Wersja skrócona
Pewnego razu żyła sobie młoda kobieta o imieniu Elizabeth. Była uczciwą i zapracowaną osobą. Jej życie odmieniło się pewnej nocy wigilijnej. Wyszła z pokoju i od razu skierowała się na dół. W salonie koło choinki dostrzegła otwarte okno. Zdziwiona tym faktem podeszła i momentalnie go zamknęła. Gdy się obróciła dosłownie stał przed nią mężczyzna z długą białą brodą i czerwonym strojem.
-Kim jesteś?-spytała niepewnie
-Ho ho dziecinko. Jak to mnie nie poznajesz? Przecież to ja św. Mikołaj.
-Dobre żarty James. Nie wygłupiaj się ze mnie, bo jeszcze elfką się stanę- odparła z uśmiechem.
- Aby Ci lekko uzmysłowić, przenieśmy się do mej siedziby.- tajemniczy mężczyzna klasnął w dłonie dwa razy.
Szybko znaleźli się na miejscu. Szatynka dobrze się przyjrzała dookoła. Było to stare mieszkanie w Paryżu, gdzie spędziła dzieciństwo. Prócz klasycznego wystroju, zauważyła dodatkowe drzwi. Były złote i przyciągały swym blaskiem. Zawahała się czy je otworzyć, lecz pewna osoba Ją wyręczyła. Wrota szybko się otworzyły, ukazując mały fragment drugiego świata. Kobieta niepewnie przeszła przez próg. Owe pomieszczenie było pracownią dla elfów. Zapakowane zabawki trafiały do kominka, który wystrzeliwał prezent po wprowadzeniu współrzędnych w nawigatorze. Po dogłębnej obserwacji, Eliza już wiedziała kim jest magiczny kompan.
-Skoro mnie już poznałaś, to chodź. Mam dla Ciebie misję- powiedział Święty, po czym wskazał błyszczącą ścieżkę do tajemnych drzwi. Jak się okazało było to Jej biuro. Jako asystentka św. Mikołaja, miała pomóc innym w sprawach dotyczących przygotowań do nadchodzących świąt. Wraz z Mikołajem odwiedzała domy potrzebujących. Z każdym małym sukcesem poczuła ogromną satysfakcję z misji. Jednakże na swej drodze natrafiła na wyzwania.
Jednym z nich była młoda pisarka. Gdy dolecieli do Jej domu, weszli przez okno na piętrze. W ten sposób wystraszyli przechodzącą brunetkę. Kobieta szybko zapaliła światło. Miała wrażenie iż zmysły płatają Jej figle.
-Eliza?- spytała ze zdziwienia. Aż z wrażenia upuściła kubek z zrobioną wcześniej kawą- Boże, jaka ze mnie niezdara- odparła i schyliła się po kubek.
Eliza podeszła do przyjaciółki i pomogła w posprzątaniu bałaganu. Potem udały się do pokoju pisarki. Objaśniła okoliczności Jej obecności.
-Usłyszałam, że męczy Cię problem
-Tak. Piszę świąteczną komedię i nie mam pojęcia co dalej. Akcja mi się urwała- wzdychała Violet- Liczę na Twą pomoc. Inaczej to nie uda mi się napisać powieści przed świętami.
Eliza spojrzała w laptop brunetki. Zadanie nie należało do łatwych, lecz po kilku godzinach dyskusji, udało się zainspirować pisarkę. Od razu dopisała strony do książki. Eliza przeglądnęła i stwierdziła, że nowy poruszony wątek śledczy idealnie wkomponuje się w fabułę książki. Violet bardzo Jej podziękowała. Pożegnały się i w oka mgnieniu po szatynce nie było śladu. Na pomoc czekała kolejna osoba.
Szatynka od razu wylądowała do ciemnego korytarza. Jednakże lądowanie było dość przyjemne. Poczuła, że siedzi na czymś dmuchanym. Ciemność panowała do momentu gdy z pomieszczenia wyszedł mężczyzna. Jego głos wydawał się być znajomy.
-Zaraz wracam i będziemy działać- odparł po czym przymknął drzwi i zaświecił światło. Na widok Elizy aż podskoczył z wrażenia. Szatynka jedynie uśmiechnęła się nieśmiało i przywitała przyjaciela.
-Wooow Lizzy- powiedział brunet. Podszedł do niej, podał dłoń i pomógł wstać- Kopę lat. Normalnie spadłaś mi z galaktyki.
-haha, tak. Wpadłam bo usłyszałam, że potrzebujesz pomocy- odpowiedziała szatynka
-Skąd to wiesz?- spytał trzymając się za głowę- Zaczynam się bać- dodał śmiejąc się.
-Spokojnie- odparła z uśmiechem- Bardziej wolę się dowiedzieć w czym mogę pomóc.
-Dobrze. W takim razie proszę za mną- dodał Ayan, wskazując Elizie drogę. Nim się obejrzała, była w pokoju nagraniowym, gdzie ujrzała pozostałych członków zespołu.
-Hej chłopaki- przywitała się szatynka - widzę, że praca wrę- dodała widząc porozrzucane kartki.
-Tak, próbujemy stworzyć nową piosenkę. Myślimy nad nią którąś godzinę z rzędu, lecz pomysłów brak- odparł Ayan wchodząc do środka. Producent wytwórni się niecierpliwił a zespół miał coraz mniej czasu na jego realizację.
Eliza zaczęła obmyślać nowy pomysł. Długo szukali inspiracji, dyskutowali, lecz na próżno. Postanowili zrobić przerwę. Szatynka siedząc na pufie zaczęła mruczeć jakąś melodię pod nosem, co nie uszło uwadze Ayanowi. Kobieta powtórzyła melodię przy reszcie. W ten sposób ruszyła w mig symfonia dźwięków. Tu Jacob dyktował pierwsze riffy na gitarze, idealnie łączące się z nowoczesnymi bitami w sprzęcie Michaela. A Ayan dodał swoje 4 grosze tworząc w mig z Elizą niepowtarzalny tekst. Kobieta poczuła, iż spełniła swe zadanie. Powolutku zaczęła zbierać swe rzeczy. Już prawie miała wychodzić z pomieszczenia, ktoś ją zatrzymał.
-A panienka z okienka gdzie się wybiera?- spytał Ayan, blokując drzwi wyjściowe
-Widzę jak jesteście utalentowani. Nie traćcie nadziei, gdyż przygoda czeka tuż za rogiem. Moja misja dobiegła końca.
-W sumie Twoja przygoda się nie skończyła- odparł Ayan znacząco ruszając brwiami.
-Została jeszcze jedna rzecz - dodał Michael wręczając kobiecie słuchawki do nagrań.
-Czy chcecie abym zaśpiewała w Waszym utworze?- spytała zdziwiona.
-Owszem. Jest to podziękowanie od nas za pomoc.- odpowiedział frontman zespołu- to jak, ready?
-Avec plaisir*- odparła Eliza wiedząc kto odczyta jej komunikat. Weszła do kabiny z przygotowanym tekstem. Z uśmiechem rozpoczęła swą kwestię. Nagranie nie zajęło dużo czasu.
Eliza spojrzała na czas. Zbliżał się początek nowego dnia. Pożegnała się z każdym, dziękując za udział w projekcie. Zespół od machał Elizie, która zniknęła przenikając przez ścianę. Jednakże nie dostała się do biura Świętego jak dotychczas. Usłyszała czyiś głos.
-Skarbie wstawaj. Czemu śpisz na sofie?- spytał James wybudzając ukochaną ze snu. Otworzyła powoli oczy i niemrawo coś powiedziała.
-Dziś jest pierwszy dzień świąt. Spodziewamy się gości, więc szybko się przebierz w coś eleganckiego i działamy- odparł z werwą Jej mąż.
Szatynka poszła szybko do pokoju. Podeszła do szafy i wybrała odpowiednią kreację. Wciąż w głowie miała wydarzenia ze snu. A być może to nie był sen? Szybko się przyszykowała. Następnie zeszła na dół pomóc w przygotowaniu stołu.
Nadeszła godzina 15:30. Usłyszała dzwonek do drzwi. Za nimi ujrzała uśmiechniętą Violet. Wraz z mężem zaprosili Ją do środka. Porozmawiali chwileczkę. Po czym wymienili się prezentami. Gdy odpakowała prostokątny podarek, Eliza ujrzała książkę o ciekawej okładce.
-Gratuluje Ci!- odparła szatynka- Udało Ci się ją wydać przed końcem roku!
-To Twoja zasługa. Daje Ci egzemplarz premierowo- odpowiedziała zadowolona pisarka- Gdyby nie ty, to nie udałoby mi się ukończyć książkę. Jeszcze raz Ci dziękuję - dodała brunetka puszczając oczko.
W międzyczasie usłyszała dzwonek do drzwi. Przeprosiła towarzystwo i odeszła od stołu. Skierowała się do wrót i ujrzała znajome twarze.
-Czy ktoś zamawiał muzyków?-spytał z uśmiechem Ayan.
Gestem ręki zaprosiła ich do środka. Mężczyźni przywitali się z gospodarzami i Violet. Po czym zasiedli do stołu. Można było oficjalnie rozpocząć popołudniowy posiłek świąteczny. Atmosfera była bardzo przyjazna. Morał opowieści jest taki. Życie bez marzeń jest jak święta bez przyjaciół.
Dopiska autorki:
*avec plaisir(z fr.) oznacza z przyjemnością
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro