Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Prolog...

21 czerwca 2004 r.

Choć ta data, która z punktu widzenia niemalże wszystkich ludzi nie miała żadnego znaczenia była dniem radości dla rodziny Dupain-Chengów, a zwłaszcza dla świeżo upieczonego małżeństwa Toma Dupaina i Sabiny Cheng. Bowiem tego dnia, na świat przyszedł ich wyczekiwany dar. Piękna, malutka córeczka, która otrzymała imię Marinette oraz która wypełniała pustkę w piekarni, przeplatując wiele nadziei, miłości oraz troski. 

Choć jej rodzice pochodzi z zupełnie odmiennych światów, ich miłość była na tyle silna, że pragnęli tego dziecka tak bardzo, jak jeszcze nigdy. 

 Sabine, mama córeczki, miała rodziców typowo chińskich. Mei i Yan, jej rodzice poznali się w Pekinie, podczas niewielkiej imprezy z okazji oblewania zdanych studiów na jednym z najsłynniejszych uniwersytetów. Babcia Marinette studiowała turystykę, jako wówczas mocno na tamte czasy popytny kierunek, natomiast jej przyszły mąż, historię oraz literaturę chińską.

 Była to praktycznie miłość od pierwszego wejrzenia, więc po zakończonych studiach oboje przeprowadzili się do Szanghaju, gdzie mieszkał brat Yana, Wang. On również, chociaż miał dopiero 20 lat miał ogromny talent kucharski.

Bowiem zgodnie z wieloletnią tradycją, od swoich rodziców nauczył się, przekazywanej z pokolenia na pokolenie, tradycyjnej chińskiej kuchni. Jego pyszności oraz rozkwitający talent był prawdziwą legendą tego miasta, chociaż tak naprawdę dopiero zaczynał wchodzić głębiej w świat kucharski. Bardzo mocno dopingował swojemu bratu, aż wkrótce Yan ożenił się z Mei i bardzo szybko doczekał się swojej pierwszej córki.  Po 2 latach na świat przyszła starsza siostra Sabine, której nadano imię Shu Yin. Był to rok 1976.

 Jednakże, los szczęśliwego młodego małżeństwa nie trwa; długo. Deng Xiaoping, który doszedł do władzy w Chińskiej Republice Ludowej, zaraz po śmierci Mao Zedonga, postanowił wprowadzić program kontroli urodzeń. Od tej pory każdy mógł mieć tylko jedno dziecko. Pod groźbą wysokich kar zakazano posiadania więcej dzieci, a pech chciał, że Mei była już w kolejnej ciąży, a na dodatek mocno zaawansowanej. Bardzo kochali swoje potomstwo, ale nie chcieli ryzykować wobec ogromnych restrykcji, które mogły ich zrujnować.  

Zrozpaczony Yan, postanowił poradzić się swojego starszego brata, Wanga. On, widząc ich rozpaczliwą sytuację, w ogromnej trosce o ich los, doradził mu, żeby jak najszybciej uciekali z kraju. Choć na pierwszy rzut oka wydawałoby się, że reżim w Chinach opadł, Wang ciągle widział ogromne okrucieństwo m.in wyznawcy religii byli prześladowani, a każde protesty kończyły się albo ofiarami śmiertelnymi, albo naprawdę wysokimi wyrokami. Sytuacja stawała się coraz bardziej napięta, a jak się okazało w przyszłości, do dnia dzisiejszego nie została rozwiązana.

Młode małżeństwo (liczyli zaledwie 25 lat) nie miało żadnego wyboru. Pomimo, że kochali swoją ojczyznę, dla dobra swojej rodziny opuścili Chiny Kontynentalne już w 1979 r. oraz osiedlić się tymczasowo w Wielkiej Brytanii w Londynie. Mei bowiem znała doskonale język angielski, przez co na początkowym etapie życia na obczyźnie, takie rozwiązanie musiało być wystarczające. 

Co prawda, łatwo się wydostać się z Chin nie było, gdyż najpierw musieli polecieć samolotem do Warszawy.  Bowiem, Państwowe chińskie linie lotnicze, podróżowały głównie po krajach komunistycznych. Dopiero nazajutrz stamtąd mogli się przesiąść do samolotu lecącego do Londynu. Od tej pory rozpoczął się ich największy okres próby, a mianowicie życie na emigracji i to na dodatek w kraju o zupełniej obcej kulturze.

Na szczęście małżeństwo Chengów zdołało się szybko ustatkować. Yan, jako, że znał historię i literaturę, wykładał na uniwersytecie w Cambridge, a Mei pracowała w biurze turystycznym.  Szybko zakupili swoje pierwsze mieszkanie i po niewielkich przemeblowaniach oraz zakupie najpotrzebniejszych artykułów, byli gotowi na wspólną przyszłość za granicą.

 To właśnie w Londynie, w jednym z szpitali urodziła się przyszła mama Marinette, (1980 r.) której rodzice nadali imię Sabine. W czasie jej dorastania, rodzice praktycznie od początku podkreślali ich naturalne pochodzenie. W szkole Sabine rozmawiała po angielsku, natomiast w domu posługiwali się językiem chińskim.

Starali się jeść też tradycyjne potrawy pochodzące z Kraju Środka. Po przepisy Mei często dzwoniła do swojego szwagra - Wanga, który z radością kochał się dzielić tymi tradycjami. Kiedy tylko była taka możliwość, starali się jadać właśnie takie dania.

Jednak najwięcej czasu poświęcali w domu o rozmowach na temat historii Chin. Mei, opowiadając o dziejach ich ojczyzny, największą uwagę skupiała na czasach XX w. Opowiadała o tragediach w czasie II wojny światowej, kiedy to Japończycy w 1937 r. mordowali Chińczyków w ich ówczesnej stolicy Nankinie, położonej od Pekina ok. 1000 km, a od ich rodzinnej kolebki Szanghaju jakieś 320 km. Opowiedziała o partii komunistycznej, która zamiast wspierać wojska rządowe, z ukrycia atakowali legalnie wybrany rząd. Gdy II wojna światowa została wygrana przez aliantów, a Japonia skapitulowała, wspomniała partia objęła władzę i wypędziła partię Czang Kaj-Szeka na wyspę Tajwan. 

Nigdy jednak Mei starała się nie poruszać powodu tematu ich ucieczki za granicę. Nie chcieli sprawiać bólu swojej córce, ani nie chcieli, aby pomyślała, że to przez nich oni opuścili swoją ojczyznę. Podjęli wybór, który sowicie się opłacił. Prawda wyszła na jaw, podczas lekcji historii 10 lat później w 1994 r, ale po krótkiej rozmowie z rodzicami, stwierdziła, że w zasadzie nic strasznego się nie wydarzyło. 

Sabine była mocno utalentowaną uczennicą, skończyła szkołę średnią i w ślad za swoją mamą Mei, zaczęła studiować turystykę oraz język francuski. Kiedy skończyła 18 lat, za zgodą rodziców, pojechała na wycieczkę do Paryża. Praktycznie od początków studiów, chciała zobaczyć to "piękne miasto świateł", "drugą Wenecję", jak to nazywali w tamtych czasach i jak niektórzy nazywają to do dziś. I w tym pięknym mieście, poznała swojego przyszłego męża Toma. 

Tom Dupain, bo takie nosił nazwisko, nie miał tak burzliwego życia jak rodzina Chengów. Urodził się w 1979 r., w Paryżu. Był synem strasznego konserwatysty Rolanda oraz totalnej jego przeciwności Giny. Praktycznie od początku często był świadkiem wielu kłótni Rolanda ze swoją żoną. Uważał ją za osobę skrajnie nieodpowiedzialną. Od młodości przekazywał młodemu Tomowi tajemnice piekarnictwa, natomiast matka próbowała wzbudzić jego zainteresowanie na otaczający go świat.

To wszystko, nieuchronnie musiało doprowadzić do ogromnych konfliktów. Skumulowanie tego wszystkiego nastąpiło w 1998 r. gdy Tom Dupain poznał w piekarni swoją przyszłą żonę Sabine Cheng. Do dzisiaj wielokrotnie wspominał chwilę ich pierwszego spotkania ze sobą, która doprowadziła do ogromnej miłości. Praktycznie wszyscy poparli ten związek, prócz Rolanda, który uważał, że młody chłopak powinien znaleźć sobie żonę, wśród dziewczyn paryskich, a nie jakąś cudzoziemkę, a w dodatku osobę rasy żółtej.

Potrafił bowiem wierzyć w teorie spiskowe, że niby od ludzi tego koloru skóry można zarazić się żółtaczką!!! I choć dla wielu ludzi takie tego typu stwierdzenia są zwykłą głupotą, to i tak wierzył w swoje mity i wielokrotnie stawiał kłody pod nogi temu związkowi. Lecz pewnego dnia przekroczył wszelkie granice....

Było to 8 czerwca 1999 r. rok przed planowanym ślubem. Kiedy w piekarni Sabine Cheng chciała pomóc swojemu chłopakowi pakować pieczywo, do środka wparował niczym nabuzowany, lub naładowany ogromną negatywną energią ojciec Toma. Jak zobaczył swoją przyszłą synową, to wpadł w taki szał, że zaraz odepchnął ją od kasy, a sam zaczął pakować wspomniane chleby. Dziewczyna nie mogła zrozumieć, co było powodem takiego agresywnego i nieodpowiedniego zachowania. Próbowała poznać przyczyny tego nerwowego i brutalnego przeszukania, jednak w odpowiedzi w jej stronę padły obrzydliwe obelgi: "Brudasy nie mają prawa głosu!" "Roznosicie zarazę, powinnaś zostać odizolowana od życia społecznego!". 

Sabine chciała zaprotestować przeciwko tym paskudnym pomówieniom, lecz usłyszała "Twoje brudne łapska zanieczyściły mój wspaniały chleb. Wszyscy pomżą od twojej zarazy!" Te okropne słowa wywarły takie na niej piętno, że wybiegła z płaczem z piekarni. Mężczyzna zdążył jeszcze krzyknąć: "Wynoście się do Chin, tam jest wasze miejsce!"

 Z szału Sabine chciała pobiec, jak najszybciej na dworzec kolejowy. Wrócić do swojej rodziny, wypłakać się.... Na swojej drodze spotkała Toma, który z radosną miną wracał do piekarni z zakupioną mąką. Gdy ją zobaczył, biedną, popłakaną, wiedział, że coś musi zrobić. Bez dłuższej chwili namysłu zaprosił ją na lody do słynnego lodziarza Andre, który według miejscowych legend, potrafił skazywać zakochanym ich prawidłową drogę... Jego lody miały łączyć serca, ale też nie wiedział, że one leczą serca. Sabine po zjedzeniu tej wspaniałej gałki, poczuła się o niebo lepiej. Wkrótce wyznała prawdę swojemu ukochanemu, a Tom wpadł w okropny szał. Oczywiście, uspokajamy czytelników, przy swojej ukochanej zachowywał się przez całą część jak na prawdziwego dżentelmena przystało, odwiózł swoją ukochaną na stację kolejową, pocałował ją i obiecał, że on rozwiąże ten problem. 

Kiedy powrócił do domu, wybuchła straszna awantura, pomiędzy Rolandem, a Tomem. Roland próbował zaprzeczać oraz oskarżał rzekomo Chinkę o kłamstwo, jednak Tom mu nie wierzył. Wiedział on, że jest skrajnym konserwatystą, który nawet nie tolerował osób innej rasy, więc dawało mu to wygraną pozycję w całym konflikcie. Gina, jego żona również, jak to usłyszała, wpadła w taki szał, że zerwała i tak już kruche małżeństwo z swoim mężem Rolandem i wnioskowała o rozwód. Roland ostatecznie wyrzekł się syna i wyniósł się do swojego starego domu.

Tak od roku 2000 Sabine i Tom, pomimo, że wieloma aspektami się wyróżniali, narodowością i kulturą wzięli ślub. Było to świetne zdarzenie. Dla tradycji udali się na most Pont des Arts, gdzie nawzajem, przyrzekając sobie ponownie wierność, lojalność i uczciwość małżeńską, przyczepili na tym Moście Zakochanych wspaniałą kłódkę, po czym całując się, wyrzucili wspólnie kluczyk do wody. Wszystko uchwycił fotograf, który zrobił zdjęcie na tle ogromnej tarczy księżyca. 

Kilka miesięcy później w sierpniu 2004 r. na świat przyszedł Felix Agreste. Jego ojciec, Gabriel Agreste nie był bardzo majętnym człowiekiem. Skończył on technikum modelarskie i zdobył maturę, jednakże, kiedy poznał swoją żonę Emily, pochodzącą z znacznej bogatej części rodziny, zakochał się w niej bez pamięci. 

 Czuł, że nie miał żadnych szans, po pierwsze z powodu różnicy materialnej, a po wtóre, jej rodzina się nie godziła na związek z tzw.  dla nich "przegrywami", a on według ich doktryny, do takowych osobników się zaliczał, co go bardzo bolało.

Bo jaki inny miał wybór? Przecież był synem zwykłego rolnika, który musiał wynosić się z swojej rodzinnej wsi w pobliżu Civaux, w której znajdowała się elektrownia atomowa. W poszukiwaniu zwłaszcza zdrowego powietrza, zamieszkał on wraz z swoją żoną w Paryżu, a przed brak właściwego wykształcenia oraz braku dobytku, nie mogli pływać w bogactwie. Ledwo ,nie z jego powodu starczyło na chleb. 

Jednakże, uświadamiając wszystkich czytelników, gdyż krąży okrojona i wymyślona przez współczesnych działaczy ideologicznych teza, to nie różnica dóbr, nie różnica nawet narodowości, czy tzw. pasowania wchodzi w grę. Tutaj wchodzą uczucia, takie jak miłość. Bo chłopak może być bogaty, może mieć te same pasje, co osoba płci przeciwnej, ale co z tego, jak i tak w przyszłości on ją porzuci, albo będzie naprawdę miał tak paskudny charakter? Takie rzeczy, jak pasje, zainteresowania, powinny zawsze być cechami nawet dalekorzędnymi, ważna jest miłość. Bo bez miłości, nie ma niczego.

 Wracając do postaci Gabriela Agresta, on próbował zapomnieć. Uwierzcie, próbował zrobić wszystko, aby z pamięci wyleciała mu Emily, jednakże, każdorazowa taka próba kończyła się niepowodzeniem dla niego. Czuł się nieszczęśliwy, jednakże wszystko miało się rozwiązać i to jeszcze w najbliższym czasie.

 Nie minął tydzień, a w ramach stażu do modelingu, miał być specjalnym obserwatorem pokazu mody, który odbywał się w 1997 r. w Paryżu. I w czasie tego pokazu, ona go zauważyła. Zauważyła i również się w nim zakochała. I to brzmi troszeczkę dziwnie, co teraz powiem, ale o dziwo rodzina Graham de Vanily, nie widzieli ogromnych przeszkód dla tego małżeństwa. Może złudzenie, że skoro Gabriel studiował modeling, powodował, że rodzina uważała go za osobę bogatą, spowodowała, że mogli w spokoju zawrzeć ślub. 

 Nie było jednak tak, że Emily o biedocie Gabriela nic nie wiedziała. OJ NIE! Emily wiedziała o tym od początku, jednakże jak wspomniałem, zakochała się w jego wnętrzu, a nie na zasadzie tzw: "pasowań", co powodowało, że gdy jej rodzice dowiedzieli się o prawdzie Gabriela Agresta, próbowali ją zniechęcać, na co dziewczyna odpowiadała gniewem i wielokrotnie stawała w obronie swojego chłopaka. 

Wracając do wydarzeń z 2004 r. w obu rodzinach zapanowała ogromna radość. I Felix, i Marinette dorastali w troskliwych rodzinach i wychowywani byli jak najlepiej. Do czasu....

 Felix, pomimo, że rodzice byli troskliwi i mili, nie miał łatwego życia. Mama, gdy się nim opiekowała, straciła prace jako modelka. Ojciec próbował ją zastąpić, co powodowało, że przynosił ogromne pieniądze, jednak często nie przebywał w domu. Podróżował po całej Europie Zachodniej, od portugalskiej Lizbony, do szwedzkiego Sztokholmu. Wszystko spadło na Emily. Rodzice Gabriela umarli bardzo młodo, a rodzina Emily się totalnie od niej odwróciła. Myśleli w ten sposób "Skoro wybrała przegrywa, to niech się z nim teraz męczy". Tata, pomimo swojej nieobecności starał się jak najwięcej czasu spędzać z synem, więc gdy przyjeżdżał na odpoczynek z tras, chodził z nim wszędzie, gdziekolwiek się da. I właśnie wtedy, w czasie jednego z jego pobytów w domu, doszło do ogromnej tragedii. 

Rok 2012, bo wtedy działa się ta cała akcja, dla rodziny Agrestów była totalnym ciosem. 

 Gabriel Agreste planował się udać na swoistą randkę z swoją żoną, zaraz po tym, jak odprowadzą Felixa do szkoły. To miał być szczęśliwy dzień dla całej ich rodziny. Nie mógł znaleźć wolnego miejsca parkingowego pod szkołą, więc zaparkowali po drugiej stronie ruchliwej ulicy. Zanim Emily wyszła z swoim synem, pocałowała Gabriela, obiecała mu, że szybko wróci. Wysiadła z samochodu wraz z synem i dotarli na przejście dla pieszych. Światło było czerwone. Po kilku sekundach czekania zapalił się ten zielony ludzik i weszli na pasy. I tego co się zaraz miało wydarzyć, Gabriel zawsze chciał wymazać z pamięci, nigdy jednak tego nie potrafił.

 Jakiś czarny pojazd z zaklejonymi tablicami rejestracyjnymi z prędkością 120 km/h, wjechał prosto w mamę i syna. Zostali oni odrzuceni kilkanaście metrów dalej na drugą stronę jezdni, w krzaki. Pirat drogowy nie zatrzymał się, uciekł z miejsca wypadku. Mężczyzna i jednocześnie ojciec, gdy zobaczył tą tragedię, był w ogromnym szoku. Nie wiedział, co miał robić. Wzywać karetkę, czy może najpierw pomóc? Zdecydował się na to pierwsze. Natychmiast, gdy było to możliwe, przebiegł na drugą stronę drogi i zobaczył mocno poturbowaną żonę z synem. Byli ciężko ranni i Gabriel zaczął udzielać pierwszej pomocy rannym. Nic to nie dawało. Nie odzyskali przytomności.

Przybyli po kilku minutach medycy, stwierdzili, że jeżeli nie będą operować, oboje mogą umrzeć. Zaraz zabrali ich do szpitala. Lekarze nie chcieli nic zdradzać na temat rannych, po pierwsze, aby nie dobijać ojca, a po drugie, że z powodu ich bezradności. I tragiczne wieści musiały nadejść. 

 Z bloku operacyjnego nr 3 wyszedł przygnębiony medyk i powiedział słowa, które na zawsze odmieniły los Agrestów:

- Emily Agreste była w krytycznym stanie. Bardzo mi przykro, niestety operacja się nie powiodła. Twoja żona, zmarła na stole operacyjnym. 

Te słowa zmroziły krew naszego ojca. Rozpłakał się... Stracił swoją żonę, Emily. Lamentował i nie mógł pogodzić się z tragedią, jednak nie zapomniał o swoim synu.

- A co z Felixem?

- Z powodu krytycznych obrażeń, co prawda operacja zakończyła się sukcesem, jednakże jest sparaliżowany. Prędkość samochodu to spowodowała. On, nigdy nie będzie mógł normalnie chodzić. Stwierdziliśmy też, że cierpi na cukrzycę typu 1. 

- CO TAKIEGO?

Gabriel nigdy nie był w takim stanie wstrząśnięty, przerażony i zlodowaciały. Już sam chciał się wywalić i osunąć na podłogę. Nie mógł zrozumieć rozmiaru tej tragedii. Dla niego ta scena już na zawsze miała stawać się koszmarem. 

Policja prowadziła przez kilka miesięcy śledztwo w sprawie śmiertelnego wypadku i ucieczki z miejsca zdarzenia, nigdy jednak nie odnaleźli ani samochodu, ani sprawcy, więc po kilkunastu miesiącach bezowocnego szukania, śledztwo zostało umorzone. 

Również sam Gabriel, uczył się, jak  wychowywać niepełnosprawnego syna. Chodził on o kulach, a i co kilka godzin musiał wstrzykiwać sobie insulinę lub jeść cukierka, gdy poziom cukru był za niski. Podczas, gdy Marinette normalnie się uczyła, on nie mógł. Gdy Marinette lubiano, jego nie lubiał prawie nikt. Odkąd Felix wrócił do szkoły, był wielokrotnie ofiarą przemocy, żartowano i wyszydzano z niego. Największy prym wiedli w tym Martin Roth, który był synem bardzo wpływowego biznesmena, a dyrekcja była bezradna.

Nic jednak nie trwa wiecznie... Kiedyś musi się coś zmienić.....


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro