Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

tres

[ jeśli szanujesz moją pracę zostaw po sobie komentarz i gwiazdkę 💞]

Leżałem na swoim wygodnym łóżku zakopany całkiem w pościeli, która pachniała różami - moimi ulubionymi kwiatami. Pamiętam jak na początku Zayn zawsze mi je kupował i, uh, znów o nim myślałem. Od kilku dni swojego pobytu tutaj myślałem o nim i o tym czy sobie poradził, i czy już zaczął sobie układać życie na nowo. Cóż, miałem taką nadzieję. Zayn zasługiwał na wszystko co najlepsze i gdy teraz był sam mógł osiągnąć szczęście, a także nowego chłopaka, który byłby lepszy ode mnie i uszczęśliwiałby go bardziej, niż ja. Życzyłem mu tego z całego serca.

Tak więc ciągle moje myśli krążyły wokół tego cholernego chłopaka, zamiast skupić się na swojej przyszłości i rzeczach, które chciałbym zrobić w najbliższym czasie. To było dziwne, gdy zamiast o myśleniu na przykład o jutrzejszym dniu, przychodziły te myśli, których naprawdę nie chciałem. Marzyłem tylko o rozpoczęciu nowego życia, a z tym wiązały się pewne wymagania, które musiałem spełnić i co zupełnie mi nie wychodziło jak na razie.

Jęknąłem z niezadowoleniem, wciskając twarz w puszystą poduszkę. Rozbolała mnie głowa przez myśli o Zaynie, chciało mi się aż wymiotować.

- Najal! - głowa tego domu krzyknęła z dołu i miałem ochotę po prostu zaprosić Harrego na górę, aby tylko zrzucić go ze schodów za krzyczenie przy tępym bólu w mojej głowie - Schodź na dół! - wbiegał po schodach, niestety był coraz bliżej mojego pokoju - Pomożesz mnie i Louisowi przy robieniu obiadu, dziś będzie grill! - wszedł do pomieszczenia, w którym wciąż leżałem zakopany w kołdrze - Niall?

Sapnąłem i odkryłem się jednym ruchem, unosząc głowę, by mieć na Stylesa lepszy widok.

- Najpierw naucz się wymawiać poprawnie moje imię - burknąłem i ponownie zakryłem się kołdrą.

- Niall, wstawaj, do kurwy - powiedział tracąc cierpliwość, której swoją drogą właściwie nie miał - Czy tego chcesz czy nie, pomożesz nam. Przyjeżdżają niedługo do nas przyjaciele - zabrał kołdrę i wyrzucił ją przez okno, które było otwarte na oścież od wczorajszego wieczoru.

Przekręciłem się na plecy i podparłem się na łokciach, chcąc mieć lepszy widok na pokój. Uniosłem brwi zdziwiony przez nerwowe zachowanie przyjaciela.

- Nie mogłeś po prostu rzucić tej kołdry w kąt? - przeniosłem spojrzenie z okna na Harrego, który miał otwartą buzię, jego twarz wyrażała coś jak "dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz?" Pokręciłem głową i zaśmiałem się - Idiota z ciebie, Hazz.

- Harry?! - Louis krzyknął z dołu - Dlaczego świeża kołdra leży na tarasie?! Dopiero co dałem ją Niallowi!

- Louis później! - warknął.

- Mam w dupie twoje zajęcia, złaź tu natychmiast!

Harry spojrzał na mnie surowym spojrzeniem, który wywołał u mnie cyniczny uśmiech.

- Już idę! - odkrzyknął mu, po czym wskazał na mnie palcem - A ciebie widzę za dziesięć minut na dole w kuchni - burknął i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.

Zachichotałem, gdy zacząłem wpatrywać się w sufit. Musiałem zrobić tu porządek, ponieważ były na nim pajęczyny i zapewne też pająki.

Wstałem leniwie, sięgając od razu po dresy, które kupiłem wczoraj w mieście, tak jak i parę innych potrzebnych mi rzeczy. Wciągnąłem leniwie na nogi spodnie, miałem jeszcze osiem minut zanim zejdę na dół.

Poszedłem do niewielkiej łazienki, która była w całości biała, łącznie z dodatkami i czułem się jak w pieprzonym klasztorze czy niebie. Umyłem zęby i ułożyłem jako tako włosy, które i tak skończyły będąc w nieładnie. Przemyłem jeszcze twarz, po czym wyszedłem z łazienki, a następnie pokoju, schodząc po schodach na parter i zakładając w tym czasie szarą koszulkę, nie zważając na to, że to było nie mądre i niebezpieczne.

- Niall! - Louis krzyknął z kuchni - Pośpiesz się, goście już są!

- Jestem, Jezu - burknąłem zirytowany i wszedłem do kuchni, gdzie niemal mnie zmroziło na widok osoby, która była w pomieszczeniu - Co? - wykrztusiłem z niedowierzaniem, patrząc na Zayna, opierającego się o jeden z blatów.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro