7.
Felix w postaci Czarnego Kota biegł z ekspresowym tempem na Pola Marsowe, gdzie znajdował się złoczyńca, otoczony ponownie przez antyterrorystów. Sytuacja była mocno nerwowa, gdyż w ich rękach znajdowało się życie uprowadzonej. Całą akcją dowodził Roger Raincomprix, który dołączył do grupy. Na miejscu był też lokalny burmistrz, który z przerażeniem patrzył na wszystko.
Czarny Kot miał czekać na jakieś wieści od Biedronki, ale nic do niego nie docierało. Chciał na nią poczekać, jednakże niespodziewanie usłyszał jakieś wrzaski. To przez megafon krzyczał włodarz Paryża, który limuzyną podjechał na miejsce zdarzenia.
- Jako burmistrz tego miasta, żądam natychmiastowego uwolnienia córki.
W odpowiedzi usłyszeli przeraźliwy śmiech. Osoba dobyła pistoletu i zaczęła strzelać w kierunku policji, próbując ich unieruchomić. Antyterroryści osłaniali się tarczą, od której pociski się odbijały. Zostawiały jednakże dosyć spore odbicia na jej powierzchni.
- Posłuchajcie, mnie nędzne ludziki! Wiecznie za tą tarczą ukrywać się nie będziecie. Jeżeli do 10 minut na miejscu nie pojawią się ci "przebierańcy", to będziecie mi mogli tylko naskoczyć. Moglibyście zamiast tutaj stać jak kołki i liczyć na cud, szukać sprawcy, który strzelał do mojego męża w muzeum. Jesteście totalnie bezwartościowi- odrzekła kobieta.
Bohater nie mógł się tak po prostu temu przyglądać. Chciał porozmawiać z Rogerem, ale on znajdował się kilka metrów dalej. Postanowił się dostać do policjanta, jednakże kiedy myślał nad bezpiecznym sposobem, w oddali dostrzegł snajpera. Wiedział, co to znaczy. Pamiętał, że strzały absolutnie nie unieszkodliwiały złoczyńcy, a tylko go wzmocniły. Toteż tym bardziej chciał uprzedzić policjanta.
Zsunął się delikatnie po swoim koci-kiju i rozejrzał się wokół. Koło wieży znajdowały się ogrody, więc krzaki mogły pozwolić mu na dostanie się do obwarowanego obozu, jednocześnie będąc niewidoczny dla zaakumanizowanej kobiety.
Po cichutku zaczął się skradać w kierunku krzaku i wszedł między chwastami. Poczuł okropne kucie. Trafił na pokrzywy, które przebijały się przez jego strój i mega parzyły. Miał już pisnąć z bólu, jednak ostatecznie się przymknął. Musiał to wytrzymać. Czołgając się, zbliżał się do namiotu, gdzie znajdował się cały sztab dowodzący akcją. Roger stał przed nim, patrząc na wieżę Eiffla.
Leciutko wyłonił się z paproci i krzyknął cicho do funkcjonariusza:
- Proszę pana!
Mundurowy był mocno zaskoczony, jak zobaczył wyłaniającą się postać Czarnego Kota, całego brudnego i okutego pokrzywami.
- Co wy tutaj robicie?- odpowiedział- poradzimy sobie sami. Nie potrzebuje pomocy super "przebierańców"- ironizował.
- Zamknij się! - wrzasnął bohater - To wszystko przez was. To monstrum nie pojawiłoby się, gdybyście z nami chcieli współpracować. Jakbyś nie wydał rozkazu oddaniu oddania strzału, to by nie było takiego syfu, jaki jest.
Roger częściowo się speszył.
- Ale...
- Co, ale? Paryż jest niemal cały w zgliszczach, ludzie są pod gruzami. Przez twoją samowolkę i twoją butę, teraz mamy o wiele więcej roboty!
- Spokojnie panowie!
Powiedział te słowa jeden z posterunkowych, ale nikt nie zwracał na niego uwagi. Obaj panowie spojrzeli się na siebie z wrogością.
- Aha. Dlaczego akurat ja miałem zaufać jakimś przebierańcom, których pierwszy raz widzę na swoje oczy?
- Dlatego, że my wiemy o wiele więcej o naszym przeciwniku. Trzeba było tylko nam dać szansę, a nie od razu nas skreślać. Na pewno opanowalibyśmy sytuację.
Całą kłótnię przerwał dzwonek telefonu, który dobiegał z KotFona. Partner podszedł do niego i zobaczył wyświetlającą się Biedronkę. To ona się z nim kontaktowała. Odszedł na chwilę od obozu i odebrał.
- Halo!
- Czarny Kocie. Udało się mi zdobyć coś, co pomoże nam w unieszkodliwieniu wroga.
- Co takiego?
Nie dokończyli, bo niespodziewanie usłyszeli głośnie tupnięcie. To złoczyńca próbował coś powiedzieć:
- Ile jeszcze mam czekać na te robale?
- Zaraz dokończymy rozmowę- powiedział Czarny Kot i spojrzał na miejsce akcji. Andre Borgueois wyjął megafon i krzyknął:
- O kogo ci do jasnej cholery chodzi?
- Nie róbcie ze mnie idioty. Jeżeli te osoby, nie pojawią się w ciągu 2 minut, to pana córka wyleci w kosmos. Jednak lądowanie nie zakończy się sukcesem. "Rakieta" rozbije się na powierzchni ziemi. HAHAHA!!!
Ojciec uprowadzonej był zrozpaczony. Nie wiedział, o jakich przebierańcach mówił przestępca, więc postanowił wzrokiem kogoś poszukać. I to co, zobaczył spowodowało, że normalnie go wmurowało. Niedaleko miejsca akcji, zobaczył jakiegoś chłopaka w masce bohatera, który rozmawiał z policjantami. To była jego ostatnia szansa! Ruszył powoli w ich kierunku.
Chłopak w kociej masce, również był porażony słowami przestępczyni. Wziął szybko kotfon do ręki.
- Biedronka! Pośpiesz się! Zaakumanizowana osoba chcę zrzucić z wieży córkę burmistrza. Spróbuje odwrócić jej uwagę.
- Dobrze, Czarny Kocie. Bierz się do akcji!
Szybko się rozłączył. Zastanawiał się nad jakimś planem. Spojrzał jeszcze raz na wieżę, gdzie widział kobietę z sprośną miną. I wpadł na pewien pomysł. Odwrócił się w kierunku Rogera i krzyknął:
- Idę tam! Spróbuje negocjować.
- NIE! Ty się tym nie zajmiesz. Zaraz na miejscu zjawi się....
- Czy pan nie rozumie, że jeżeli będziemy się ociągać, to ofiara zginie? Mam już naprawdę serdecznie dość żałosnego zachowania i tej buty, jaką pan prezentuje. Jak jest wam nie wstyd!
Roger miał coś odpowiedzieć, ale pojawi się burmistrz, który zwrócił się do nich:
- Bardzo proszę, uspokójcie się! Moja córka jest w niebezpieczeństwie.
- Panie burmistrzu, ja przepraszam, ale te nieroby doprowadziły do tego- wskazywał palcami na bohatera, który znowu się zdenerwował i krew w nim normalnie zagotowała.
- Nieważne. Jak masz na imię- zwrócił się do kociej postaci.
- Jestem Czarny Kot.
- Czarny Kocie, proszę cię pomóż mi w ocaleniu mojej córeczki. Błagam!
- Spokojnie, panie burmistrzu. Zrobię wszystko, aby nie stało się nic strasznego.
W myślach jednak dodał:
- Biedronko, pośpiesz się!
Ponownie odwrócił się w kierunku wieży i niepewnym krokiem ruszył w jej kierunku.
- Dam sobie radę!- pomyślał.
***
Biedronka odłożyła swój Biedrofon. Spojrzała na męża pani Anny, który leżał niemal zlodowaciały.
- Co się dzieje?
- Pana żona chcę, abyśmy się pojawili na miejscu. Muszę już iść.
- Błagam was- krzyknął desperacko mężczyzna- ratujcie ją!
- Postaramy się. Dziękuje jeszcze raz za pomoc. Do widzenia!
- Do widzenia!- powiedział cichym głosem facet.
Dziewczyna szybko opuściła szpital i rzuciła swoim jo-jo w kierunku najbliższego komina. Podskoczyła w górę.
***
Czarny Kot w międzyczasie zbliżał się do obiektu. Idąc coraz dalej zobaczył mnóstwo komandosów, którzy ciągle trzymali palce na spustach karabinów maszynowych. Ukrywali się za prowizoryczną blokadą z worków, przygotowani do oddania strzału. Z kolejnymi krokami koci bohater czuł coraz więcej wątpliwości. Jednak już nie mógł się wycofać. Poruszał się ciągle do przodu.
Wkrótce wyszedł z tego całego obozu. Na razie antagonistka go nie widziała, lecz nie dał zwieść złudnemu poczuciu bezpieczeństwa.
Stanął na otwartym placyku, oddalony od linii obronnej o jakieś 10 m. Wziął głeboki oddech i bez wahania krzyknął:
- Superpolicjancie! Tutaj jestem.
Złoczyńca z pogardliwym wzrokiem popatrzył w kierunku chłopaka.
- Gdzie twoja partnerka? Mieliście przyjść tutaj oboje. Tak łatwo ją zgubiłeś?- zaczęła sobie kpić z nastolatka.
- Posłuchaj mnie. Doskonale wiemy, dlaczego to wszystko robisz. Chcesz zemścić się na tych, którzy strzelali do twojego męża. Mam rację!?
- I co z tego. Wy nic nie robicie, aby mu pomóc!!!- krzyknęła mocno i jednocześnie podniosła Chloe. Zbliżyła się do barierki.
-Słuchaj! Zemsta nic ci nie da. Będziesz miała na sumieniu tą dziewczynę. I po co ci to? Ona niczemu nie jest winna.
Zobaczył, że antagonistka przez chwilę się wahała. Władca Ciem jednak to również wyczuł.
- Nie słuchaj go!- odparł- on tak tylko mówi, aby cię podejść. Jest w spisku z policją i tak naprawdę nic nie ruszy. Tylko ja mogę zagwarantować ci pomoc. Dałem ci moc. Zdobądź tylko te dwa miracula, a namierzę dla ciebie sprawców!
- Wiesz, co ci powiem, kocia łamago? Nie wierzę, ani w jedno twoje słowo! I nawet powiem więcej, wiesz jakie jest najlepsze rozwiązanie? Żebyś zamienił się w kamień!!
Dobyła pistoletu i strzeliła w jego kierunku.
Zarówno reporterom, jak i wielu widzom przed telewizorami, wydawało się, że pocisk trafił centralnie w twarz bohatera, jednakże, jak kurz opadł, zobaczyli, że kula wbiła się w brukową ścieżkę.
- Proszę cię, poddaj się!-ponownie krzyknął bohater.
- Chyba sobie śnisz!
***
Biedronka była już bardzo niedaleko miejsca zdarzenia. Słyszała głos oraz wrzaski złoczyńcy. Zostało jej jeszcze kilkanaście metrów.
***
Kobieta nie oszczędzała swojej amunicji. Chciała za wszelką cenę unieruchomić chłopaka, gdyż w ten sposób mogła zdobyć łatwiej jego miraculum. Koci bohater z coraz większym trudem odbijał pociski. Zaczęło się mu kręcić w głowie, czuł się coraz bardziej fatalniej. Jego dłonie bolały przy nieustannym wymachiwaniu swoją główną bronią. Wiedział, że skupił na sobie gniew złoczyńcy, ale przynajmniej na razie Chloe była bezpieczna. To musiało mu wystarczyć.
Jednakże opadał z sił i niestety musiało nastąpić apogeum. Kula trafiła tak blisko bohatera, że ten musiał niespodziewanie odskoczyć. Wywrócił się na podłoże, praktycznie pozbawiony jakichkolwiek szans. Nie mógł wstać, bo był całkowicie wyczerpany!
Wszyscy przed telewizorami niemal zamarli. Cieszył się tylko Władca Ciem, który tryumfował, widząc leżącego bohatera, niczym ciepłe danie podane na talerzu!
- To jest twoja okazja. Zdobądź dla mnie miraculum zniszczenia!
- Tak jest, Władco Ciem!- krzyknęła.
Szykowała się do skoku z budynku. Już miała to zrobić, ale niespodziewanie coś przeleciało przed jej oczami i Czarny Kot w sekundzie zniknął. Była mocno zaskoczona i tak się wściekła, że aż tupnęła nogą!
- Jeszcze zdobędę wasze miracula!
To Biedronka uratowała w ostatniej chwili swojego partnera z patowej sytuacji. Chłopak myślał, że jest już skamieniały, ale gdy otworzył oczy zobaczył coś, czego nigdy już nie miał zapomnieć. Wręcz przeciwnie, mógł o tym rozmyślać przez wiele godzin. O czym mógł pisać masę wierszy. To miało go zawsze uspokajać w ciężkich chwilach. Była to.... twarz jego partnerki.
Ta piękna rozpromieniona twarz. Duże fiołkowe oczy spoglądające na niego z ogromną troską, jej uśmiechnięta mina. I te słowa, który wyryły się w jego pamięci na zawsze:
"Nigdy nie pozwolę, aby stała ci się krzywda. Będę zawsze przy tobie!"
Od tego momentu, Czarny Kot bez pamięci zakochał się w Biedronce. Wcześniejsze jego czerwienienie się to było nic. Próbował złudnie mówić sobie, że to naturalne, jednakże teraz nabrał stuprocentowej pewności do swoich uczuć.
Bohaterka odstawiła go zaraz za prowizoryczną barykadą i podała mu wodę do picia, co mocno pokrzepiło chłopaka. Już po chwili podniósł się z ziemi. Popatrzył jeszcze raz z wdzięcznością na dziewczynę, jednak musiał wracać do rzeczywistości.
- Jaki mamy plan?- zapytał się.
- Mam coś, co powinno nam pomóc. Zobacz to- rzekła Biedronka.
Wyjęła pendrive z swojej torebki.
- Na tym urządzeniu- kontynuowała- znajduję się filmik z mężem naszej ofiary, czyli Wilsonem Makuszyńskim. Jeżeli podepniecie go do komputera, może w ten sposób skłonimy ją do poddania.
- W sumie, czemu by nie spróbować- odrzekł technik do Rogera- mam akurat w samochodzie bardzo mocne głośniki, więc bez problemu możemy puścić nagranie. Na pewno dla niej będzie one słyszalne. Idealny plan.
- Dobra, zgoda- odrzekł zrezygnowany dowódca.
- Właśnie nie, do końca- zaprzeczyła dziewczyna- w moim planie jeszcze mi czegoś brakuje.
- Spróbuj użyć swojej mocy, partnerko- odrzekł Czarny Kot.
- Masz rację, o mało bym nie zapomniała! Szczęśliwy TRAF!
Promień z joja wyleciał w górę, tworząc coś. Cała operacja nie trwała nawet kilku sekund, a przedmiot upadł na ziemię. Nastolatka zdołała go chwycić w locie. To była lornetka.
- Do czego może mi się przydać?- zastanawiała się.
Delikatnie wyjrzała na teren akcji i próbowała coś wymyślić. Aż w końcu coś jej wleciało do głowy.
Przypomniała sobie o tym, że akuma, czyli stworzonko, za pomocą którego Władca Ciem mógł sterować ofiarą, niczym marionetką, znajduje się tylko w przedmiotach. A każdy zainfekowany przedmiot charakteryzował się fioletową poświatą. Z bliska nie byłoby możliwe znalezienie tej rzeczy, bo mogło się do skończyć źle dla nich. Ale z daleka....
- Już wiem, co mamy zrobić- odrzekła radośnie w kierunku swojego partnera i policjantów- za pomocą lornetki namierzę przedmiot, gdzie znajduje się akuma.
- Kurkuma?- zapytał się Roger, nie do końca rozumiejąc słowo.
- Eh.. Nieważne. W każdym bądź razie, gdy już namierzę ten przedmiot, to ty- wskazała palcem na technika policyjnego- musisz włączyć to nagranie. My z Czarnym Kotem zakradniemy się do wieży od innej strony. Może głos jej męża skłoni ją do złożenia broni. Jeżeli się podda, zniszczymy przedmiot, w którym znajduje się do paskudztwo, a następnie naprawię wszystkie szkody. Co wy na to?
Wszyscy byli mocno zaskoczeni wiedzą oraz sprytem tej dziewczyny.
- Bardzo dobry pomysł!- przerwał tą niezręczną ciszę technik- jakby co, mam przygotowany pendrive. Idę do swojego samochodu go podłączyć!
- Dobrze- odrzekła Biedronka.
Wzięła swoją czerwoną lornetkę w czarne kropki i przyłożyła do oka.
- Zobacz- szepnęła do partnera- w gumce prawdopodobnie znajduje się ten szkodnik. Nie dość, że wydobywa się z niej jakiś dziwny fiolet, to jeszcze jest cała czarna. Jestem tego pewna!
- Ja ci wierzę. Chodźmy to zakończyć! Tylko szybko, bo masz tylko 5 minut do transformacji zwrotnej.
- Jesteś cudownym partnerem. Idziemy.
***
Złoczyńca był coraz bardziej wściekły. Zmarnował świetną okazję na zdobycie miraculi i jednocześnie na znalezienie sprawców strzelaniny. Nie mogła tego darować.
Spojrzała na Chloe z ogromną nienawiścią. Niespodziewanie zaczęła nią szarpać i znowu podeszła do skraju balkonu wraz z nią. Dziewczyna z strachu piszczała. Tata Chloe ponownie wziął megafon i krzyknął:
- Czego chcesz? Dlaczego chcesz zabić moją jedyną córkę? Dlaczego jesteś takim potworem?
Tylko się zaśmiała.
- Miałam widzieć tutaj Biedronkę i Czarnego Kota kilka minut temu.
- Przecież tutaj byli.
- Byli, ale się zmyli. Jak widać, wcale nie zależy im na pana córce. Im na nikim nigdy nie będzie zależeć. Współpracują z policją, która zamiast wymierzać sprawiedliwość, obija się, niczym zorbie. Są tutaj tylko dla sławy. I nic nie powstrzyma mnie przed zadaniem tego ciosu.
Już miała wyrzucić ją za barierkę, ale usłyszała pewien donośny głos:
- Anno! Anno!- krzyczał.
Wydawało się jej, że to gdzieś w wnętrzu głowy to słyszała, próbowała się walnąć ręką, aby wrócić do rzeczywistości, ale to nic nie dawało. Zrozumiała, że to jest prawdziwy głos. GŁOS JEJ MĘŻA!!!
Jej twarz zaczęła się zmieniać. Z agresywnej na coraz bardziej łagodną. Odstawiła mocno przestraszoną uczennicę na podłogę i zaczęła wsłuchiwać się w dźwięk.
- Aniu! Ja wiem, co teraz czujesz. Wiem, że to moja wina!
- Wcale nie jest twoja- szepnęła cicho.
- To tylko i wyłącznie moja wina!- odpowiedział jej głos- Wiedziałem, co czujesz. Bałaś się o mnie każdego dnia. Troszczyłaś się o nasze dobro. Gdybym tylko posłuchał twoich przeczuć, nie cierpiałabyś przeze mnie. Mam do ciebie prośbę: Kochanie, proszę cię! Nie krzywdź tego ludu!
- Ja chcę tylko sprawiedliwości- jęknęła cichutko. Po jej twarzy lały się łzy, rwąco niczym górski potok.
- Ja wiem, że chcesz mnie pomścić, ale nie w ten sposób. Te osoby, które nas skrzywdziły, kiedyś poniosą za to konsekwencje! Dopadnie ich słuszna sprawiedliwość. W mieście pojawili się bohaterowie. Rozmawiałem nawet jedną z nich. Im też zależy na dopadnięciu tych sprawców.
- Jaką mam pewność, że mówisz prawdę?
- Wierzę w nich.
- My naprawdę nie chcemy pani skrzywdzić- usłyszała głos Biedronki. Odwróciła się. Jakieś 5 metrów od niej stała superbohaterka wraz z swoim partnerem.
- Zrobimy wszystko, aby ich odnaleźć i dopaść- dodał Czarny Kot.
Antagonistka coraz bardziej się wahała. Głos jej męża niszczył tą kamienną powłokę, w której znajdowało się ciepłe i kochające serce. Te zdarzenia mocno irytowały Władcę Ciem, który czuł, że zwycięstwo zaczęło mu umykać, niczym zajączki na polanie. Krzyknął do kobiety:
- Masz mnie słuchać! Oni ciebie oszukują!
- Przestań mnie okłamywać!- krzyknęła kobieta do niego- To wszystko przez ciebie. Daj mi święty spokój!
- Skoro nie po dobroci, to będzie po złości!
Ścisnął mocno rękę, co zaczęło sprawiać ból kobiecie. Wywróciła się i ściskała za brzuch.
- Czarny Kocie!- krzyknęła dziewczyna- musimy jak najszybciej uwolnić ją spod władzy akumy, bo ten potwór ją skrzywdzi.
- Ale jak? Dalej mi tego nie wytłumaczyłaś dokładnie!
- Musisz zdobyć tą gumkę, gdzie ukrywa się czarny motylek i zniszczyć ją kotaklizmem. Wtedy ja ją oczyszczę.
- Robi się! Kotaklizm!
Odpaliła się jego moc zniszczenia.
Biedronka szybko rzuciła jojem i pociągnęła tak, że ofiara akumy się wywróciła. Czarny Kot natomiast podleciał w jej kierunku i jednym palcem dotknął gumki do włosów. Przedmiot momentalnie zamienił się w pył, a z niego wyleciała praktycznie cała czarna akuma, nakarmiona wielką ilością negatywnych emocji.
- To koniec twoich rządów akumo! Pora wypędzić złe moce!
- NIE!!!!- wrzasnął skonfundowany Władca Ciem. Jego protesty nic nie dały. Ten pasożyt zniknął w wnętrzu jej Jo-ja. Kiedy proces oczyszczania się zakończył, nastolatka wypuściła pięknego białego motylka.
- Papa, miły motylku! Niezwykła Biedronka!- cisnęła lornetką do góry.
Całe niebo rozbłysnęło, niczym piękny pokaz sztucznych ogni. Moc Biedronki leciała niemal przez całe miasto.
Wszyscy, którzy byli skamieniali, wracali do życia. Wiele budynków zniszczonych przez złoczyńcę, naprawiało się, a sama postać zamieniła się w zaszokowaną Annę Makuszyńską.
- Zaliczone!- wykrzykiwali bohaterowie i przybili nawzajem żółwika.
W Paryżu zwyciężyło dobro! Ludzie radośnie wyskakiwali z domów i skandowali uroczyście imiona ich nowych bohaterów.
Wszyscy byli zadowoleni, prócz Władcy Ciem, który wszystko obserwował z swojej bazy.
- Biedronko, Czarny Kocie! To, że wygraliście bitwę, wcale nie znaczy, że wygracie wojnę! Jeszcze się spotkamy!
***
Anna Makuszyńska była zaskoczona tym, co opowiadali bohaterowie.
- Naprawdę przepraszam- jęknęła cicho- ja nic nie pamiętam. Nie chciałam do tego dopuścić! Chciałam tylko ratować męża, ale zamiast tego, krzywdziłam niewinnych ludzi.
- Nic się nie dzieje, pani Aniu!- odpowiedziała jej bohaterka- Wszystko jest już za nami. A teraz.... niech pani pójdzie odwiedzić swojego męża. Operacja zakończyła się sukcesem.
- Nie poniosę żadnych konsekwencji z strony policji?
- Spokojnie. Wszystko już z nimi ustaliliśmy. Nic pani nie grozi.
- Dziękuje, jeszcze raz wam dziękuje!- kobieta uścisnęła Biedronkę i zeszła powoli z wieży Eiffla. Przeszła obok funkcjonariuszy, którzy powoli zaczęli zwijać swój obóz i zaczęli wpuszczać ponownie turystów na Pola Marsowe. Para superbohaterów z radością obserwowała roztańczony Paryż z szampanami.
- To co- szepnęła dziewczyna- chyba musimy się już rozstać?
- Niestety tak- zasmucił się koci partner.
- Na pewno się jeszcze raz spotkamy. Coś czuję, że to nie będzie ostatni atak.
- Mi też się tak wydaję. On nie odpuści w osiągnięciu swojego celu. Mimo to, jeszcze raz dziękuje za to, że mogłem z tobą współpracować. Osoba, która nas wybierała, miała do tego głowę. Do następnego!
- Do następnego Czarny Kocie!
Oboje się rozeszli w każdą stronę.
***
Felix w masce bohatera wskoczył do swojego domu. Wypowiedział słowa detransformacji i z powrotem zamienił się w swoją, według niego gorszą, cywilną postać. Jego kocie-kije zamieniły się w kule, jakimi musiał się podpierać. Zniknął jego kostium, a z pierścienia wyleciał mocno zmęczony Plagg. Strasznie dyszał. Był potwornie zmęczony, gdyż nie dość, że dawał swojemu posiadaczowi moce, to jeszcze musiał podtrzymywać jego sprawność. Był tak ledwie żyły, że w pierwszej chwili nie zwrócił uwagi na płacz Felixa. Dopiero potem, gdy odsapnął zobaczył, że jego właściciel nad czymś rozpaczał.
- Co się dzieje, Felix? Dlaczego płaczesz? Myślałem, że będziesz zadowolony.
- I byłem. Cieszyłem się z tego, że chociaż na chwilę się wyrwałem z tego życia kaleki. Jednak mój płacz jest spowodowany zupełnie czymś innym. Zakochałem się.....
- W kim?- kwami chciało się dowiedzieć.
- W Biedronce- wybuchł ponownie płaczem.
- Naprawdę?
- Tak. A najgorsze jest to, że z nią nie mogę być.
- Bo jesteś niepełnosprawny?- dopytał Plagg.
- Tak...... jestem niepełnosprawny - wyszeptał- Uwierz mi, nikt nie chciałby wiązać się z kaleką. Bo to przeszkoda do wszystkiego, do spełniania swoich marzeń, ambicji, planów. Tak musi być.
Przerwał, bo usłyszał burczenie w brzuchu kwami.
- Jesteś głodny?
- Tak.
- Coś byś zjadł?
- Serek. Może być camembert, a jak nie masz, to trudno. Pożywię się innym.
- Akurat miałem przy sobie- szepnął chłopak, wyciągając kawałeczek- Chcesz?
- Z wielką chęcią.
Stworzonko zaczęło konsumować, a Felix podszedł do okna i lekko wzdychał. Na zewnątrz się mocno rozlało.
***
Biedronka nie zdążyła dojść do swojego domu. Miała za mało czasu, więc musiała się schować między blokami i tam się transformowała w Marinette. Zaczęło padać, a jej dom znajdował się jakiś 1 km stąd i 12 minut piechoty. To było zbyt daleko.
Nie mogła się ponownie transformować w Biedronkę, gdyż nie miała przy sobie nic, czym mogła chociaż nakarmić kwami. Skończyły się jej zapasy. Cóż musiała wytrzymać.
Zaczęła biec. Deszcz jak na złość, jeszcze bardziej się wzmógł. Wszędzie słyszała głosy radości, tańcu i zabawy, jednak jej nie było do śmiechu. Przecież mogła się łatwo przeziębić.
Pech jej nie opuszczał, przeszła ledwie 200 m, a skończyły się uliczki z domami, gdzie dachy pozwoliły się jej schronić przed deszczem. Było jej zimno, zaczęła kichać i kaszleć. Nie miała gdzie się schronić. Zaczęła rozpaczać.
Niespodziewanie przy szosie stanął samochód. Było to czarne BMW, bardzo piękna limuzyna. Z pojazdu wysiadł Martin Roth i podszedł do dziewczyny, która płakała.
- Cześć Marinette!- grzecznie się przywitał.
Nastolatka gwałtownie się odwróciła.
- Cześć Martin- odrzekła po chwili z dużą dozą smutku.
- Potrzebujesz pomocy? Widzę, że nie masz parasolki, a deszcz jest coraz bardziej intensywniejszy. Jadę z moim ochroniarzem do galerii i będziemy przejeżdżać koło twojego domu, więc mogę cię podrzucić.
- Dziękuje ci Martin- powiedziała i wstała. Martin chwycił ją za rękę, co spowodowało, że dziewczyna się zarumieniła. Otworzył drzwi, niczym prawdziwy dżentelmen, po czym zaprosił nastolatkę do środka.
Razem podjechali pod piekarnię Dupain-Chengów, leżącą nad Sekwaną. Roth wysiadł jako pierwszy, po czym podszedł do strony, od której siedziała dziewczyna i jej otworzył. Trzymał parasolkę.
- Jesteśmy pod twoim domem- oznajmił z radością. Mam nadzieję, że ci się podobało.
- Jeszcze raz ci dziękuje- powiedziała Marinette do niego- za to wszystko, co dla mnie zrobiłeś.
Wysiadła z samochodu i chciała już odejść, ale poczuła dotknięcie dłoni.
- Chciałbym ci coś dać.- rzekł Martin- dla mnie już i tak jest za mała, ale dla ciebie powinna być dobra. Czekaj.
Podszedł szybko do samochodu i podał jej parasolkę.
- To taki prezent ode mnie! Przynajmniej już cię nie zaleję. Do jutra Marinette!
- Dziękuje za ten dar- wzięła parasolkę do ręki- Cześć Martin- ledwo wyjąkała.
- Cześć- odpowiedział chłopak i ponownie wsiadł do swojej limuzyny. Zamknął drzwi i samochód ruszył z piskiem opon.
Dziewczyna popatrzyła jeszcze w jego kierunku, ale wzięła oddech i ruszyła do swojego domu. Wcale nie żałowała tego, że nie doleciała jako Biedronka do swojego domu. Przynajmniej była czegoś pewna o Martinie. Zrozumiała, że to nie było zwykłe zauroczenie, tylko miłość, które teraz dało się jej we znaki. Uśmiechnęła się i weszła do środka piekarni.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro