36. (+12)
Pov. Marinette
Siedziałam już dobre kilka minut, odkąd odnalazłam rękopis pewnego dawnego strażnika świątyni. Czekałam, aż Mistrz zapozna się z tym papierem, który być może wreszcie rozświetli nam, jakie składniki należy dobrać, aby poprawnie przyrządzić cały wywar.
Siedziałam, jak na szpilkach, wpatrując się w tym co robi. Od czasu do czasu zerkał na mnie, uśmiechając się, lecz szybciutko wracał do skupienia się na lekturze. Po kilku chwilach przyklasnął:
- Mamy to! - powiedział entuzjastycznie. Spójrz Marinette na to.
Przestawiłam krzesło na drugą stronę stołu, aby móc zobaczyć, co Mistrz odkrył. Zobaczyłam na kartce chińskie znaki co dawało się odczytać, choć część słów była w mojej opinii nielogiczna.
- Nie odczytasz się Marinette - odparł Wang, patrząc na moją zakłopotaną minę - Cała wiadomość jest zaszyfrowana przez starożytnych strażników w języku tybetańskim. Tybet kiedyś dawniej był niepodległy i dopiero po 1951 r. stał się częścią chińskiej matrioszki i jest nią do dzisiaj. W każdym razie, mamy to, czego szukamy.
- Jakie składniki są nam potrzebne? - zapytałam niezwłocznie. Wiedziałam, że nie ma czasu do stracenia.
- Większość składników już mamy. Zastanawia mnie jednak wyłącznie jeden, jaki mi pozostał.
- Jaki?
- Otóż chodzi mi tutaj o Iskrę Wewnętrznej Motywacji. Jest to składnik niezbędny do pozyskania nowych umiejętności, które wzmocnią wasze miracula.
- Jak zdobyć tę iskrę? - zdziwiłam się. Nie miałam bowiem bladego pojęcia, jak takową iskrę można realnie pozyskać.
- Według starożytnego mnicha - zaczął starzec - żeby posiąść ten składnik, należy wzbudzić w swoim ciele bardzo silną cierpliwość oraz determinację w dążeniu do celu, że składnik w postaci energii, która człowiek uwolni w postaci iskry, "naładuje" - zrobił Mistrz cudzysłów w powietrzu- przedmiot, który należy dodać do tego wywaru.
Spojrzałam na niego z lekkim zakłopotaniem, nie do końca rozumiejąc, o co chodzi. Wang się tego spodziewał, więc dodał do mnie:
- Znaczy to tyle, że jak dobrze wiesz Marinette, u nas w Chinach szczególną wartość ma energia tzw. koncepcja qi, czyli wyzwalanie energii. Jest ona u nas szczególnie ważna w tradycyjnej medycynie.
- Coś mama mi o tym wspominała - odrzekłam - Według tej koncepcji każdy człowiek związany jest z energią życiową, jaką posiada. Nazywana jest qi. 1
- Zgadza się - potwierdził Mistrz - Istnieje wiele rodzajów energii, ale ta jest specyficzna. Tylko przez pełne poświęcenie oraz determinację mamy możliwość ją wyzwolić i ona niczym prąd, naelektryzuje metal lub inny przewodnik elektryczny. I to mamy dodać do naszego eliksiru. 2
- Widzę, że Mistrz zna się na fizyce - powiedziałam - u mnie fizyki nie wspominam zbyt miło, bo większość to była nudna teoria.
- Nauczyłem się w akademii - odpowiedział miły starzec, uśmiechając się.
Mina starca jednak nagle niespodziewanie zbledła. Miałam wrażenie, że może to być wywołane jakimiś nieprzyjemnymi doświadczeniami, o których jeszcze mi Mistrz nie opowiadał.
- Marinette, pierwszy raz z tobą rozmawiam na ten temat. Do tej pory nie chciałem poruszać tego tematu, ale jak ciebie wybierałem do roli Biedronki, wiedziałem, że będziesz najbardziej wyjątkową Biedronką, jaką znałem. Powiem wprost - i tutaj Mistrz się zawiesił, przez chwilę ściszając głos - Ja nie zostałem strażnikiem z swojej chęci.
***
Pov.Narrator
Alya i Nino czekali już od kilku minut w łazience, zamknięci w ciasnej przestrzeni, przygotowani do realizacji planu demaskującego Martina. Nastolatkowie zaczęli się coraz bardziej niecierpliwić, gdyż minęło już dawno 45 minut, a jeszcze nikt się nie pojawił, prócz od czasu do czasu jakiś innych uczniów, którzy chcieli tylko skorzystać z ubikacji.
- Widzisz? - zaczęła Alya, gdy minęło kolejne kilka sekund- Felix zrobił z nas idiotów. Zobacz, siedzimy w tej łazience już bardzo długo, a dalej nikogo nie ma.
- Może jeszcze przyjdą - odparł Nino, spokojnie obserwując otoczenie.
- A ile mamy jeszcze czekać? - spytała zdenerwowana- kolejne 5 minut? 10? A może godzinę?
- Ja wiem, co słyszałem. Nie wiem dlaczego się spóźniają, ale wiem, że oni tutaj przyjdą...
- Nie ma co czekać, Nino. Nikt tutaj nie przyjdzie. Ja wychodzę... A ty, jak chcesz możesz sobie tutaj siedzieć....
Niespodziewanie nastolatek zasłonił jej usta, pokazując znak, że ktoś idzie. Z korytarza zaczęły dobiegać coraz bardziej głośniejsze śmiechy zarówno jakieś dziewczyny i chłopaka. Zaraz zbliżyli swój wzrok do dziurki od klucza. Niewiele było widać, ale za to doskonale można było wszystko usłyszeć.
Nagle drzwi gwałtownie się odtworzyły. Do łazienki weszła jakaś para, która była tak zajęta sobą, że na nikogo i na nic nie zwracali uwagi. Całowali się. To był Martin Roth oraz Lila Rossi we własnych osobach.
- Mamy naszych gagatków- szepnął do swojej partnerki Nino, obserwując sytuację.
- Daj zobaczyć! - odparła szybko.
Chłopak, aby uniknąć jakiegoś przenikliwego szmeru, który mógł ich zdemaskować, lekko się przesunął. Było bowiem tutaj tak ciasno, że omal się nie zaliczył orła na podłogę. Alya tylko przewracając oczami, przyklęknęła i spojrzała....
***
Pov. Marinette
Dlaczego Mistrzu nie chciałeś zostać strażnikiem? - zapytałam go poważnie.
Nie spodziewałam się bowiem takiej odpowiedzi z strony strażnika z Zakonu Strażników.
- Kiedy ja byłem jeszcze w twoim wieku - kontynnuował Wang - każda rodzina miała obowiązek oddać pierworodnego syna do akademii po ukończeniu przez niego 15 roku życia. Strażnicy odcinali cię od wszystkiego, co kochałeś i kochasz. Byłem zmuszony uczyć się wielu różnych rzeczy od zagadnień alchemicznych, kończąc po astronomii i fizykę. No i oczywiście uczyli posłuszeństwa do zwierzchników, obowiązkowości i determinacji. A pomimo tego wszystkiego - przerwał. Jego mina zaczęła bladnąć, ledwo już mówiąc. - I tak zawiodłem.
- Co się wtedy stało Mistrzu?
Nie odpowiedział mi od razu, tylko spojrzał na mnie z zaciętą miną. Dopiero po dłuższej chwili się odezwał....
- Nieważne. Bierzmy się do roboty. Twoi rodzice będą się o ciebie niepokoić.
Nie chciałam naciskać na niego, toteż pokiwałam głową na znak zgody. Prędzej, czy później czułam, że poznam prawdę, ale musiałem na to jeszcze poczekać.
***
Pov. Narrator
- To niemożliwe! - szepnęła przerażająco Alya, obserwując całą tą scenę.
Cały światopogląd o świętym Martinie w tym momencie uległ mocnej rozsypce. Alya była bowiem świadkiem czynu tak bardzo nieprawdopodobnego, gdzie tylko pozostało jej wsłuchiwać się w to, jak Martin szeptał czułe słówka Lili, a ona się tylko śmiała pod nosem.
Nastolatkowie byli tak zajęci sobą, że nawet nie zauważyli, że ktoś ich podsłuchuje.
- Ty nie kochasz Marinette? - zapytała w pewnym momencie z czystą drwiną w oczach Lila w przerwie między pocałunkami po szyi.
- Zwariowałaś. Mówiąc szczerze, dla mnie to tylko kolejna bezmyślna lalka, którą mogę wykorzystać na chwilę. Trochę się nią jeszcze pobawię, a potem zostawię jak te wszystkie inne laski. Nie zależy mi na niej. To jest tylko zwykła marionetka, która kupuje każdy kit, jakiej jej wciskam. Coraz bardziej mnie denerwuje.
- Nie gadajmy o niej! - odpaliła z mruczeniem Lila- zajmij się mną. Specjalnie dla ciebie musiałam wymyślić kłamstwo, abyśmy mogli się tutaj spotkać.
Martin się tylko uśmiechnął i wrócił do pocałunków.
- Co za sukinsyn! Aż mi się niedobrze robi, jak na to patrzę. - ponownie szepnęła Alya.
- Wiem - powiedział Nino - ale musisz to wytrzymać. Nie możemy się zdekonspirować, bo inaczej nici z planu.
- Miałeś rację od samego początku. - wcięła się Alya - Martin to czysty dupek. A ja głupia jeszcze go broniłam, usprawiedliwiałam.
- Nie przejmuj się. - objął Nino dziewczynę ramieniem - Miałaś prawo się nabrać na tą jego maskę takiego spokojnego, wzorcowego ucznia, traktującego kobiety z szacunkiem. Nie dziwię się, że się pomyliłaś.
- Jedno jest pewne. Wiem już, dlaczego Felix był tak przygnębiony. Koniecznie muszę go przeprosić.
Jednak nagle znowu za drzwi dobiegł huk. Alya zbliżyła oczy do dziurki od klucza. Usłyszała szorstki i nieprzyjemny głos:
- Martin! Mamy tego śmiecia. Kręcił się jak głupi po korytarzu.
- Dawajcie go tu! - odparł samozadowolony z siebie - niech popatrzy i przeżywa, że jest na tyle beznadziejny, że nic nie może zrobić.
- Oczywiście - odparli.
Po chwili wrzucili pobitego nastolatka na ziemie. A obok niego w dostatniej odległości odłożyli kule.
- Hej Felix! - powiedział z ironią w głosie, syn bogatego biznesmena - Widzę, że wpadłeś na nasz prywatny bal.
- Nie dostałem niestety zaproszenia - ledwo odpowiedział chłopak - choć mogłeś mnie wcześniej o nim poinformować.
- Bo jesteś dla nas gościem specjalnym. Jedynym, który nie ma nóg, tylko dwie chude badyle. W sumie do Marynaty pasujesz jak kropla wody. Tak samo mózg masz zidiociały, jak ta wariatka.
- Do mnie możesz mówić, jak chcesz, obrażać, jak wolisz - krzyknął Felix - Ale nie nazywaj jej tak, ty... ty...!
Martin podszedł do niego na niebezpiecznie bliską odległość i podniósł go za kołnierz. Wyglądał przerażająco, co w bezbronnym chłopaku budziło ogromny strach.
- No jak? Dawaj, dokończ frajerze. Jak kto?
- Jak skończony dupek bez honoru! - powiedział ledwo żywy Felix.
Martin jak tylko to usłyszał z całym impetem pchnął nastolatka na ścianę. Ten uderzył głową o ścianę i ponownie wywrócił się na ziemię. Następnie celebryta tylko podszedł i wyszeptał mu na ucho:
- Dupkiem jesteś ty. Już od twojego narodzenia nim zostałeś. Twój ojciec widzę dosyć szybko zapomniał o swojej poprzedniej żonie. Zamiast tego fajta się z swoją służką.
W oczach Felixa pojawiły się łzy.
- Musimy interweniować! - rzekła Alya zdecydowanym tonem - Jesteśmy szkolnymi policjantami. To nasz obowiązek!
- Stój! - powstrzymał ją Nino - Ja rozumiem emocje, ale w tej chwili nic nie jesteśmy w stanie zrobić. Gdyby przełożeni dowiedzieli się, że my podłożylibyśmy podsłuch, żeby sfilmować romans, to byśmy wylecieli z tej roboty, a Martin by skutecznie to załatwił. W końcu romans nie jest przestępstwem w świetle prawa.
- Ale pobicie już tak!
- No tak, ale jakich mamy na to świadków? Prócz nas, nikogo innego tutaj nie było. A tamci z kolei go nie sypną.
- To co mamy robić? Siedzieć bezczynnie.
- Musimy czekać na rozwój sytuacji.
Felix leżał. Martin tylko się podle uśmiechnął, obserwując ledwo żywego kolegę z klasy. Niespodziewanie ten teatr przerwała Lila.
- Słuchaj. Muszę już iść. Ja powiedziałam nauczycielowi, że dopadły mnie straszne dreszcze. Jeżeli zadzwonią do mamy, to ona zorientuje się, że coś jest nie tak. Mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy, ogierze.
- Powtórzymy. Jeszcze będzie tyle okazji.
Pocałowała go.
- To pa. Miłego dnia.
Wyszła z hukiem ze szkolnej łazienki, trzaskając drzwiami. Martin po raz ostatni ostro zmierzył Felixa wzrokiem i również on wyszedł z tej łazienki. Chłopak ciągle leżał na ziemi, próbując rozcierać rękami bolącą głowę. Kiedy tylko drzwi się zamknęły, zaraz z kabiny wyskoczyli Alya i Nino, podchodząc do nastolatka. Ledwo oddychał.
- Felix! - powiedziała z troską Alya. Patrzyła na niego zmartwiona - wszystko z tobą w porządku?
Chłopak spojrzał na nią i delikatnie się uśmiechnął.
- Boli mnie głowa od uderzenia, ale wszystko jest okej. Mogę wstać. Tylko podajcie mi moje kule.
Szkolni Policjanci bez chwili zwłoki założyli laski, następnie dźwignęli go do góry. Po minie Felixa można było odczytać, że odetchnął z ulgą.
- Udało się! - odsapnął - Nareszcie ktoś zobaczył, jak on traktował mnie jak i swoją rzekomą dziewczynę od początku. Nareszcie uwolnię się od tych potwornych wyrzutów!!!
- Przepraszam cię Felix. - wypaliła Alya, kierując wzrok ku podłodze - Nie wierzyłam ci od początku. Myślałam, że jesteś tylko zazdrosny o Martina. A tak naprawdę od początku manipulował mną oraz Marinette. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.
Spojrzała na niego naprawdę zawstydzona i zalękniona.
- Wybaczam ci Alya - odparł poważnie.
- Ok, co teraz robimy? - spytał niepewnie Nino.
- Nie możemy tego tak zostawić - powiedziała dziewczyna- Marinette musi się dowiedzieć, jakim gnojem jest jej chłopak. Jeżeli to będziemy przed nią ukrywać, to nie dość, że ją wykorzysta, pobawi się nią, jak mówił, to potem ją odrzuci, a ona się załamie. Nawet nie mogę sobie tego wyobrazić!
- Powiesz jej? - dopytał jej chłopak, spoglądając na nią.
- Powiem. Nie wiem jeszcze jak, ale daje słowo, że ochronię Marinette przed nim. Słowo Cesaire!
***
Czarne BMW na obrzeżach miasta wjechało do jakieś posiadłości. To byli ci sami faceci, którzy na rozkaz swojego szefa, w trakcie, gdy bohaterowie walczyli zaciekle z Mechanixem montowali rozsiewniki. Kiedy tylko wprowadzili kod, weszli na teren siedziby. Zaraz skierowali się do ośmiokątnej sali, gdzie czekał ich lider.
- I jak wam poszło? - zapytał zniecierpliwiony - W całym Paryżu rozsiewniki są porozstawiane?
- Oczywiście, całe miasto jest tym naszpikowane. - odpowiedział jeden z mężczyzn - Teraz masz pełną kontrolę nad każdym, kto może ci przeszkodzić w twojej działalności.
Mężczyzna uniósł brew i spojrzał badawczo na swoich ludzi.
- Nikt się do was nie doczepił? - zapytał, lekko marszcząc czoło.
- Nie. Większość ludzi myślało, że jesteśmy od wodociągów. Policja nas ani razu nie sprawdzała. - odparł gangus.
- Perfect! - przyklasnął ich lider, a po chwili wrzucił worek wypełniony banknotami - zasługujecie na wynagrodzenie.
Po chwili spojrzał na związanego naukowca, który montował systemy w jego tajnej kryjówce.
- A co do niego -powiedział, wskazując naukowca - odwieźcie go tam, skąd go zabraliście. Dajcie mu.... wynagrodzenie za trud.
- Tak jest szefie! - odparł gangus. Wyjął z kabura broń i przyłożył go do skroni medyka.
- Ruszaj się! Raz dwa!!
Facet w białym farturze, zlękniony jak marionetka wykonał jego polecenia i opuścił ośmiokątną salę. Mężczyzna tylko podszedł i odwrócił się w kierunku okna, przez którego wlewały się ostatnie promienie słoneczne. Stał nieruchomo, chłonąc jakby energię tego wieczoru
- Biedronko, Czarny Kocie! - przemówił sam do siebie z nutą triumfu w głosie - Myśleliście, że jesteście na szczycie. Ale dopiero teraz zaczynam prawdziwą zabawę. Każdy wasz kolejny krok, każde kolejne zwycięstwo będzie drogo okupione. A kiedy będziecie na tyle osłabieni, okażę wam swoją prawdziwą mroczną moc.
Wybuchnął złowieszczym śmiechem.
***
Pov. Marinette
- Mistrzu. Już wiesz, co mamy robić? - zapytałam go. - Milczysz od kilku minut.
On spojrzał na mnie przenikliwie, jakbym wyrwała go z jakiś wzburzonych fal morza myśli. Próbował sobie przypomnieć, o czym rozmawiał ze mną, ale nie potrafił. Wreszcie zrezygnowany odparł:
- Przepraszam cię, Marinette. Dzisiaj raczej nic z tego nie będzie. Nie jestem w stanie się skupić. Jestem przybity, a moja przeszłość ciągle mnie prześladuje.
- Dlaczego Mistrzu? Chciałabym ci pomóc, ale muszę dowiedzieć się w czym. Proszę opowiedz mi o tym błędzie.
Wang znowu się nieco zmieszał, ale wkrótce rozpoczął opowiadać swoją historię.
- Pamiętasz, jak ci opowiadałem o tym, jak uczęszczałem do akademii? Jakich poświęceń to od nas wymagało?
- Pamiętam.
- Nie byłem tam szczęśliwy. Tęskniłem za moją rodziną. Za moim bratem. Nie widziałem się z nim od 110 lat. Byłem zamknięty w świątyni i musiałem znosić wiele prób.... - przerwał znów, a jego głos zadrżał.
- Musisz to z siebie wyrzucić Mistrzu. Będzie ci lepiej. Wszystko zostaje między nami...
- Ja wiem, że nikomu nie powiesz - odparł łamliwym głosem - ale jest mi potwornie wstyd na myśl tego, co zrobiłem. Gdybym zachował jakiś rozsądek.
- Opowiedz mi o tym. Ja wiem, że chcesz zrobić to wszystko dla nas.
- To było sto lat temu. Po prawie dziewięciu latach nauki, nadszedł czas najważniejszy dla każdego ucznia. Mianowanie go na strażnika. Ale żeby dostąpić takiego zaszczytu, trzeba było przejść próbę. Akurat trafiłem na czasy, kiedy wybuchła rewolucja Xinhaxi. Chińczycy wtedy obalili dynastię Qingów. Tybetańczycy postanowili wykorzystać istniejący zamęt, aby wyzwolić swoje ziemię i próbować odzyskać niepodległość. Zaskoczeni gniewem naszego narodu, wrogowie opuścili nasze terytorium. Potem doszło do pertraktacji między Wielką Brytanią, która wtedy panowała nad tymi terenami, nami a Chińczykami. W wyniku niej pomimo, że byliśmy pod chińskim panowaniem, tak naprawdę prowadziliśmy inną politykę. Nie byliśmy ciemiężeni przez nikogo. Jednak dochodziło niekiedy do prowokacji. W 1920 r. dostałem zadanie. Miałem wejść na najwyższą wieżę i obserwować, czy czasem nie ma zagrożenia. Wiele wiosek położonych zwłaszcza blisko granicy było okradanych, rujnowanych i niszczonych. Spoczywała na mnie ogromną odpowiedzialność, a byłem sam. Miałem służbę pełnić przez 10 godzin bez przerwy, a kiedy dostrzegłbym kogoś podejrzanego, zadzwonić dzwonem. Jednak... zawiodłem zupełnie.
- Po kilku godzinach służby byłem naprawdę wyczerpany. Chciało mi się spać, ale nie mogłem poprosić o zmianę. O to chodziło w tej próbie. Miałem pokazać wytrwałość, zaangażowanie i poświęcenie. Po pewnym czasie i staniu kolejnej godziny, nawet nie poczułem, że zasnąłem. I wtedy stało się najgorsze. Chińczycy podkradli się i zaatakowali świątynię. Gdy się obudziłem usłyszałem wrzawy bitwy. Strażnicy bronili się jak mogli, ale wróg miał przewagę zarówno w liczebności, jak i uzbrojeniu. To była tragedia. Byłem sam. Chciałem ruszyć do walki, ale zatrzymał mnie jeden z strażników. Dał mi szkatułkę i powiedział mi, abym się nią opiekował jak najlepiej. Wtedy dostał strzałą po plecach.
Wang mimo, że zazwyczaj opanowywał emocję, a przynajmniej ja tak uważałam, zaczął płakać. Gdy tylko się uspokoił kontynuował:
- Zacząłem uciekać. Słyszałem wrzaski, szał bitwy, uderzanie stali z stalą. Słyszałem, jak wiele strażników wypuszczało ostatni oddech. To było straszne! Kiedy opuściłem świątynię, przy ucieczce zgubiłem Miraculum Motyla oraz starożytny Grymuar. W nim jest o wiele więcej informacji, niż w tych wszystkich notatkach, jakie znalazłem, gdy odwiedziłem tą świątynię po raz drugi. Była ona doszczętnie zrujnowana. Zabrałem wszystko co mogłem. Potem błąkałem się po świecie. Trafiłem do portu w Indiach. Stamtąd wypłynąłem brytyjskim statkiem i przybyłem do Europy.
- To straszne, co mi mówisz. - powiedziałam, słuchając tej historii.
- Kiedy dowiedziałem się, że do Luwru trafiło zaginione Miraculum poczułem nadzieję, że chociaż wypełnię wolę mojego nauczyciela. Znałem jego ciemną stronę mocy i wiedziałem, że jeżeli wpadnie w niepowołane ręce, to może grozić katastrofa. Byłem w tym muzeum. Ale już było za późno. Bandyci wtargnęli do środka, wywiązała się strzelanina. Postrzelili przewodnika, który nas oprowadzał, a następnie ukradli tą cenną biżuterię, przez co teraz cały świat oraz Paryż jest w niebezpieczeństwie. I nic z tym nie mogę zrobić.
- Dlatego wybrałeś nas - wtrąciłam - abyśmy uratowali świat.
- Tak. Obserwowałam ciebie oraz kandydata na Czarnego Kota. Oboje się zasłużyliście i wcale się nie pomyliłem. Ale co ja dla was zrobiłem? Nawet teraz musiałem celowo ciebie ściągać, abyś mi pomogła. A powinienem to był zrobić sam.
- Nie mów tak, Mistrzu! Chcę ci pomóc z własnej woli. Bo cię lubię. Poza tym, ty też nam wielokrotnie pomagałeś. To ty poradziłeś mi, jak mam naprawić swoje błędy, kiedy oskarżyłam Gabriela o bycie Władcą Ciem. Ty też w tym momencie nam pomagasz, chcąc stworzyć miksturę, która nas wzmocni.
- Wiem, ale boję się, że nie podołam. Jestem już stary i zmęczony.
- Ale się nie poddajesz. Jaki jest twój główny cel?
- Chcę doprowadzić do spokoju. Chcę, aby świat był bezpieczny.
- A ja chcę ci w tym pomóc. Choćbyśmy mieli stoczyć ogromną ilość bitew z Czarnym Kotem, nigdy się nie poddamy. I ty też nie możesz w siebie zwątpić. Rozumiem, że do ciebie będą wracać te straszne przeżycia, ale teraz osiadłeś w jednym miejscu. Wiem, że nigdy się nie poddasz i razem z nami pokonany Władcę Ciem i jego sługusów.
- Ufam w twoje słowa. Stworzymy tą miksturę, choćbyśmy mieli spędzić kilka godzin, dni, tygodni i nic nas nie powstrzyma! Żaden wróg, żadna siła, żadna zła moc!!
I wtedy wydarzyło się coś, co wprawiło mnie w naprawdę ogromne zaskoczenie. Nagle oboje zaczęliśmy się świecić. Pierwotnie nie zrozumiałam, o co chodzi, jednak gdy spojrzałam na Mistrza, wtedy mnie olśniło.
Najwidoczniej poprzez rozmowę wzbudziliśmy w sobie obojgu taką determinację, że energia jaka została uwolniona z naszych ciał stworzyła iskrę wewnętrznej motywacji. I ona naelektryzowała leżącą obok nas metalową blaszkę, przez co ta zaczęła połyskiwać.
- Udało ci się Marinette! Mamy składnik niezbędny do wszystkich mikstur. Dzięki temu, nareszcie zdobędziecie odpowiednie umiejętności, aby stawić czoła większemu złu.
Tylko się uśmiechnęłam.
- Musimy spróbować- odparł Wang z pełną satysfakcją. - Dodaj Marinette tą blaszkę do naszego wywaru.
Posłuchałam polecenia starca i wykonałam jego prośbę. Wywar był gotowy.
Tak to wszystko! Dziękuje wam za kolejny rozdział Wykluczenia. Mam nadzieję, że ten, choć krótszy od poprzednika, ale ważny bardzo fabularnie, zachęci was do dalszego czytania!
-
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro