Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

30.

Pov. Marinette

Nadszedł ten dzień, na który czekałam od dwóch tygodni. Dzień, który mocno ma odmienić moje życie.

Jak dobrze wiecie, zostałam zaproszona przez Martina w roli osoby towarzyszącej na wspaniałe wesele jego wujka. Miałam zostać już wtedy przedstawiona oficjalnie jako jego dziewczyna, a co najważniejsze, mogłam wspólnie z nim i jego rodziną czas. 

Przygotowywałam się od samego rana. Najpierw zjadłam obfite śniadanie, po czym zaczęłam się kąpać. W czasie mojej kąpieli wiele rozmyślałam na temat mojego chłopaka, mojej przyszłości. Rumieniłam się. 

Wróciłam myślami do mojej pierwszej randki (patrz rozdział 23), kiedy Martin zaprosił mnie do Tower Ice Rink w Paryżu. Było bardzo pięknie. Pyszny obiad, pierwszy taniec do mojego ulubionego utworu Eda Sheerana "Perfect", potem wielka bitwa na śnieżki i włóczenie się po Polach Marsowych. Widoki na księżyc, spadające gwiazdy, fajerwerki. Nasze wspólne słowa. Rozmowy w samochodzie.

Te myśli tak mi zaprzątnęły głowę, że niczego nie robiłam, aż w końcu oprzytomniałam. Wpadłam w panikę, kiedy spojrzałam na mój wodoodporny zegarek, wskazujący, że siedziałam w wannie od pół godziny. Zaraz wyskoczyłam jak oparzona i rozpoczęłam się ubierać w nowy zestaw ubrań. 

Sukienka, wisiorek na szyję, nowy płaszcz, gdyż w lutym jeszcze było dosyć chłodno. Wymodelowałam sobie włosy, nałożyłam warstwę kremu i oczywiście zastosowałam lekkie, o pięknym zapachu róży,  perfumy. Byłam gotowa do wyjścia.  

Kiedy nadeszła 12.00, pod mój dom podjechał w swojej limuzynie Martin Roth. Ślub w kościele zaczynał się o 14, ale bardzo mu zależało, aby na miejscu być nieco wcześniej. Rozumiałam to. W końcu on również się stresował nadchodzącym weselem, zwłaszcza, że został wybrany na odczytanie drugiego czytania Ewangelii, słynnego listu św. Pawła. Byłam dumna, że on dostąpił tego zaszczytu, jednak widziałam jak był mocno zestresowany. Uspokoiłam go, dodałam otuchy, że da sobie radę. Wyruszyliśmy w drogę.  

Ślub miał odbyć się w Nemours, miejscowości oddalonej na południowy wschód od Paryża o jakieś 86 km za drogą. Ruch był dosyć spory, więc tym bardziej zrozumiałam mojego chłopaka, dlaczego się tak śpieszył.

***

Pov. Felix

Patrzyłem w okno. Szczerze nic mi się nie chciało. Padał śnieg, przez co widoczność była znacząco pogorszona, tak, że nic nie widziałem. Ale co tam. To bez znaczenia.

Przypomniałem sobie moment, kiedy widziałem, jak Martin zdradzał Marinette i "robił to" na moich oczach. To jest mega przerażające, kiedy nic nie mogłem zrobić, nawet odwrócić wzroku. Wiedziałem, że było to swoiste dręczenie psychiczne, bo od momentu, kiedy odkryłem piorunującą tajemnicę związaną z niby "cudownym, wspaniałym" chłopakiem dziewczyny, to musiałem za to zapłacić zwielokrotnioną cenę. 

Była jednak jedna rzecz, która mnie cieszyła. Mój tata chodził z Margaretką już kilka miesięcy i póki co stanowili naprawdę zgraną parę. Praktycznie nie kłócili się wcale. Wszystko rozwiązywali polubownie i stanowili doskonały przykład pięknej miłości. Gdyby tylko wiedzieli, co ja czułem...

Popatrzyłem w górę, tam, gdzie najprawdopodobniej  była teraz moja mama. Przypomniałem sobie pewien sen, kiedy powiedziała mi, że Biedronka odegra znaczącą rolę w rozwiązaniu tej mrocznej zagadki, która co jakiś czas nie dawała mi spokoju. Ja bardzo pragnąłem poznać prawdę. Chciałem stanąć twarzą w twarz, z tym kierowcą, który zabrał naszej rodzinie szczęście. Ale póki co, moja relacja z nią, nie była najlepsza...

Pomyśleć, że miłość to taki kalejdoskop uczuć. Najpierw kogoś kochasz mocno, pragniesz być lepszym. Potem ta osoba cię zawodzi, a następnie nieudolnie przeprasza. Dalej byłem wściekły na moją partnerkę "z patrolu", ale starałem się chociaż utrzymać te relacje na tyle, aby móc dalej walczyć z Władcą Ciem i jego złoczyńcami. 

Coraz częściej za to zacząłem myśleć o.... Marinette. To było dla mnie wręcz niedorzeczne, patrząc na mój obecny stan fizyczny, ale pomimo tego poczułem, wraz z tą piorunującą niewiernością Martina, chęć zadbania o jej godność i bezpieczeństwo. Dlatego dalej byłem przybity. Na tyle, że nawet dźwięk telefonu nie wzbudził we mnie zainteresowania. 

*** 

Pov. Narrator

- Witam! Tu Felix! Niestety nie mogę teraz odebrać. Ale to nic takiego. Zostaw wiadomość. (xd)* PIK PIK!

- Felix!  Jesteś taki niemrawy od jakiegoś czasu, co wzbudza mój niepokój. Wierz, że możesz mi wszystko powiedzieć. Zaczynam się martwić. Odbierz ten cholerny telefon!- krzyczał Nino. Przerwał mu głos automatycznej sekretarki.  

- Czas nagrania wiadomości się skończył. Przekażemy ją do adresata. Życzymy miłego dnia! PIK! PIK!

Połączenie zostało zakończone. 

Nino już próbował skontaktować się z nim od godziny, jednak za każdym razem włączała się ta głupia poczta głosowa. Bardzo go to niepokoiło, zwłaszcza, że jego przyjaciel od razu odbierał telefon. Domyślał się, że coś było nie tak. Felix w ostatnim czasie był bardzo zamknięty w sobie i trudno było cokolwiek z niego wyciągnąć. Tak, jakby się czegoś lub kogoś obawiał. 

Chłopak postanowił odwiedzić swojego przyjaciela. Znał jego adres zamieszkania, więc nie było to problematyczne. 

Zanim jednak ruszył, zadzwonił jeszcze do Alyi. Opowiedział jej co nieco o swoich obawach o nastolatka, a ona go zrozumiała i wsparła. "Uzbrojony" w tą odwagę, jaką wlała w niego jego ukochana, z bojowym zadaniem wsparcia przyjaciela ruszył w kierunku domu blondyna.

***

Pov. Marinette

Dotarliśmy na miejsce, gdzie miała odbyć się piękna, bardzo wzruszająca uroczystość. Kościół w Nemours  był bardzo starym obiektem sakralnym, który powstał w 1170 r. jednak przechodził wiele zabiegów renowacyjnych, już w XIV-XVI w. i XIX w. Również i teraz prowadzone były kolejne pracę konserwatorskie budynku, aby dalej była w dobrej kondycji ta piękna perełka architektoniczna. 

Skąd posiadałam taką wiedzę? Przed wyjazdem na tą uroczystość,  postanowiłam z ciekawości, co nieco poczytać o tym wspaniałym obiekcie, gdyż zawsze interesowały mnie miejsca, w których miałam okazję być po raz pierwszy i kochałam zapoznawać się z ich historią. Pozwalało mi to wczuć się w tamte czasy, wręcz niemal odtwarzać historię w swojej głowie. Być może dlatego miałam takie dobre oceny z tego przedmiotu. 

Kończąc mój wywód, kiedy dojechałam wraz z moim chłopakiem na miejsce, oczekiwaliśmy na parę młodą, która miała się pojawić w przeciągu kilku minut. Pogoda na szczęście dopisywała, choć w oddali mogłam dostrzec ciemne chmury, jakie najprawdopodobniej wisiały nad Paryżem. 

Wtedy nastąpiło to.... Na dziedziniec kościelny wjechał piękny samochód ozdobiony kwiatami, wstążkami ślubnymi. Pojazd był śnieżnobiały, a szyby lekko przyciemnione. Prezentował się wytwornie i naprawdę szykownie, który podkreślał, z jakiego rodu wywodził się Martin. 

Trzymając piękny bukiet kwiatów w rękach, z limuzyny wysiadła brązowowłosa, zgrabna, szczupła, w długiej powiewającej falbankami białej sukience, z bufiastymi rękawami panna młoda. Po jej minie można było zauważyć, że odrobinę się denerwuje, co doskonale rozumiałam. W końcu uważam, że ślub jest najpiękniejszym wydarzeniem w całym naszym życiu, kiedy ktoś, kogo kochasz, cenisz, przysięga dozgonną miłość, wierność i uczciwość. Zaczęłam nawet lekko fantazjować i wyobrażać, kiedy to ja będę stać na jej miejscu, w równie pięknej sukience, z moją miłością życia u boku. 

Musiałam jednak wrócić do rzeczywistości. Goście oraz para młoda powoli wchodzili do kościoła, a my tuż za nimi. Miała się za chwilę rozpocząć piękna ceremonia. 

***

Pov. Narrator

Mistrz Fu cały czas wertował starożytny Grymuar, od momentu, kiedy Marinette mu go przekazała. Miał nadzieję, że uda mu się znaleźć jakąś recepturę, która mogła nieco ułatwić walkę bohaterów z coraz silniejszymi antagonistami, którzy nawiedzali francuską stolicę, zwłaszcza, że od pewnego czasu, na mieście panowała cisza i spokój.

Strażnik nie chciał wierzyć, że Władca Ciem leży obecnie na Seszelach i opala swoje dupsko na słońcu, a już tym bardziej nie kupował wersji jego "poddania się". Takie przerwy mogły zwiastować tylko jedno. Nowy, mroczny plan na zdobycie dwóch najpotężniejszych miraculi. Dlatego to też dawało mu motywację, aby jednocześnie przygotować bohaterów na zwiększone ryzyko. 

Wystąpiło jednak kilka problemów. Pierwszym z nich był język, w jakim zapisany został Grymuar. Wang musiał co nieco przypomnieć starożytne tybetańskie symbole i znaki, tak, aby poznać składniki możliwych receptur. Zajęło mu to trochę czasu, ale w końcu rozszyfrował treść. 

Jednak wraz z eliminacją tej trudności, pojawił się następny kłopot. Tym razem dotyczył on samego sposobu pozyskania składników, które wymagane były do zwiększenia mocy naszym bohaterom. 

Staruszek przez chwilę myślał, aż w końcu postanowił wezwać swojego przyjaciela, Wayzza. 

- Potrzebuje twojej pomocy!- zaczął. 

- O co chodzi, Mistrzu?

- Powiesz mi, o co chodzi z tymi składnikami  i gdzie je zdobyć. Chciałbym przygotować Biedronkę i Czarnego Kota na nowych przeciwników, bo obawiam się, że Władca Ciem coś knuje.

- Rozumiem cię, Panie. Część tych składników niestety wymaga podróży, niekiedy w bardzo odległe regiony świata. Jednakże dzięki dzisiejszemu dostępu do wszystkiego, większość z ziół można nabyć po prostu w kwiaciarniach, czy sklepach zielarskich. Pamiętam czasy, że dawniej kwiaty i zioła wykorzystywano głównie w medycynie, a nie tak do ozdób. 

- Ja też poniekąd. Pomimo, że jestem nieco młodszy od ciebie.

Oboje wpadli w śmiech. Wang jako pierwszy się uspokoił.

- Chyba nawet wiem, gdzie będę mógł to kupić- powiedział staruszek do kwami - W końcu w Paryżu jest pewnie cała masa różnej maści kwiaciarni i zielarni. Pospaceruje trochę, świeże powietrze dobrze mi zrobi. A ty popilnujesz szkatułki. Mogę na ciebie liczyć?

- Owszem. Jesteś moim najlepszym przyjacielem od tylu lat. Jesteśmy w tym razem. Pomogę ci.

Mistrz się tylko uśmiechnął. Podszedł do wieszaka, gdzie wisiała jego kurtka zimowa w czerwone starożytne smoki oraz czapka i szalik ze wizerunkiem Wielkiego Muru Chińskiego. Wyszedł i zatrzasnął drzwi. 

***

Pov. Marinette

Trwała uroczysta msza ślubna w kościele. Patrzyłam z wielkim szczęściem na piękną parę młodą, która siedziała na samym przodzie. Martin czytał już  "Hymn o miłości" św. Pawła. Bardzo dobrze się go słuchało, odpowiednio dobierał tonę i barwę głosu, tak, aby brzmiało to akustycznie, jak powinno. Następnie ksiądz skierował kilka słów do nowożeńców, opowiadając im ze szczegółami o zobowiązaniach małżonków. Potem ze wzruszeniem słuchałam słów przysięgi ślubnej, pewnie tak jak większość uczestników. I nim się obejrzałam, oficjalna ceremonia się zakończyła. Razem z moim chłopakiem wyszłam z kościoła i czekaliśmy na wyjście z budynku wujka Martina i już jego nowej żony. 

Kilka osób przygotowało wyrzutnie z kwiatami, ryż oraz drobne monety. Według tradycji mieli oni tym obrzucić państwo młodych, aby się im dobrze powodziło. Wraz z ich wyjściem rozległa się muzyka. Każdy cieszył się i wiwatował, w tym także ja. Porobiliśmy zdjęcia, wręczyliście prezenty, składaliśmy życzenia. 

Przejechaliśmy na salę weselną, gdzie rozpoczęła się zabawa. Goście jedli, pili, popuszczali pasa, chlali, tańczyli. Niektóre z tych par były w podobnym do mnie wieku, co świadczyło o tym, że Martin miał naprawdę rodzinę. Trochę mu tego zazdrościłam, ale starałam się tego po sobie nie pokazywać. 

Potem nadszedł obiad. Ojciec Martina załatwił nam miejsce przy jego najbliższej rodzinie, co na początku strasznie mnie peszyło, ale z czasem czułam się coraz pewniej. 

Było około godziny 20, kiedy Martin niespodziewanie udał się w kierunku sceny. Bardzo mnie to zaskoczyło, ale nie chciałam pytać o co chodzi. Patrzyłam w jego kierunku, a on posłał mi tylko uśmiech, że aż się zarumieniłam. 

Nastolatek wziął mikrofon od prowadzącego i powiedział:

- Moi kochani! Drogi wujku, droga ciociu! Chciałbym z całego serca złożyć nowożeńcom, najserdeczniejsze życzenia. Dużo zdrowia, pomyślności na nowej drodze życia, spełnienia wszystkich waszych marzeń oraz szczęścia, które jest również bardzo ważne. Oprócz tego, pragnąłbym na tej scenie, coś ogłosić. Mam przyjemność przedstawić wam moją dziewczynę, Marinette i zadedykować jej piosenkę pt: Perfect, a was wszystkich zgromadzonych zaprosić do tańca. 

Wszyscy zaczęli bić prawo, a ja poczułam się wyjątkowo. Jeszcze nikt nigdy w życiu nie sprawił mi takiej niespodzianki.

Widziałam jak Martin podchodził do mnie, wyciągnął rękę, a nasze spojrzenia się spotkały. Jego błękitne oczy, niczym lodowe szafiry, hipnotyzowały mnie do tego stopnia, że lekko się uśmiechnęłam. Podałam mu moją dłoń i trzymając się za ręce, wyszliśmy na środek parkietu. Dookoła nas również zbierały się pary, chętne do tańca. Lekko przygaszono światła, a blask reflektorów oślepiał nas swoim białym światłem. Było tak.... romantycznie, że czułam się jak w bajce. Kiedy zabrzmiały pierwsze dźwięki mojej ulubionej piosenki, Martin wtulił się we mnie i zaczęliśmy wirować. Byłam pewna jednego. Ten wieczór na zawsze pozostanie moim pięknym wspomnieniem. 


***

Pov. Narrator

Tymczasem w Paryżu....

- Dzień dobry! - powiedział staruszek. 

- Dzień dobry, panie Chien! - odrzekła kasjerka w sklepie zielarskim. - Czego pan potrzebuje?

- Macie może państwo herbatę ziołową z Tybetu? Dowiedziałem się, że jest bardzo dobra na trawienie. 

- Oczywiście. Zaraz pójdę na zaplecze i przyniosę panu opakowanie. Wczoraj przyjechała świeża dostawa - powiedziała młoda kobieta z uśmiechem i zniknęła na tyłach budynku.

- Idealnie- pomyślał Mistrz Fu.

Chodził już po tych sklepach od ponad kilku godzin. Zdobył kilka składników, ale dalej stanowiła to mniejszość tego, co potrzebował do kilkunastu receptur. Ale to nic. Jeszcze jest trochę czasu.

Z myśli wyrwała go kasjerka, która wykrzyczała z kantorka.

- Zapakować panu?

- Tak, tak - szybko odparł strażnik.

***

Pov. Marinette

Było już po północy. Niedawno jedliśmy przepyszny tort weselny, były oczepiny, w trakcie których goście niemal przewracali się, co chwilę. Było naprawdę przyjemnie. Miałam nawet okazję rozmawiać z ciocią Martina. Była naprawdę miłą kobietą i szybko odnalazłyśmy wspólny język. Mogliśmy przegadać pół nocy, ale ona musiała wracać do pana młodego. 

Jednak wraz z kolejnymi minutami, przyjemne, ciepłe wesele, zaczęło zamieniać się w gorzelnię. Niektórzy się awanturowali i ochrona siłą ich wyciągała. Inni dalej chlali, a jeszcze inni pod stołami spali. Na szczęście Martin zaproponował, abyśmy ulotnili się z tej sali. (ale Mickiewiczem poleciałem) Jeżeli miałabym być szczera, odetchnęłam z ulgą. Ruszyliśmy korytarzem, który swoją drogą miał staromodny, lecz piękny wystrój. Powoli zmierzaliśmy ku wyjściu, lecz nie wiadomo dlaczego, mój chłopak zaciągnął mnie do przymierzalni, gdzie goście odkładali swoje ubrania. Obecnie nikogo tam nie było, gdyż większość gości była na sali lub w toaletach. 

- Martin! A dlaczego przyszliśmy tutaj? Przecież.... My swoje rzeczy mamy w drugiej przymierzalni. 

- Wiem, kochanie. Prosiłaś, aby wyjść z tamtej dusznej sali, pełnej rozpitych "gości". Zaprowadziłem nas w obecnie przestronne i wygodne miejsce. 

Spojrzałam zagadkowego na blondyna, ale ten się tylko uśmiechnął. Zaczął się do mnie zbliżać, a ja zdezorientowana zaczęłam się cofać, aż w końcu natknęłam się na ścianę. 

- Spokojnie, Marinette. Nie chcę zrobić ci krzywdy. - Nim cokolwiek zdążyłam odpowiedzieć, chłopak pocałował mnie. 

Jego pocałunek był dłuższy, niż te jakie wymienialiśmy między sobą w szkole. Mogłabym wręcz powiedzieć, że stał się natarczywy, a nawet brutalny. Jego ręce błądziły po moim ciele, co nie bardzo mi odpowiadało. Postanowiłam to przerwać. Odsunęłam głowę i powiedziałam:

- Martin, przepraszam cię..... Nie jestem na to gotowa... Dla mnie to za wcześnie....

Niebieskooki spojrzał na mnie z żalem, ale wiedziałam, że zaakceptuje moją decyzję.

- Rozumiem cię. Poczekam tyle, ile będziesz potrzebować. 

Podszedł do mnie i przytulił się. Byłam uradowana, że zaaprobował moją wolę i nie był jak inni. 

*** 

Pov. Felix

Na dworze padał coraz mocny i gęsty śnieg, co wprawiało mnie w jeszcze większy dołek psychiczny. Patrzyłem się w okno i sam nie wiem, czego wypatrywałem. Odpowiedzi, czy kolejnych pytań?

Jaki sens ma życie, jeżeli inni ciągle ci uświadamiają, że jesteś niczym, wyrzutkiem, odpadkiem, osobą zbędną w społeczeństwie. Nawet jakby człowiek chciał się uśmiechnąć, pocieszyć się, zdaje sobie sprawę, że nie ma powodu. Z mojego zamyślenia wyrwał mnie ojciec, który przez drzwi oznajmił mi, że przyszedł mój przyjaciel, Nino.

Byłem nieco zaszokowany, że chciał się do mnie pofatygować osobiście, skoro mieszkał trochę dalej od nas, ale ucieszyłem się jakoś na jego widok. Wszedł do mnie do pokoju. Po raz pierwszy miał okazję zobaczyć, jak mieszkam. 

- Hej Felix! - odrzekł do mnie na powitanie.

- Cześć - odpowiedziałem mu niezbyt chętnie. 

- Co się dzieje Felix? Próbuje się do ciebie dodzwonić od kilku godzin, a ty nie dajesz znaku życia. 

- Sorki- palnąłem- zamyśliłem się...

- Coś się stało, prawda? - zapytał mnie mój przyjaciel.

Tak... Stało się. Byłem świadkiem, jak Martin zdradzał  Marinette z Lilą, a ja nic nie mogłem zrobić, wręcz byłem zmuszany patrzeć na to widowisko. Bałem się o tym powiedzieć mojemu przyjacielowi. 

- Nic się nie stało, Nino. 

- Przestań kłamać, proszę cię- odrzekł na to chłopak- już od ostatniej imprezy mikołajkowej, zachowujesz się dziwnie, a przecież nie pamiętam, abyś jakoś wtedy się smucił. Co się stało? 

Naprawdę chciałem mu to powiedzieć, bo w końcu byliśmy kolegami, lecz to naprawdę ciężkie. 

- Możesz mi zaufać, naprawdę - dodał mi otuchy Nino - jeżeli będziesz chciał nikomu nie powiem....

- Nie o to chodzi. 

- To o co? - zapytał. 

Westchnąłem tylko ciężko. 

- Chodzi o Martina, co nie?

Dla potwierdzenia kiwnąłem głową, że tak. 

- Co tym razem ci zrobił? Powiedz  mi proszę. 

- Mi? Mi nic!!! - wykrzyczałem. Byłem już po naprawdę silnymi złymi emocjami. Postanowiłem się jednak uspokoić, bo wiedziałem, że Władca Ciem mógł to potencjalnie wykorzystać. 

- Wtedy.... Na tej imprezie mikołajkowej, poszedłem na chwilę do łazienki. Usłyszałem dziwne jęki i silne westchnięcia. Nie wiedziałem, co się dzieje, więc postanowiłem się ukryć. Zobaczyłem....

- Co zobaczyłeś? - zapytał Nino.

- To jest bardzo ciężkie dla mnie - odparłem - i nie wiem, co mam z tym zrobić. 

- Razem coś wymyślimy. Proszę, wyrzuć to wreszcie z siebie....

- Martin.... zdradził.... Marinette.... z Lilą Rossi  - wyjąkałem. 

***

Pov. Narrator

Było już po drugiej w nocy. Martin siedział w swoim pokoju, po weselu, jakie zakończyło się masową gorzelnią. Pomimo tego, był mega wściekły swoją porażką. Dziewczyna nie uległa mu, a on tylko się upokorzył, jak na niego nie przystało. 

- Jeszcze cię zdobędę.....

---

Hola, hola,  po długiej przerwie, spowodowanej moim śmierdzącym lenistwem. Cieszę się, że was widzę i mam nadzieję, że będę mógł pisać dalej. Chcę was poprosić o zostawienie gwiazdki, na pewno będzie mi bardzo miło i możecie jak to zawsze pisać propozycję na nowych złoczyńców i ich moce. Dziękuje za wytrwałość!

Do następnego!

*Niech ktoś zgadnie, z jakiej to bajki xD :)


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro