Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

35.

Pov. Felix

- Ała! - zawyłem z bólu. 

Leżałem przez chwilę na ziemi, rozmasowując bok od uderzenia. Jeden z robotów zaatakował mnie od tyłu, przez co oberwałem naprawdę mocnym ciosem. Wokół mnie aż roiło się od przeciwników, a ja na bieżąco kręciłem koci-kijem odbijając promienie, jakie wystrzeliwały w moim kierunku.

Podniosłem się lekko z dosyć wielkim trudem. Czułem się słabo. Ledwo co się trzymałem na nogach, na których normalnie nie chodziłem. Z mojej twarzy ciekł słony pot, który powoli wlewał się do oczu. Musiałem jednak to zignorować, przynajmniej do czasu, kiedy wreszcie wyrwę się z okrążenia.

 Walka była naprawdę trudna. Zależało mi na tym, aby jak najszybciej przebić się przez linię ofensywną i podążyć za Robo-Biedrą, zanim ta odda najcenniejszą rzecz. Jednak cały czas w głowie zastanawiałem się, jak miałem ją powstrzymać przed przekazaniem swojego miraculum. Bo co z tego, że ją zatrzymam, skoro nic nie będę mógł zrobić? Przecież póki co, była posłuszną puszką i tak wykonywała rozkazy Mechanixa... 

Przestałem rozmyślać i wytarłem swoją gebę chusteczką, rozglądając się też po polu bitwy. 

Roboty znajdowały się już jakieś 15 kroków ode mnie. Powaliłem kilka sztuk w trakcie poprzedniej potyczki, ale te nie niszczyły się, ani nie uciekały, tylko uparcie biegły do przodu, aby za wszelką cenę wypełnić rozkaz. Były nieustępliwe, walczące tak naprawdę do końca. A wszystko przez te antenki.....

Musiałem sobie wszystko przeanalizować, a sytuacja była zbyt trudna. 

 Wtedy mnie olśniło. Przypomniałem sobie, jak Biedronka mówiła o tym, że Alya pokazała jej z wielkim wysiłkiem rękę w kierunku antenki, lecz nie rozumieliśmy wówczas kontekstu jej migowej wypowiedzi, ale teraz nabierało to sensu. Ona szukała pomocy i chciała przekazać mojej partnerce, że jak zniszczy to urządzenie, wówczas roboty będą mogły być istotami wolnymi. A to mogło uchronić nie tylko Paryżan, ale samą Biedronkę przed zagładą i upokorzeniem. 

Musiałem się śpieszyć. Krąg coraz bardziej się zwężał, dosłownie tak, jakbyśmy zaciskali gorset. Nie miałem chwili do stracenia. Postanowiłem spróbować zniszczyć ten jedyny środek komunikacji. 

Rzuciłem się na pierwszego robota, który zaskoczony zaczął się bronić. Reszta na bieżąco ostrzeliwała pole pociskami zamieniającymi w roboty. 

Musiałem przyznać, że mój przeciwnik był silny i bardzo sprytny, jak na dobrze zaprogramowany mózg komputerowy, lecz i tak postanowiłem sprawdzić mój plan. W tym celu szybko prześlizgnąłem się pod jego korpusem, zaszedłem od tyłu, pilnując się, aby nie oberwać pociskiem, uderzyłem go kocim-kijem, powalając na ziemię, a następnie "swoim mieczem" odciąłem wystający drut i czekałem na reakcję.  

Przez chwilę kolos się nie ruszał, aż w końcu powstał. Popatrzył się na mnie i pokiwał głową z wdzięczności. Zaczął mówić bardzo mechanicznie.

- Dz..ię...ki... za... po...mo...c -  po czym odszedł. 

Sposób Biedronki działał. Musiałem jeszcze tak obezwładnić kilku przeciwników, aby wreszcie przebić się przez linię obronną. 

Pierwsze dwa roboty straciły antenkę. Zaraz po tym fakcie przeszły na moją stronę i co ciekawe one również zaatakowały armię Mechanixa, najwyraźniej msząc się za doznane krzywdy. Zmienili front i teraz przy pomocy stalowych korpusów razem ze mną walczyli, osłaniając przed gradem pocisków. 

***

Pov. Narrator

- Biedronka nadchodzi, Władco Ciem! - rzekł wspomniany wcześniej Mechanix do Władcy Ciem. - Sama da mi przedmiot do ręki. 

- Jesteś pewny, że to nie podstęp? - zapytał podejrzliwie. 

- Nie. Jeszcze nie poznali oni wszystkich moich atutów. Ciągle za pomocą ich urządzeń mogą śledzić lokalizację, a jeżeli zawiodłaby poprzednia armia, nowa chętnie wskoczy na ich miejsce.

- Pamiętaj. Liczę na ciebie. - powiedział, po czym jak rozłączył się z super złoczyńcą, gdzieś zadzwonił. 

Oczywiście chodziło tutaj o bandytów, którzy po zamontowaniu kilku rozsiewników na wschodnich rubieżach głównego miasta Francji, przenieśli się na przedmieścia, montując co kilka kilometrów urządzenia na Bulwarach. Chciał skontrolować przebieg ich pracy. 

- Wszystko idzie zgodnie z planem, panie. Nikt nam nie zawraca niepotrzebnie dupy, bo każdy zamknięty w domach. 

- Idealnie. Jeżeli nasz złoczyńca zawiedzie, dalej będziemy mieli atut przewagi nad super ciamiajdami. Prawda, ludziku? - mówiąc to wzrok skierował na wystraszonego naukowca, który jeszcze kończył montować cały system informatyczny. 

On dla potwierdzenia pokiwał głową. 

*** 

Pov. Felix

Coraz więcej robotów udawało mi się uwolnić spod władzy Mechanixa. Co kilka sekund z przynajmniej jednego robota spadała kolejna i kolejna antenka, która ich zniewalała. Każdy stalowy olbrzym toczył walkę z pozostałą garstką, a ja wykorzystując nieuwagę, musiałem opuścić to miejsce. Zależało mi przede wszystkim na dostrzeżenie Robo-Biedry. 

Wkrótce ją zauważyłem. Ewidentnie kierowała się do szkoły College François Dupont, idąc powolnym, ale pewnym krokiem, mocno dudniącym i trzeszczącym. Bez wahania chciałem do niej podejść, ale musiałem uważać.

Na placu było nawet pusto, jak na całe miasto, które były pod kontrolą złoczyńcy. Najwidoczniej udało mi się dużą ilość robotów skupić w jednym miejscu, toteż wydawało mi się, że bez niepotrzebnych komplikacji mógłbym uwolnić Biedronkę spod kontroli potwora, a następnie razem z nią go pokonać. Gdyby wiedział jednak, jak bardzo się myliłem....

Podszedłem jak najbliżej się dało. Widziałem bowiem, jak swoimi oczami skanowała teren, najprawdopodobniej w poszukiwaniu potencjalnych wrogów. Starałem się osadzić na tyle w krzakach, aby laser mnie nie wykrył. 

Przez chwilę wirowała, tak jakby wyczuwając moją obecność, jednak finalnie jechała dalej w kierunku szkoły. Teraz musiałem wykorzystać okazję. 

***

Pov. Narrator

Mechanix ustawił sobie tron w centrum szkoły College Francois Dupont oczekując nadejścia superbohaterki, zamienionej w kupę żelastwa. Tryumfował, że udało mu się wypełnić zadanie Władcy Ciem, aby dalej utrzymać swoją moc. Niespodziewanie coś przerwało mu radość, kiedy komputerek wbudowany w jego dłoń zawibrował. Kiedy to zobaczył, natychmiast wybiegł z głównego holu.

***

Pov. Felix

Wyskoczyłem natychmiast, próbując wykorzystać efekt zaskoczenia. Chciałem szybko oraz zdecydowanie odciąć antenkę z jej głowy, aby wreszcie uwolnić ją spod kontroli dyktatora. Jednak nie wszystko poszło zgodnie z planem. Ona jakimś cudem ominęła mój wyskok, przez co zaliczyłem twarde lądowanie. Najprawdopodobniej cała była pokryta czujnikami, które wykrywały ruch, a tego nie uwzględniłem w moim planie. Nie mogłem się podnieść. Poczułem kręcenie w głowie oraz słabość. Byłem bezbronny. 

Jednak co ciekawe Robo-Biedra nie atakowała mnie. Patrzyła się na mnie pustymi oczami i zdawało mi się, że coś próbowała mi powiedzieć. Przekazać. 

Ledwo powstałem wpatrując się w nią. Widziałem te kolczyki, które trzymała w wysuniętej łapie, stanowiąc symbol upokorzenia i porażki. Pomimo, iż wyraz jej oczu był pusty, to mogłem domyślić się, co mogła czuć. 

Miałem wrażenie, że ona próbowała upewnić się, czy wszystko jest ze mną w porządku, gdyż przez chwilę mnie skanowała. A kiedy już wszystko wiedziała, dalej zaczęła się kierować w kierunku szkoły. 

- Proszę cię, nie idź! Mogę ci pomóc! - wykrzyknąłem w desperacji.

- Mu-szę. - odrzekła mechanicznie. - P an mi ka za ł. Pa na trze-ba słu-chać. 

- Nie musisz. Jesteś Biedronką, a pod maską nastolatką, która ma wiele marzeń, planów i ambicji. Nie możesz pozwolić tego zaprzepaścić!

Wahała się. 

- Nie-mo-gę! Przy-kro mi - odparła w odpowiedzi.

Nie mogłem dać za wygraną. 

- Posłuchaj mnie! Jest sposób, aby się uwolnić spod władzy tego szaleńca. Naprawdę mogę ci pomóc. Jeżeli pozbędę się antenki z twojej głowy to wówczas będziesz wolna. Potrzebuje cię. Bez ciebie nie jestem w stanie pracować. 

Znowu zaczęła się wahać, więc postanowiłem zrobić kilka kroków bliżej. 

- Proszę cię! Zrobię to szybko, jednym machnięciem i będziesz wolna! 

Nic nie odpowiedziała, ale też nie poruszyła się. Najwidoczniej jej mózg komputerowy analizował propozycję. W międzyczasie postępowałem po kilka kroków, wyjmując mój koci-kij i powiększając go. 

Niespodziewanie zauważyłem jej dziwny ruch. Zaczęła obracać głową, jakby wyczuła, że zbliża się zagrożenie. Powiem szczerze zaniepokoił mnie również ten sygnał, bo mógł oznaczać coś złego i okropnego. I okazało się, że niestety miałem rację. 

Niespodziewanie na plac walki wyskoczył Mechanix, zastawiając mi drogę do Robo-Biedry. A z krzaków wyłaniało się mnóstwo stalowych robotów, które były pod kontrolą potwora.

Spojrzał na mnie z chytrym uśmieszkiem, po czym metalicznie odrzekł. 

- Wi-dzę, że ki-ciuś wpa-dł w mo-je sid-ła! My-śla-łeś, że jej po-mo-że-sz! My-li-sz się!

- Skąd wiesz, gdzie jestem?

- Ja? Od niej. 

Palcem wskazał na Robo-Biedrę, która miałem wrażenie, pochyliła głowę z wstydu. Najprawdopodobniej musiała  przekazać informację głównemu antagoniście i to chyba wynikło nawet nie z jej woli. W każdym razie z dużym rozgoryczeniem, wymalowanym na twarzy, spojrzałem na tego potwora. 

- Te-raz! Na-re-sz-cie cię do-sta-łem! Ta głu-pia armia ro-bo-tów nie speł-niła swo-jego za-da-nia, ale ja to zro-bię! Nad-szedł twój czas. 

Byłem przygotowany do walki, przygotowując swój koci-kij. Choćbym miała być to ostatnia bitwa w moim życiu. Jednak po raz kolejny zostałem niemile zaskoczony. 

Nagle z głowy Biedronki i z jej anten zaczęły wydobywać się dziwne fale. Tak zostałem otumaniony i oszołomiony, że prawie nic nie mogłem zrobić. Byłem bezbronny. 

Poczułem ból. Mechanix wypuścił pocisk, który wbił się w moje ramię. Zastygłem, zlodowaciały i przestraszony. Wiedziałem, że już za kilka chwil stanę się kolejną metalową puszką, którą można było manipulować i kontrolować. 

Antagonista tryumfował. Ostatnim tchnieniem żywego człowieka utkwiłem wzrok w moim wrogu, po czym poczułem, jak obrastałem w metal i stal. Z mojej głowy wyrosły antenki. Poczułem, że coś zablokowało mi umysł. Nie potrafiłem samodzielnie myśleć. Jedynie tą utopię antagonisty. 

Wkrótce cały proces się zakończył. Teraz byłem jak oni wszyscy. Zniewolony i czekający na rozkazy Mechanixa. 

- Robo-Kocie! Robo-Biedro! Podejdźcie do mnie i mi się pokłońcie! A następnie oddajcie moje Miracula. 

***

Pov. Narrator

Władca Ciem naprawdę się cieszył. Tym razem jego najgorsi wrogowie polegli. Obaj zostali zamienieni w metalowe puszki i nic nie mogli zrobić. I to tylko dzięki rozsiewnikowi, który na tyle wzmocnił negatywne emocje, że wybuchły niczym wulkan, doprowadzając do katastrofy. 

Tym razem Pan Motylków zdał sobie sprawę z faktu, że dysponuje bardzo potężnym arsenałem. Skoro jeden rozsiewnik wyrządził tyle szkód, to co dopiero będzie, jak zostanie nimi pokryte całe miasto, a co następowało stopniowo, gdyż dalej jego ludzie nieustannie montowali kolejne systemy, niepokojeni przez nikogo. 

- 1:0 Biedronko! - szepnął złośliwie.

***

Roboty zmierzały w kierunku stojącego Mechanixa, który tylko z pogardą patrzył na nich. Czerwona stonka, co trzyma Miraculum w swojej dłoni i Czarnego osła, który również trzymał swoje Miraculum. Byli coraz bliżej, a sytuacja stawała się coraz bardziej patowa dla naszych bohaterów. 

Jednak nagle niespodziewanie Robo-Kot i Robo-Biedra stanęli i ich antenki wirowały, skanując przestrzeń. 

- Co się dzieje? - zdziwił się Mechanix - Macie do mnie podejść!

Oboje się nie poruszyli. Nagle z rogu poleciało coś świstającego i zanim główny sprawca się zorientował, wirujące śmigło odcięło antenkę Robo-Kota, a następnie Robo-Biedry. 

- Nieeeeeee!!! - wrzasnął.

***

Pov. Felix

Niespodziewanie poczułem, że zaczynam odzyskiwać kontrolę nad sobą i chyba nie tylko ja, bo moja partnerka również jakby się ocknęła. Byłem zdziwiony i zdezorientowany, gdyż nie wiedziałem od kogo otrzymałem pomoc. Jednak wkrótce wszystko się stało jasne.

To były roboty, które przeszły na dobrą stronę mocy i nad którymi Mechanix nie miał kontroli. Ustawili się w szyku bojowym. Wśród nich rozpoznałem Alyę-robota oraz kilku uczniów z klasy, których w trakcie walki pokonywałem. Najwidoczniej musieli wykryć, że coś ze mną jest nie tak, stąd ta nagła pomoc z ich strony. 

- Ucie-ka-jcie! - krzyknął robot dowodzący grupą szturmową - My się ni-mi zaj-mie-my! 

- Po-mo-że-my wam! - odpowiedziałem na to. 

Zauważyłem również, co wywołało u mnie radość, że również i Robo-Biedra, stanęła w jednym szyku. Zresztą doceniłem fakt, że chwilkę byłem robotem, bo oprócz super-mocy, dostałem również kilka zaawansowanych czujników, laserów i innych mechanizmów, które bez problemów mogłem wykorzystać!

Mechanix rzucił się na nas. Rozpętała się prawdziwa walka. Słyszałem jego przeraźliwe: SOS! SOS! Jako robot odbierałem te sygnały, ale wiedziałem, że tym razem to koniec. 

Nawet posiłki, które przybyły zaraz potraciły wszelkie antenki. Po prostu roboty z grupy szturmowej pilnowali każdego dojścia do nas, aby nam nikt nie mógł przeszkodzić. 

Po chwili szamotaniny wreszcie dostrzegliśmy miejsce, gdzie zalęgła się akuma. Była w wbudowanym w jego rękę prawdopodobnie routerze, który zniszczyłem moim kotaklizmem. Z wnętrza wyleciała czarna jak noc akuma, która wyglądała tak obleśne i paskudnie, że jeszcze nigdy w życiu czegoś takiego nie widziałem. 

Jeszcze głosem metalicznym Biedronka wypowiedziała magiczną formułkę,  która rozpoczęła całe naprawy Paryża po naprawdę ogromnych zniszczeniach. 

***

Pov. Władca Ciem

- Może i wygraliście bitwę z pomocą głupich przyjaciół, ale przegracie wojnę! Teraz dysponuję taką potęgą, której nie będziecie się w stanie oprzeć. Wymęczę was, zniszczę was, a kiedy będziecie osłabieni, nie znacie dnia i godziny, kiedy uczynię was swoimi sługami! A wasze Miracula będą moje! 

Szyba się zamknęła.

Pov. Felix

Staliśmy na dachu szkoły, patrząc na dokonywane w niej porządki po ataku stwora. Moc "Niezwykłej Biedronki" co prawda naprawiła wszystkie zniszczenia, lecz niektóry bałagan nie powstał z winy złoczyńcy i jego pachołków, ale innych okoliczności, jak na przykład panika młodzieży. 

Woźne pracowały, podnosząc przewrócone kosze oraz zbierając śmieci.  Sytuacja była stabilna, lecz pomimo tego mieliśmy powody do niepokoju.

Po bardzo długim czasie do walki z nami stanął bardzo ciężki superzłoczyńca, jakiego dawno nie widzieliśmy. Miał bardzo dobry plan, który mógł wypalić, a przez to, że był prawie nieosiągalny, ciężko było go pokonać. Była tylko jedna słabość w postaci właśnie tych antenek, której nie odkrylibyśmy, dzięki Alyi. Postanowiliśmy się zatem naradzić. 

- Czarny Kocie- zaczęła nieśmiało, chyba obawiając się, że znowu może dojść do kłótni - dobrze wiem, że między nami nie jest wesoło. Ja naprawdę chcę zrobić wszystko, aby nasze relacje wróciły do normalnych. Zwłaszcza, że superzłoczyńca naprawdę jest potężny i dzięki twojej odwadze nie udałoby się go pokonać. 

Chrząknąłem tylko na potwierdzenie jej teorii.

- Dzisiaj mam spotkać się z pewną osobą, która podarowała nam nasze Miracula. Dzięki niej być może wreszcie dogonimy, albo nawet wyprzedzimy następny ruch Władcy Ciem, a do tego potrzebuje jedności. Wybaczysz mi? 

Spojrzałem na nią. W jej oczach malowały się te dawne iskry, jakie widziałem, kiedy mnie ratowała z opresji w trakcie pierwszej misji (czyt. 7 rozdział). Już być może nie czułem tego samego, co na początku, ale mimo wszystko nie byłem w stanie się już na nią gniewać. Co się stało, to się nie odstanie, a mleko się wylało. 

Przytuliłem ją w odpowiedzi. Na swoich barkach poczułem spływające słone łzy wzruszenia. Jeszcze chwilę tak staliśmy, aż przerwał to niespodziewany dźwięk jej miraculum po użyciu swojej mocy. 

- Muszę już iść Czarny Kocie! Hej!

- Do następnej akcji, Kropeczko! - odpowiedziałem. 

Ona odleciała w kierunku południowym, a ja wiedziałem, że dla mnie to nie koniec wyzwań. Ciągle mnie czekała najtrudniejsza misja do wykonania....

***

Pov. Marinette

- Tikki, chowaj kropki! - powiedziałam do siebie, kiedy byłam już bezpiecznie ukryta w toalecie. 

Z mojego Miraculum wyleciało wygłodniałe stworzonko, które zaraz rzuciło się na jedzenie. Spoglądnęłam na zegarek i zobaczyłam dobiegającą godzinę 13:40. Było już po zajęciach szkolnych, a byłam umówiona z Mistrzem, że mu pomogę przy ziołach, toteż bez chwili wahań wyszłam z toalety, nakazując Tikki ukryć się w mojej torebce. 

Wiedziałam, że miałam mieć o tej godzinie zajęcia dodatkowe, ale obowiązki moje jako superbohaterki były ważniejsze dla dobra wszystkich mieszkańców, jak i całej Francji. Dlatego postanowiłam poświęcić tą ulubioną dodatkową godzinę, żeby pomóc Mistrzowi. 

Zwolniłam się z dalszych zajęć pod pretekstem boleści brzucha. Nauczyciel zrozumiał mnie i puścił mnie wolno do domu. Jednak kiedy już wychodziłam, usłyszałam za sobą głos wołający mnie:

- Marinette, gdzie idziesz? 

Odwróciłam się. To był mój ukochany, Martin, który miał tak słodki głos, rozpływający się w moich uszach. 

- Przepraszam cię Martin, ale muszę niestety wyjść wcześniej. To sprawa życia i śmierci. 

- O co chodzi? Mogę ci pomóc. 

Miałam ogromną ochotę powiedzieć mu prawdę, ale niestety nie mogłam, toteż wyminęłam się jakimś tanim chwytem, który podchwycił, choć nie do końca chciał odpuścić temat. 

- Strasznie boli mnie brzuch. Muszę się położyć. 

- Mogę ci towarzyszyć. Naprawdę...

- Dziękuje skarbie, ale poradzę sobie sama. Wiem, że się o mnie martwisz, ale naprawdę nie musisz. Jak ktoś mnie napadnie, to przerobię go na pachnącą bagietkę, dobrze o tym wiem. 

Chłopak roześmiał się. Pocałowaliśmy się, po czym skierowałam się ku bulwarom Sekwany. 

Panowała cisza i spokój, gdzieniegdzie mogłam usłyszeć szum ptaków, ale ćwierkanie dobiegało z dosyć dalekiej odległości. Spotkałam również facetów, którzy przedstawili mi się, jako pracownicy zakładu oczyszczania miasta. Zachowywali się moim zdaniem dość dziwnie, chodząc po krzakach, lecz teraz czekało mnie inne zadanie. Pomoc Mistrzowi Fu.

***

Pov. Felix

Wraz z Alyą obserwowaliśmy Martina, który żegnał się z Marinette z ukrycia. Byliśmy bardzo cicho, tak, aby nastolatek nas nie zauważył, czających się na niego. Serce biło mi jak oszalałe, gdyż bardzo nie chciałem, aby cała akcja została spalona na panewce, jednak czułem też pewne podniecenie i mocny zastrzyk adrenaliny.

Gdy tylko dziewczyna zniknęła za rogiem, Martin ruszył w kierunku biegnącego naprzeciwlegle korytarza i wyciągnął telefon. Akurat zadzwonił dzwonek informujący o tym, że rozpoczęły się kolejne lekcje dla innych klas. Gdy tylko ucichł, korytarz opustoszał.

Dołączył do nas również Nino, który zakończył dyżur. Wspólnie wzrokiem śledziliśmy chłopaka, który coś mówił do słuchawki. Z daleka nie było tego słychać, lecz na pewno nie była to Marinette. W każdym razie kimkolwiek ta osoba była, naprawdę mocno rozbawiła Martina.

Chciałem podkraść się bliżej, ale powstrzymał mnie Nino.

- Stary, ja to zrobię. On cię usłyszy. Nie możemy ryzykować, że zostaniesz zdemaskowany.

- Racja. - potwierdziłem – Idź.

Niczym przystało na prawdziwego detektywa chłopak podkradł się w jego kierunku. Był od niego dosłownie kilka metrów. Ukrył się za rogiem wielkiego filara, idącego z posadzki do dachu. Stąd, według jego słów, było o wiele lepiej słyszeć treść rozmowy.

Obserwowaliśmy go z daleka, jak przysłuchiwał się tej „tajnej" konwersacji. Musiałem przyznać, że był naprawdę doświadczony w tego typu sprawach, bo nie zwracał na siebie uwagi otoczenia, wykorzystał wszystkie praktyki, jakie widziałem głównie w filmach. Wpadło mi w sumie do głowy, że w przyszłości na pewno będą godną parą detektywistyczną, rozwiązując najbardziej zawiłe zagadki kryminalne.

Tak się zamyśliłem, że nie zauważyłem, jak nastolatek zaczął do nas wracać z skwaszoną miną, jakby ktoś zmusił go do zjedzenia kilograma naprawdę gorzkich cytryn. Byłem naprawdę zaciekawiony, co usłyszał chłopak, toteż zaraz zadałem pytanie.

On popatrzył na nas jeszcze pełen goryczy, po czym odpowiedział:

- Wszędzie mogłem rozpoznać ten głos. To była Lila Rossi.

- Co takiego? - szepnęła Alya – ta „amoro diaviolo", jak o niej mówią? Pamiętam do dzisiaj, jak jeden chłopak się przez nią zawiódł i omal nie zniszczył miłości na świecie. (rozdział 24).

- Nie mam żadnych wątpliwości. - odparł poważnie – Tak mu słodko szczebiotała przez słuchawkę.

- A skąd masz pewność, że to była ona? Jak w ogóle ją mogłeś słyszeć? - zapytała partnerka podejrzliwie.

- Chłopak rozmawiał z nią na głośnomówiącym. Być może uznał, że nikt nie usłyszy jego rozmowy.

- W każdym razie co powiedziała?

- Umówiła się z nim w łazience. 

- Tak po prostu? - zapytała dziewczyna - wiesz, że trudno jest w to uwierzyć? 

- Wiem Alya, ale musisz mi zaufać. Naprawdę nie chcę ciebie okłamywać. 

- Za ile mają się spotkać?

- Za jakieś 45 minut. Wtedy Lila kończy dodatkowe zajęcia z języka francuskiego.

- Ok. Przygotujemy się. - odparła Alya. 

***

Pov. Marinette

To miejsce chyba zawsze mnie będzie zaskakiwać. Pomimo tego, iż byłam tuż już kilka razy od momentu, gdy dowiedziałam się, kto przekazał mi Miraculum, to jednak ciągle ten fakt, że tutaj ukrywa się staruszek wyglądający jak szaman z jakieś starożytnej mitologii mnie fascynował. Musiałam się jednak opanować, gdyż czekała mnie dosyć trudna misja, która jednak w obliczu nowych zagrożeń musiała się powieść. 

Zapukałam. Po chwili czekania, otworzył mi właśnie Mistrz Fu. Staruszek,  pomimo swojego długiego wieku, ciągle zachowywał się pogodnie i miło uśmiechnął się do mnie. 

- Miło ciebie znów widzieć Marinette. Zapraszam do środka.

Oczywiście skorzystałam z zaproszenia starca i weszłam do budynku. Ten klimat orientalny mocno we mnie uderzył, w końcu połowicznie wywodziłam się z tamtych regionów. Jednak tym razem samo pomieszczenie wyglądało inaczej. 

Było dosyć sporo bałaganu, pełno porozrzucanych różnych składników alchemicznych, zapełniony cały kosz na śmieci z wielką ilością rękopisów. Wyglądało to tak, jakby Mistrz nie przesypiał dni i nocy, pracując na recepturą, która mogła odmienić nasz los. 

- Cieszę się, że przyszłaś - odrzekł zrezygnowany - Próbowałem dosłownie wszystkiego. Różne mieszanki, połączenia. Różne składniki. Niestety nic z tego nie wyszło. 

Zrobiło mi się go żal i współczułam mu. Był już człowiekiem podeszłym w latach, toteż ta funkcja jeszcze bardziej go wykańczała zarówno fizycznie, jak i psychicznie. 

- Wiem, że Władca Ciem urósł w siłę - kontynuował- Śledziłem waszą walkę z Mechanixem. Niemalże nastolatek was pokonał i tylko dzięki dobroci i determinacji Czarnego Kota udało się wam go pokonać. Gdyby wtedy nie uratował robotów, cały świat najprawdopodobniej zostałby zrównany z ziemią. 

- Dlaczego tak sądzisz? - zapytałam. 

- Miracula, jakie posiadacie, po połączeniu mogą uruchomić moc absolutną, która daje możliwość spełnienia każdego pragnienia. Ale każde pragnienie ma swoją cenę. Jeżeli on zarządałby, aby był bogaty, ktoś inny musiałby zostać biednym. Gdyby zażądał życia jakieś osoby, innej osobie mógłby je odebrać. Świat musi zachować równowagę. 

- I dlatego nie chcesz, aby on posiadł tą moc?

- Tak. Dlatego chcę poprosić cię o pomoc. Nowe moce się wam na pewno przydadzą, bo dzięki temu też zaczniecie progresować. Nie możemy stać z rozwojem waszych umiejętności, póki jeszcze nie jest na to za późno. W innym przypadku przegracie z coraz potężniejszymi przeciwnikami. 

- Rozumiem powagę tej misji Mistrzu. Bierzemy się do pracy. 

Wang z zrozumieniem pokiwał głową w moją stronę, po czym usiedliśmy do stanowiska pracy i zaczęliśmy wertować po rekrutacji.

*** 

Pov. Narrator

40 minut później...

Na szkolnych korytarzach panowała cisza. Duża ilość uczniów już zakończyła zajęcia. Zostali już tylko nieliczni w tym nasi policjanci szkolni Alya i Nino, którzy szykowali się do prowokacji. Zostało już bowiem tylko pięć minut do tajemniczego spotkania w szkolnej łazience, a musieli się ukryć tak, aby uniknąć dekonspiracji. Wykorzystali w tym celu "nieczynne" toalety, które oblepili stosowną informacją za zgodą komendantki. Nie wiedzieli, co się wydarzy. Nawet Nino nie był w 100% pewny, ale wierzył przyjacielowi. A skoro Martin tak bezczelnie okłamywał dziewczynę i na dodatek znęcał się w ten sposób na Felixie, musiał ponieść tego konsekwencje. 

Nasi bohaterowie czuli się wyjątkowo. Po raz pierwszy bowiem brali udział w takiej akcji, gdzie kogoś szpiegują i obserwują. Do tej pory dyżurowali korytarze, rozwiązywali wiele absurdalnych spraw, ale nigdy nie czuli takiego skoku adrenaliny, jak zresztą teraz. Zamknęli drzwi do toalety i teraz pozostało im tylko czekać na rozwój wydarzeń. 

***

 Pov. Marinette

Kolejne minuty upływały, a ciągle nie mogłam znaleźć rozwiązania. Nasza akcja zaczęła się komplikować, a czas nieubłaganie mijał. Mimo prób, które podjęliśmy z Mistrzem Fu, mikstura nadal nie była gotowa. Rozważaliśmy różne kombinacje składników, ale żadna z nich nie wydawała się działać. Byłam coraz bardziej zirytowana, bo już trochę czasu minęło, a ciągle nie udało się nam dojść do konsensusu. Coraz bardziej też rozumiałam Mistrza, bo rzeczywiście rozwiązanie tej zagadki wcale nie było takie łatwe.

To nie może się tak skończyć - mruknęłam do siebie pod nosem, patrząc na zegarek. 

Mistrz Fu spojrzał na mnie z niepokojem w oczach. Chyba chciał coś powiedzieć, ale zawstydził się. Wzięłam głęboki oddech i spróbowałam się skupić. Musieliśmy znaleźć rozwiązanie. Tikki, która nadal czekała w mojej torebce, wydawała się coraz bardziej zaniepokojona.

 Przeszukałam zakurzone księgi i rękopisy ponownie, starając się odnaleźć wskazówkę. Pierwotnie nic nie wskazywało na to, abyśmy coś odnaleźli, ale na szczęście opłacało się to zrobić. 

W jednej z pamiętników byłego strażnika, zapisanego trudnym do rozszyfrowania mnie językiem, znalazłam jakiś ukryty zwój w tajnej skrytce, która z pośpiechu i roztargnienia nie przejrzeliśmy dokładnie. 

-Mam coś! - zawołałam, wyciągając  zakurzony fragment strony.

- Jak widać, nawet ja, nie znam wszystkich sekretów. Dobra robota, Marinette. Pokaż ten zwój.

Podałam mu świstek papieru, a on wziął swoje okulary i zaczął czytać. 

***

Pov. Felix

Chodziłem po korytarzu, jak gdyby nic, przyglądając się pustym salom. Udawałem pozory, że wszystko jest tak jak powinno być, dyskretnie rozglądałem się, czy aby Martin z swoją bandą przygłupów nie kręcili się w okolicy. Szczerze, byłem zestresowany. W końcu wystarczył jeden błąd, aby cała akcja spaliła się na panewce. Musiałem wyglądać wiarygodnie i grać niczym zawodowy aktor w owej grze. Myślami wróciłem do sytuacji, jaka wydarzyła się jeszcze kilka godzin temu, kiedy jako Czarny Kot walczyłem z Mechanixem. I pomyśleć, że wtedy poziom adrenaliny nie wskoczył aż tak wysoko, jak w tym momencie. 

Moje rozważania przerwały kroki. Moi oprawcy zbliżali się. Wziąłem głęboki oddech. 

- O! Popatrzcie, kto tam stoi. Czyżby nie był to pan Kałamaga?

Zacząłem udawać przerażonego i odpowiedziałem:

- Odczepcie się!

- Oooo.... Nasz Kałamaga chcę się nam postawić. Jakie to jest żałosne - powiedział jeden z oprychów.

Ledwo powstrzymywałem się od jakieś głębszej reakcji, choć pewnie wyglądałaby autentycznie.

- Dajcie mi spokój! - postanowiłem sprowokować ich jeszcze bardziej. Musiałem doprowadzić do jakiś działań z ich strony. Widocznie mi się udało....

- Taki jesteś do przodu? Może łomot w łazience cię czegoś nauczy? Chłopaki. Bierzcie go. - odpowiedział.

Jak na trzy, cztery, wszyscy rzucili się na mnie. Szybko mnie przewrócili, ale tym razem wiedziałem, że poświęcam się w dobrym celu. Zdemaskowania wreszcie raz na zawsze prawdziwej twarzy tego potwora.

Złapali mnie pod ramię i zaczęli ciągnąć....

Witajcie kochani! Pierwotnie ten rozdział miał być naprawdę długi wraz z rozwiązaniem akcji, ale przez to, że już przekroczyliśmy barierę 4000 tysięcy słów, co chyba czyni go najdłuższym rozdziałem, postanowiłem go podzielić. Ciąg dalszy nastąpi, miejmy nadzieję, po niedługim czasie....

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro