Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

31.

Pov. Felix

- Ty chyba nie mówisz poważnie? - zdziwił się Nino, patrząc na mnie jak na wariata.

 Nie dziwiłem mu się, ja też przecież nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Do dzisiaj pamiętam ten szum w głowie, kiedy patrzyłem na TO. (chyba domyślacie się, o co chodzi)

- Niestety nie żartuje, Nino - odrzekłem - to było wtedy, kiedy byłem na tej imprezie mikołajkowej. 

- Na tej sprzed trzech miesięcy? 

- Tak. Marinette musiała wcześniej wyjść. Pamiętam, że tego dnia Martin się tak dziwnie cieszył, nie wiedziałem jednak z czego. Potem.... zauważyłem, że zniknął. 

- I co się stało? - dopytał mnie nastolatek. 

- Myślałem na początku, że być może wyszedł się przewietrzyć. Nie chciałem tracić na to głowy, więc wróciłem się z wami bawić. Tak właściwie, chciałem przestać go wreszcie podejrzewać o wszystko. Myślałem, że pod wpływem dobra, jaką dawała mu ta dziewczyna, wreszcie się zmieni. Pomyliłem się.....

- Jak ich nakryłeś? 

- Boję się.....

- Nie musisz się ich bać... Masz mnie od tego - rzekł poufale Nino. 

- Hehehe - odpowiedziałem nerwowo. Uspokoiłem się i postanowiłem mówić.

- W trakcie imprezy poczułem, że muszę skorzystać z toalety. Właśnie miałem do niej wchodzić, kiedy usłyszałem stłumione odgłosy i jęki. Nie wiedziałem, co mam robić. Chciałem dyskretnie sprawdzić, co się stało. I wtedy zobaczyłem Martina i tą podłą jędzę.  

- Mówisz o Lili?

- Tak. O niej mówię. - odparłem i kontynuowałem - Ona jest zupełnie inna od Marinette. Wredna, zarozumiała, fałszywa i tak kłamliwa, że aż włos na głowie się jeży. Normalnie zamarłem, patrząc na to, jakim był idiotą. Chciałem stamtąd uciec, ale oni musieli mnie usłyszeć, bo dobiegł za mną krzyk wołający mnie. Ukryłem się w kantorku, a on wściekły niczym doberman szukał mnie po pomieszczeniach. 

- To straszne!

- Ale to nie koniec - dodałem - Martin jakimś cudem dowiedział się, że to ja ich nakryłem. Napadł mnie wraz ze swoją bandą  pod szkołą. Powalili mnie na ziemię, stłukli komórkę. Nie miałem sił wzywać pomocy. On..... wyjął nóż i mi przystawić klingę do szyi. 

- Że co!? - burknął zezłoszczony. 

- Nie wiem, co by dalej ze mną było - rozpłakałem się- ale wtedy przyjechał mój ojciec. Oni uciekli, jednak nie przestali mnie dręczyć. Raz jego kumple siłą zaciągnęli mnie do łazienki, abym mógł popatrzeć, jak Martin po raz kolejny zdradził Marinette - zaniosłem się naprawdę ogromnym szlochem. Wziąłem oddech, patrząc na spokojny wyraz twarzy Nina. 

- Doskonale wiedzą o tym, że mam naprawdę wrażliwe sumienie. Chcieli mnie wykończyć psychicznie i szantażowali, że jak pisnę choćby słówko komukolwiek to mnie zabiją.

- Zgłaszałeś to policji? - zapytał mnie mój przyjaciel.

- Tak. Byłem na komendzie. Następnego dnia przecież tuż po imprezie była policja i pytała o monitoring. Było tak ciemno, że kamery niczego nie nagrały i totalny brak jakichkolwiek świadków. Po dwóch miesiącach dostałem pismo, że sprawa została umorzona z powodu braku jakichkolwiek dowodów. 

- Nie może tak być! 

- Posłuchaj mnie- odrzekłem- Dla mnie to pal licho, że mnie gnębi. Najbardziej żal mi jest Marinette, bo ona ciągle jest w niego wpatrzona jak w obrazek i nawet nie wie, co on wyprawia, kiedy jej nie ma. Boli mnie serce, widząc jak ona jest szczęśliwa, nie zdając sobie sprawy z tego co robi. I nie mówię ci tego, dlatego, że chcę zniszczyć jej szczęście. Nie mam zamiaru odbijać Martinowi jego dziewczyny pod pretekstem tego, że zdradził ukochaną. I tak jestem nikim i w niczym nie mogę jej zaimponować.

- Nie mów tak o sobie! - zaprotestował mój najlepszy przyjaciel.

- Nino. Powiedz mi, co ja mam w sobie, czym mógłbym nie wiem się jej spodobać? Wózek, moja figura? Może wygląd?

- Serce. Ciepłe i troskliwe serce. - odparł. 

Szczerze, teraz mnie zaskoczył. Ja jednakże wolałem nie wracać do tego tematu, bo zacząłem czuć się niezręcznie.

- Posłuchaj Felix- zaczął chłopak - Powinienem porozmawiać o tym z Alyą. Ona zna Marinette, jest w końcu jej najlepszą przyjaciółką.

- Alya mnie chyba nie lubi- odparłem cicho.

- Bzdury opowiadasz! Ona bardzo cię polubiła i często mówi o tobie naprawdę dobrze. Gdybym jej powiedział....

- Przecież nikt nam nie uwierzy! - powiedziałem - Pamiętasz, jak mój tata poszedł do dyrektora zgłosić fakt zniszczenia mi kurtki? Następnego dnia okazało się, że tylko ja wchodziłem do szatni i z ofiary zrobili ze mnie przestępcę, który chciał wrobić poczciwego Martina. Sam dyrektor do mnie to powiedział. 

- Racja. Zresztą Alya też uważa, że Martin jest bez żadnej skazy. Jakbym jej powiedział to....

- Ręka, noga i mózg na ścianie - dodałem żartobliwie. 

Zaśmialiśmy się. Nareszcie po tak długim okresie doła, poczułem się znacznie lepiej, tak jak kiedyś. Choć dalej się bałem tego nastolatka, to jednak ewidentnie poczułem, jak coś ciężkiego spada mi z serca.

***

Następnego dnia, a była to niedziela, wstałem energicznie, jak jeszcze nigdy dotąd. Tym razem noc przebiegła spokojnie, bez żadnych akumanizacji, toteż nie musiałem bawić się w Czarnego Kota, po którym mocno bolały mnie wszystkie mięśnie. 

Do mojego pokoiku na piętrze przez odsłonięte żaluzje okienne wpadały pierwsze promienie słoneczne od tak dawna. Według prognoz pomału miała nadchodzić odwilż po dosyć srogiej zimie.

To była idealna okazja na wspólne wyjście rodzinne. Tak, dobrze się domyślacie, dlaczego tak się cieszyłem.

Tata po raz pierwszy od tak dawna planował zabrać mnie i jego nową dziewczynę Margaretkę na miasto. Mieliśmy pójść do kina na pewien bardzo ciekawy, familijny film, jaki chcieliśmy oglądnąć od dawna. Zaraz po seansie, chcieliśmy zjeść obiad i jeszcze pospacerować po tym wspaniałym mieście, jakim był Paryż. Chciałem także odwiedzić grób mojej mamy, Emily. Dzień zapowiadał się bardzo ciekawie.

Poza tym przydało mi się wreszcie ta odskocznia od tym zamartwianiem się Martinem, czy myśleniu o zdradzie Marinette.  Z uśmiechem na twarzy, zacząłem się ubierać na tyle, jak byłem w stanie. 

Nawet Plagg zauważył, że wyjątkowo jestem w bardzo dobrym nastroju, niż w jakim zastawał mnie dotychczas. 

- Co tam będziesz dzisiaj ciekawego porabiać? - zapytał mnie.

- Aaaa.. Pospędzamy pewnie trochę czas. Muszę wreszcie odpocząć. 

- Ok. Tylko pamiętasz, co masz zrobić, jak pojawi się antagonista.

- Tak, pamiętam. Być dyspozycyjny. Nie przypominaj mi!- zmierzyłem go ostro wzrokiem, po czym gestem dałem mu znać, aby schował się w mojej kieszeni.

***

Pov. Marinette

Dzisiejsza noc była dla mnie bardzo szalona. Nie do końca mogłam spać, a kiedy wstałam z hotelowego łóżka, poczułam bardzo silny ból głowy, przez który musiałam napić się kilka łyków świeżej, lecz zimnej wody. 

Wczorajsze wesele naprawdę było wspaniałe, tylko szkoda, że potem przemieniło się w taką libację. 

Dzisiaj mieliśmy wracać się do Paryża, bo w końcu jutro normalnie miałam pójść na zajęcia szkolne. Jednak to wcale nie oznaczało, że wracałam do rutyny. Martin zaproponował mi bowiem rajd po najważniejszych dla mnie punktach. Było to bardzo miłe z jego strony, więc się zgodziłam, zwłaszcza, że żadnych prac pisemnych, czy zadań domowych nie było zapowiedzianych. 

Zjedliśmy śniadanie wraz z państwem młodych, po czym wsiedliśmy w limuzynę i ruszyliśmy w kierunku stolicy. Na autostradzie A6 panował strasznie duży ruch, przez co niezbyt szybko się jechało. W każdym razie mega przyjemnie. 

Mój chłopak uśmiechnął się do mnie i wtulił. Ja odwzajemniłam jego uścisk. 

***

Pov. Narrator

Tymczasem u Mistrza Fu od samego dnia trwała ciężka praca. Jak dla każdego Francuza, niedziela była dniem odpoczynku, tak nie dotyczyło to jego. Od samego rana szukał sposobu na wywarzenie odpowiedniego eliksiru, dzięki któremu, bohaterowie mogli zwiększyć swoje moce, a tym samym szanse na wygraną. 

Część składników udało się mu zdobyć, gdyż na szczęście sklepy zielarskie oferowały potrzebny asortyment, jednakże teraz większą filozofią było to wszystko odpowiednio połączyć. 

Wang nie robił tego od bardzo dawna. Praktycznie po raz pierwszy, gdyż musiał polegać na częściowej wiedzy, jaką posiadał jeszcze za czasów, kiedy uczył się w Zakonie Strażników na Tybecie. 

Kiedy dodawał składniki, co jakiś czas płyn w kotle zmieniał swoją barwę. Staruszek cicho nucił swoją ulubioną melodyjkę. 

Na koniec wszystko wymieszał i uznał, że pora przeprowadzić kilka testów. 

- Wayzz!- krzyknął do swojego kwami - potrzebuję, żebyś sprawdził, czy ta mikstura będzie działać.

- Oczywiście Mistrzu. 

Kwami Miraculum Żółwia przyleciało do staruszka, a on podał mu łyżkę dziwnej cieczy. Stworzonko nieco pomlaskało. 

- I jak smakuje? 

- Smak jest bardzo podobny do tego sprzed wielu lat. Wydaje mi się, że się udało.

- Wayzz, rośnij w moc! - krzyknął Wang. 

Niestety próba zakończyła się niepowodzeniem. Nie było żadnego efektu, a kwami ciągle bezwładnie latało.

Za to efektów doczekał się Władca Ciem. W tajnym laboratorium w Edynburgu po kilku miesiącach ciężkiej pracy udało się zakończyć projekt konstrukcji tzw. rozsiewników, które jak sama nazwa mówi, miały wzmacniać negatywne uczucia, ewentualnie je wywoływać, kiedy potencjalna ofiara znajdowała się w pobliżu. Właśnie przechodziła ona ostatnie testy, po czym można było wysłać ją do Paryża. Kiedy tylko dowiedział się o tym nasz główny antagonista, cicho się zaśmiał. 


***

Pov. Marinette

Dotarliśmy na miejsce. Po prawie półtoragodzinnej podróży, byliśmy w okolicach Pól Marsowych. Tutaj postanowiliśmy wysiąść. Martin dał znać swojemu ojcu oraz ochroniarzowi, że wrócimy pod wieczór. Skinęli głową, po czym otworzyliśmy ciężkie drzwi. 

Od razu oślepił mnie blask promieni słonecznych i uderzenie świeżego, jeszcze chłodnego powietrza. 

Czarna limuzyna odjechała, a on chwycił mnie za dłoń i ruszyliśmy na miasto, nieco pospacerować i porozmawiać. 

- Marinette- zagadnął mnie w pewnym momencie.

- Co Martin? - zapytałam.

- Chciałem cię przeprosić. Wczoraj tak głupio wyszło z tą moją propozycją....

- Ja się nie gniewam, skarbie. - odpowiedziałam. - Nie jestem jeszcze gotowa.

- Z powodu kompleksów? Ta jędza zwana Chloe ciągle cię tak poniża?

Szczerze zdębiałam. Ten nastolatek umiał czytać mi w myślach.

- Po części - wstydliwie przyznałam. - Często mi mówi, że jestem mało atrakcyjna.

- To nieprawda! - zaprotestował mój chłopak - jesteś naprawdę piękną kobietą, Marinette. Nie tylko zewnętrznie, ale także wewnętrznie. Przecież nie zakochałbym się dla jaj, co nie? 

Zawstydził mnie. Chyba musiałam spalić wielkiego buraka, co wywołało u niego taki serdeczny śmiech. 

- Może zmieńmy temat - zaproponowałam, po czym od razu się zgodził. 

- Jak ci się podobało na weselu? - zadał pytanie.

- Było naprawdę ok. Bardzo piękna uroczystość i wystawne wesele. Świetnie się bawiłam. A kiedy wywołałeś mnie z tej sceny, to byłam wniebowzięta. 

- Cieszy mnie to. To wszystko z miłości. Dla ciebie wszystko, moja królowo. 

Wtuliłam się do niego i ruszyliśmy dalej na spacer po tym jednakże wyjątkowym mieście.

***

Pov. Felix

Wszystko układało się tak fajnie! Wraz z moją rodziną byłem na wspaniałym filmie, jakim okazał się "Tajemniczy Ogród", który pragnąłem obejrzeć od momentu pokazania jego zwiastunu. 

Bardzo kochałem klimaty okresów powojennych, a w połączeniu ze światem fantasy i odrobiną komedii, to arcydzieło kinowe mogłem uznać za najlepszą produkcję jaką widziałem. Doceniałem również odpowiednie efekty wizualne oraz sam scenariusz. Bardzo w głowie zapadły mi momenty związane z odkrywaniem kolejnych tajemnic przez pewną dziewczynkę Mary, wraz z miejscowym chłopcem, który również był osobą niepełnosprawną. 

Kiedy tylko opuszczaliśmy budynek, w którym mieściło się kino, skierowaliśmy się do centrum miasta, gdzie planowaliśmy zjeść obiad. 

Mój ojciec i jego dziewczyna Margaretka trzymali się za ręce. Po cichu o czymś rozmawiali, rzucając w moim kierunku uśmiechy. Szedłem na tyle, ile mogłem nieco bardziej z przodu, aby moi opiekunowie poczuli się nieco bardziej swobodnie. Ja zaś sam nieco rozmyślałem. 

Tak!! Znowu przyszła mi do głowy Marinette i cały ten dylemat związany z Martinem i jego podłym zachowaniem. Pomimo moich usilnych starań wyrzucenia tego z głowy i skupieniu się na czymś innym, ciągle czułem te wyrzuty. A to miał być dopiero preludium do tego, co miało się dziać dalej. 

Wkrótce dotarliśmy do restauracji, znajdującej się właśnie w okolicach Pól Marsowych. Zarezerwowaliśmy stolik w pobliżu okna, aby móc podziwiać okoliczną panoramę, w tym słynną wieżę Eiffla. 

Wszyscy zamówiliśmy sobie filet drobiowy z ziemniakami oraz surówką. Oprócz tego domówiłem sobie ciepłą herbatę, natomiast tata i opiekunka kawę. 

- Synku - zaczął Gabriel.

- Tak, tato? - zapytałem.

- Jak ci się podoba na wspólnym wyjściu?

- Jest naprawdę ok. Czuje się jak za dawnych czasów, choć nie wszystko pamiętam z tamtego okresu. 

Ojciec i Marguerite popatrzyli na mnie z uśmiechnietą miną, po czym tatuś rzekł:

- Cieszę się, że mogliśmy poprawić ci humor. Widzimy, że od momentu kiedy zostałeś napadnięty, strasznie się zamknąłeś na nas. 

To była niestety prawda. Od momentu kiedy Martin ze swoją bandą chciał mnie pobić, naprawdę mocno się wystraszyłem. I to tylko dlatego, że odkryłem straszną prawdę. 

- Możesz powiedzieć mi synu, czy Martin dalej ci dokucza?

- Niestety tak - odparłem smutno.

Moi rodzice spojrzeli na siebie, po czym rzekli:

- Widzimy, że ostatnio coś dzieje się niepokojącego w twoim życiu. Ostatnio tak bardzo bałeś się jechać na policję, kiedy wracałeś z Gabrielem. Przeszedłeś załamanie nerwowe- powiedziała Margaretka. 

- Jeżeli chcesz, możemy przenieść cię do innej szkoły - dodał mój ojciec. 

- Martin zna tutaj niemalże każdą osobę. W żadnej szkole w Paryżu nie będę mieć spokoju. Poza tym, tutaj nie chodzi o mnie.

- To o kogo? - zapytali.

Nie zdążyłem im odpowiedzieć, bo przyszła kelnerka z naszym obiadem. Temat momentalnie się urwał. I szczerze, wolałem do niego nie wracać. 

Wzięliśmy się za jedzenie.

***

Pov. Narrator

- Mam dość - powiedział zmęczony strażnik do Wayzza - Nie dam dłużej rady.

- Nie możesz się poddawać, Mistrzu! 

- To już jest dziesiąta próba. Ciągle mi nie wychodzi. Połączenie tych wszystkich składników jest o wiele trudniejsze, niż przypuszczałem. 

- Może potrzebujesz pomocy? Na przykład ściągniesz posiadaczkę Miraculum Biedronki? - zapytało stworzonko.

- Dzisiaj jest niedziela. Niech młodzi odpoczywają, dopóki nie ma zagrożenia.

- To co zamierzasz?

- Skorzystam z pięknej pogody i przespaceruje się po stolicy. Może wpadnie mi do głowy jakiś pomysł. 

- Dobrze, panie. 

Mistrz skinął głową na znak potwierdzenia swoich słów, po czym rozpoczął szykować się do wyjścia. 

*** 

Pov. Felix

Skończyliśmy jeść obiad. Uregulowaliśmy rachunek, po czym wyszliśmy z pięknej, przestronnej knajpki. 

Dochodziła już godzina 14. Następnym punktem naszego planu był spacer, a kierowaliśmy się w stronę cmentarza, gdzie pochowana była moja mama. Zdaję sobie sprawę, że był to smutny punkt naszej wycieczki, lecz nie mogłem przestać o niej zapomnieć. W końcu była moją mamą, która zginęła dawno temu przez jakiegoś wariata. 

Szliśmy powolnym i spokojnym krokiem. Margaretka i mój tata dalej ze sobą cichutko rozmawiali, śmiejąc się i razem bawiąc. Patrzyłem na nich i lekko się wzruszyłem. Naprawdę dobrana była z nich para. Ona miła, pracowita i uczciwa, a on szarmacki i troskliwy. Byłem dumny z mojego taty, że znalazł taką dziewczynę. Na pewno będzie moją dobrą, przybraną mamą, której tak bardzo potrzebowałem. 

Tak się zamyśliłem, że przez chwilę straciłem kontakt z rzeczywistością. Zatopiłem się, mówiąc kolokwialnie, w swoich marzeniach, ale też obawach. 

Ja również zauważyłem, że od jakiegoś czasu Władca Ciem przestał dokonywać tak częstych ataków. Tylko głupi nie wie, że jest to jakiś sygnał, który powinien wzbudzić czujność. Byłem pewny, że "motylek" coś knuje. Tylko nie wiedziałem jeszcze wtedy, co to takiego.

I tak szliśmy sobie, podziwiając miasto, widząc mnóstwo wycieczek, oraz duże ilości turystów. 

Jednak wśród nich dostrzegłem bardzo znajome sylwetki. Zbliżały się w naszym kierunku. 

Z dalekiej odległości nie mogłem dostrzec, kto to był. Dopiero, gdy podeszli bliżej, zamarłem.

To była Marinette, wraz z Martinem. Tulili się. Szli spokojnym krokiem. Mogłem wywnioskować, że najprawdopodobniej kierowali się w kierunku mostu Pont des Arts. 

Wraz z zauważeniem dziewczyny, te przeraźliwe myśli, które tak próbowałem nieudolnie tłumić przez cały dzień, wróciły z zdwojoną siłą. Te wyrzuty, wspomnienia napawały mnie strachem. 

Najgorsze w tym wszystkim było to, że najprawdopodobniej nie unikniemy konfrontacji. Dosyć niespodziewanej, która spadła jak grom z jasnego nieba. 

Pamiętam wtedy, że niczym potulny baranek, wycofałem się do swoich opiekunów. Szliśmy razem, dopóki do nas nie podeszli. 

- Cześć Felix! - rzekł Martin i się podle uśmiechnął.

Marinette również uśmiechnęła się. Ukryłem twarz w płaszczu ojca. 

- Zostaw mojego syna w spokoju! - odpowiedział mocno.

- O co panu chodzi? Chciałem się tylko przywitać. - powiedział niewinnie.

- Pff. Akurat. Tak jak w szkole się z nim witasz, ze swoją bandą, co nie?

- To są pomówienia. 

- Wynoś się stąd! Odczep się od mojego syna, raz na zawsze! - zmierzył go ostrym spojrzeniem. 

Margaretka chwyciła za rękę mojego tatę i przez swój dotyk próbowała go uspokoić. Byłem pewny, że gdyby chciał to by rozszarpał tego chłopaka na miejscu.

- Chodź Marinette- usłyszałem cichy szept Martina - nie ma, co tracić czasu. Jeszcze tyle miejsc jest do zobaczenia. 

Odeszli w przeciwną stronę. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Mój tata postawił się jego bezczelności i niczym prawdziwy heros bronił mnie przed nim. Byłem niezwykle dumny z mojego taty. 

Jednak myśli wcale nie przestały mi kotłować. Nie poczułem tej ulgi, jak wczoraj, gdy Nino poznał moją tajemnicę. Pragnąłem wrócić i krzyknąć do Marinette, co on wyprawia, ale nie miałem odwagi. Czułem, że zawiodłem....

Oto kolejny dla was rozdział! Mam nadzieję, że się wam spodoba.  



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro