin, wciąż używając tego upiornego głosu. ─ Aż zabierze go śmierć.

─ Pomogłaś nam ─ wypowiedział zdumiony Cal, uśmiechając się nieśmiało. Może jeszcze ją pocałuj zamiast dziękować.

─ Dathomirę toczył pasożyt. To był jedyny rozsądny sposób ─ odpowiedziała, jakby czuła do tego wielką odpowiedzialność. ─ Co tu tak naprawdę robicie?

─ Budowniczowie grobowca, Zeffo, stworzyli też obiekt zwany astrium ─ wyjaśnił ochoczo, jakby tylko czekał aż zada to pytanie z nadzieją na współpracę. ─ Otwiera sanktuarium na innej planecie. W środku jest lista wrażliwych na Moc dzieci z całej Galaktyki, ale Imperium też jej szuka.

─ Jakie Imperium? ─ spytała bardzo poważnie.

Nie wierzę. Ona tak na serio?

Jaka ona była w tym niewinna.

─ TO Imperium. To, które chce zgładzić wszystkich wrażliwych na Moc, by nikt nie mógł mu się przeciwstawić.

─ Więc niedługo zawita i na Dathomirę, tak jak wojna. Pomogę wam znaleźć to astrium ─ zaproponowała chętnie.

─ O, jak miło ─ wydusiłam z siebie.

─ Dziękujemy za pomoc w walce z Malicosem. Już myślałem, że to po nas ─ wymamrotał w ten swój pesymistyczny sposób.

─ On przesadza, prawda? Jak zwykle dramatyzujesz, Cal ─ wywróciłam oczami, ale on nadal stał wpatrzony w siostrę Merrin jak w najpiękniejszy obrazek w całej Galaktyce.

─ Zgadza się, zginęlibyście.

Kłóciłabym się.

Jej, co za szczerość.

─ Aha...

─ Cieszę się, że żyjecie. Dobrze jest mieć sprzymierzeńców ─ powiedziała weselszym tonem. Czy ja dobrze widziałam? Na jej blade policzki wkradł się rumieniec.

─ Tak, to miła odmiana ─ przyznał jej, również się uśmiechając.

─ Nie ma za co, Cal. ─ Oh, okej, a ja to tam tylko stałam i kwitłam.

„Leni Silcre, piąte koło u wozu". Po co ja tam w ogóle stoję? Za pewne, gdyby nie moja obecność, może by jeszcze do czegoś więcej doszło niż tylko wymiany uśmiechów i intensywnych spojrzeń, ale poprzestańmy na nich.

─ To miejsce jest... ─ zaczął Cal, gdy przeskakiwaliśmy nad kamienną drogą w stronę astrium.

─ ...Przerażające.

Świetnie. Teraz jeszcze dokańczają za siebie zdania. Co będzie następne?

Na końcu drogi znajdowało się przejście podświetlone na pomarańczowo. Przeszliśmy przez nie głębiej, aż do miejsca, gdzie znajdowało się poszukiwane astrium.

Cal nadepnął na jakiś przycisk w podłodze, który uruchomił cały mechanizm, dzięki któremu odnaleźliśmy właściwą drogę do świecącego obiektu.

─ W końcu to mamy ─ wyszeptał z niedowierzaniem Cal, uśmiechając się lekko, gdy trzymał przedmiot w obu dłoniach.

─ Daj potrzymać, obiecuję nie zepsuć ─ wypaliłam z podekscytowaniem, lecz ku mojemu zdziwieniu Kestis przeszedł obok mnie obojętnie i poszerzył swój uśmiech dopiero na widok Merrin, która do nas podeszła.

─ Merrin, to może być klucz do następnego pokolenia Jedi ─ wypowiedział prędkim głosem, robiąc krok do przodu, natrafiając na jej ręce, które złożyła na astrium razem z nim. Cal wyglądał na speszonego tym zajściem i sam cofnął się, zostawiając przedmiot kobiecie.

─ Co ty wyprawiasz?! To najważniejszy przedmiot w całej Galaktyce, a ty go tak po prostu zostawiasz w rękach byłej wiedźmy, która jeszcze jakiś czas temu chciała nas zabić? ─ naskoczyłam na nią z niewiadomych powodów. Znaczy, dla mnie były one oczywiste. Ja, w przeciwieństwie do mojego kolegi tutaj, nie ufałam innym ot tak, bo mieli ładną buźkę. Musieli na to zasłużyć.

Najwyraźniej oboje się oburzyli tym, co powiedziałam i posłali mi pełne zakłopotania spojrzenie. No i jak ja miałam się na nich gniewać, gdy tak niewinnie na mnie patrzyli? W tej chwili czułam się, jakbym to ja była tutaj złoczyńcą.

─ Cieszę się z tobą. ─ Te słowa ewidentnie skierowała do Cala. Na mnie chyba już nie chciała spojrzeć. ─ Ale nic nie przywróci mego ludu ─ powiedziała, oddając astrium w ręce chłopaka. No w końcu!

─ Tak ─ wyszeptał pod nosem, a siostra Merrin już zrobiła w tył zwrot i zaczęła iść przed siebie. No wreszcie zaczaiła, że ze mną tu nie ma szans. ─ Po Czystce... ─ zatrzymał ją w pół kroku. Nie zaczynaj nawet, Cal. ─ Byłem sam przez... bardzo długo. W ukryciu. Bałem... bałem się, że odkryją, kim jestem, albo czym jestem.

Jego słowa pozwoliły mi na chwilę refleksji, w której zrozumiałam szybko swój błąd i żałowałam, że tak się uniosłam. Zazdrość nie powinna mi przysłonić tego, co najważniejsze, a poza misją liczyło się dla mnie jedynie szczęście Kestisa. Nie ważne kogo wybierze.

Przez ten cały czas zapomniałam też, że Cal nadal był tak samo zagubionym chłopcem, zbyt wcześnie wyrwanym z objęć bliskich mu osób, tak samo jak ja. Może dlatego tak dobrze się dogadywaliśmy i nawiązaliśmy więź. Nie mogłam przecież mieć mu za złe, że to samo ujrzał w oczach Merrin. Nie mogłam nikogo o to winić, bo sama to zrobiłam. Byłam hipokrytką.

─ Co się zmieniło? ─ spytała, wciąż nie odwracając się. Jakby coś ją jeszcze blokowało.

─ Mój bardzo dobry przyjaciel kazał mi szukać własnego miejsca w galaktyce ─ odpowiedział, uśmiechając się na samo wspomnienie.

─ I posłuchałeś ─ założyła.

─ Cóż, nie, ale... Życie zmusza ludzi do działania, nawet wbrew ich woli. I oto jestem ─ przyznał z lekkim śmiechem. ─ W tym dziwnym miejscu.

Wreszcie siostra Merrin odwróciła się w naszą stronę, spoglądając z podziwem.

─ Wbrew woli ─ powtórzyła, jakby to było jakieś nasze nowe motto życiowe. W końcu pokonała dzielący nas dystans. ─ Dołączę do was.

─ Poważnie? ─ Calowi aż zadrgała warga.

─ Spędziłam lata... czekając na szansę pomszczenia moich sióstr. Dość mam czekania. Chcę walczyć u waszego boku. Siostry Nocy i Jedi nie podróżują razem, lecz... Ocalali. Zmieniamy się.

─ Tak. Tak, to prawda ─ przyznał, unosząc kąciki ust. ─ Co powiesz na to, Leni?

Spojrzałam na niego z przekąsem, zaciskając usta w cienką linię, po czym przerzuciłam wzrok na szarowłosą, która próbowała się uśmiechnąć, by zrobić na mnie wrażenie.

─ W końcu uratowałaś mi życie. Babki powinny wspierać siebie nawzajem ─ odparłam, choć dobrze wiedziałam, że w moich słowach było tyle fałszu, co było przypraw w potrawach Greeza.

─ A ty co na to, BD? ─ spytał rudzielec, a droid aż podskoczył na swoich małych nóżkach.

─ Łuup! ─ powiedział zadowolony.

Nawet on?!

─ Zgadzam się. ─ Uśmiechnął się, po czym podaliśmy sobie ręce na znak naszego nowo zawartego sojuszu. ─ Tylko trzeba będzie przekonać resztę naszej załogi.

─ Szczególnie Cere. Ona to jest sceptycznie nastawiona do wszystkich. Jeszcze bardziej nieufna ode mnie, więc przyda ci się moja pomoc. Już ja ją udobrucham ─ zapewniłam ją, dotykając w ramię, a ta się uśmiechnęła na swój sposób. Jeszcze nad tym popracujemy. Chciałam móc chociaż przed Calem zachowywać się w sposób cywilizowany, na tyle ile mogłam.

─ Więc chodźmy ich przekonać ─ postanowiła, wyprowadzając naszą grupę z grobowca. Już mi się nie podobało, jak się rządziła. Coś czuję, że będą z nią jeszcze nie małe kłopoty, ale przecież my jesteśmy najlepsi w ich przeciwdziałaniu, prawda?


***


Modliszka

─ Znaleźliście to ─ wypowiedziała z podekscytowaniem Cere, gdy tylko ujrzała astrium w rękach szczęśliwego Cala.

─ Łoł, łoł, a to kto? Co to niby ma znaczyć? ─ oburzył się Greez. Szczerze, oczekiwałam takiej reakcji po Cere.

No i się zaczyna.

─ Zanim cokolwiek więcej powiecie, chcę wam przedstawić naszą nową znajomą, Merrin. Jest... należała do Sióstr Nocy na Dathomirze, ale zawiązaliśmy sojusz i chciała do nas dołączyć ─ przedstawiłam ją, jak najlepiej mogłam.

─ Co? Jest wiedźmą, co nie? ─ wypalił Greez, od razu się cofając.

─ Twój lęk jest niepotrzebny ─ odparła, wymachując przed nim palcem.

─ Zaraz ty okażesz się niepotrzebna ─ mruknął.

─ Greez! Zachowuj się, to nasz nowy członek załogi. Bez niej nie znaleźlibyśmy astrium. Pomogła nam z Malicosem. Ufam jej ─ odparł pełen pasji Cal. Sposób, w jaki jej bronił, znów sprawił, że cała zaczęłam się trząść.

─ A my ufamy tobie ─ rzuciła Cere.

Nie no, nie wierzę. Koniec świata.

─ Ty... ─ skierowała się w stronę wiedźmy. ─ Musisz sobie na to zasłużyć.

No i to jest Cere, którą znamy i szanujemy.

Była Jedi zgromiła wzrokiem kapitana, który wreszcie spolegliwie skinął głową.

─ Niech będzie. Rozgość się. Tylko żeby jej coś nie odbiło ─ rzucił na odchodne, gdy już się oddalił.

─ Witaj na pokładzie ─ przywitała ją oficjalnie Cere, a ta odprowadziła ją wzrokiem. W końcu została już tylko nasza trójka.

─ Poszło lepiej niż zakładałam ─ bąknęłam, przyglądając się Merrin z bliska.

─ Tak. Myślę, że tak ─ przyznał również Cal. ─ Przyzwyczają się. Zobaczysz ─ dodał, klepiąc ją po ramieniu, po czym podszedł do holomapy, by wybrać nasz ostatni cel.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro