Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20

Witam. Żyję...

Zabijcie mnie... Moja wena to... Nieważne. Wiecie... Myślałam nad tym, żeby ten rozdział był ostatnim i chyba tak zrobię.

Lilka... Przecież wszyscy już dawno zapomnieli o tej książce...

Przepraszam?

Rozdział zawiera treści dla dorosłych.

Gdy tylko znaleźliśmy się w domu, panicz zabrał mnie do swojego pokoju i posadził na kolanach.

- Wszystko w porządku, Błękitku? - spytał dziwnie ciepłym, tak do niego niepasującym, tonem.

- Tak - szepnąłem wpatrując się w zimny błękit jego oczu. Tak bardzo utonąłem w tej głębi, że nie zwróciłem uwagi na fakt, iż nasze twarze znajdują się coraz bliżej siebie. Dopiero usta panicza stykające się z moimi wargami mnie otrzeźwiły. Przymknąłem oczy i z pasją oddałem pocałunek. Czułem jak chłopak się uśmiecha. Po chwili pstryknął palcami pozbawiając mnie górnego odzienia, a swoje usta przeniósł na moją szyję. Mruknąłem cicho i odchyliłem głowę dając mu lepszy dostęp. Było mi zbyt przyjemnie by zastanawiać się nad możliwymi konsekwencjami. W tamtym momencie liczyły się tylko jego usta wytyczające na moim ciele ścieżkę malinek i mokrych pocałunków oraz dłonie "jeżdżące" po mojej talii. Nawet nie zorientowałem się kiedy nasze ubrania zniknęły, ja zostałem położony na łóżku, a panicz zawisł nade mną i zaczął skanować wzrokiem moje ciało. Zarumieniłem się i odwróciłem wzrok, zagryzając wargę. Wstydziłem się swojego ciała naznaczonego bliznami.

- Jesteś piękny, Błękitku - Usłyszałem i spojrzałem na uśmiechniętego szatyna. - Najpiękniejszy...

- Dipper... - jęknąłem kiedy ułożył się między moimi nogami i przejechał językiem po mojej męskości. Powtórzył czynność jeszcze kilka razy, po czym wziął mnie do ust. Krzyknąłem z wszechogarniającej mnie przyjemności i instynktownie wsunąłem dłonie w jego włosy. W domu byliśmy tylko my dwaj, więc nie musiałem się chamować. Krzyczałem, jęczałem i wzdychałem z przyjemności, a usta Gleeful'a wyprawiały ze mną prawdziwe cuda. Nie potrzebowałem dużo czasu by trafić na szczyt. Czując, że zaraz dojdę chciałem odciągnąć głowę Dippera, ale ten tylko pokręcił przecząco i skrępował moje ręce zaklęciem, więc ostatecznie skończyłem w jego ustach. Wrzasnąłem na całe gardło i opadłem na materac, oddychając ciężko. Przymknąłem oczy starając się uspokoić bijące w zawrotnym tempie serce i uregulować oddech.

- Podobało się? - spytał chłodny głos.

- B-bardzo... - szepnąłem, czerwieniąc się jak pomidor. Po chwili syknąłem czując wsuwające się we mnie palce, które zaczęły mnie rozciągać. Szarpnąłem się i pokręciłem głową starając się uciec od uczucia dyskomfortu.

- Spokojnie. To konieczne. Nie chcę zrobić ci krzywdy - Usłyszałem zmysłowy szept w uchu i momentalnie się uspokoiłem.

" Czyli to nie koniec " - pomyślałem starając się rozluźnić, aż uczucie dyskomfortu zaczęło ustępować miejsca przyjemności.

Dipper, czując, że jestem gotowy, wyjął ze mnie palce. Jęknąłem żałośnie na uczucie pustki, która została wypełniona penisem niebieskookiego. Spojrzał na mnie, niemo pytając o zgodę. Pokiwałem głową, a on zaczął się poruszać. Z początku delikatnie, ale w miarę upływu czasu zaczął przyspieszać, wyrywając z mojego gardła coraz głośniejsze jęki. Przymknąłem oczy i oddałem się doznaniom. Odgłos jego bioder obijających się o moje pośladki i ciężki, ciepły oddech przy moich uchu... To wszystko było po prostu zbyt przyjemne...

- Och, tutaj! - krzyknąłem, gdy trafił w mój specjalny punkt. Otworzyłem oczy, gdy poczułem, że zaczyna trafiać w ten punkt raz za razem. Po chwili moje wnętrze zostało zalane jego spermą, a ja wytrysnąłem na nasze brzuchy. Szatyn poruszył się jeszcze kilka razy, przedłużając nasz orgazm, po czym wyszedł ze mnie i opadł na poduszki.

- Byłeś wspaniały - wymruczał.

- Dziękuję, że pozwoliłeś mi zobaczyć raj... - szepnąłem cichutko, po czym wtuliłem się w jego klatkę piersiową i zasnąłem.

Dipper Pines~

Do zapamiętania. Nigdy nie całować latających, demonicznych trójkątów. NAWET jeśli w ludzkiej formie wyglądają jak chodzące ideały. Dlaczego, spytacie? Cóż...

- Bill... Ta podłoga jest strasznie zimna, twarda i niewygodna - wysapałem między pocałunkami, a blondyn... Posadził mnie na stole. - Nie do końca o to mi chodziło...

- Więc o co, Sosenko? - spytał zirytowanym głosem.

- Ktoś może tu wejść - mruknąłem, a demon teleportował nas do swojej piramidy. Siedzieliśmy na łóżku, a na kominku płonął ogień dając przyjemne ciepło. Oparłem głowę o ramię Billa.

- Sosenko? - spytał i spojrzał na mnie. Kiwnąłem głową na znak, że słucham. Chłopak przeczesał moje włosy i złożył pocałunek na moim czole. - Nie chcę ci zrobić krzywdy. Wiem, że nie pozwoliłem ci się odsunąć, gdy pocałowałeś mnie na polanie, ale jeśli to dla ciebie za szybko czy coś to ja mogę poczekać i...

Westchnąłem i uciszyłem go pocałunkiem. Cieszyłem się, że nie chce mnie do niczego zmuszać, ale ja byłem gotowy. Chciałem oddać się Billowi pod każdym możliwym względem. Wiem, że to demon, który chciał zniszczyć nasz świat, ale czas spędzony z nim pokazał mi, że Cipher naprawdę żałuje i chce naprawić swoje błędy. Dużo też rozmawiałem o tym z siostrami, które zgodnie twierdziły, że powinienem dać złotookiemu szansę.

- Bill... Ja... Ja chcę... - Zarumieniłem się, ale nie odwróciłem wzroku. - Chcę zrobić to z tobą, Bill.

Demon nie potrzebował nic więcej. Położył mnie na łóżku i pocałował uspokajająco, po czym zaczął ściągać z nas ubrania. Obserwowałem go spod przymrużonych powiek. Wszystkie jego ruchy były takie delikatne. W końcu nasze rzeczy znalazły się na podłodze, a mój kochanek powrócił do całowania moich ust jednocześnie mnie rozciągając. Po co tracić zbędny czas?

- Sosenko... - jęknął gardłowo całując mnie po szyi. Mruknąłem, gdy zassał się na niej robiąc malinkę, a po chwili wygiąłem się w łuk. Demon wszedł we mnie tłumiąc mój jęk swoimi ustami. Odczekał kilka minut i zaczął się poruszać, ozdabiając moje ciało malinkami oraz ugryzieniami.

- Bill... - westchnąłem, gdy złapał w dłoń mojego członka i zaczął go masować w rytm ruchów swoich bioder. Z każdym, kolejnym posunięciem jego ruchy przybierały na sile i prędkości, ale nie przeszkadzało mi to. Przymknąłem oczy rozkoszując się chwilą. Krzyknąłem gardłowo, gdy Cipher trafił w moją prostatę i rozlałem się w jego dłoń, a demon doszedł chwilę później.

Time skip:

Następnego ranka obudziłem się w ramionach Billa, który wpatrywał się we mnie i subtelnie głaskał opuszkami palców moje ramię. Szybko się ogarnęliśmy i demon teleportował nas do Chaty. Pojawiliśmy się w salonie, gdzie siedziała Megan.

- I jak było? - spytała z dwuznacznym uśmiechem, gdy blondyn opuścił pomieszczenie.

- Nie wiem o co ci chodzi - Udałem idiotę, a dziewczyna chwyciła lusterko.

- O to - powiedziała pokazując widoczną na mojej szyi malinkę. Jedną z wielu, które wczoraj pozostawił Bill. Poczułem, że się rumienię. Megan poklepała mnie po ramieniu. - Idę pogratulować, Billowi.

- Głupi demon - mruknąłem, gdy wyszła.

" I tak mnie kochasz, Sosenko " - Usłyszałem w swojej głowie i westchnąłem ciężko, ale przyznałem mu rację. I tak go kocham...

***

Witam i o zdrowie pytam.

Mam nadzieję, że nic nie zepsułam, ale powiadają, że nadzieja matką głupich.

Chciałam przeprosić, że musieliście tak długo czekać.

Mogłabym napisać nawet cały esej tłumacząc się brakiem weny, czasu, itd., ale tego nie zrobię.

Po prostu przepraszam i błagam o wybaczenie *błaga na kolanach*.

Mam nadzieję, że nie obrazicie się za to, że Gleeful nie był taki chłodny i szorstki jak zazwyczaj, ale po prostu ta jego oschłość mi tutaj nie pasowała...

Tak, jak pisałam we wstępie. To już ostatni rozdział. Jeszcze tylko epilog i koniec.

Dziękuję, że byliście ze mną przez te wszystkie rozdziały.

Do następnego!

Wasza Lily

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro