tres
[ jeśli szanujesz moją pracę zostaw po sobie komentarz i gwiazdkę 💞]
Leżałem na swoim wygodnym łóżku zakopany całkiem w pościeli, która pachniała różami - moimi ulubionymi kwiatami. Pamiętam jak na początku Zayn zawsze mi je kupował i, uh, znów o nim myślałem. Od kilku dni swojego pobytu tutaj myślałem o nim i o tym czy sobie poradził, i czy już zaczął sobie układać życie na nowo. Cóż, miałem taką nadzieję. Zayn zasługiwał na wszystko co najlepsze i gdy teraz był sam mógł osiągnąć szczęście, a także nowego chłopaka, który byłby lepszy ode mnie i uszczęśliwiałby go bardziej, niż ja. Życzyłem mu tego z całego serca.
Tak więc ciągle moje myśli krążyły wokół tego cholernego chłopaka, zamiast skupić się na swojej przyszłości i rzeczach, które chciałbym zrobić w najbliższym czasie. To było dziwne, gdy zamiast o myśleniu na przykład o jutrzejszym dniu, przychodziły te myśli, których naprawdę nie chciałem. Marzyłem tylko o rozpoczęciu nowego życia, a z tym wiązały się pewne wymagania, które musiałem spełnić i co zupełnie mi nie wychodziło jak na razie.
Jęknąłem z niezadowoleniem, wciskając twarz w puszystą poduszkę. Rozbolała mnie głowa przez myśli o Zaynie, chciało mi się aż wymiotować.
- Najal! - głowa tego domu krzyknęła z dołu i miałem ochotę po prostu zaprosić Harrego na górę, aby tylko zrzucić go ze schodów za krzyczenie przy tępym bólu w mojej głowie - Schodź na dół! - wbiegał po schodach, niestety był coraz bliżej mojego pokoju - Pomożesz mnie i Louisowi przy robieniu obiadu, dziś będzie grill! - wszedł do pomieszczenia, w którym wciąż leżałem zakopany w kołdrze - Niall?
Sapnąłem i odkryłem się jednym ruchem, unosząc głowę, by mieć na Stylesa lepszy widok.
- Najpierw naucz się wymawiać poprawnie moje imię - burknąłem i ponownie zakryłem się kołdrą.
- Niall, wstawaj, do kurwy - powiedział tracąc cierpliwość, której swoją drogą właściwie nie miał - Czy tego chcesz czy nie, pomożesz nam. Przyjeżdżają niedługo do nas przyjaciele - zabrał kołdrę i wyrzucił ją przez okno, które było otwarte na oścież od wczorajszego wieczoru.
Przekręciłem się na plecy i podparłem się na łokciach, chcąc mieć lepszy widok na pokój. Uniosłem brwi zdziwiony przez nerwowe zachowanie przyjaciela.
- Nie mogłeś po prostu rzucić tej kołdry w kąt? - przeniosłem spojrzenie z okna na Harrego, który miał otwartą buzię, jego twarz wyrażała coś jak "dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz?" Pokręciłem głową i zaśmiałem się - Idiota z ciebie, Hazz.
- Harry?! - Louis krzyknął z dołu - Dlaczego świeża kołdra leży na tarasie?! Dopiero co dałem ją Niallowi!
- Louis później! - warknął.
- Mam w dupie twoje zajęcia, złaź tu natychmiast!
Harry spojrzał na mnie surowym spojrzeniem, który wywołał u mnie cyniczny uśmiech.
- Już idę! - odkrzyknął mu, po czym wskazał na mnie palcem - A ciebie widzę za dziesięć minut na dole w kuchni - burknął i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.
Zachichotałem, gdy zacząłem wpatrywać się w sufit. Musiałem zrobić tu porządek, ponieważ były na nim pajęczyny i zapewne też pająki.
Wstałem leniwie, sięgając od razu po dresy, które kupiłem wczoraj w mieście, tak jak i parę innych potrzebnych mi rzeczy. Wciągnąłem leniwie na nogi spodnie, miałem jeszcze osiem minut zanim zejdę na dół.
Poszedłem do niewielkiej łazienki, która była w całości biała, łącznie z dodatkami i czułem się jak w pieprzonym klasztorze czy niebie. Umyłem zęby i ułożyłem jako tako włosy, które i tak skończyły będąc w nieładnie. Przemyłem jeszcze twarz, po czym wyszedłem z łazienki, a następnie pokoju, schodząc po schodach na parter i zakładając w tym czasie szarą koszulkę, nie zważając na to, że to było nie mądre i niebezpieczne.
- Niall! - Louis krzyknął z kuchni - Pośpiesz się, goście już są!
- Jestem, Jezu - burknąłem zirytowany i wszedłem do kuchni, gdzie niemal mnie zmroziło na widok osoby, która była w pomieszczeniu - Co? - wykrztusiłem z niedowierzaniem, patrząc na Zayna, opierającego się o jeden z blatów.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro